1
22.11.2022, 15:00Lektura na 8 minut

Recenzja The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me. Przykład niewykorzystanego potencjału

To już niemal tradycja. Gdy jesienna plucha powoli zaczyna ustępować napierającej zimie, a słońce kryje się za horyzontem o nieprzyzwoicie wczesnej porze, ja siadam do kolejnego odcinka The Dark Pictures Anthology.


Eugeniusz Siekiera

Siadam z nadziejami, że Brytyjczycy w końcu podciągnę ten cykl do poziomu swoich większych projektów – Until Dawn, a także tegorocznego The Quarry. I nie są to nadzieje bezpodstawne, bo choć pierwsza część omawianej antologii okazała się niewypałem, każda kolejna była lepsza od poprzedniej, zarówno na gruncie scenariusza, jak i wprowadzanych usprawnień. Jak na tym tle wypada najnowsza odsłona? Czy finał pierwszego sezonu utrzymał tendencję zwyżkową?

The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me
The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me

Potwór w ludzkiej skórze

Niestety nie, bo choć pewne rzeczy robi lepiej, sporo innych wypada zdecydowanie gorzej. The Devil in Me to idealny przykład niewykorzystanego potencjału, wiem, że ekipę Supermassive Games stać na więcej. Nim jednak przejdziemy do omówienia zmian w rozgrywce, kilka słów o historii, bo zasługuje ona na wspomnienie. Po raz pierwszy nie mierzymy się z potworami czy duchami, a twórcy nie próbują na siłę wpleść w scenariusz wątków fantastycznych bądź paranormalnych. Nowość tę powitałem z ogromną ulgą, ponieważ to coś, co nadaje opowieści bardziej wiarygodny charakter.

Co więcej, przyczynkiem do tej historii była postać niejakiego Henry’ego Howarda Holmesa ochrzczonego mianem pierwszego seryjnego mordercy Ameryki. Działał w drugiej połowie XIX wieku, zabijając m.in. gości otworzonego przezeń hotelu w Chicago. Konstrukcja budynku przypominała labirynt pełen ukrytych przejść, zapadni i śmiercionośnych pułapek (o czym możemy przekonać się w krótkim prologu gry). Gdy Holmes został schwytany, przyznał się do 27 morderstw, choć przypisywano mu znacznie więcej ofiar.

The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me
The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me

Właściwa rozgrywka rozpoczyna się w czasach współczesnych, a fabuła śledzi losy piątki filmowców, którzy udają się do szczegółowo odwzorowanej repliki hotelu H. H. Holmesa, by nakręcić o nim dokument. Przybywają na zaproszenie właściciela posiadłości – ekscentrycznego Granthema Du’Meta, człowieka niezwykle skrytego i mającego prawdziwą obsesję na punkcie słynnego mordercy. Du’Met od samego początku zachowuje się dziwnie i mocno podejrzanie, a gdy nie zjawia się na umówionej wcześniej kolacji, wiemy już, że w starych murach dzieje się coś niedobrego. Skąd w hotelu te wszystkie upiorne animatroniki, jakie tajemnice skrywa właściciel budynku i kto poluje na naszych bohaterów? To istotne pytania, a najważniejsze z nich brzmi: czy pożyjemy wystarczająco długo, by poznać wszystkie odpowiedzi?

The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me
The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me

I want to play a game

Każdy wybór niesie za sobą konsekwencje. Niektóre decyzje mogą uratować życie, inne doprowadzić do śmierci. Gdyby ktoś zapomniał, gra na starcie przypomina o swych podstawowych założeniach, które wyróżniają produkcje Supermassive Games na tle innych narracyjnych horrorów. Podobnie jak w każdym poprzednim odcinku serii kierujemy piątką bohaterów, przeskakując między nimi w miarę postępów. Ich los spoczywa w naszych rękach. Najlepiej gdyby przygotowany przez scenarzystów koszmar ekipa przeżyła w komplecie, ale jeśli powinie nam się noga, doprowadzimy do przedwczesnej śmierci którejś postaci. Oczywiście w skrajnej sytuacji możemy stracić całą grupę.

Jeśli ktoś umiera, jest to strata nieodwracalna. Gra nie wczyta poprzedniego zapisu, a scenariusz będzie toczył się dalej, uwzględniając brak konkretnego bohatera. Nic nowego, choć to rozwiązanie szczególnie dobrze wpisujące się w opowiadaną historię, w której trafiamy do morderczego labiryntu kontrolowanego przez zamaskowanego psychola (skojarzenia z filmowym cyklem „Piła” jak najbardziej uzasadnione). Szkoda natomiast, że znów pojawiają się wybory, których konsekwencji nie sposób przewidzieć. Niechciany zgon często nie jest efektem nieuwagi bądź braku refleksu – to raczej czysty przypadek, bo intuicja podyktowała nam wybór niewłaściwej opcji.

The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me
The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me

Na starych śmieciach

Podobnie jak w House of Ashes uwolniono kamerę, co ułatwia eksplorację i oferuje większą swobodę podczas przeczesywania zakamarków hotelu. Niestety kamera to pięta achillesowa gier Brytyjczyków: od zawsze sprawiała im spore problemy, więc już mnie nawet nie zdziwiło, że w niektórych miejscach tak bardzo klei się do pleców postaci, że nie widzimy trzech czwartych ekranu. Nie pamiętam natomiast, by poprzednio psuła się do tego stopnia i w losowych momentach nie pozwalała na obrót.

Niezmiennie drażni też, że niemal każda czynność jest tu nieznośnie długo „celebrowana” i sztucznie przeciągana. Żeby odkryć sekret w szufladzie, należy: (1) podejść do biurka i kliknąć przy świecącym punkcie, (2) na ekranie zbliżenia kliknąć ponownie, by bohater(ka) złapał(a) za uchwyt, (3) kliknąć i pociągnąć w celu otwarcia owej szuflady, (4) kliknąć po raz czwarty, by podnieść dokument, i (5) wykonać na koniec ruch myszką, by go odwrócić, bo w tej serii wszelkie istotne tropy czają się na ogół na drugiej stronie zdobycznego papierzyska. To, co było zjadliwe za pierwszym razem, dziś irytuje, bo wprowadza niepotrzebnie dłużyzny. Powracają również charakterystyczne dla serii sekwencje QTE. Przybierają one rozmaitą formę: czasem schowani za przeszkodą „wybijamy” rytm dudniącego wściekle serca, innym razem dusimy jakiś przycisk, obserwując, jak bohaterowie męczą się z otworzeniem drzwi. Oczywiście wszystko to już widzieliśmy w poprzednich odcinkach antologii.

The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me
The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me

Idzie nowe

Nie znaczy to jednak, że twórcy nie pomyśleli o zmianach. Sporo tu kluczenia, więc fajnie, że bohaterowie nauczyli się w końcu biegać. Nadal jednak zdarzają się sytuacje przypominające senny koszmar, w którym postacie grzęzną w smole. Animacjom brakuje plastyczności, niektóre wydają się wręcz niedokończone. Ruchy wyglądają na zbyt sztywne, co tym razem razi szczególnie, bo wprowadzono sporo aktywności zręcznościowych (wdrapywanie się na coś, korzystanie z drabin, lawirowanie na wąskich kładkach czy przesuwanie pudeł celem utworzenia nowego przejścia). Oczywiście nie jest to nic, co sprawiłoby jakąkolwiek trudność, zwłaszcza że gros akcji wykonujemy automatycznie, po wduszeniu jednego przycisku, ale w tytule przeładowanym filmami najdrobniejsza forma aktywizacji gracza jest na wagę złota.

The Devil in Me eksperymentuje również z zagadkami, by choć trochę upodobnić się do klasycznych przygodówek, ale to bardzo nieśmiałe próby. Łamigłówki z odkryciem właściwego kodu do zamka czy zabawa w przełączanie bezpieczników w odpowiedniej kolejności nie zatrzymałyby na dłużej nawet małpy. Ze zdobycznymi przedmiotami wiąże się kolejna nowość – ekwipunek, z którego mamy łatwy dostęp do wszystkich fantów. Oprócz rzeczy uniwersalnych w rodzaju kluczy każdy z bohaterów dzierży również atrybuty związane z jego profesją, umiejętnościami bądź cechą. Dla przykładu reżyser jest nałogowym palaczem, więc do oświetlania ciemnych miejsc używa zapalniczki, operatorka dźwięku posiada mikrofon kierunkowy, a kamerzysta nie rozstaje się ze swoim aparatem. Ciekawa nowość, choć to kolejna zmiana, której nawet nie próbowano wykorzystać dla większego zróżnicowania rozgrywki. Chwalę więc za pomysł, ale ganię za nijaką realizację.

The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me
The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me

Dwa do przodu, trzy wstecz

Ostatnią kroplą goryczy jest sama opowieść – zbudowana na solidnych podstawach, ale znów niewykorzystująca tkwiącego w nich potencjału. Mimo relatywnie krótkiego scenariusza (na jednorazowe przejście gry potrzebujemy około siedmiu-ośmiu godzin, i to przy założeniu, że szukamy sekretów) historia na początku strasznie się wlecze, a samo miejsce akcji zaprojektowano bez większego polotu. Mnóstwo tu ciasnych, ciemnych przestrzeni, w których poza okazjonalną notatką nie znajdziemy nic wartego uwagi. Budynek zmienia się na naszych oczach, ściany przesuwają się, tworząc nowe przejścia i korytarze, ale co z tego, skoro wszystkie wyglądają identycznie, a faktycznie interesujących miejsc jest raptem kilka.

The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me
The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me

Na tle dopieszczonego The Quarry The Devil in Me wygląda jak projekt robiony po godzinach jak najniższym kosztem. Wprowadzone zmiany cieszą, szkoda jednak, że są tak zachowawcze. Za nami pierwszy sezon Antologii, ale już wiemy, że nie ostatni. Następny odcinek przeniesie nas w przyszłość, a samą akcję w przestrzeń kosmiczną. Jestem zaintrygowany, choć miło by było, gdyby twórcy tym razem podeszli do tematu odważniej, nie robiąc za jednym zamachem dwóch kroków do przodu i trzech wstecz.

W The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me graliśmy na PC.

Ocena

Gracze liczący na gameplayowe rewolucje obejdą się smakiem, bo choć twórcy wciąż eksperymentują z formą, szukając idealnego przepisu na interaktywne doświadczenie filmowe, są to próby bardzo nieśmiałe, które niewiele wnoszą do struktury The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me.

6
Ocena końcowa

Plusy

  • postać historyczna jako punkt wyjścia dla scenariusza
  • w końcu odcinek bez potworów i duchów
  • solidny voice acting
  • kilka nowości w rozgrywce

Minusy

  • nowości wprowadzane na pół gwizdka
  • niewykorzystany potencjał fabuły i miejsca akcji
  • nudne, schematyczne lokacje
  • sztywne animacje postaci, problemy z mimiką


Czytaj dalej

Redaktor
Eugeniusz Siekiera

Filozof i dziennikarz z wykształcenia, nietzscheanista z powołania, kinoman i nałogowy gracz z wyboru. Na pokładzie okrętu zwanego CDA od 2003 roku. Przygodę z wirtualnym światem zaczynałem w czasach ZX Spectrum, gdy gry wczytywało się z kaset magnetofonowych, a pisanie prostych programów w Basicu było najlepszą receptą na deszczowe popołudnie. Dziś młócę na wszystkim, co wpadnie pod rękę (przeprosiłem się nawet z Nintendo), choć mając wybór, zawsze postawię na peceta.

Profil
Wpisów117

Obserwujących21

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze