Często komentowane 55 Komentarze

Operation Flashpoint: Red River – recenzja

Operation Flashpoint: Red River – recenzja
Jest takie angielskie słowo "rant", które według słownika tłumaczy się na "wygłaszanie tyrady", ale tak naprawdę oznacza po polsku to, co mówisz wtedy, kiedy coś cię bardzo wkurzyło i musisz się po prostu wyładować. Berlin zna to angielskie słowo. Napisał tę recenzję Operation Flashpoint: Red River....

Operation Flashpoint: Red River
wersja testowana: PC, j. angielski

Pamiętam pierwsze Operation Flashpoint. Było trudne, ogromne i ładne na tyle, że mój ówczesny komputer sobie z nim absolutnie nie radził. Pamiętam, że nie wierzyłem, że w jakiejś grze można umierać od jednego strzału i nie rozumiałem za bardzo walk taktycznych – jakim cudem mam się chować po kątach zamiast iść prosto i nie ściągać palca z lewego przycisku myszki? Od tamtej pory twierdziłem, że jestem za głupi na taktyczne walki w czasie rzeczywistym (bo turowe to całkowicie inna bajka), ale postanowiłem, po tych wszystkich latach, w końcu zmierzyć się ze swoimi demonami. Co zostało z tej gry, którą pamiętam w jej najnowszej odsłonie? Śmierć po jednym naboju, nic więcej.

SEMPERFAJ, GNOJU
Słysząc stwierdzenie: „Fabuła w grze wojennej” mam ochotę uderzyć kogoś w twarz i krzyknąć: „Nie interesuje mnie to! Daj mi strzelać!”. Nie chodzi oczywiście o to, że strzelaniny to jakiś untergatunek, który jest trochę przygłupi – co to, to nie! Zawsze dobrze jest przecież wiedzieć, czy uczestniczę właśnie w Chwalebnej Amerykańskiej Operacji Wojskowej Numer Jeden, czy może Równie Chwalebnej Operacji Numer Dwa. Nie mam po prostu ochoty słuchać o tym wszystkim na siłę.

Tym bardziej, kiedy próbuje mi te treści sprzedać natchniony aktor udający wojskowego po tracheotomii. Przecież siedzę przed komputerem i gram w gry wojenne właśnie dlatego, żeby nie słuchać wrzasków człowieka, któremu testosteron mózg zalał i nie czuć narastającej frustracji, że wykonuję rozkazy wydawane przez kretyna.

Niestety w Operation Flashpoint: Red River nie ma wyjścia – trzeba się nasłuchać, bo to jedna z tych gier, które próbują zainteresować gracza swoją fabułą. Scenarzyści byli z niej na tyle dumni, że wepchnęli cut-scenki (o których później) gdzie tylko się dało i napisali tyle fascynujących dialogów, że chwała Bogu za znaczniki „idź 20 metrów w prawo„, bo bez nich można się pogubić w powodzi słów. A kiedy już zaczynasz słuchać tych dialogów, stężenie głupoty dochodzi w nich do poziomu krytycznego.

Niemniej jednak: w niemożliwych do przeskoczenia cut-scenkach, w wielokrotnych przerwach w rozgrywce, w niekończących się dialogach i w filmikach, które przełączyć na szczęście można, Operation Flashpoint: Red River próbuje sprzedać jakąś historię. Jest to opowieść o fikcyjnym konflikcie w Tadżykistanie, cośtam cośtam, gdzie do walki dołączają Chińczycy, cośtam cośtam, a na końcu tylko i wyłącznie twardzi amerykańscy marines mogą uratować sytuację. Coś tam coś tam. Było wcześniej? Było. No więc możemy przestać zawracać sobie głowę i przejść do tego, co ważne. Strzelania.

LET THE BODIES HIT THE FLOOR, UHH
Jak na taktyczny FPS, którym Operation Flashpoint: Red River usiłuje być, jest z tym strzelaniem bardzo kiepsko. Rozgrywka nie polega niestety na obmyślaniu skomplikowanych taktyk i obchodzeniu bazy wroga od tyłu, żeby mieć jak ustrzelić tego gnoj… snajpera na wieży. Nie. Opiera się na tym, żeby jak najszybciej zamontować w karabinie celownik snajperski, stanąć w bezpiecznej odległości od akcji i mordować frajerów ze skośnymi oczami, którzy nie przejmują się tym, że są na wojnie. Ale zanim…

Na początku trzeba strzelać do ludności tubylczej Tadżykistanu: są tu ubrani w szmaciane worki w kolorze otoczenia idioci, którzy z wielką radością krzyczą najpierw w językach, a potem dopiero podnoszą broń. Wychodzą prosto tam, gdzie akurat masz ochotę strzelić, a kiedy uda ci się zaskoczyć napisany dla nich skrypt zbyt szybko podchodząc na, powiedzmy, trzy metry od nich, to… masz jeszcze czas, żeby odpalić papierosa i poskarżyć się na Twitterze, że coś chyba jest z tą grą nie tak. Wyćwierkałeś? No to dobrze, bo wróg właśnie się ocknął. Jednocześnie… wrogowie są chyba snajperami szkolonymi przez służby specjalne (w dwojakim znaczeniu tego słowa), bo co prawda nie potrafią trafić z czterdziestu metrów, ale chętnie odstrzelą ci głowę z pół kilometra. Czasami miałem wrażenie, że Operation Flashpoint: Red River generuje te wszystkie strzały przypadkowo, żeby zbudować jakieś napięcie, ale to chyba byłoby już nie w porządku. Prawda? Chociaż co ja tam wiem o „modern game design methodologies„…

Gdzieś tak w okolicach połowy gry miejsce mieszkańców pustyni zajmują Chińczycy. Jest ich, jak uprzejmie zawiadomił mnie jeden z kierowanych przez komputer kolegów z drużyny, dużo więcej niż nas – nawet trzydziestu na jednego. Nic więc dziwnego, że wychodzą z założenia, iż w kupie siła i nie przejmują się tym, że właśnie stoją na otwartej przestrzeni i można ich wystrzelać jak kaczki.

Dlatego też Operation Flashpoint: Red River nie jest FPS-em taktycznym, tylko podrzędną strzelaniną, w której element taktyczny opiera się na tym, że twórcy rozmieścili przeciwników w miejscach, które potrafią zaskoczyć. Czasami trzeba ich zajść od lewej, czasami od prawej, ale w gruncie rzeczy i tak gra się w to, jak w każdy inny shooter. Nie, skłamałem, gorzej.

Cały single-player polega na chodzeniu do przodu, mordowaniu określonej ilości wrogów i wsiadaniu na wojskowego dżipa, który wiezie na kolejną misję, żebyśmy mogli pochodzić trochę dłużej i postrzelać jeszcze więcej.

COWBOYS FROM HELL, TADAM
Skoro ustaliliśmy już, że Operation Flashpoint: Red River nie jest dobrym FPS-em taktycznym, trzeba ustalić też kolejną rzecz: nie jest nawet dobrym FPS-em. Oczywiście, w pewnym stopniu, wszystko co ma ładną grafikę i ładne animacje buchającej z wrogów krwi jest przyjemną strzelaniną, ale w czasach wielkiej wojny o pieniądze graczy to już nie wystarczy.

Otóż: Operation Flashpoint: Red River jest grą, którą ktoś obmyślił pod kątem kooperacji. W oczywisty sposób znaczy to tyle, że twórcy czują się usprawiedliwieni dając ci za towarzyszy w single playerze bandę kretynów. Kiedy mówisz im: „Chodźcie za mną„, to idą. Ale nie pomyślą że należałoby kucnąć, kiedy kucasz. Kiedy wychodzisz za róg i umierasz od naboju wystrzelonego przez stojącego metr od ciebie wroga… nikogo to nie obchodzi, a twoi koledzy idą za tobą na rzeź, więc nie ma kto cię uleczyć i wracasz do checkpointa. Wydawanie komend innych niż: „Idź za mną”, czy: „Zostań tutaj” nie ma sensu – jako tako kompani rozumieją jeszcze „osłaniaj mnie ogniem zaporowym„, pozostałe komendy musiały być najwyraźniej przerabiane na poligonie akurat wtedy, kiedy twoi kumple mieli biegunkę po grochówce.

