Recenzja Men of War 2 – strategia tylko dla hardkorów
Podobno wojny nigdy się nie zmieniają. Ale gry tak, i to dość szybko. Jak zatem wypadnie sequel(*) ciepło przyjętego Men of War z 2009 roku przygotowany przez to samo ukraińskie studio? Dla gier, ich twórców i graczy 15 lat to przecież cała epoka… Cóż, zobaczmy!
Men of War 2 jest RTS-em. Ale jeśli z tym akronimem kojarzą się wam produkcje pokroju StarCrafta czy Dune 2… Tak, to RTS, lecz jego stopień złożoności może zawstydzić niejedną turówkę i zmęczyć niejednego weterana gatunku(**). Ja sam zjadłem zęby na strategiach (gram w nie od 1986 – zaczynałem od Arnhem na Spectrum), jednak rzec muszę, że ta gra momentami mnie na początku przytłaczała. Czym? Nadmiarem wszystkiego. Dawała mi tak dużo (w większości dobrej) zawartości, że aż się mentalnie dławiłem, usiłując całość ogarnąć i przyswoić.
Dlatego niezależnie, jak zaawansowani w strategiach jesteście, radzę nie zgrywać chojraka i po odpaleniu „dwójki” grzecznie zaliczyć samouczki, które pozwolą wam z grubsza ogarnąć, „o co kaman”. Podkreślam „z grubsza”, bo jednak nie wyjaśniają one wszystkich mechanizmów rozgrywki i rozmaitych smaczków. Ot, taki szturmowik ma pięć różnych trybów nalotu (!), możecie nawet wybrać kąt, pod jakim spadną kolejne bomby. Więc tak czy siak będziecie musieli uczyć się tego w praktyce, ale samouczki znacznie ów proces ułatwią. Lecz gdy już po – bo ja wiem? – 5-10 godzinach w pełni opanujecie reguły Men of War 2, zabawa stanie się przednia. I to na kolejne kilkadziesiąt godzin. A mówię tylko o trybie single, bo grać da się również w multi!
(*) Oczywiście w międzyczasie dostaliśmy też rozmaite dodatki i spin-offy serii, m.in. z akcją osadzoną w Wietnamie.
(**) Zabawne, że w niektórych aspektach ta gra jest nieco prostsza niż „jedynka”, bo np. tu nie musimy już sami tankować pojazdów. Ale w 2009 jakoś MoW nie wydawało mi się przesadnie złożone i hardkorowe… Cóż, starzejemy się, rozleniwiamy…
Swoboda i kreatywność
Men of War 2 oferuje pełne spektrum doznań dla komputerowego dowódcy: od zmagań na skalę strategiczną, gdzie wydaje się rozkazy armii składającej się z nawet 400 oddziałów należących do jednej z trzech frakcji, po możliwość przejęcia kontroli nad wybraną jednostką i walki nią w TPP lub FPP.
Może się to wydawać nieco bezsensowne w takiej skomplikowanej strategii, ale w sytuacji, gdy pozostał wam jeden jedyny czołg, przeprowadzacie zwiad czy chcecie oflankować wroga, ma to swoje zalety. Bo choć zasadniczo AI jest tu cwana i radzi sobie zaskakująco dobrze, czasem miewa problemy z rzeczami dość prostymi, np. wyznaczaniem tras (czołgi potrafią tu utknąć na stosie kamieni, przez który przeskoczyłby 10-latek). Lub popełnia drobne, lecz irytujące błędy, choćby strzela do piechoty pociskami przeciwpancernymi czy koncentruje ogień na paru nieszczęsnych żołnierzach, zupełnie ignorując atakujące czołgi. Nie zdarza się to często, ale jednak się zdarza. I wtedy tryb direct control bardzo się przydaje.
Podoba mi się swoboda, jaką dają nam twórcy – nie ma jakiegoś jednego patentu na wygranie danej misji, nic nie stoi na przeszkodzie, by kombinować na rozmaite sposoby. Do tego możemy ustalać masę rzeczy: tryb ostrzału, rodzaj wykorzystywanej amunicji, kształt formacji. Nasi żołnierze potrafią się kamuflować, chować w budynkach, okopywać, przygotowywać prowizoryczne umocnienia z worków z piaskiem, naprawiać uszkodzony sprzęt i wzmacniać jego opancerzenie, przejmować wrogi ekwipunek i zapasy. Załogi pojazdów opancerzonych mogą przeprowadzić desant na kadłub pojazdu. Ba, da się nawet określić, czy np. dowódca czołgu wygląda z włazu (co poszerza jego pole obserwacji), czy siedzi bezpiecznie w środku.
Z przywiązaniem do szczegółu
Widać też wręcz maniakalną dbałość o detale. Każdy pojazd i pojedynczy żołnierz ma tu swój własny ekwipunek z dokładnie odtworzonym – zgodnie z realiami – i zdefiniowanym wyposażeniem oraz amunicją (a często kilkoma jej rodzajami). Osobne trafienie w pojazd jest skrupulatnie przeliczane pod kątem tego, czy nastąpiła penetracja pancerza, w czym uwzględnia się jego grubość i nachylenie, a także rodzaj amunicji. To zaś przekłada się na skutki ostrzału dla wehikułu i jego załogi.
A w której ostatnio przez was ogrywanej strategii wydarzyło się coś podobnego jak to, co zaraz opiszę? Otóż w jednej z misji mój lekki czołg, dokonujący zwiadu, został poważnie uszkodzony przez armatę przeciwpancerną 37 mm. Załoga szczęśliwie ocalała i – że tak powiem – „oderwała się od przeciwnika”. Kazałem jej członkom pozbierać wrogi ekwipunek i… zaatakowałem wspomniane działko z flanki, wybijając wrażych żołnierzy. Następnie przejąłem je i unieszkodliwiłem – strzelając w zadki – dwa panzerkampfwageny, które nacierały na moje pozycje. Jeden z tych czołgów okazał się jednak tylko lekko uszkodzony (ale spanikowana załoga go porzuciła), więc po niewielkich naprawach został włączony do moich sił. A takich historii mógłbym przytoczyć więcej…
W trybach trybów
Teraz pozwólcie, że troszkę „zanudzę” was technikaliami. W trybie single grać możemy w trzy główne kampanie fabularne (Niemcy, ZSRR, alianci), opowiadające o ataku Niemców na Związek Radziecki w czerwcu 1941, kotle Falaise w 1944 i schyłku Trzeciej Rzeszy w styczniu 1945 – wszystko widziane oczyma jednego z żołnierzy danej armii. To indywidualne spojrzenie na wojnę jednak nie „zabanglało”. To znaczy misje wypadają w porządku, ale losy bohaterów jakoś zupełnie nie wciągają i nie budzą emocji.
Mamy też kampanie historyczne (operacje Bagration i Overlord są moim zdaniem najlepsze) oraz sześć misji solowych (oczywiście w ich trakcie możemy edytować skład naszych jednostek, „odblokowywać” lepsze rodzaje broni itd.). Ale to wcale nie koniec! Bo dostajemy jeszcze tryb podboju, gdzie znajdziemy cztery proceduralnie generowane kampanie, oraz rajd, czyli kolejne cztery takie scenariusze, lecz rozgrywane na nieco innych zasadach. Nie zapomniano o fanach multiplayera – mają do wyboru cztery formuły zabawy (trzy PvP i jeden PvE).
Z optymalizacją szału raczej nie ma, choć i daleko do tragedii. Jak już wspomniałem, AI działa w porządku, acz czasem zachowuje się dziwnie. Irytuje konieczność stałego połączenia z internetem, również w trybie single, oraz powolne – nawet jak standardy strategii, gdzie wiadomo, że musi być „przetrawiona” masa danych – wczytywanie się gry. Niektórym może przeszkadzać nieco już niedzisiejsza (ale dość szczegółowa i w sumie miła dla oka) grafika. W mojej opinii prezentuje się dobrze, podobnie jak całkiem przyjemna, choć sztampowa muzyka w tle.
Men and Bugs
Gdybym zaś miał grze wytknąć to, co mi się nie podoba… przyznałbym, że troszkę już jestem znużony wiecznie tymi samymi teatrami działań. Front wschodni, Normandia, linia Zygfryda, Afrika Korps… Czemu by nie pokazać także czegoś innego z tego okresu historii: ZSRR kontra Japonia (albo Chiny kontra Japonia!), kampania grecka, przełamanie linii Gustawa we Włoszech, Japończycy i podbój Holenderskich Indii Wschodnich, niemiecki atak na Norwegię…? Z rzeczy nieco mniejszego kalibru – lotnictwo potraktowano tu bardzo po łebkach. Dysponujemy nim, owszem, ale wykorzystywane jest głównie do misji zwiadowczych, wsparcia atakujących / broniących się jednostek, desantu. W ogóle nie istnieje natomiast jako samodzielna część armii; możemy go używać na poziomie taktycznym, ale nie strategicznym.
Z kwestii czysto technicznych, interfejs okazał się niezbyt ergonomiczny. Jak dla mnie jego ikony są za małe i tym samym niewystarczająco czytelne. Wiele często używanych poleceń wydajemy też tylko skrótami klawiszowymi (np. wysiadanie z pojazdów). Skoro już o UI mowa, to po wczytaniu sejwa czasem znikał, acz na szczęście dało się go przywrócić odpowiednim przyciskiem. Gorzej, że niekiedy dematerializowały się też całe jednostki, tzn. niby znajdowały się na planszy, bo strzelały i się odzywały, ale były niewidzialne. Restart misji zwykle pomagał. Zdarzały się więc glitche i niedoróbki. ednostki potrafiły utknąć na modelach np. drzew czy kamieni, a podczepianie do ciągników dział działa – he, he – jak chce. Robię wszystko jak trzeba, a to „zaskakuje”, albo i nie, za piątym czy dziesiątym razem. Argh.
Pabieda! Victory! Sieg!
Ale mimo wspomnianych niedoróbek to dobra i warta uwagi gra, choć na pewno nie dla każdego. Jeśli jesteś hardkorowym fanem skomplikowanych drugowojennych RTS-ów i masz sporo czasu, znajdziesz tu coś dla ciebie. (Radziłbym tylko odczekać z miesiąc, dwa na pierwsze patche). Pozostali – kupować na własne ryzyko. A miłośnicy prostych oldskulowych strategii i taktyki na walkę spod znaku „zerg rush!” powinni poszukać innej produkcji, oszczędzając sobie późniejszej frustracji.
Ocena
Ocena
Niezwykle rozbudowany – i nieco jeszcze zabugowany – RTS osadzony w czasach II wojny światowej, który stopniem złożoności, dbałością o detale i wiernością realiom mógłby zawstydzić niejedną turową strategię. Bardziej dla hardkorowych fanów gatunku, ale odpłaca immersyjną i przyjemną rozgrywką.
Plusy
- bogactwo trybów zabawy
- swoboda i kreatywność rozgrywki
- dobrze działająca AI (przez większość czasu)
- hardkorzy będą szczęśliwi!
- dobrze spolszczona
Minusy
- nie dla niedzielnych graczy
- konieczność stałego połączenia z internetem
- nieco baboli, glitchy itd.
W CDA od numeru 02/1996, a formalnie od 01/1997. Nawet sam już nie bardzo się orientuję, ile razy byłem w tym czasie naczelnym lub jego zastępcą. Od zawsze lubię strategie, a także wszelkie gry, w których fabuła odgrywa rolę pierwszoplanową. Ostatnimi czasy najchętniej grywam – dla własnej przyjemności – w produkcje pokroju XCOM.