Często komentowane 13 Komentarze

Sniper Elite V2 – recenzja

Sniper Elite V2 – recenzja
Rok 1945 Berlin. Niezwyciężona jeszcze parę lat temu III Rzesza broni się ostatkiem sił przed naporem aliantów zachodnich z lewej i Związku Radzieckiego z prawej strony. Tak uczą w szkołach, ale w Sniper Elite V2 całą Rzeszę rzuca na kolana jeden gracz. Nasz redakcyjny gem!

Sniper Elite V2

Dostępne na: PS3, X360, PC
Testowano na: PC, X360
Wersja językowa: tak (napisy)

Sniper Elite V2, remake naszej pełnej wersji z nr 02/2008 (rany, to już tyle minęło?), to – zacznijmy od najważniejszego – najlepsza gra studia Rebellion od lat. Z jednej strony spore osiągnięcie – ta brytyjska ekipa tworzy naprawdę wiele produkcji dla bardzo różnych wydawców. Z drugiej strony jednak ich jakość nie zawsze była, powiedzmy, porywająca.

Zresztą co mi tam – Rebellion od pewnego czasu ciężko pracuje na miano najgorszego z największych. Wystarczy wspomnieć katastrofy w postaci ShellShocka 2 albo Rogue Warriora (nadal zrywam się z krzykiem, jak mi się przyśnią) czy choćby zmarnowane potencjały Aliens vs. Predator i zupełnie niedawno NeverDead, by zdać sobie sprawę, jak bardzo względne jest tu określenie „najlepsza”. Niemniej, jako się rzekło, V2 to faktycznie nowa jakość Rebellionu i nawet jeśli nie stanowi jeszcze nowej jakości gier w ogóle, to i tak warto się jej bliżej przyjrzeć.

Dobrzy i źli zdrajcy
Sniper Elite V2 w trybie kampanii to historia samotnego snajpera, który w ostatnich chwilach drugiej wojny światowej zapobiega wybuchowi trzeciej wojny światowej. Czyni to jako żołnierz amerykańskiego OSS – Biura Służb Strategicznych – eliminując nazistowskich naukowców pracujących nad bronią rakietową. W ten też sposób tytuł, który można tłumaczyć jako „wersja druga”, zgrabnie wiąże się ze słynną cudowną bronią Hitlera – rakietami V2.

Już w samouczku dowiemy się jednak, że istnieją dwa rodzaje zdrajców Narodu, Rzeszy i Wodza, i nasz cel mogą stanowić tylko ci, którzy zwrócili się do tych niewłaściwych aliantów – Sowietów. Z tego też będzie wynikać nieoczekiwany zwrot akcji w czwartej misji, gdy nagle okaże się, że poszukiwany martwy lub martwy kolejny von Wunderwaffe stał się miły USA i wypada go chronić. Zresztą mniejsza o fabułę – i tak chodzi tylko o to, by sobie postrzelać.

Stalowe puste płuca
W strzelaniu zaś Sniper Elite V2 jest naprawdę niezły. To jedna z niewielu gier tego typu, w których istotna jest balistyka pocisku – w najbardziej realistycznym wariancie uwzględniająca nie tylko grawitację i czas, jaki zajmuje kuli dotarcie do celu, ale nawet kierunek i siłę wiatru wpływające na jej tor. Samo to zmienia całkowicie dynamikę starć – tu chodzi o to, by odległość do celu była jak największa, a płuca… jak najbardziej puste. Te „puste płuca” zaś to jedyna pomoc w namierzaniu, na jaką gracz może liczyć w V2. Opcja ta dostępna jest tylko wtedy, gdy nasz snajper ma stosownie niskie tętno (np. nie biegł chwilę wcześniej), i powoduje wyświetlenie miejsca trafienia pocisku, a dodatkowo lekko spowalnia czas. Im dłużej przy tym nasz heros wstrzymuje oddech, tym precyzyjniejszy będzie jego strzał. Z drugiej strony każda sekunda tego wymuszonego „bullet-time’u” wyczerpuje zapas powietrza w płucach i pasek energii musi się odnowić. Upraszczając: albo strzelisz trzy razy szybko, albo raz, ale porządnie.

Snajperska ekstaza
Szczególne dla Sniper Elite V2 jest jednak to, że jakość strzelania jest wprost proporcjonalna do odległości. Precyzyjne „zdjęcia” z kilkuset metrów, gdy kula trafia wprost w oczko i wychodzi potylicą, sprawiają, że masz chęć sam poklepać się po plecach. Zwłaszcza że wiąże się z nimi bez wątpienia najlepsza rzecz w całej produkcji – fantastyczne rentgenowskie zobrazowanie trafienia. Taki strzał specjalny śledzony jest od momentu naciśnięcia spustu, daje odczuć odległość do celu i wreszcie „prześwietla” trafiony fragment ciała przeciwnika, pozwalając nacieszyć się spustoszeniem, jakie pocisk szerzy wśród kości i organów (i brzękiem dziurawionego hełmu!). Efekty są przy tym naprawdę obrzydliwe, a widok wirującej kuli wypryskującej spomiędzy cząstek kości i tkanek nie poruszy tylko najtwardszych. Swoją drogą, twórcy, planując je, zapatrzyli się ani chybi w Mortal Kombat, jednak nie zmienia to ich obrazu ani na jotę – są absolutnie bezkonkurencyjne i mimo że mogą wywołać nudności, nigdy się nie nudzą.

