Recenzja GTA V na PS5. Niby next-gen, ale jednak nie

Na bezrybiu i rak ryba – chciałoby się powiedzieć, czekając na GTA VI i patrząc, jak konsole obecnej generacji witają „piątkę”. Dzięki PS5 i Xboksowi Series X GTA V złapało nowy wiatr w żagle, ale z całą pewnością nie jest to huragan.
Wincyj pikseli
Na początek trochę teorii. Na obu nowych platformach mamy do dyspozycji te same opcje: natywne lub skalowane 4K, ray tracing i płynność w zakresie 30-60 klatek animacji na sekundę. Profile graficzne, spośród których możemy wybierać, są kombinacją tych cech. „Jakość” to natywne 4K przy 30 fps-ach z włączonym ray tracingiem. „Wydajność” – skalowane 4K i 60 fps-ów. W przypadku „Wydajności RT” możemy korzystać z ray tracingu przy 60 fps-ach oraz skalowanym 4K. Jak widać, nie udostępniono trybu 60 fps-ów w 4K bez RT.

W praktyce jest nieźle – korzystałem głównie z pierwszego z wymienionych trybów i akcja na ogół trzymała obiecane trzydzieści klatek na sekundę. Spadki pojawiają się naprawdę sporadycznie – mam wrażenie, że niekiedy przy szybkiej jeździe (choć to może być złudzenie związane z prędkością, głowy nie dam) oraz przy dużych zadymach, co odczułem w niektórych misjach z Trevorem. Dramatu jednak w żadnym razie nie ma. Ray tracing widać zaś w przypadku cieni i… to w zasadzie tyle. W trybie „Jakość” na pewno ładniejsze są też odbicia – ale to wszystko, co udało mi się zaobserwować.
Edycje na PS5 i XSX to po prostu stara gra z nowym, płatnym patchem dla obecnej generacji konsol.
Równocześnie jednak te nowo wprowadzone wodotryski i tak nie mają większego znaczenia. Dlaczego? To po prostu puder, który przykrywa fakt, że gra wciąż wygląda raczej jak tytuł poprzedniej generacji. Ładny, bo ładny, ale po prostu już starszy i nadgryziony zębem czasu. Nowej jakości z całą pewnością tutaj nie ma. Wystarczy jednak pograć trochę dłużej, by zupełnie o tym zapomnieć.
Wciąż czaruje
Co tu dużo mówić – po tym, jak już się przyzwyczaiłem, grało mi się znowu naprawdę przyjemnie. GTA V dzielnie znosi próbę czasu. Tym, co sprawia dużą przyjemność, jest ciekawie prowadzona i rozbita na trzech głównych bohaterów narracja – panowie znacząco się od siebie różnią, a patent, by każdy z nich reprezentował inny typ bandziora, wciąż sprawdza się dobrze.

Mijające lata nie zmieniły również tego, że GTA V wciąż jest tytułem, który cechuje się niesamowitą wręcz dbałością o detale, dopracowanym, dającym dużo frajdy i… naturalnym. Klimatu odmówić grze nie sposób, a ja dodatkowo miałem to szczęście, że kilka razy byłem w Los Angeles (zobaczcie porównanie gry z rzeczywistością), więc Los Santos eksplorowałem z tym większą przyjemnością.
Jeśli jeszcze nie graliście w „piątkę”, wciąż ją polecam. Jeżeli jednak znacie grę z PS4 lub Xboksa One, to nic nie stracicie, omijając edycję nextgenową. To po prostu płatny patch, który przede wszystkim dodaje nowe tryby graficzne. Gdybyście mimo wszystko zechcieli wyskoczyć z kasy, zróbcie to szybko – do 14 czerwca rozszerzenie GTA V na najnowsze PlayStation kupicie za niecałe 43 zł (z poziomu PS5, w przeglądarkowym PS Store gry w tej wersji nie znajdziecie), zaś GTA Online możecie w tym czasie pobrać za darmo. Potem ma być znacznie drożej.
W GTA V graliśmy na PS5.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
Jedna odpowiedź do “Recenzja GTA V na PS5. Niby next-gen, ale jednak nie”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Grałem już w GTA V na PS4Pro ale chyba się skuszę. Wartościowa informacja w recenzji o czasowej promocji na upgrade. RockStar już raz coś podobnego zrobił w Red Dead Redemption 2 wersji online, która przez ograniczony czas była sporo taniej, potem na stałe zdrożała. Ja wówczas już miałem pełną wersję ale podobna sytuacja miała miejsce.