Często komentowane 52 Komentarze

Resident Evil 6 ? recenzja

Resident Evil 6 ? recenzja
Od samego początku autorzy Resident Evil 6 twierdzili, że będzie to największa i najwspanialsza część tej cenionej serii. I rzeczywiście, nie brakuje jej rozmachu. Czy jednak przebije kultową „czwórkę”, a klimatem przywoła na myśl duszne Raccoon City?

Resident Evil 6
Dostępne na: PS3, X360
Testowano na: X360
Wersja językowa: polska (tekstowo)

W przypadku takiego tytułu jak Resident Evil 6 trudno nie zacząć od ambicji twórców. Do jego produkcji Capcom powołał swoich największych specjalistów i oddał im do dyspozycji zespół (ponoć ponad­sześćset­osobowy), jakiego jeszcze w tej firmie nie było. By przyciągnąć uwagę wszystkich graczy, którzy mieli okazję zetknąć się z jakąkolwiek odsłoną Resident Evil, napisano scenariusz obsadzający w głównych rolach najważniejsze postacie z całego cyklu. Zadbano o odpowiednią dawkę niespodzianek oraz sekretów nawiązujących do jego dziedzictwa i stopniowo ujawniano je od pierwszej zapowiedzi. Zgodnie z duchem czasu wprowadzono szereg nowoczesnych sieciowych rozwiązań, z witryną społecznościową ResidentEvil.net na czele. Postanowiono również odświeżyć formułę rozgrywki, rezygnując z dawnego mechanizmu, który nie pozwalał graczom jednocześnie poruszać się i strzelać (!!!). Przeróbki doczekał się także ekran ekwipunku, wcześniej nieznośnie uciążliwy w użytkowaniu. A jednak mimo tego całego zadęcia dostaliśmy tylko kolejnego solidnego Residenta – produkcję wciągającą, emocjonującą i grywalną, ale w żadnym wypadku nie wyjątkową.

Pupa Sherry Birkin
Kampania dzieli się na trzy główne historie i bardzo ciekawy epilog (który na chwilę odkładamy na bok). Każda z opowieści składa się z pięciu rozdziałów (przejście każdego zajmuje mniej więcej godzinę), we wszystkich możemy wybrać jedno z dwójki bohaterów. Mamy więc wątek Leona S. Kennedy’ego, który w towarzystwie agentki Heleny Harper staje się świadkiem wybuchu epidemii zombizmu w amerykańskim miasteczku Tall Oaks (jedną z jej ofiar jest… prezydent USA). Poznajemy losy Chrisa Redfielda, który wspierany przez młodego żołnierza agencji BSAA, Piersa Nivansa, mierzy się ze skutkami ataku bioterrorystycznego, po którym mieszkańcy fikcyjnego chińskiego miasta Lanshiang zmieniają się w zmutowane monstra (później dowiadujemy się, że to wynik działania tzw. wirusa C). Jest też – potencjalnie najciekawsza – opowieść o Jake’u Mullerze, najemniku, którego we wschodnioeuropejskim kraju Edonia odnajduje znana z poprzednich części Sherry Birkin, twierdząca, że jego krew posiada przeciwciała czyniące go odpornym na skutki zarażenia. Wybór postaci ma niewielki wpływ na rozgrywkę – niektóre sekwencje wyglądają inaczej, ponieważ bohaterowie mają pewne unikatowe umiejętności (np. Jake potrafi przeskakiwać przez większe rozpadliny, jeśli wisi nad nimi poprzeczna belka). Pół żartem, pół serio polecam przejść trzeci rozdział kampanii Jake/Sherry dziewczyną – dużo tu kucania i czołgania się, a panna Birkin ma na sobie bardzo kuse szpitalne wdzianko. Generalnie jednak nie zachęcam do wiązania się z postaciami drugoplanowymi (Heleną, Sherry, w nieco mniejszym stopniu Piersem), bo gdy drogi bohaterów się rozdzielają, ci główni robią fajniejsze rzeczy. Szczególnie razi to w jednej ze scen czwartego rozdziału kampanii Leona, gdy on w długiej sekwencji interaktywnych animacji „ratuje dzień”, a Helena w tym czasie biega w kółko po zamkniętej przestrzeni, czekając, aż jej partner wszystko załatwi.

Trzy segmenty są ze sobą powiązane fabularnie i można podchodzić do nich w dowolnej kolejności – na upartego, choć nie jest to całkiem intuicyjne, da się też przełączać się pomiędzy nimi w trakcie ich trwania. Niestety nie zmienia to faktu, że są zamknięte i z góry zaplanowane przez twórców, nie ma więc możliwości, by decyzja podjęta np. podczas kierowania Sherry wpłynęła potem na przygody Chrisa Piersa. Co gorsza, w związku z tym parę fragmentów musimy rozegrać dwukrotnie (oglądając te same cutscenki itd.), a w kilku detalach historie te nie zgadzają się ze sobą – np. w zależności od aktualnie granego wątku inna postać zabija jednego z bossów. To szczegół, który jednak kłuje w oczy – tym bardziej że w żaden sposób nie jest uzasadniony przebiegiem akcji.

Cztery strony medalu
Wszystkie kampanie z założenia miały różnić się klimatem i tempem, ale nie do końca udało się to osiągnąć. Ta z Leonem w roli głównej jest najbardziej tradycyjna, odwołuje się do pierwszych dwóch odsłon serii i wydarzeń z Raccoon City. Duża jej część toczy się w ciemnych pomieszczeniach, a przeciwnikami bohaterów są klasyczne zombi (choć nieco bardziej żwawe niż te z „Nocy żywych trupów”). Często też twórcy korzystają z dość niefortunnego rozwiązania, które pozbawia Leona/Helenę możliwości biegu – chodzi o to, by zmusić gracza do przemierzania lokacji powolnym krokiem, co ma budować napięcie i poczucie zagrożenia, ale to stary patent, który nadużywany po prostu drażni. Tu też mamy najgorzej napisane dialogi (Leon to sztywniak jakich mało, a relacja między nim a Heleną ma głębię telenoweli) i bardzo powolny start – zanim na dobre się rozkręcimy, jesteśmy już w trzecim rozdziale, a zaraz potem trzeba kończyć. Inna sprawa, że kiedy kampania Leona już ruszy z kopyta, może równać się z najdoskonalszymi momentami serii.

Pod względem fabuły trudno natomiast cokolwiek zarzucić wersji z Chrisem Redfieldem – ma tempo i emocje. Dość nieoczekiwanie na świetną postać wyrasta Piers Nivans, charyzmatyczny na tyle, że spokojnie mógłby doczekać się co najmniej spin-offa ze swoim udziałem. Sęk w tym, że to ta opowieść może najbardziej zrazić najwierniejszych fanów serii – nieustannie przypomina bowiem trzecioosobowego shootera à la Gears of War, w którym prawie nie ma zagadek, a kolejne wyzwania to po prostu starcia z coraz większymi grupami zwykłych przeciwników i bossami. O dziwo – choć było to zadanie karkołomne – developerom udało się pogodzić taką pełną akcji rozgrywkę z typowym dla gatunku survival horror ograniczeniem dostępnej amunicji. Jest jej mało, ale wystarcza, by było czym strzelać – takie rozwiązanie nakazuje rozwagę w prowadzeniu ognia i zmusza do kombinowania.

Wątek Jake’a Sherry stoi gdzieś pośrodku – bardziej idzie jednak w stronę nieustającej akcji znanej z wydarzeń, w których uczestniczy Chris. Główna różnica polega na tym, że o ile Redfield przez dłuższy czas jest łowcą goniącym sam z karabinem w dłoni mutanty, o tyle Muller Birkin właściwie ciągle uciekają przed wielką bestią, Ustanakiem, która pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach, by nieco podkręcić tempo. Fabularnie jednak właśnie ta opowieść zawodzi najbardziej – scenarzyści umieścili w niej nowego, niezwykłego bohatera (z tajemniczą przeszłością głęboko zakorzenioną w poprzednich częściach cyklu) i córkę jednego ze sprawców zamieszania z mutującymi wirusami. Tymczasem między nimi wcale nie iskrzy, nie dowiadujemy się niemal niczego na temat ich historii, a po jej zakończeniu zostają nam w głowie same znaki zapytania.

Można zresztą odnieść wrażenie, że podział na trzy kampanie nie najlepiej wpłynął na spójność całości – w żadnej z cząstek nie można było zdradzić wszystkiego, są więc na swój sposób niedopowiedziane, a to oznacza, że ich ukończenie nie satysfakcjonuje w pełni. Dopiero epilog porządkuje i wiąże zapoczątkowane w nich zdarzenia. To poświęcona jednej bohaterce pięciorozdziałowa minikampania (możliwa do przejścia tylko w trybie single), która nieco zniechęca wyraźnie wyższym poziomem trudności, przede wszystkim zaś otwiera się dopiero po ukończeniu historii Chrisa, Jake’a Leona, długo więc pozostajemy w stanie niepewności i nieukontentowania.

Biegaj, strzelaj i… zgrzytaj zębami
Zdecydowanie najważniejszą modyfikacją rozgrywki jest wybłagana wreszcie przez graczy możliwość jednoczesnego poruszania się i strzelania. To oczywiście zmiana fundamentalna, ale… tylko w teorii. W praktyce bowiem nie czuć, aby miała aż tak duży wpływ – między innymi dlatego, że strzelać można dopiero po wciśnięciu lewego spustu pada, co automatycznie przysuwa broń do oka bohatera i pozwala wycelować, ale zarazem bardzo spowalnia jego kroki. W efekcie poczucie, że „jest strasznie, bo przeciwnik się do mnie zbliża, a ja nie mogę mu uciec i jeszcze kończy mi się amunicja, aj, aj, aj!”, wciąż jest tu obecne. Repertuar zagrywek postaci poszerzył się o chowanie się za osłonami terenowymi (ale w niewielu miejscach, rzadko się z tego korzysta), wykonywanie ślizgów w biegu, padanie na plecy (i strzelanie czy przemieszczanie się w tej pozycji – to świetny dodatek) oraz możliwość oddania jednego, panicznego strzału do najbliższego wroga. Nieco inaczej działają też ataki wręcz (a raczej „wnóż”), skuteczne szczególnie w warunkach niedoboru amunicji. Przesadną efektywność kopniaków równoważy fakt, że pojawią się wskaźnik staminy (tzw. bojowy), który limituje liczbę ciosów, jakie można wyprowadzić jeden za drugim. To dobre, trafione pomysły, które podciągają rozgrywkę serii Resident Evil 6 do dzisiejszych standardów – ich minusem jest jednak to, że pozbawiają tytuł unikatowego charakteru, pchając go w stronę „kolejnego shootera TPP”, jakich mamy na rynku wiele.

Modyfikacja interfejsu nie udała się równie dobrze. Zrezygnowano z „tetrisa” na ekranie ekwipunku, teraz wszystkie zdobyte przedmioty umieszczone są na poziomej „taśmie”, co teoretycznie powinno ułatwić posługiwanie się nimi. Jednak nie do końca zdaje to egzamin, bo takie paski są aż trzy – jeden pokazuje znalezione rzeczy (amunicję i zioła lecznicze), drugi posiadany oręż, trzeci przydatne gadżety (np. granaty lub zdalnie odpalane bomby). O ile jednak np. w „piątce” można było przypisać konkretne obiekty czy broń (łącznie cztery sztuki) do przycisków krzyżaka pada, tu możemy jedynie przestawić ich kolejność na „taśmie” – co oznacza, że gdy chcemy zmienić pukawkę (krzyżak w lewo lub w prawo), jesteśmy ograniczeni do zaledwie dwóch opcji, a jednocześnie nigdy do końca nie wiemy jakich, bowiem inny efekt daje wciśnięcie „lewo”, gdy mamy aktywny np. pistolet, a inny, gdy używamy karabinu. To mocno nieintuicyjne i mało wygodne, zwłaszcza w produkcji, w której większość starć kończy się „osuszeniem” aktywnej broni i koniecznością zamiany jej na inną w mgnieniu oka. Innymi słowy, mimo chęci projektanci z Capcomu odświeżyli dwa kluczowe elementy gry w sposób, który sprawia wrażenie, jakby nic się nie zmieniło – jak strzelało się z pozycji statycznej, tak strzela się nadal, a korzystanie z ekwipunku jak było niewygodne, tak jest i teraz.

Gdzie jest reżyser?
Niestety Resident Evil 6 także pod innymi względami pozostaje staroszkolny i – w niepochlebnym znaczeniu – japoński. Akcja umieszczona jest w bardzo ciasnych, nieinteraktywnych lokacjach, przez które prowadzi tylko jedna, sztucznie wytyczona droga (przechodząc przez salę jadalną w pierwszym rozdziale kampanii Leona, nie możemy przesunąć krzesła barykadującego bohaterowi drogę). Spora część akcji opisana jest skryptami opartymi na przestarzałych pomysłach. Na przykład wchodzimy do pomieszczenia, w którym leżą trupy wracające do świata żywych akurat w momencie, gdy nasz podopieczny decyduje się podnieść kartę magnetyczną (a oczywiście nie można od razu prewencyjnie odstrzelić im głów).

Zdarza się, że w środku dynamicznej akcji zostajemy z niej wyciągnięci przez ekran ładowania, bo jakaś dłuższa animacja musi się doczytać. Punkty kontrolne w kilku miejscach ustawione są w nieumiejętny sposób – np. nie tuż przed trudną walką z bossem, ale nieco wcześniej, więc za każdym razem trzeba jeszcze przejść kawałek normalnego poziomu. Próba wejścia do opcji – uwaga! – nie pauzuje gry, jeśli więc zechcemy zmienić np. jasność ekranu (w niezbyt czytelnym, półtransparentnym okienku), możemy zginąć. Są tu też fragmenty – myślę, że to konsekwencja przyspieszenia premiery o niemal dwa miesiące – wyreżyserowane bardzo niechlujnie: z ostrymi przejściami między rozgrywką a animacjami, pozbawione płynności cechującej np. serię Uncharted, która ewidentnie była dla Japończyków inspiracją, jeśli chodzi o rozmach czy filmowość. Jednocześnie trudno też zachwycać się oprawą graficzną – szaroburą (afrykańska kolorystyka Resident Evil 5 wyraźnie lepiej działała na zmysły), a przy tym tylko przeciętną technicznie (niskiej jakości tekstury, proste obiekty, niewyszukane efekty świetlne itd.).

Nie jest to więc Resident Evil nowej generacji, raczej następny mały krok w ewolucji serii – wciąż naszpikowany uciążliwościami doskonale znanymi fanom. Oni jednak nie powinni się martwić – a już szczególnie ci, którzy są w stanie wyobrazić sobie jeszcze więcej akcji niż w „piątce”. Kolejna odsłona, mimo swoich wad, na pewno ich nie zawiedzie. Są w niej przeciwnicy z najwyższej półki (nigdzie nie wymyśla się takich potworności jak w Japonii i takich bossów jak w Capcomie), ostatecznie wciągająca, choć nieco zbyt poszatkowana fabuła oraz mnóstwo momentów, które co prawda nie straszą, ale każą siedzieć na krawędzi fotela i obgryzać paznokcie. Na dodatek Leon, Chris i… pupa Sherry Birkin. Innymi słowy – „must have”!

Ocena: 8.0

>>>

Plusy:

  • cztery oddzielne kampanie
  • sporo dodatków do głównego wątku
  • dużo akcji…
  • Minusy:

  • …mało strachu
  • „przełomowe” zmiany w serii nie przynoszą spodziewanej rewolucji
  • miejscami brzydka oprawa graficzna
  • ostre, rwane przejścia między grą a animacjami
  • długie loadingi, czasem w bardzo nieadekwatnych miejscach
  • 52 odpowiedzi do “Resident Evil 6 ? recenzja”

    1. Od samego początku autorzy Resident Evil 6 twierdzili, że będzie to największa i najwspanialsza część tej cenionej serii. I rzeczywiście, nie brakuje jej rozmachu. Czy jednak przebije kultową „czwórkę”, a klimatem przywoła na myśl duszne Raccoon City?

    2. Kultowa „czwórka”? Czy aby RE4 nie jest najsłabszą z odsłon? Chyba, że „czwórka” odnosi się do jakiejś części pośredniej z serii. Tak czy siak czekam na wersję PC. Po recenzji zapowiada się niezła zabawa :]

    3. nie zdążyłem tego przeczytać w magazynie a tu puff już na stronie XDDD

    4. Ja zacząłem grać w Resident Evil 4 z CD-A, później pogram w 5, Racoon City też, oczywiście 6 też zagości w moim dysku 😀 Najbardziej interesuje mnie kampania Leona 😀

    5. Kolejna recenzja utwierdzająca mnie w przekonaniu, że będę zadowolony z gry.

    6. @Zaba2501: kwestia gustu, dla mnie sama gra jest prawie idealna (kwestia konwersji PC jest również indywidualna, dla mnie była wystarczająca) a jedyną wtopą była część 3, której nie ratował nawet tytułowy Nemesis (prosta, krótka, miato bez klimatu). Poza 4 była najlepiej ocenianym survivalem na konsolach (jeśli mnie pamięć nie myli) i chyba do tego się to odnosi.

    7. @Zaba2501 |Raczej wprost przeciwnie. Oceny na metacriticu generalnie można potłuc o kant d…, ale 96/100 z czasów aż tak nie szastano „dziesiątkami” stawia tą część na piedestale.

    8. Przez większość recenzji autor wymienia błędy gry a na koniec i tak 8.0

    9. @skoczny – dzięki za info bo do tej pory spotykałem się z ogólną opinią, że to 2-3 są najlepsze z serii. Osobiście miałem okazję pobawić się tylko podstawową 5 gier (czyli 1-3 na PSX’a oraz 4-5 na PC) i każda miała w sobie coś wciągającego, interesującego i zaskakującego. |Hm, a mi akurat 3 się bardzo podobała, ale fakt, kwestia gustu i własnych odczuć :]

    10. @Ganjalf – cóż, nigdy nie badam ile dana gra dostaje w internecie. Zwykle sam dla siebie oceniam daną produkcję i nie interesuje mnie czy dana gra dostaje 10 czy 1. Jeżeli mi się podoba to nie żałuję wydanych pieniędzy, proste. Stąd moje zaciekawienie odbiorem „czwórki”.

    11. 4 Mega 5 Mega 6 mega i git – części 1-3 to szrot.

    12. @skoczny zgadzam się, że czwórka była świetna, miała lepszy klimat od piątki, w sumie też dobrej grze z fajnym coopem, a ze starych RE ukończyłem tylko trójkę, dla mnie była dobra i jak dla mnie Nemesis właśnie ją ratował, ale nie mam porównania do 1 i 2, poza tym wolę części 4 i 5 z nowocześniejszą mechaniką gry.

    13. Pomimo tego że drzwi zawsze są zamknięte i ciągle trzeba znaleźć milion osiemset pięćdziesiat cztery klucze oraz napier……….nie sie 10 razy z tym samym bosem jak w przypadku kampanii Leona jednym słowem ćiągle to samo to naprawdę bardzo dobra gra ale „piątka” bardziej mi się podobała ;p

    14. 3 plus, 5 minusów – ocena 8.0. Dziwnie to wygląda.

    15. bo gra jest dobra a nawet bardzo dobra dlatego 8, a te minusy nie są aż tak istotne, łącznie z tym, że jest mało strachu, bo w tej serii, nie oszukujmy się, nigdy nie było go za wiele

    16. Nadal widzę kobietę, która robi loda żyrafie.

    17. „Czy jednak przebije kultową „czwórkę”, a klimatem przywoła na myśl duszne Raccoon City?” Czegoś tu nie rozumiem. Kultową? No bez jaj, to pierwsze trzy części są kultowe, a to właśnie czwórka zmieniła kompletnie wygląd serii przez wielu uważany za gorszy.

    18. @Śledziks: czy „kultowość” czwórki wyklucza „kultowość” dwójki? Zdecydowanie nie. Szczególnie, że jak sam napisałeś zmienił się kompletnie (z czym się nie zgadzam w pełni) wygląd serii. Weź pod uwagę serię Evil Dead – pierwsza i druga część są bardzo odmienne, ale obie kultowe w pewnych kręgach.|@loikl: po czym poznajesz, że to kobieta? o.O

    19. Kto od gry akcji wymaga strachu?

    20. Z recenzji wnioskowałem że to solidna siódemka, ocena końcowa 8 troszkę mnie zaskoczyła.

    21. Gra 5/10. W CDA na emerytury chyba zbieracie.

    22. Byłem strasznie napalony na RE6… i odpaliłem wczoraj demo i cały czar prysł. Owszem, widnieje tam informacja, że demo nie reprezentuje finalnej jakości produkcji, ale to co tam zobaczyłem było tak nieudolnie zrobione i nudne, że nie jestem pewien, czy warto ładować kasę w taki znak zapytania. Chaotyczna kamera, podobnie skopane strzelanie, sztampa w narracji – wszystko leży i nie zachęca do pełnej wersji. Po demie dałbym RE6 maksymalnie 6+/10.

    23. 4 czesc kultowa? 😀 Are you fucking kidding me? 1/2 to najlepsze czesci serii, 3 tez bardzo dobra, a wszystko po nich juz przebajerowane i malo straszne.. juz wole silent hilla,

    24. Kobieta i żyrafa w niedwuznacznej pozycji… What Has Been Seen Cannot Be Unseen !

    25. Dla wielbicieli kultowej 2ki. Podobno Yoshiaki Hirabayashi stwierdził, że jeśli fani będą chcieli remake 2 części to Capcom zastanowi się nad nim. Na internecie jest petycja, którą podpisało już ponad 10000 ludzi. Co prawda nie wierzę w jego powstanie i wolałbym najpierw remake’i 0 i 1 (nie wspominając o Revelations na bardziej popularnej u nas platformie), ale nie będę się czepiał.

    26. Jak dla mnie Re 6 wygląda na dobrą ale nie doskonałą kontynuacje serii. Ale na pewno sobie kupię jak będzie w przecenie.

    27. Wow. Ludzie mówią, że RE4 to nie jest gra kultowa?… Odzyskuję wiarę w ludzkość… :’-)

    28. Niestety re 6 podobnie jak i najnowszy film pozostawiają niesmak podobny do tego jaki odczuwa prostytutka w ustach po wizycie klienta

    29. @skoczny|Remake jedynki już masz na gc, co do remake’u 0 to nie widzie sensu aby takowy robili wersja na konsolkę nintendo nadal robi wrażenie 🙂

    30. @AnubisInk: emulacja czy zakup wii mnie nie interesuje. Po prostu chodziło mi o to, żeby te gry ukazały się na większej ilości platform a jako, że oryginalne wersje powstały na Gamecube’a (z jedynką też mi chodziło o wersję z tej konsoli, ale zapomniałem napisać) zapewne nie dałoby by się tego przenieść tak łatwo (mogę się mylić). Tak samo Revelations. Poza tym zdaje sobie sprawę, że to dotyczy głównie mnie (i mało pewnie takich osób), więc dlatego napisałem, że się czepiam.

    31. @GwiazdaCDA albo ten facet zaspokajający żyrafę jeśli dobrze przyjrzysz się logo RE6 :3

    32. http:fc02.deviantart.net/fs70/f/2012/052/e/d/resident_evil_6s_logo__nsfw__by_zenuzenu-d4qharg.jpg

    33. Dlaczego to logo przypomina mi ugryzione logo The Elder Scrolls przez Ciasteczkowego Potwora??

    34. grał ktoś z Was, że tak gada ?

    35. Grałem w demo…..po 15-20 minutach wyłączyłem. Tyle na ten temat ode mnie. Ale jakoś kiedyś próbowałem w dwie poprzednie części [poza Racoon City], i też mi się nie zbyt podobały. Po prostu Resident Evil chyba do mnie nie przemawia.

    36. @skoczny|Ziom dla pakietu Residentow warto kupić gc ceny teraz zapewne są śmieszne a zabawy co nie miara 😀

    37. Szczerze mówiąc wątpię by 25-30 letniego gracza który pamięta poprzednie odsłony miało cokolwiek w kolejnych coś przestraszyć. Sorry, ale mnie nawet dobre horrory filmowe nie straszą, a co dopiero gra.Więc może jednak dobrze że skupili się na akcji, bo i tak wiele by chyba nie wskórali próbując straszyć. Mogli by co najwyżej zrobić z tego swoistego survivala, ale i tak nadal by nie straszył.

    38. Aha, na rozluźnienie, cytat z pewnego zachodniego serwisu ” Czy tylko mnie logo gry kojarzy się z człowiekiem robiącym dobrze żyrafie !?”

    39. @Darkstar181 a grałeś w amnesia the dark descent? Mam 23 lata i momentami na prawdę robi robotę.

    40. @yashek: tylko w Amnesii nie walczysz z przeciwnikami bo nie masz jak, w dodatku pierwszoosobowa perspektywa zwiększa wczucie w rolę. Serie takie jak Resident Evil mają do siebie to, że są nastawione na strzelanie (tak, pierwsze części też). Różnica jest kolosalna a Darkstar181 odwoływał się do wcześniejszych części, nie całego gatunku, który mimo wszystko jest rozbudowany|Gry, książki czy filmy straszą, ale też trzeba je dobrać odpowiednio by tak się stało.

    41. @yashek|Mnie Amnesia i pochodne zanudziły na śmierć osobiście nie czaje co tam jest strasznego 🙂 |Ostatni horror jaki działał na mnie jak powinien to był Siren na ps3.

    42. @skoczny: Moja wypowiedź odnosiła się do drugiej części wypowiedzi gdzie Darkstar181 napisał, cytuje „mnie nawet dobre horrory filmowe nie straszą a co dopiero gra”. Zasugerowałem więc produkcje pokroju Amnesii.|@AnubisInk: Nie no jasne, nie trafisz w gusta każdego. Na mnie gra podziałała, mimo, że tego potwora-mumię widzi się tam tylko kilka razy. Mam nadzieję, że nie grałeś w to w południe siedząc na plaży na komórce, wiesz atmosfera też robi swoje 😉

    43. @yashek|Jasne man że atmosfera to podstawa do horrorow zawsze siadam poznym wieczorem po maszku dobrej jamby 😀

    44. R4 = masterpiece, RE5 = PoS ktory chcial byc kolejnym Gears of War klonem. Tak na serio…co im na mozg padlo zeby popsuc ta serie? RE4 odbiegal od oryginalu ale szedl w dobrym kierunku, teraz to posmiewisko.

    45. Kiepsko ta gra po gameplayach wygląda. Mam wrażenie, że lepiej sobie RE4 zainstalować, które miało tony klimatu.

    46. Ludzie którzy widzą w tej 6 żyrafę, muszą być naprawdę zboczeni, lub poświęcający dużo czasu o wiadomo o czym. Dopiero po ujrzeniu screena na poprzedniej str. zauważyłem to, o czym co poniektórzy wspominali.

    47. Witam od wczoraj mam już gierkę na Xbox360. Więc tak gra wygląda znośnie jak na grę na dzisiejsze czasy czasem są momenty odstraszające. Jeżeli chodzi o rozgrywkę nie będziecie się nudzić zombii wyskakują ze wszystkich stron, więc coś jest cały czas do roboty. Dodatkowym plusem są 3 kompanie oddzielne dla każdej postaci. Wielkim minusem gry jakim zauważyłem jest omijanie wrogów i dobiegnięcie do danego celu wskazanym przez grę. Ogólnie 1 akt grałem 3 godzinki więc nie jest mało. to na razie tyle………

    48. Atmosfera grozy i te sprawy? Ostatnia nadzieja survival horroru pochodzi z polski 😉 polecam sprawdzić projekt: http:warsztat.gd/projects/Trip_the_game i demo: http:www.olszewski.home.pl/trip_demo2.rar

    49. myślę, że istnieje powód, dla którego ta gra ma średnie ocen 0.6 i 0.8/10.

    50. RE nigdy nie było horrorem. Nie wiem co sobie niektórzy ubzdurali. Po za tym tutaj narzekają na zmiany w rozgrywce, a jak we wszelkich CoD’ach, zmiana ogranicza się tylko do poprawienia grafiki to wszystko jest super – i to ludzie nazywają rewolucją… W Re6 grafika idealnie pasuje do klimatu gry i miejsca w którym się znaleźliśmy. Nie wiem czego gracze oczekiwali – pastelowych kolorków, kwiatuszków itd? Idealny dowód na to że ludziom się w tyłkach poprzewracało i sami nie wiedzą czego w końcu chcą…

    Dodaj komentarz