5
12.10.2022, 14:00Lektura na 5 minut

Recenzja Cultic. Miał być Blood w wersji 1.5, a to prędzej 0.5

Cultic nie kryje swoich inspiracji: zakapturzeni kultyści urządzający krwawe dożynki w ponurych okolicznościach przyrody kontra bohater, który budzi się w masowym grobie, a wszystko to oblane pikselami rozmiarów kostki rosołowej. Toż to Blood jak malowany.


Eugeniusz Siekiera

Tyle że nie do końca. Pozwólcie, iż raz jeszcze przywołam recenzowanego ostatnio Prodeusa, który w oczywisty sposób zrzynał z Dooma, ale po pierwsze robił to naprawdę dobrze, po drugie twórczo wzbogacał starą formułę zabawy o rozwiązania bliższe współczesnym produkcjom.

Cultic
Cultic

Oldschool, który boli

Cultic za diabła współczesny być nie chce. To dzieło raptem jednego człowieka, więc inna skala i mniejszy budżet wydają się całkowicie zrozumiałe. Sęk w tym, że indyk Jasona Smitha w swej surowości potrafi zachwycać i irytować jednocześnie. Nie zrozumcie mnie źle – uwielbiam shootery starej szkoły, ale w tworzonych dziś produkcjach niekoniecznie mam ochotę męczyć się z rozwiązaniami, które datowane są węglem na wczesny karbon. W takim przypadku wolę po prostu wrócić do klasyków sprzed lat, niż walczyć z czymś, co rzeczonego starocia tylko udaje.

Główny grzech tej niedługiej przygody (wszak to dopiero pierwszy z dwóch zapowiedzianych rozdziałów) stanowi fakt, że w irytujący sposób Cultic próbuje nas zatrzymać przy sobie dłużej, niż to konieczne. Po pierwsze oferuje rozdmuchane, przeraźliwie monotematyczne mapy (boleśnie klasyczny kolaż wykopalisk, katakumb, krypt, splugawionych świątyń i kopalń), na których nie znajdziemy nic ciekawego, a każdy obiekt w postaci namiotu, kontenera czy drewnianego pomostu serwowany jest nam metodą kopiuj-wklej dziesiątki, jeśli nie setki razy. Owszem, ostatnie poziomy nieco zyskują, level design w ich przypadku również wydaje się mniej toporny, ale przez lwią część przygody dominują puste i bliźniaczo podobne do siebie przestrzenie.

Cultic
Cultic

Po wtóre drażni potrzeba zbierania klamotów, które pozwolą nam przejść dalej. W obliczu niewyraźnej oprawy (wina za ten stan rzeczy nie leży tylko po stronie pikselozy, ale problem przede wszystkim wynika z bardzo ciemnej, stonowanej kolorystyki) i sztucznie napompowanych lokacji przypomina to przysłowiowe szukanie igły w stogu siana. Jak trafisz do czegoś na kształt leśnej głuszy, będziesz się po niej kręcić w kółko, dopóki nie znajdziesz korby do mostu i innych potrzebnych fantów, gdy zaś wylądujesz w kopalnianym labiryncie, to możesz mieć pewność, że minimum trzy razy stracisz orientację w plątaninie identycznych korytarzy, zanim dojdziesz do wyjścia. Naprawdę musimy wracać do czasów erpegów z epoki kamienia, w których własnoręcznie rysowaliśmy mapy? Oczywiście przesadzam… ale tylko trochę.

Cultic
Cultic

To, co tygryski lubią najbardziej

Cultic wchodzi bez popity w tych momentach, gdy ogranicza swe terytorialne rozpasanie i nie zmusza do szukania kolejnego przełącznika czy klucza, serwując w zamian to, co ma najlepsze – strzelaniny. Niezłym przykładem jest poziom katedralny, gdzie na niewielkim terenie odpieramy zmasowany atak małej armii kultystów. Świetny, intensywny etap pozbawiony niepotrzebnych dłużyzn, choć i tu muszę się przyczepić, bo wieńczy go walka z bossem, którym okazuje się… czołg. Gra jest ponura jak sen grabarza, epatuje scenami rodem z rasowego horroru gore i nawet przez sekundę nie wychodzi z roli, po czym każe nam walczyć z czymś tak kuriozalnym (dodam, że finalny boss to już znacznie ciekawsze indywiduum pasujące do przyjętej konwencji).