Co jeszcze sprawia, że Operation Flashpoint to przeciętny FPS? Na przykład to, że armia amerykańska działa tylko i wyłącznie na skryptach i nie potrafi zatrąbić, kiedy wchodzisz pod koła ich dżipa. Jest w stanie powiedzieć ci, że przerobi pałeczki, którymi pożywiają się Chińczycy na zapałki, ale nie jest w stanie poinformować cię, że kierowca zaraz cię rozjedzie. Problem w tym, że przejechany przez samochód żołnierz zostaje natychmiastowo uśmiercony – a jeśli jesteś nim ty – zaczynasz od checkpointu.

I to jest kolejny problem: nie wiem kto tak bardzo nienawidzi ludzkości, że pakuje do FPS-ów checkpointy i nie pozwala zapisywać w trakcie misji. Kiedy samochód przejedzie cię trzydzieści metrów od kolejnego punktu zapisu, wracasz na początek misji. Kiedy zmarnujesz pół godziny trafiając wrogów prosto we łby, a jeden z twoich kolegów z drużyny wejdzie ci pod celownik i nieopatrznie zrobisz mu dodatkowy otwór w głowie, wracasz na początek misji. Kiedy przez przypadek wejdziesz pomiędzy góry, a krzaki i zaklinujesz się, bo marines nie potrafią skakać, a gra w tym momencie postanowi się zapisać to powodzenia w marnowaniu kolejnej godziny zaczynając misję od początku. Ja się nie zgadzam na takie „traktowanie” – jak na konsolach nie da się zrobić normalnego systemu zapisu, to niech gracze konsolowi cierpią z tego powodu, a nie ja.

Jeżeli więc z taktycznego FPS-a, który nie jest taktyczny zabierze się jeszcze co-op, to zostaje już tylko zwykły shooter. Jako, że porządnym shooterem Operation Flashpoint: Red River nie jest, to zostaje… co?

Zostaje cała prawda o grze, która wygląda tak naprawdę w ten sposób:

I to nie są żarty. Misje w tej grze opierają się na jeżdżeniu dżipem po pustynnych drogach i słuchaniu muzyki, która mogła by znaleźć się na soundtracku do Tony Hawk’s Pro Skater (ale o tym później). Jeżdżenie dżipem to mniej więcej 30-40% długości każdej z misji w zależności od tego, jak dobrze umiesz strzelać i jak szybko umiesz biegać. Każda jazda to cut-scenka, w której twój dowódca bełkocze o czymś, co jest tak niemiłosiernie głupie, że nie da się tego słuchać.

Przykładowa misja z końca gry wygląda tak: jedziesz dżipem, wysiadasz żeby zestrzelić piętnastu chińskich wojowników, którzy nie boją się śmierci i stoją przed workami z piaskiem, wsiadasz do dżipa i jedziesz zastrzelić kolejnych. Prawda – nie ma w trakcie tego wszystkiego ekranów ładowania, ale jeżdżenie dżipem jest po prostu ich gorszym ekwiwalentem. Wystarczającym, żeby pociągnąć ewentualnego plusa na punkt w dół.

BĘDZIESZ TERAZ POMPKI ROBIŁ
Gry nie ratuje nawet multiplayer, pod który była robiona. W trybie sieciowej kampanii opiera się dokładnie na tym samym, co gra w single, ale przynajmniej nikt nie pałęta się pod nogami i wszyscy wiedzą, co mają robić. Niestety – po przejściu kampanii w trybie dla jednego gracza nic nie zmusiłoby mnie, żeby powtórzyć ją z kimkolwiek żywym. Ci sami wrogowie, w tych samych miejscach, te same długie chwile oczekiwania, żeby coś się zadziało skutecznie zniechęcają do dobijania się na serwery.

Do tego należałoby dopisać też prawdopodobnie misje dodatkowe, które Operation Flashpoing: Red River w rozgrywkach sieciowych ofertuje, ale to po prostu wariacje wokół tego samego, więc tak naprawdę niczym specjalnym nie są. Można wspomnieć natomiast o tym, że pięć razy podczas przechodzenia różnych misji zostałem wyrzucony z serwera przez problemy z hostem, kilka razy spotkałem człowieka któremu żal było 30 złotych na słuchawki z mikrofonem i psuł klimat niemiłosiernie szumiąc. Wolę odpalić po raz tysięczny de_dustCS-ie i:

a) mieć prawdziwą satysfakcję z trafienia jakiegoś hardkorowca w głowę
b) nie grać w upierdliwą, nudną grę słuchając jęczenia o tym, jakim jestem męskim ninja samurajem.

SYMPHONY OF DESTRUCTION
Wizualnie Operation Flashpoint: Red River nie powala. Tyle można powiedzieć na temat grafiki, więcej nie trzeba. Jest to kolejny shooter z typową dla gatunku grafiką, z typowymi mapami i modelami postaci. Animacje umierających są dramatyczne, bo jucha leje się z niemilców tak, jakby Chińczyków karmili krwią od dziecka, ale przy bogactwie tego całego systemu zabijania grafikom nie udało się dorobić animacji wsiadającego na dżipa żołnierza. Oni się w samochodach pojawiają magicznym teleportem. Poof!

Plus należy się, trochę, za muzykę, bo po kryjomu cały czas liczyłem na Drowning Pool w grze wojennej i je dostałem. Problem w tym, że u Michaela Moore amerykańscy żołnierze przyznali się do strzelania do ludzi z LET THE BODIES HIT THE <TSS TSS> FLOOOOOR na uszach, a nie… do jeżdżenia dżipem z muzyką ściszoną tak, jakby sąsiadom przeszkadzała. Muzyka w tej grze pojawia się tylko wtedy, kiedy wsiadamy do samochodu bo – przecież to taktyczny shooter – i nie może zagłuszać tego wszystkiego, co do nas mówią. Niestety na dżipie też się nie da nią zagłuszyć Sierżanta Naburmuszonego, bo nawet na największej ustawionej w opcjach głośności przeboje w radiu są cichsze od odgłosu sunących po pustkowiu kół samochodu.

Mówiłem już, że wspomniana piosenka trwa 3,5 minuty i zdążyła mi przelecieć cała podczas jazdy dżipem?

<TSS TSS>
Podsumowując to wszystko… Operation Flashpoint: Red River jest grą z kiosku za pięć złotych, a przynajmniej taką grą być powinno. Jeżeli pokochaliście poprzednią odsłonę, która zgarnęła całkiem dobre recenzje w prasie i ma dobrą opinię wśród graczy, to zostańcie przy niej. Jeżeli nie lubiliście serii Operation Flashpoint, to teraz też jej nie polubicie. Red River jest złe, ale działa. Dlatego należy mu się nie mniej, niż 5/10.

A na zakończenie jeszcze wybitnie dobrze pasujący w tym miejscu odcinek Cyanide & Happiness:


Ocena: 5/10

Plusy:

  • kiedy już dadzą ci pograć te 10 minut, to strzela się przyjemnie
  • jest to poprawna gra, która działa i się nie zawiesza
  • „Let the Bodies Hit the Floor”„Symphony of Destruction” jako podkład.
  • Minusy

  • naprawdę muszę sobie je jeszcze raz przypominać? Muszę? Proszę, nie…
  • 55 odpowiedzi do “Operation Flashpoint: Red River – recenzja”

    1. Uuu ale się grze dostało. Spodziewałem się co najmniej 8, ale i tak ma na niej nie zależało. Codemasters niech się lepiej Colinem zajmą a nie jakimś FPS-em. Za to recenzja fajna. Chyba pierwsza recenzja na stronie CD-a którą przeczytałem całą.

    2. Recka superancka <3

    3. Mi także recenzja bardzo się podobała. Grą jestem bardzo niemile zaskoczony, zamierzałem ją kupić, teraz te plany się zmieniły…

    4. Chyba najlepsza recenzja na cdaction.pl. Bravo dla autora, a po grze spodziewałem się typowego średniaka, a tu jest jeszcze gorzej, ale i tak mnie nie interesowała te gra wcześniej.

    5. Fajna recka choć samą grę oceniłbym na 7/10 😉

    6. Hub3rtFromW4rs4w 29 kwietnia 2011 o 21:27

      jezu jaka żenada|Berlin@ brawo za reckę

    7. bardzo fajna recka 🙂 z tym dżipem to mi niezłą akcje miałem razem z moja ekpia stalismy na srodku drogi (co jak sie okazalo bylo bledem) i niepostrzezenie od tylu zblizyl sie konwoj ktory nie omieszkal przywitac moich dzielnych chlopcow z tutejszym piachem, zginelismy chwalebnie pod kolami swojakow. Widocznie przewidzieli co nas czeka i postanowili nas wybawic:P jak dla mnie gra 6/10

    8. wojtekwlodyka28 30 kwietnia 2011 o 07:34

      Kolejna seria upada… Fajna recka

    9. Więcej Berlina!|@game – W sumie po przeczytaniu tekstu zastanawiam się czy aby 5/10 to trochę nie za dużo. Codemasters wyraźnie poszło z serią OFP w mainstream i o ile Dragon Rising wyszło całkiem niezłe, to teraz skończyło się klapą.

    10. Świetna recenzja!!!|A co do gry to nie wypowiem się na ten temat ponieważ nie grałem.

    11. Po tej recenzji wybaczam ci to co napisałeś w Portalu 2 o liniowości i ładowaniach brzydalu:)

    12. Ja dałem 4/10. Po prostu jeden z zawodów roku i totalna katastrofa. Dragon Rising było sto razy, STO RAZY lepsze.. Wolę zdecydowanie strzelanki od City Interactive niż Red River

    13. Berlin, Twoje recenzje miażdżą system! Szkoda, że nie ma ich w drukowanym CDA 🙁 A co do Codemasters to niech spadają robić nowe CMRy, to im lepiej wychodzi…

    14. Bardzo mi sie podoba, ze w CDA pojawil sie ktos, kto nie waha sie gry zrownac z blotem, o ile na to zasluzyla. O tym, ze gra bedzie najwyzej przecietna swiadczyla juz sama kampania marketingow, a wlasciwie jej brak. Ot, po prostu pojawila sie gra na rynku, o czym dowiedzialem sie dopiero, gdy zauwazylem link do recenzji Berlina. Gdyby tworcy wiazali z nia wieksze nadzieje, z pewnoscia kampania marketingowa trwalaby w najlepsze od co najmniej miesiaca.

    15. Pamiętajcie, że jest jeszcze ARMA, która wiernie kontynuuje prawdziwą serię OFP 🙂

    16. Berlin? Marsz do redakcji i pisać mi drukowane recenzje! Ale już! 😉

    17. Wreszcie recenzja, którą czyta się z naprawdę dużą przyjemnością. Szkoda że nie piszesz do drukowanego CDA Berlin…

    18. Pobieram, Berilin stał się dla mnie najlepszym redaktorem CDA. Wątpię niestety, że czasopismo odważy się na swoich łamach publikować teksty, w których wysokobudżetowe produkcje są w rzetelny sposób ocenione. Nie te czasy. W końcu Kane & Lynch 2 to gra 8/10 według redakcji CDA.

    19. Też go polubiłem 😛

    20. @temptation a nie według Huta przypadkiem? 🙂 Ja się nigdy z ocenami Huta nie zgadzam, bo nawet przecietne gry ocenia na 7+ 😛

    21. Co do Berlina to on mi nie pasuje do CDA, powinien pisać mega optymistyczne zapowiedzi, a nie , że djuknukem będzie porażką 🙁

    22. Patrzę sobie na Wasze komentarze i zgadzam się w pełni. Berlin naprawdę powinien pojawić się na łamach pisma. Kto wie, może ktoś znaczący czyta te nasze wypociny i jest w stanie załatwić dla autora recenzji jakąś małą posadę w redakcji?

    23. RockyDBP – HUT reprezentuje CDA, więc?:) Jeszcze raz piszę, że jestem jak najbardziej na TAK dla Berlina.

    24. ile razy można powtórzyć tytuł gry w tekście, no litości.. co, google słabe wyniki daje? Spoko koleś pisze ale momentami próbuje zbyt kozaczyć. niepotrzebnie.

    25. Berlin świetna recenzja, powinieneś zacząć pisać w drukowanym CDA. Wcześniejsza część bardzo mi się spodobała, świetnie się grało z kumplami, szczególnie nocne misje gdzie trzeba było się przekradać, szybko i bez zbędnej rozwałki wykonać zadanie i zmywać się do miejsca skąd nas zabierali. Po Red River oczekiwałem tego samego, jednak w RR boty są strasznie głupie (boty w DR przynajmniej wykonywały polecenia i nie plątały się pod nogami), fabuła taka sobie, taktyka ograniczona do minimum, ogólnie nie polecam

    26. Świetna recenzja. Odważna i bez owijania w bawełnę.

    27. doceniam recenzję, za coś, czego czasami brakuje – ogromne, wylewające się litrami (niczym jucha z zabitych w red river chinoli, =D) poczucie humoru.|’SEMPERFAJ, GNOJU!’

    28. świetnie napisana recenzja:)zycze powodzenia i wiecej takich recenzji:)

    29. Swietna recenzja:)

    30. Genialna recenzja. Aż chciało mi się pograć w pierwszego flashpointa – red river widzę, że badziewny, w dragon rising już nawet demko mnie odrzuciło. W dodatku polecam ściągnąć do niego (1szego flashpointa) mod ffur 2007 (gdzieś na filefroncie znalazłem, mod głównie graficzny, polecam także go spatchować) i załatwić sobie najnowszą wersję gry. Każualizacja gier to wg mnie złe zjawisko i dlatego wracam do starych produkcji, krórych kampania zajmuje przynajmniej 12 godzin a nie 5-6…

    31. Ja się na nie zgadzam. Flashpoint to była świetna gierka a zrobili z niej DURNY KAŻUAL. My jako gracze protestujemy przeciwko mordowaniu takich legend

    32. Niezła recenzja. Dawno tak dobrej nie czytałem na CDA – mam nadzieję że wkrótce będziesz w „papierowym” CDA coś recenzował. :]

    33. nosferatu82 1 maja 2011 o 18:07

      Recenzja na 10. Szacun. Gra jest tak konsolowa że miałem mdłości kolejny raz magicznie się uzdrawiając.

    34. o wow.. nie spodziewałem się tak złej recenzji, gameplaye jakoś mnie nie zachwycały, ale myślałem, że multi da rade. Myślę, że kupię tę grę tak, żeby była z sentymentu do poprzednich odsłon, ale na pewno nie za więcej niz 50pln :/

    35. @Vantage – przesadzasz. Do tej pory Berlin wyrazal sie niezbyt pochlebnie o poszczegolnych tytulach, ale tez owe gry na to zaslugiwaly. Nie gralem w najnowszego OFP, ale po obejrzeniu gameplayow musze stwierdzic, ze gra rzeczywiscie zasluzyla na 'lanie’. Inne teksty, choc na pewno nie przychylne, zawieraly dokladne uzasadnienie zdania autora, wiec nie widze powodu do niepokoju.

    36. AfganistanBlood 2 maja 2011 o 05:34

      Przeszedłem grę Operation Flashpoint Dragon Rising i doszedłem do wniosku, że ta gra powinna nosić nazwę: Operation Flashpoint Dragon Rising 2.

    37. Oj niestety przyszło mi grać w demo tejże gry i cieszę się, że mam jednego pełniaka z głowy.|Konkretnie, lekka porażka, nie wiem co twórcy chcieli udowodnić, być może nie chcieli niczego udowadniać, jeśli tak, to się im udało 😉

    38. Opłaca się kupić poprzednią część na xbox’a za 50zł (nowa), w sęsie czy nie będzie to kasa zmarnowana?

    39. Za każdym razem jak słyszę to lipne let the bodies hit the floor gotuje się coś we mnie. Nie dość że kawałek kiepski to jeszcze do tego tak nadużyty w przeróżnej maści fragmovies/amv/etc że aż się chce rzygać a do tego z uszu tyle krwi leci że się kałuże robią. Nowy OP jest u mnie skreślony już nie tylko dlatego że go dopadła każualizacja. Twórcy powinni zostać rozstrzelani na miejscu za ten pomysł.

    40. Siemiatyczanin2405 2 maja 2011 o 20:29

      heh komiks rozbraja i stanowi super dodatek do recenzji prosimy o więcej

    41. @Dives – trudno powiedziec. W kategoriach ogolnych wyznaczanych przez oceny recenzentow i graczy – warto. Gra mimo drastycznych roznic do prekursora jest solidnie wykonana i, o ile spodoba Ci takie traki model rozgrywki, warto w nia zagrac, szczegolnie za 50zl. Z drugiej strony ja sam, choc nie oczekiwalem symulatora, a po prostu dobrej gry, odbilem sie od tytulu i nie kupilbym nawet za 50zl. Doradzalbym najpierw zagrac w demo, jesli masz mozliwosc. No i pamietaj, ze to gra raczej do multi (co-op)nie single

    42. Jak na „grę z kiosku za 5 zł”, ocena 5/10 jest całkiem przyzwoita. Liczyłem na większy pogrom, po tym co przeczytałem w recenzji…. ;p Chyba dzisiaj przejdę się po kioskach….

    43. Wow! Jestem zachwycony recenzją Berlina! Co za styl! Hoho czytało mi się z niekłamaną przyjemnością:) Z chęcią ujrzałbym tę ksywkę nad recenzją w piśmie!

    44. Kolejnymi częściami pierwszego Operation Flashpoint są ArmA: Armed Assault i ArmA 2, a nie Dragon Rising i Red River…

    45. ObieraczMandarynek 3 maja 2011 o 08:28

      To jedna z najlepszych recenzji jakie czytałem! Łoooo pełen profesjonalizm, takich recenzji potrzeba w piśmie.

    46. Broń nie strzela nabojami, a pociskami. Recenzja super.

    47. SmiesznyGosc 3 maja 2011 o 11:55

      Recenzja mi się nie podoba, podobnie jak ta Portala 2. Nie wiem dlaczego, ale jak dla mnie nie jest to styl do „poważnego” pisma. Recenzję MK czyta mi się dużo przyjemniej…

    48. dawid9876543121 3 maja 2011 o 12:47

      Podobała mi się ta recenzja. Przyjemnie mi się ją czytało.|@kuba9519 Tak, to prawda. Zresztą podobny cyrk jest z serią Gothic, też twórcy utracili prawo do marki i stworzyli nieoficjalną kontynuację. A właściciel marki zaczął wydawać gry typu Gothic 4 czy Dragon Rising/Red River

    49. Recenzja super w przeciwieństwie do jej obiektu. Eh, żeby tak piękną markę jaką jest Operation Flashpoint to trzeba nie mieć serca.

    Dodaj komentarz