Często komentowane 136 Komentarze

Saints Row IV – recenzja cdaction.pl

Saints Row IV – recenzja cdaction.pl
Cóż robić, kiedy do jesieni zostało jeszcze trochę czasu, nowe odcinki seriali pojawiają się raz na tydzień, a pogoda prasuje na człowieku ubranie? Nie trzeba się już nad tym zastanawiać – niebiosa zesłały Saints Row IV. Recenzja cdaction.pl!

Saints Row IV
Dostępne na: PC, PS3, X360
Testowano na: PC
Wersja językowa: polska (napisy)

Po obejrzeniu końcowych napisów zrobiło mi się smutno. Przejrzałem listę kontynuacji znanych serii, od których jak co roku niebawem zatrzęsie się rynek i zauważyłem, w jak koszmarnej stagnacji tkwią głośne marki. Zwiększeniem liczby bohaterów, przeniesieniem eksploracji na wielkie wody czy osadzeniem akcji przed wydarzeniami z poprzednich odsłon sprzedaje się nam pozory przełomu. Tym bardziej szkoda, że ostatecznie takie produkcje wygrywają na słupkach sprzedaży i z rozpędu zgarniają więcej nagród, bo nie wypada im ich odmówić. A przecież są pozycje, które pokazują, jak wprowadzić rewolucję w ramach jednego cyklu i zarazem nie zgubić jego istoty. Potrafią też być genialne, bo są genialne, a nie „lepsze od”. Do takich gier należy Saints Row IV – i to jedyna ramka, w którą da się tę produkcję wcisnąć.

Po posprzątaniu wojennego bałaganu z Saints Row: The Third gang Świętych złapał się polityki, zaś główny bohater/bohaterka – czyli postać gracza zależnie od wyglądu i seksapilu – siedzi na fotelu prezydenta USA, reprezentując kraj z Białej Chaty. Prężny rozwój kraju i podpisywanie ustaw o likwidacji głodu bądź raka zwrócił uwagę sił z kosmosu. A ponieważ dzięki kinu dobrze wiemy, że obcy w pierwszej kolejności atakują Amerykę, zły kosmiczny lord Zinyak i jego brzydka ferajna nieproszeni wpadają na naszą konferencję prasową. Wróg nie zna kompromisu i nie bawiąc się w próby rządzenia dość szybko obraca Ziemię w drobny mak, wcześniej porywając Świętych, poszerzając swoją kolekcję wybitnych osobistości. Niczym w Matriksie, Zinyak trzyma ludzi w zbiornikach z galaretą, gdzie w uśpieniu tkwią uwiązani w wirtualnej rzeczywistości.

Pomysł fikcyjnych wymiarów nie tylko dał scenarzystom i grafikom możliwość odjechania ze wszystkim w dowolną stronę, ale też – co ważniejsze – został doskonale wykorzystany. Zaczynając w sitcomie z lat 50., w ciągu całej gry skaczemy po przeróżnych wersjach świata. Większość czasu spędzimy w Steelport odmienionym po inwazji kosmitów. Pomijam już wszechobecne patrole obcych czy szkarłatną łunę na niebie. Parszywa gęba skurczybyka Zinyaka zajmuje wszystkie billboardy, ba, był na tyle bezczelny, by sklepy z ciuchami Świętych nazwać swoim imieniem. Jedynym wyjściem jest dobranie się alienowi do szarego zadu i skopanie go w zemście za los siedmiu miliardów ludzi.

Pomogą nam w tym inni Święci, których najpierw musimy powyciągać na pokład naszego statku z ich wirtualnych wymiarów, przedstawiających najgorszy koszmar danej osoby. Misje związane z pozyskiwaniem załogi zarówno imponują pomysłem czy dowcipem (nawiązania do poprzednich odsłon czy obśmiewanie gier – miód!) jak i pogłębiają wizerunek znanych i nieznanych postaci. Dalej są to dość proste charaktery, jednak w Saints Row IV – mimo całej niepowagi – dzięki świetnym scenom i dialogom nawet z nimi możemy się zżyć. A nawet – jak w Szanujących Się Współczesnych Grach Fabularnych® – nawiązać romans… odpalając odpowiednią scenkę przy pomocy jednego przycisku, bez długaśnych wątków i walki o +5 do życzliwości. Po co się ograniczać?

Kiedy Zinyak stworzył nam wirtualne Steelport pod własną okupacją, zapomniał o jednym istotnym szczególe. No, nawet dwóch. Po pierwsze – każdy system ma swoje dziury, po drugie – żadnej dziury nie ukryje się przed supernerdową Kinzie. Każdym swoim działaniem dążymy do chaosu i przeciążenia systemu, by w przyszłości dopaść bezradnego Zinyaka. Dzięki lukom w programie Kinzie daje nam coś, co zdawało się tylko dodatkiem, a w praktyce kompletnie odmieniło rozgrywkę – supermoce.

Na wprowadzeniu supermocy zyskuje tak walka, jak i eksploracja. Z jednej strony możemy szybować nad wrogami, by miotać w nich kulami ognia i po skoku na wysokość wieżowca spaść z trzęsącym ziemią przytupem, a na końcu uniesionych w powietrze wypchnąć do rzeki rzuconym telekinetycznie samochodem. W międzyczasie korzystając z superszybkości przebiegniemy miasto błyskawicznie, prześcigając sportowe samochody, później podziwiając okolicę po wbiegnięciu na ścianę jednego z okolicznych biurowców. Po rozwinięciu mocy (dzięki klastrom rozmieszczonym głównie na dachach budynków, co zachęca do zasuwania w przestworzach) zyskujemy jeszcze więcej rozwiązań, zadając większe obrażenia kulą ognia/mrozu czy ciesząc się nielimitowanym sprintem. Żonglerka nadludzkimi zdolnościami w walce wywołuje radosny chaos, w którym jednak wszystko da się ogarnąć i niewiele może się zdarzyć bez naszej kontroli.

Dzięki metodzie skocz-szybuj-sprint-skocz, jej prędkości i prostocie sterowania w Saints Row IV cieszymy się swobodą dosłownie niespotykaną. W Skyrim ograniczało nas rozmieszczenie punktów szybkiej podróży, w Asasynach prędkość biegu czy wspinaczki, w GTA parametry samochodu lub odległość od taksówki, nie mówiąc o zamkniętych strefach… i tak dalej. Pokazywano nam wielkie góry, jednak podróż na szczyt trwała tyle, że w połowie odchodziła ochota na dalszą wędrówkę. Koniec z tym. W nowej produkcji Volition poruszanie się jest tak cudownie lekkie i dynamiczne, że do każdego miejsca dostaniemy się szybko i bezboleśnie, po drodze zgarniając bonusy, dzięki którym będzie jeszcze szybciej i jeszcze mniej boleśnie. Nareszcie świat dostał sandboksa, który nie tylko oferuje wiele do odkrycia, ale też nie zaprzecza sam sobie, przeszkadzając graczowi w odkrywaniu. Nareszcie mogłem stanąć na szczycie wieży i patrząc wokół powiedzieć sobie – tak, w końcu to wszystko jest moje. A jeśli chcę, mogę wrócić za kierownicę, a wrogów wykańczać standardowo. Tylko po co, skoro – parafrazując jednego ze znanych rysowników – jestem cholernym człowiekiem-rakietą?

Do eksploracji zachęcają przeróżne znajdźki, jednak w odróżnieniu od konkurencji prawie wszystkie do czegoś się przydają. Wspomniane klastry wydajemy na ulepszanie mocy, wykonanie wszystkich misji pobocznych z danej kategorii lub questa daje nam nagrody, a w najgorszym wypadku dostaniemy tylko doświadczenie i kasę. Z arbuzowym uśmiechem witamy radosną rozwałkę miasta na pokładzie UFO czy sianie chaosu wyrzutnią czarnych dziur, miotaczem dubstepu lub za sterami mecha. Powraca wybijanie wrogów ze wskazanych miejsc czy wymuszanie odszkodowania przez obijanie się o samochody, które nabrało uroku dzięki siedmiomilowym skokom. Nawet przejmowanie sklepów stało się ciekawsze, bo zamiast prostego kupowania budynku hakujemy obiekty, rozwiązując proste zagadki logiczne. Są też misje na lojalność członków załogi, dzięki którym możemy przyzwać ich do pomocy w walce uzbrojonych w te same moce. Wszystkie poboczne zadania wzorowo spojono z dynamiką całości i dopasowano do kosmiczno-superbohaterskiej otoczki. W to po prostu chce się ciągle grać!

Miło zobaczyć też grę, którą perfekcyjnie wyważono pod kątem humoru i parodii. Istnieje wiele komedii, które nakazują widzowi mieć dobry humor przez dwie godziny. Są też gry – cześć, Deadpool – robiące sobie jaja ze wszystkiego na każdym kroku w sposób wręcz upierdliwy. Saints Row IV żartuje wtedy, kiedy trzeba i z tego, co akurat mu pasuje, czego nie można powiedzieć nawet o poprzedniej odsłonie. Dobrze wiecie, że podczas spotkań towarzyskich najdłużej nie zapamiętujecie rozkręcacza-żartownisia, tylko tego, kto odezwie się rzadziej, ale huknie takim dowcipem, że wspominacie to przez pół roku. Nie wykrzykuje żartów z Kwejka, nie mówi „co ja pacze” na widok cen w menu, zamiast tego cytując znany film sprzed lat po idealnym wyczuciu chwili. Takie właśnie jest Saints Row IV.

Literackie porównania są ostatnio w modzie, więc skoro The Last of Us jest Drogą, a Spec Ops: The Line Jądrem ciemności, to tej grze najbliżej do Zosi-samosi. Kiedy znacząca większość gier wpada w pułapkę oczekiwań związaną choćby z tradycją gatunku, nasza dzisiejsza bohaterka sama się określa w oderwaniu od reszty. Dragon Age: Inquisition i Wiedźmin 3 już wkopały się w porównania ze Skyrimem, a Star Trek udawał, że nie jest Mass Effectem. Saints Row IV samo zbudowało sobie szufladkę, w której wygodnie leży i nie ściga się z innymi – nie potrzebuje tego, bo jest znakomite samo w sobie i daje frajdę w każdej minucie rozgrywki. Nie dlatego, że ma lepszy system celowania niż Max Payne, ale ze względu na bogactwo tego, co akurat jest ważne i potrzebne. Saints Row IV odpowiada tylko przed graczami i przed poprzedniczkami, resztę mając w nosie i decydując się na chwyty (supersprint przez miasto w rytm Song 2, „randka” z robotem i ogrom innych) których inne produkcje boją się z obawy o Powagę, Głębię i Wiarygodność®. To produkcja tak spójna i mistrzowska w swojej klasie, że próba szukania jakichkolwiek wad sprowadzi się do wypatrywania miejsc, w których nowe dzieło Volition nie jest inną grą. A to już jest paranoiczne czepialstwo, więc dla zasady powiem – w Saints Row IV jest mniej drużyn, niż w ostatnim PES-ie.

Saints Row IV jest jak pewna siebie dziewczyna śmiejąca się z koleżanek, które przed studniówką patrzyły ze strachem na oczko w rajstopach i zastanawiały się przez pół dnia, czy torebka pasuje do butów. Zamiast tego wbiła się w ciuchy może i nie tak modne, ale za to dobrane, by mogła czuć się świetnie. Choć różni się wyraźnie od innych, z balu to ona i jej kumple wyjdą najbardziej zadowoleni. Saints Row IV odchodzi od zabiegów, przed którymi padamy regularnie na kolana, nie pasuje do wielu konwencji (darujcie sobie „klon GTA” i „Saints Row 3.5”, naprawdę) ale w stu procentach jest szczera wobec nas i samej siebie. Dobrze wiecie, że właśnie z takimi osobowościami najlepiej chodzić na imprezy.

Ocena: 6/6

Plusy:

  • ogromnie grywalna
  • supermoce i wirtualne rzeczywistości = kompletnie inne oblicze rozgrywki
  • genialny, celny humor, nawiązania i dialogi
  • spójność wszystkich elementów rozgrywki
  • swoboda
  • arcydzieło samo w sobie
  • zaskakująco dobra fabuła i bohaterowie
  • mnóstwo do roboty, a wszystko po coś
  • Minusy:

  • komentarze poniżej, według których gra jest klonem GTA lub jego rywalem
  • strasznie ostatnio gorąco
  • PS Kiedy dane mi będzie przetestować tryb co-op (dla dwóch graczy), podzielę się wrażeniami.

    136 odpowiedzi do “Saints Row IV – recenzja cdaction.pl”

    1. @Garrus krótko mówiąc – nie

    2. @Adzior możesz powiedzieć ile jest modyfikacji dubstep gun’a? Dokładnie to rodzajów piosenek + skinów? Byłbym bardzo wdzięczny jeżeli poświęcisz czas i mi odpiszesz 🙂 ale jeżeli nie to też zrozumiem.

    3. 86/100 to według was zły wynik? Tomb Raider ma tyle, a złą grą nie jest.

    4. mass effect 3 89

    5. @KoichiSan – wieczorem 😉

    6. @Adzior ok, czekam 😀

    7. Nowe piasto to plus. Po przejściu SS 2, w SS 3, czułam się jak u siebie. Bardzo dobrze. Tak samo z tymi samymi towarzyszami. W GTA zawsze denerwowało mnie to, że ciągle nowa postać, nowe otoczenie, wszystko inne.

    8. A co ma wspólnego ocena na stronie internetowej z tą z gazety

    9. @KoichiSan – kawałek jest, zdaje się, jeden (myślałem, że słyszałem w jednej z misji drugi, ale możliwe że ferwor walki zmylił moje uszy) z kolei wyglądy trzy. Klasyczny jasnoszary, czarny a’la konsoleta i popowy, czyli różowy w biało-błękitne płomienie z kolorowymi pokrętłami 😉

    10. @Adzior te kolory właśnie dawały 3 różne piosenki 😉 . Biały to standardowy utwór Scout McMilan – Polyhmnia, Fioletowy (Pop) – utwór Datsik – Vindicate no i czarny (Industrial) nazwy piosenki nie znam. Myślałem, że jest coś poza tym 😀

    11. @Ludwess źle mi się napisało. Stare miasto to plus.

    12. CoCieToObchodzi 15 sierpnia 2013 o 19:53

      Niektórzy podobno dostali już grę z preordera na muve.pl, wie ktoś coś?

    13. @Ema „Po przejściu SS|2, w SS 3, czułam się jak u siebie.” teraz tylko to zdanie nie pasuju, bo miasta były inne… @Adzior to ile mniej więcej zajęło ci czasu przejścia misji fabularnych? Czy w grze będzie tylko jeden sklep z ciuchami Zyniak, czy tak jak w trójce jeszcze 2 inne? No i czy czechów będzie więcej niż tych udostępnionych w inauguration station? Wstyd się przyznać, ale w trójce bardzo lubiłem ubierać swoją heroinę… 😀

    14. @ScorpioLT Z tego co pamiętam główny wątek trwa mniej więcej tyle co w trójce. Sklep jest jeszcze ten z kostiumami różnymi (Let’s Pretend) i ogólnie też lubię przebieranki swojej bohaterki 😉

    15. @ScorpioLT Faktycznie, sprawdziłam mapki i inne miasta 😀 . Mniejsza o to. @Adzior SS 3 było znacznie krótsze niż SS 2. Mnie to zaskoczyło. SS 3 jest też znacznie łatwiejsze. W SS 2 miałam problemy żeby wiele dodatkowych aktywności ukończyć, a w SS 3, mam wszystkie lokacje na 100 % bez problemów. Zostały mi tylko drobiazgi typu zabijanie wyznaczonych osób.

    16. Przez tą recenzję nakręciłem się na SR4.

    17. @Ludwess może po prostu nowe SR4 to dobra gra? Akurat nie sądzę, by chłopaki z CDA byli takimi kretami, by sprzedawać swoja dziennikarską rzetelność w zamian za coś takiego co sugerujesz… Poza tym są inne serwisy w których znajdziesz dużo więcej akcji bijących po oczach;)

    18. A takie pytanie. Skąd w ogóle macie SR4 ?

    19. @TheRegusi Prasa juz dostała gre 🙂

    20. @Xenox127 Spoko 🙂

    21. autostopowicz70 17 sierpnia 2013 o 08:55

      „Aha, CDA współpracuję z Cenegą? Cóż za zbieg okoliczności z oceną SR4, gry wydawanej przez Cenegę…”|”ocena wydaje sie troche przesadzona”|Smuggler mialby uzywanie

    22. Wie ktoś czy SR IV będzie wymagało Steama???

    23. CoCieToObchodzi 17 sierpnia 2013 o 20:00

      Tak samo jak w przypadku 3, będzie wymagało Steama.

    24. „Zwiększeniem liczby bohaterów, przeniesieniem eksploracji na wielkie wody czy osadzeniem akcji przed wydarzeniami z poprzednich odsłon sprzedaje się nam pozory przełomu. Tym bardziej szkoda, że ostatecznie takie produkcje wygrywają na słupkach sprzedaży i z rozpędu zgarniają więcej nagród, bo nie wypada im ich odmówić.” Chodziło o Grand Theft Auto V, Assassin’s Creed IV i Batman: Arkham Origins czy to było napisane przypadkowo?

    25. eyvon14moutaire 17 sierpnia 2013 o 22:52

      Nareszcie ! Czekam i czekam, już niedługo będę mieć tą grę – kupuję w ciemno, od razu i bez zastanowienia. To jest tytuł nad kupnem którego nie muszę się zastanawiać nawet i pół minuty ! Uwielbiam Saints Row, a teraz dochodzi do nabijania się z durnowatych sci-fi ! 😀 Tylko to czekanie jest takie długie … jeszcze muszę wytrzymać jeszcze trochę do premiery.

    26. Lama aproved! Byle do 23 sierpnia.

    27. Zamówiłam sobie preordera w Empiku z odbiorem w sklepie (jest darmowy w końcu) I mogę odebrać grę… 26 sierpnia. A mój kolega dostał już grę, ale z blokadą do dnia premiery. Juhu..

    28. @Sonne No a jak pewnie jak każdy SR 🙂

    29. Czy ocena 6/6 to w starej 10/10? o_O

    30. CoCieToObchodzi 18 sierpnia 2013 o 16:44

      Zamówiłem pre-ordera żeby dostać zanim będzie w sklepach… wchodzę do Media marktu a tam gra już jest, ja nadal nie dostałem, dziwne. 🙂

    31. Gdzie tu opinia o fabule? Nie ma, jest tylko jej opis, ogółem czytając recenzje, to nie dobrze się robi, gra może i jest miodzio, ale porównywanie tych wszystkich „innych” gier jest bardzo nie smaczne. I ta ocena, a minusy to kpina. Strasznie ostatnio gorąco? WTH, albo klon gta. Ciekawe dlaczego nie wspomniał pan tutaj o prototype, przecież te latanie jest z niego wzięte! Ah, no tak, nie możemy porównywać czegoś takiego :/ …

    32. @Ponkolo|Czy jeśli w Prototype można latać, to w żadnej innej grze nie można tego robić?

    33. Ponkolo @ Jakbyś przeczytał reckę, to byś widział opinię o fabule: że ma świeten sceny i dialogi, oraz świetnie wyważa elementy humorystyczne. Co do recki. Moim zdaniem nieco za dużo ochów i achów, ale przynajmniej Adzior starał się to uargumentować. Niestety szczypta krytyki w recce powinna się znaleźć – tak dobrych gier to nie ma dzisiaj.

    34. @Olaf tak jak już pisałem porównywanie innych gier do tej było bardzo nie smaczne, ale autor nic nie wspomniał, że latanie wzięto z prototype…

    35. No to super! Trza kupić 🙂

    36. „komentarze poniżej, według których gra jest klonem GTA lub jego rywalem” Chciałem tylko powiedzieć, że ten tekst od kolesia, który recenzując Deadpool przez 75% tekstu żalił się „no bo Batman: Arkham Asylum/City” to chyba będzie moja nowa definicja ironii.

    Dodaj komentarz