Cultic
Cultic

Podobnie jak w Prodeusie nie ma tu złej czy niepotrzebnej broni. Już pistolet okazuje się zaskakująco potężny, a czerepy kultystów pękają jak przejrzałe arbuzy na dziesiątki krwawych pikseli. W miarę postępów do naszych kieszeni trafia coraz więcej argumentów przydatnych w pertraktacjach z napotkanymi fanatykami. Dwururka, karabin maszynowy czy snajperka to nieśmiertelne klasyki. Co ciekawe, wyposażenie możemy ulepszać przy stołach warsztatowych, choć potrzeba do tego specjalnych części, te zaś poukrywano w świecie gry. Miłym ukłonem w stronę Blooda jest dynamit odpalany zapalniczką oraz możliwość robienia z przeciwników żywych pochodni – czy to za sprawą koktajli Mołotowa, czy wyrzutni napalmu (bazową broń białą z Blooda, czyli widły, zastąpiono siekierą).

Cultic
Cultic

Plusy równoważą minusy

Gunplay jest sycący, mam za to problem ze zróżnicowaniem w szeregach wroga. Pierwsze poziomy okazują się monotematyczne również z uwagi na mięcho armatnie. Dominują na nich kultyści występujący w różnych kolorach wdzianek, od dzwonu jakiś twardszy zawodnik wyposażony w piłę mechaniczną. Dopiero na dalszym etapie przygody pojawia się większe zróżnicowanie – żołnierze, szkielety plus kilka dziwacznych abominacji niepodobnych do niczego, co stworzyła natura – ale w moim odczuciu to nadal zbyt skromny inwentarz.

Cultic
Cultic

Kuleje również zero-jedynkowa inteligencja wrogów. Kiedy zostaniemy dostrzeżeni, każdy gagatek wyposażony w broń palną da popis swoich snajperskich zdolności, krojąc nas kulami z dowolnej odległości, nawet jeśli znajduje się tak daleko, że przypomina zlepek pięciu pikseli. Ponadto przeciwnicy pchają się pod celownik hurtowo, mają ogromny problem z pokonywaniem przeszkód, a większych zawodników można bezstresowo wykańczać, schowawszy się w wąskim przejściu, którego nie potrafią sforsować. Cóż, retro shooter pełną gębą.

Cultic
Cultic

Co ciekawe, jest tu jakiś kontekst i fabularne tło przedstawione za pośrednictwem sporej liczby notatek; część z nich znajdujemy w maszynach do pisania, które okazują się jednymi z wielu interaktywnych obiektów (gdy przed wyjęciem papieru z maszyny pobawimy się klawiaturą, na kartce będzie widoczny ciąg przypadkowych liter). Ponadto sporo przedmiotów, których nie przyspawano do podłogi, można podnieść. Klasyki tworzone na legendarnym silniku Build (Duke Nukem 3D, Blood, Shadow Warrior) znane są z rozmaitych interakcji, miło więc, że Cultic poszedł tą samą drogą. Nostalgia to potężna broń, a Jason Smith zrobił wiele, by otworzyć w pamięci odpowiednie drzwi i przywołać wspomnienia. W tym przypadku sentymenty nie wystarczyły; to gra co najwyżej poprawna, choć tkwił w niej potencjał na ciekawsze i bardziej satysfakcjonujące doświadczenie.

Ocena

Choć Cultic garściami czerpie z dziadka Blooda, względem kultowego shootera studia Monolith robi krok wstecz, serwując sycące strzelaniny w monotonnych i nieciekawych okolicznościach przyrody.

6
Ocena końcowa

Plusy

  • nawiązania do pierwszego Blooda
  • przyjemne w użyciu spluwy
  • archaiczna, rozpikselowana grafika ma swój urok
  • ścieżka dźwiękowa (momentami)

Minusy

  • kultyści to snajperzy-idioci
  • zerowa AI
  • niewielkie zróżnicowanie wśród przeciwników
  • sztucznie rozdmuchane etapy
  • szukanie fantów wybija z rytmu


Redaktor
Eugeniusz Siekiera

Filozof i dziennikarz z wykształcenia, nietzscheanista z powołania, kinoman i nałogowy gracz z wyboru. Na pokładzie okrętu zwanego CDA od 2003 roku. Przygodę z wirtualnym światem zaczynałem w czasach ZX Spectrum, gdy gry wczytywało się z kaset magnetofonowych, a pisanie prostych programów w Basicu było najlepszą receptą na deszczowe popołudnie. Dziś młócę na wszystkim, co wpadnie pod rękę (przeprosiłem się nawet z Nintendo), choć mając wybór, zawsze postawię na peceta.

Profil
Wpisów117

Obserwujących21
Cultic
Ocena redakcji
-
Ocena użytkowników
-
Platformy
PC
Gatunek
FPS
Producent
Jasozz Games
Cultic

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze