9
13.08.2022, 10:00Lektura na 6 minut

River City Saga: Three Kingdoms – recenzja. Jedz, bij się, kochaj

Bardzo prawdopodobne, że interesując się chodzonymi bijatykami lub grami z epoki ośmiu bitów, trafiliście na jakiś tytuł z serii Kunio-kun i... przepadliście.


Arkadiusz „Cascad” Ogończyk

Unikalna forma, zawadiacki humor i galeria ciekawych postaci miały wielką moc przyciągania zarówno wtedy, jak i teraz. A jeżeli nie znacie jeszcze Kunia, to nic straconego, bo właśnie (ponownie) został aktorem w filmie kostiumowym.

River City Saga: Three Kingdoms
River City Saga: Three Kingdoms

Za honor, za kraj

Epoka Trzech Królestw, jak określa się okres walki trzech potęg, które w III wieku kotłowały się w wiecznym konflikcie na terenie dzisiejszych Chin, to jedna z najpopularniejszych eksportowych fantazji o tym kraju. Najsłynniejsze dzieło na ten temat, „Opowieści o Trzech Królestwach”, to odpowiednik tego, czym w Polsce jest „Trylogia” Henryka Sienkiewicza. W świecie gier kojarzymy ten okres przede wszystkim za sprawą cyklu Dynasty Warriors czy Total War: Three Kingdoms, a teraz w lekki i zwiewny sposób połączono go także z jedną z legend gatunku beat ’em up, czyli cyklem Kunio-kun, znanym także jako River City.

Pomysł na River City Saga: Three Kingdoms jest fantastycznie prosty, ale rzadko wykorzystywany w innych produkcjach. To ubranie w nowe szaty znanej od lat serii, taka „nakładka historyczna” na coś, co od dawna prezentowało przygody twardych licealistów kochających bójki na ulicach. Three Kingdoms nie tylko (z wieloma uproszczeniami, których wymaga konwencja) remiksuje awanturniczą historię Chin, ale i rozbudowuje serię River City o kolejne warstwy lekkiego erpega. Do naszej dyspozycji – poza standardową możliwością kupowania przedmiotów leczniczych, rozwijania statystyk, wpadania do restauracji i zdobywania nowych ciosów – doszły tu także niemal magiczne superataki, speciale, nabywanie pancerza oraz zmiany statusów, a nawet wbijanie punktów reputacji i wybory fabularne! Od razu czuć, że w tej części jesteśmy historycznymi herosami, a nie japońskimi uczniakami szukającymi guza na boisku za szkołą.

River City Saga: Three Kingdoms
River City Saga: Three Kingdoms

Miecze, kimona i pędy bambusa

Wyjaśnienie, czym jest River City Saga: Three Kingdoms, można właściwie zamknąć w haśle „chodzona bijatyka”. To bowiem u swych podstaw bardzo klasyczny przedstawiciel gatunku opierający rozgrywkę na superataku, bloku, skok, rzucie oraz ciosach rękami, nogami i znajdowaną po drodze bronią (wachlarz opcji jest o niebo bogatszy od niedawnego TMNT: Shredder’s Revenge). Wszystko dzieje się tu fantastycznie płynnie, oprawa jest urocza, a przeciwnicy zalewają nas z każdej strony dokładnie tak, jak trzeba. System walki – prosty i dynamiczny – znakomicie sprawdza się przy walce z grupami wrogów. Najczęściej w pojedynkę musimy pokonać ich kilkunastu, a robi się to bardzo intuicyjnie, choć gra cały czas zachęca też to tego, by próbować nowych metod, eksperymentować i sprawdzać, co poza standardowymi uderzeniami mamy do dyspozycji.

River City Saga: Three Kingdoms
River City Saga: Three Kingdoms

Walcząc o zjednoczenie cesarstwa, zbieramy wypadające z oponentów monety i inwestujemy je w nowe umiejętności. Ciosów mniej i bardziej specjalnych jest tu takie zatrzęsienie, że nawet pomimo wielu wspólnych cech z odsłonami serii sprzed lat czuć, że to nowe River City godne naszych czasów. Gra została napakowana zawartością i oblana detalami, które sprawiają, że z samą kampanią można spędzić ponad 10 godzin, krążąc między kolejnymi zamkami, wioskami czy zagajnikami i szukając nowych zadań, wyzwań oraz sekretów.


Terakotowa Armia

Pod względem oprawy nie znajdziemy tu rzeczy technologicznie onieśmielających, ale i tak ucieszy nas satysfakcjonująca mnogość miast, dróg, przesmyków i leśnych szlaków zapełnionych bandytami – oczywiście z galerią postaci w tradycyjnych chińskich strojach. Znane z poprzednich odsłon łączenie dużych, dokładnie animowanych postaci wykonanych pixel artem z oszczędnymi, ale ładnymi, nieco pastelowymi tłami doskonale się sprawdza.

River City Saga: Three Kingdoms
River City Saga: Three Kingdoms

Nieważne, czy gracie na dużym ekranie, czy też przenośnie na Switchu czy Steamdecku – nie umknie wam żaden szczegół i będziecie czuć pozytywne wibracje z tego całego ambarasu (mimo iż składa się on z kopania ludzi po trzewiach i setkach pękających szczęk). Jedyne, co trochę odstaje od wysokiego poziomu, to muzyka, która nie tyle tu nie pasuje (jest ładna, folkowa, „chińska”), co po prostu nie ma jej w grze za wiele. Utworów tak poskąpiono, że te obecne w Three Kingdoms mogą się znudzić.


Państwo Środka

River City Saga: Three Kingdoms zaskakuje pod względem ogromu zawartości nie tylko, gdy przechodzimy całkiem długą kampanię pełną zwrotów akcji i zabawnych dialogów. Tuż po niej odblokowujemy bowiem bardziej wymagający tryb pozwalający na powtórzenie przygody z rozwidleniami fabuły i światem reagującym na to, jaką reputację w nim zdobędziemy. Dochodzą do tego też zupełnie nowe typy wyposażenia wcześniej niemożliwe do odkrycia; od początku mamy również dostęp do kooperacji nawet dla czterech graczy. A gdyby było wam jeszcze mało atrakcji, to twórcy przygotowali bardzo staroszkolny, pozbawiony fabularnych turbulencji i krążenia po mapie tryb arcade, w którym skupiamy się tylko na chodzeniu i biciu plejadą odkrytych po drodze postaci. Jeżeli zatem lubicie, gdy twórcy gier dbają o mnożenie atrakcji, to z przyjemnością melduję, że Three Kingdoms jest nimi nabite jak kulturysta na dyskotece.

River City Saga: Three Kingdoms
River City Saga: Three Kingdoms

Kunio wcielający się w chińskiego herosa pozostaje cały czas Kuniem – dlatego też jest to tak ciekawa pozycja. Fani beat ’em upów dostaną tu coś dla siebie, osoby szukające lekkiej awanturniczej bitki w historycznym sosie także, fanatycy okresu Trzech Królestw z odprężeniem obejrzą jeszcze raz ich losy w wersji light, a każdy, kto szuka po prostu przystępnej, łatwej do zrozumienia (i oferującej tryb kooperacji) przygody, również nie powinien narzekać. Nawet jeżeli czasem walki robią się powtarzalne albo poziom trudności zaczyna spadać (gdy przesadzimy z „pakowaniem”), to nie ma w gatunku drugiej tak urokliwej serii, jak River City. Dzięki Three Kingdoms widać, ile jeszcze można z niej wyciągnąć, poprawiając formułę, i jak niewiele wystarczy, by ją odświeżyć. Sporo rzeczy jest tu bardzo dobrych, trochę średnich, zaledwie odrobina wymagających wyraźnej poprawy – nic, tylko grać i cieszyć się, gdy wymachując bambusem, obijemy kilka wrednych twarzy, tak jak to mieli legendarni herosi w zwyczaju.

W River City Saga: Three Kingdoms graliśmy na Switchu.

Ocena

River City Saga: Three Kingdoms to chodzona bijatyka zrobiona z sercem, łącząca odświeżenie formuły z latami doświadczenia w gatunku. Jeżeli lubicie walkę w tłumie, levelowanie, lekki humor i feudalne klimaty to jest to gra, którą warto się zainteresować.

8
Ocena końcowa

Plusy

  • satysfakcjonujący system walki 
  • przystępność 
  • dużo zawartości 
  • kooperacja

Minusy

  • nierówne tempo rozgrywki
  • zbyt mało utworów muzycznych


Czytaj dalej

Redaktor
Arkadiusz „Cascad” Ogończyk

Szukam serca w najbardziej niszowych i przegapionych grach oraz pęknięć w pomnikach wielkich hitów. Życie tak dobre, że mam wyrzuty sumienia. Publikuję w CDA od 2020.

Profil
Wpisów22

Obserwujących9

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze