Recenzja cdaction.pl – Call of Duty: Black Ops (X360)

Call of Duty: Black Ops
wersja testowana: X360, j. polski
Wydawca: LEM
oficjalna cena: 239,90 zł
Kiedy po premierze Modern Warfare 2 w studiu Infinity Ward wybuchła śmierdząca bomba, a potem fetor po niej lekko się przerzedził, naprawdę uwierzyłem, że Treyarch będzie w stanie stworzyć najlepszego CoD-a w historii. Nigdy nie byłem zdania, że World at War jest faktycznie „aż tak zły”, tryb z zombiakami był w nim całkiem niczego sobie, a i w sieci mało kto narzekał na tę produkcję i tak naprawdę to ona rozpoczęła szaleństwo na DLC z paczkami map (co jest dowodem jej popularności). §
Myślałem więc tak – „Chłopaki teraz zepną się, by pokazać całemu światu, że wiedzą, jak robi się FPS-y, to ich szansa, by błysnąć, więc pewnie jej nie zmarnują„. Niestety, nie błysnęli. Black Ops to solidna produkcja, całkiem sensowny pakiet, o którego popularność bynajmniej się nie martwię – nie jest to jednak Call of Duty, jakiego jeszcze nie było, rewolucja w gatunku czy nawet serii. Kampania dla jednego gracza to powtórka z rozrywki, pełna cytatów z poprzednich gier (a jeśli to nie cytaty, to cholernie często miewałem deja vu); multi co prawda rządzi, i będzie grany przez długie miesiące, osiągnięto to jednak poprzez rozbudowanie całej otoczki wokół potyczek w sieci, a nie poprzez jakąkolwiek znaczącą zmianę w nich samych. Jest więc nieźle, ale wcale nie tak dobrze, jak by się chciało. A dokładniej…
Fabuła, czyli pranie mózgu
Zacznijmy od fabuły, a ta jest akurat w Black Ops bardzo dobra (choć zapewne wrażenie to jest częściowo zasługą zestawienia z dziurawym, nie trzymającym się kupy scenariuszem Modern Warfare 2). Głównym bohaterem gry („sterowalnym” w zdecydowanej większości misji) jest Alex Mason, żołnierz tajnych oddziałów amerykańskiej armii, wypytywany o swoją przeszłość przez tajemniczych śledczych, skrywających się za bijącymi po oczach reflektorami. Kolejne misje, to urywki jego wspomnień (lub tego, co zapamiętał z wydarzeń przez kogoś mu opowiadanych), obejmujących całą dekadę z lat 60-tych XX wieku (z jednym małym wyjątkiem), w których pojawiają się odniesienia do ludzi i wydarzeń z tych burzliwych, zimnowojennych czasów.
Intryga wymyślona jest bardzo sprytnie – Mason uczestniczył w walce z kubańską rewolucją, strzelał w Wietnamie, siedział w rosyjskim gułagu, poznajemy też powiązane ze scenariuszem wydarzenia z tajnej misji CIA w Chinach, robimy jeszcze kilka innych rzeczy, a wszystko to jako tako trzyma się razem przysłowiowej ku… całości. Fabuła zachęca, by grać dalej, bowiem wszystkie pokazywane nam wydarzenia budują pewną tajemnicę – tajemnicę liczb, które Mason ma w głowie, i które do czegoś służą, ale praktycznie do końca nie wiadomo do czego. To świetna zabawa z konwencją znaną choćby z Tożsamości Bourne’a, ciekawy pomysł na klamrę spinającą misje rozgrywane w kilku różnych zakątkach świata i ogólnie – moim zdaniem – najlepsza fabuła w serii Call of Duty.
Bardzo spodobało mi się też to, jak scenariusz ten nawiązuje do dorobku studia Treyarch – pomysł by wprowadzić TĘ postać i TAK wyjaśnić jej obecność (nawet jeśli gracz choć trochę myślący przed konsolą jest w stanie to przewidzieć) jest świetny. W fabule nie udała się tylko próba wykreowania nowego Zakajewa, bo pełniący tutaj rolę dyżurnego „złego Ruskiego” facet o nazwisku Dragonowicz, nie jest ani tak charyzmatyczny, ani tak demoniczny, jak jego wielki poprzednik.
Mechanizmy rozgrywki, czyli teabag
Black Ops nie odkrywa Ameryki jeśli chodzi o mechanizmy rozgrywki. To FPS, w którym brakuje wielu współczesnych nowinek znanych z innych shooterów, choćby systemu korzystania z osłon terenowych, czy jakiegoś ciekawszego systemu zdrowia (np. dualnego, czyli łączącego odnawialną energię ze zdrowiem, które leczą tylko apteczki). Oczywiście sterowanie wykonano perfekcyjnie (uważam, że jeśli uczyć się grać w FPS-y na konsolach, to właśnie na Call of Duty, ewentualnie na Halo), ale Black Opswyraźnie odstaje od tego, jak od tego, co oferują współczesne gry.
Najbardziej brakuje mi „fizyczności bohatera” – tego by bardziej wiarygodnie bujał bronią, tego by kamera bardziej „pracowała” przy sprincie. W jednym z komentarzy na naszej stronie ktoś to ostatnio napisał i rzeczywiście tak to wygląda – mówimy o grze, w której lewitujemy karabinem przyczepionym do kamery, a jej ruchowi towarzyszy cichutkie „tup tup tup”; szybsze i głośniejsze, gdy postać biegnie.
Black Ops, tak jak wcześniejsze CoD-y bazuje na skryptach i niestety to również pomysł na rozgrywkę, który sprawia wrażenie bardzo oldskulowe – szczególnie w tak prostym wydaniu, jak zrobiono to tutaj. Póki stoimy w miejscu, przeciwnicy wybiegają zza rogu; gdy przekroczymy określony punkt na mapie, coś nam eksploduje nad głową, itd. To system, który łatwo zepsuć – gdy wyprzedzimy działanie skryptu (np. wybiegniemy daleko przed sterowanych przez AI towarzyszy), może się okazać, że wróg dosłownie wyrośnie z ziemi tuż przed nami; gdy z kolei spóźnimy się i zagapimy, drużyna gdzieś pobiegnie i za bardzo nie wiadomo gdzie jej szukać. Od skryptów w gatunku shooterów raczej szybko nie uciekniemy, ale te w Black Ops są naprawdę zbyt słabo ukryte i zbyt łatwe do dostrzeżenia, by można było je pochwalić.
Tryb dla jednego gracza, czyli ale to już było
Cała kampania obejmuje 16 misji, których przejście spokojnym tempem zajmuje około 6 godzin. Poszczególne poziomy są całkiem zróżnicowane i to na pewno zasługuje na pochwałę, mam jednak wrażenie, że przy tworzeniu niektórych z nich główną inspiracją była jakaś internetowa lista typu „10 najlepszych etapów z Call of Duty, ze szczególnym uwzględnieniem Modern Warfare 2”. Skutery śnieżne zastąpiono motocyklami, równoległe strzelanie ze snajperki równoległym sztyletowaniem, skok na helikopter… skokiem na helikopter.
Z drugiej strony brakuje momentów autentycznie zapadających w pamięć, tak jak robiły to np. atomówka z Call of Duty 4 czy nawet ów nieszczęsny „No Russian” w Modern Warfare 2. Co prawda są sceny, które miały chyba być „epickie”, ale zawsze czegoś w nich brakuje (np. w misji na Bajkonurze, kamera zbyt szybko ucieka od tej pięknej eksplozji…; w misji „niemieckiej” moment przełomowy powinniśmy oglądać z oczu żołnierzy znajdujących się po drugiej stronie szyby; to, co rozpoczyna ucieczkę z wietnamskiego obozu powinno być grane przez gracza, a nie sprzedane jako cut-scenka).
Powracają także momenty „nagle ktoś wyskakuje i łapie cię za gardło” oraz „padasz na ziemię, akcja zwalnia, sięgasz ręką po pistolet, by strzelić w głowę napastnika, który atakuje twojego kolegę”, na szczęście nieliczne i – mam nadzieję – będące tylko wyrazem nostalgii za starymi czasami, w których byliśmy młodzi, piękni i… graliśmy w pierwsze Modern Warfare (albo i Call of Duty 2).
Tego jednak można się było spodziewać – to Infinity Ward byli zawsze fachurami od celnej puenty, nagłego zwrotu akcji, czegoś wyjątkowego, zaskakującego. Treyarch specjalizuje się natomiast w ostrych, strzelaninach, w których każdy strzela do każdego, a walka między dziesiątkami przeciwników toczy się o zdobycie choćby piędzi ziemi (czytaj: centymetra mapy). Tak wyglądało to w World at War i tak samo, bardzo często, wygląda tutaj – trzeba jednak przyznać, że ta formuła generalnie zrealizowana jest w Black Ops dużo, dużo lepiej. Szkoda tylko, że ostateczne rozwiązanie wielu takich taktycznych sytuacji, to rzucenie na gracza obłędnej liczby przeciwników respawnujących się do chwili, aż dotrzemy we wskazane miejsce mapy. W kilku miejscach, tak jak i w World at War, momenty te po prostu przebiegałem, w ten sposób „zaliczając” skrypt.
Nie spodziewałem się natomiast czego innego – kilku bardzo elementarnych błędów. Niewidzialne ściany? Są! Sytuacje, w których bohater ma kłopot z przeskoczeniem ledwo wystających znad ziemi przeszkód? Są! Karanie śmiercią (!!!) gracza, za to, że pójdzie kilka kroków naprzód, w miejscu, w którym powinien był wsiąść do samochodu, nawet bez uzasadniania tego jakąś zbłąkaną kulą snajpera? Jest!
Mimo to akcja toczy się żwawo, kolejne misje (także dzięki fabule) przechodzi się gładko, z rzadka tylko klnąc na skrypty czy własną nieuwagę, a kilka sekwencji udało się naprawdę znakomicie – np. długi poziom rozgrywany w całości w „pełnym akimbo”, czyli z dwoma spluwami w dłoniach, którymi, jeśli dobrze się strzela, można prowadzić ostrzał praktycznie bez przerwy; sekwencja z kutrami bojowymi w Wietnamie. O ile – w trybie dla jednego gracza – Modern Warfare 2 było „takim gorszym Call of Duty 4„, tak Black Ops jest „lepszym World at War„. Zasadniczo jest więc OK, tyle tylko, że bardzo olskulowo. Brakuje w tym Black Ops świeżości, oj brakuje.
Tryb dla wielu graczy, czyli wypełnianie pasków
Podobne słowa krytyki można by napisać o trybie dla wielu graczy, tu sprawa wygląda jednak nieco inaczej. To wciąż ta sama gra, którą już znamy z trzech poprzednich odsłon Call of Duty – zrobiłem sobie nawet z ciekawości przerwę na krótką sesję z World at War i przysięgam, że grało się identycznie. Ma to też ten minus, że na serwerach są już sami zabójcy, początkującym graczom trudno się jest więc odnaleźć. Jednak z wszystkiego tego, co dzieje się dookoła sesji w multi, wciśnięto już absolutne maksimum. Jestem wielkim fanem mechanizmu drobnej nagrody, dawania graczom punktów za różne ich aktywności, które gdzieś tam się akumuluja, nabijając jakiś wskaźnik czy napełniając jakiś pasek. Black Ops sypie najróżniejszymi punktami na lewo i prawo i właściwie każdy mecz coś nam daje – nie tylko za fragi/wykonywanie zadań, też za to wypełnianie na polu walki różnych wyzwań czy określonych warunków (np. uratowałeś kolegę – punkty; zabiłeś przeciwnika, który wcześniej zabił ciebie – punkty; pokonałeś wroga, chwilę przed tym, jak zdobył killstreak – punkty; dłubałeś w obu dziurkach nosa w czasie ładowania mapy – punkty).
Świetny mechanizm to wprowadzenie dodatkowych tzw. punktów COD. Zbiera się je niezależnie od punktów doświadczenia, a wykorzystuje albo wykupywania kontraktów (czyli np. deklarujesz, że zabijesz kogoś nożem w określonym czasie, jeśli to zrobisz, podwajasz kwotę) albo do brania udziału w meczach, w których zakładasz się z innymi graczami (że będziesz w pierwszej trójce), a które rozgrywane są według nietypowych zasad (np. ze zmieniającymi się losowo broniami).
Pochwalić trzeba również offline’owy trening, w którym gramy na mapach z multi z botami na kilku różnych poziomach umiejętności. Ciekawe jest to, że boty zachowują się zaskakująco dobrze, a to niespodzianka tym większa, że w kampanii dla jednego gracza AI potrafi tylko pojawić się, a potem ostrzeliwać zza najbliższej osłony. W treningu multi aktywnie szuka celu, kombinuje jak zrobić nam krzywdę i rzeczywiście uczy gry. Przebłysk geniuszu, to nadanie botom ksywek z listy przyjaciół gracza.
Oczywiście są już exploity trybów sieciowych (które pewnie będą systematycznie znikać, zastępowane przez inne), oczywiście sama esencja gry nie zmieniła się prawie wcale, ale jednak multi w Black Ops to najlepsze multi w całej serii – najlepsze dlatego, że bazujące na wszystkich doświadczeniach i pomysłach z wszystkich części serii (a także z… Halo – np. nowy system głosowania na mapy, czy cały tryb, w którym można tworzyć/dzielić się filmami/screenami z multi).
Trochę w rozkroku między singlem a multi stoi tryb zombie, czyli walka z kolejnymi falami żywych trupów w pojedynkę lub w co-opie z innymi graczami. Tryb ten rozbudowano w stosunku do World at War, dodając do każdej z dwóch dostępnych „w pudełku” plansz otoczkę fabularną i na pewno jest on lepszy, niż w swojej poprzedniej wersji. Jeśli jednak chodzi o tego typu rozrywkę (kolejne fale wrogów), niepobitym mistrzem jest dla mnie tryb Firefight z Halo 3: ODST/Halo: Reach, na zombiaki zaś lepiej poluje się w Left 4 Dead/Left 4 Dead 2, nie mogę więc powiedzieć, by ożywieńcy w Black Ops jakoś specjalnie mnie poruszyli. Nie zachwyca również arcade’owa gierka Dead Ops Arcade, shooter na dwie gały pada – fajnie że jest, filmiki z niej to dobry news dla serwisów internetowych, ale nie jest to coś, w co jest sens grac dłużej, niż tylko dla zdobycia związanego z Dead Ops (u nas – Operacja Sztywniak) achievementu (czy też Osiągnięcia, jak powinienem oficjalnie pisać od wczoraj). Innymi słowy – nie jest to klasa Geometry Wars.
Oprawa audiowideo, czyli ładnie, ale brzydko
To, co Black Ops pokazuje na ekranie może się podobać (szczególnie z daleka), ale nie sposób ukryć faktu, że gra oparta jest na silniku, który ma już ponad pięć lat, a jego korzenie tkwią gdzieś jeszcze wcześniej. Tekstury pokrywające poziomy są płaskie, obiekty (np. samochody czy helikoptery) mało szczegółowe, trzeba jednak przyznać, że bardzo wiele wysiłku włożono w to, by wycisnąć z tego silnika wszystko, co się dało. Widać to szczególnie w kilku dużych, rozległych lokacjach, wcześniej w serii Call of Duty nieobecnych – szkoda, że tym tropem nie poszli projektanci poziomów Treyarchu, bo misje te robią wrażenie rozmachem.
Podobnie wrażenie – „dobre, ale bez przesady” – robi to, co słychać w głośnikach. Muzyka jest udana, ale w kilku momentach jakby nie pasuje do wydarzeń mających miejsce na ekranie (efekt jest taki, jakby nagle ktoś wysoko w niebiosach włączył zestaw hi-fi i zaczął odtwarzać muzykę filmową), nie porywa również obsada aktorska. Świetnie ze swojej roli wywiązał się tylko Gary Oldman; jako staremu hip-hopowcowi miło było mi mieć za kompana faceta mówiącego głosem rapera Ice Cube’a, ale już np. Ed Harris w jednej z kluczowych ról wykorzystany jest przeciętnie i spokojnie można by zaoszczędzić trochę pieniędzy w budżecie, zatrudniając kogoś innego, o równie niskim, „męskim” głosie. To nie byłoby trudne. Bawi też to, że dialogi odtwarzane są niezależnie od tego, co akurat się dzieje, prowadziłem więc jedną rozmowę nurkując w wietnamskiej rzece, inną zaś słyszałem dokładnie, mimo że nie czekając na skrypt poszedłem hen, daleko, od rozmówców.
Podsumowanie, czyli ostatni taki CoD
Szczerze? To już ostatni taki CoD – nie wyobrażam sobie, by Activision miało czelność za rok znów zaserwować nam grę opartą na tych samych zasadach, skryptach i pomysłach. Grając w Black Ops miałem wrażenie, że żegnam się z tą serią – a przynajmniej z tą jej formułą – więc dość pobłażliwie reagowałem na kilka nie najlepszych rozwiązań. Trochę z sentymentu, trochę z dawnej miłości – i myślę, że większość graczy, też tak do tego podejdzie. Nie łudzę się, że ekipa Infinity Ward zrobiłaby bardziej udane Call of Duty – to zawsze była seria, która polegała na kilku, powtarzanych w kółko sztuczkach, a po prostu sztuczki IW były nieco lepsze, niż te Treayarchu. To jednak wciąż tylko sztuczki, które już poznaliśmy, więc trudno, by nas czymś zaskoczyły czy zauroczyły.
W recenzji koncentrowałem się głównie na tym, co nie wyszło tak, jakbym chciał, bo cała reszta, wszystko to dobre, co znamy z serii, już znacie i jest tu obecne. Ostatecznie więc Black Ops ma najlepszy scenariusz z wszystkich Call of Duty; tryb dla jednego gracza, który umieściłbym gdzieś za Modern Warfare i Call of Duty 2, ale przed Modern Warfare 2 i World at War; oraz bardzo grywalne multi, które bierze wszystko co najlepsze z całego dorobku serii (i ma przynajmniej jedną, prawdziwie klasyczną mapę – NukeTown).
Na tym jednak Call of Duty, w takiej postaci, jaką znamy dziś, już się kończy. I chyba podobnego zdania są twórcy Black Ops – bo naprawdę nie wiem, jak inaczej wytłumaczyć niepoważnie zakończenie kampanii dla jednego gracza…
Ocena: 8
—
Plusy:
Minusy
Czytaj dalej
373 odpowiedzi do “Recenzja cdaction.pl – Call of Duty: Black Ops (X360)”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Fizz: Ale uber pecetowe pismo jakim jest CDA i do tego wychwalające CODa w zapowiedzi, i do tego zaznaczające, że sterowanie w FPSach na padzie jest niewygodne, recenzuje najważniejszą grę tego gatunku w tym roku… na Xboxie. Cosik nie halo.
Słuchajcie, odpowiedź jest prosta. Nie zrobili recki na PCcie, bo na nim w BO grać się po prostu nie da. O czym Pan redaktor już nie wspomniał. BO zachowuje się tak, jakby było testowane tylko na xklocku. Te wszystkie crashe krzaki i bugi na PCcie wykraczają poza granicę mojej percepcji.
Nie wspomniałem już o lagach i warpach w multi. Kupiłem produkt, który nie jest pełnowartościowy. I nie tylko ja. Powinniśmy żądać zadośćuczynienia za to.
To żądaj, a nie tylko marudź że kupiłeś coś niekompletnego.
@GAMEOHOLIK|Jakiś Mappack za free by się przydał 🙂 )
Przekonanie, że konsola nie jest do FPS’ów nie jest idiotyczne tylko logiczne… Jak wymyślą myszkę do XBoxa to pogadamy… W tym miejscu nie sposób nie zgodzić się z Woombą 😛 Dużo istotniejsza byłaby recenzja wersji PC.
CoD umrze smiercia naturalna… a szkoda..
Michael Patcher jednak przewidział, że te Call Of Duty będzie gorsze niż się spodziewano. Mimo że na początku temu nie wierzyłem.
@redDeadMaslo Tylko potem przyznał się, że jednak będzie lepsze …
@dwinar: Dokładnie 🙂 . Jedynie może to usprawiedliwiać CDA, że wersja na PC była mocno zabugowana, a chcieli jak najszybciej zrecenzować grę.
No po dłużyszym graniu w tą grę nie jestem nią zachwycony tak jak MW2 o MW2 to bym się wykłucał że jest dobry itp. itd. ale co do BO to niech każdy oceni sam. Moim zdaniem Singla ma fajnego bardzo mi się podobał mimo iż zabrakło mi tego (wow jak przy niektórych misjach w MW2) a co do multi no to jakoś to tam działa ale ja czekam na kolejnego patcha jednak od czasu do czasu jakis babol wyskoczy. a co do dedyków to mi to obojętnie w MW2 te było fajnie dziś np dostałem mojego 1 bana na serwerze za co … chyba
za to że na NukeTown nabiłem strzelca śmigłowca co zabawniejsze admin był z mojej drużyny taka to już dziwna gra jest
zauważyliście pewne niezgodności w arsenale ?? chodzi mi o następujące bronie: PSG-1, Steyr AUG oraz FAMAS których nie powinno być w 1968 roku, kiedy to mają miejsce wydarzenia w grze. To jest fail, dziwne że przy recenzji to przeoczylście… ale nikt nie jest doskonały 😛
Jeśli chodzi o famas to jego prototyp był już w 1967 roku, a o innych to nie wiem.
żeczywiście Steyr AUG powstał dopiero w 1977 ale FAMAS 1967.|a jeżeli chodzi o to że nie zwrotu akcji w fabule to się nie zgadzam jest ale nie będę spoilerował powiem tylko że w przedostatniej misji ci co grali zrozumieją..:)
jak FAMAS w 1967 o_O Pierwszy protyoty powstał w 1971 roku – w 1967 to zasiadł do jego skonstruowania zespół konstrukotrów, poczytajcie sobie…
*prototypy
@GAMEOHOLIK|pan recenzent nie dał recki PC, bo ta będzie w piśmie -,- a lagów, już prawie nikt nie ma, a jak już, to tylko w multi i to małe, nie utrudniające gry
W tej recenzji nie ma ważnej informacji. W Tryb Szkolenie, da się grać jedynie gdy ma się połączenie z internetem. Ja takim farciarzem nie jestem, i dla mnie takie info jest ważne :/
Nie będe płacił kupy forsy Micro$oftowi za neta w xboxie.
Tak dla sprostowania. Wiem, jest konto srebrne (ostatnio ponoć zmienione po prostu na „darmowe”), ale nie jestem szczęśliwym posiadaczem WI-FI :/ A na razie mnie na to nie stać…
gra jest naprawdę fajna i mogę ją polecić wszystkim graczom
Dostalem ja pod choinke wraz z NFS Hot Pusrsuit gra jest bardzo dobra tylko troche mnie wkurzaja | bardzo male lagi w combat treningu bo w siglu ich nie mam. Za rok 'poprosze’ o crysisa2 albo battlefielda 3 jak wyjdzie ale narazie nie wiem xD poczekam na recenzje w CDA.|Apropos single ma zachwycajaco wciagajaca fabule ale wystepuja w tej grze bugi (prawie jak w kazdej) np. ” przenikalni” ludzie lub pojazdy w sumie gra bardzo fajna 🙂 moim okiem 8,510