Na oślep i bez osłony
Niestety, starcia na bliskich dystansach to zupełnie inna bajka. Nasz heros wyposażony jest wprawdzie w thompsona, schmeissera czy inną pepeszę, ale strzelanie z nich to prawdziwa kara za te wszystkie nieludzkie „rentgeny” na oddalonych wrogach. Nie sposób nawet, co zdumiewające w grze z takim tytułem, skorzystać z muszki i szczerbinki. Strzela się zawsze z biodra, w zasadzie na oślep i, co gorsza, bez osłony – w Sniper Elite V2 albo się kryjesz, albo strzelasz – nic za darmo.

Przeciwnicy zaś na takim dystansie stają się naprawdę zabójczy – i to już na poziomie średnim, co z kolei sprawia, że wymiana ołowianych argumentów, a od czasu do czasu także granatu, może skończyć się powrotem do ostatniego punktu zapisu stanu gry. Ta nagła snajperska nieporadność staje się szczególnie uciążliwa wewnątrz budynków. Nie pomaga nawet pistolet z tłumikiem (fakt: wsparcie, które nie słyszy strzału, nie nadchodzi) ani inne wynalazki w postaci miny potykacza czy nawet dynamitu, zdolnego gromić całe plutony naraz.

Do ostatniego naboju
A niestety Sniper Elite V2 wciąż pozostaje doświadczeniem liniowym i zamkniętym. Już w samouczku wprawdzie pozwala przyglebić i przeczołgać się przez otwór w ścianie, jednak dzieje się tak wyłącznie w określonych miejscach. Dowód stanowią znajdujące się parę poziomów dalej drzwi zabite trzema dechami tak, że w szczelinach zmieściłby się balon zaporowy, które mimo to są całkowicie nieprzechodnie.

To oznacza też, że wszelkie starania, by przejść rozgrywkę jak ninja – np. przeniknąć w pobliże celu, oddać jeden strzał i zniknąć bez śladu – nie mają szansy powodzenia. Co z tego, że jest wskaźnik „zagrożenia” ze strony pobliskich wrogów czy opcja ukrywania ciał, skoro i tak w określonych miejscach musi nastąpić spawn niemilców i po prostu musi dojść do wymiany ognia? Innymi słowy, znów najlepiej po prostu „prześwietlić” wszystkich. I to nawet mimo tego, że punkty zdobywane za kille niczemu nie służą. Nawet sprzęt wybierany jest przed misją spośród tego, co zostało odblokowane podczas kampanii.

Co dwie lufy, to nie jedna
Nabijanie punktów zaczyna się odrobinę liczyć w trybie współpracy. Snajpienie synchroniczne może się przy tym odbywać w ramach kampanii (co ją trywializuje – dwie lufy i podwójne płuca robią ogromną różnicę) albo specjalnych trybów multiplayer. Najciekawszym dla mnie, fana Hordy w Gears of War, był ten nazwany Seria ofiar. W skrócie – dwóch snajperów, niewielka przestrzeń, nieograniczona amunicja, kolejne coraz większe i groźniejsze fale przeciwników (fakt: Tygrysa da się „wybuchnąć” jedną kulą).

Niezły jest też ten nazwany, nie wiedzieć czemu, Nalotem bombowym, który w niemal otwartym terenie każe szukać części do naprawianego pojazdu. Zupełnie słaba okazuje się natomiast Obserwacja, w której gracz bez snajperki szuka celów, a drugi – bez lornetki – eliminuje je. V2 w wersji PC zawiera wreszcie również drużynowy multiplayer 6 na 6 na dedykowanych serwerach. W związku z tym jednak, że graliśmy przedpremierowo, opcja ta była dla nas „wyszarzona”, a chyba niespecjalnie będziemy chcieli do niej wrócić.

W sam raz na raz
Koniec końców Sniper Elite V2 to tak naprawdę tytuł na raz. Nie jest ani szczególnie mądry, ani piękny i oprócz „anatomicznych egzekucji” i świetnego brzęku (czasem podwójnego) dziurawionej blachy hełmu nie ma w nim nic, co mogłoby sprawić, bym chciał zostać przy nim dłużej. Niemniej, jako się rzekło, to najlepsza gra Rebellionu od lat i jeśli tylko brytyjscy twórcy utrzymają tendencję, remake remake’u, czyli Sniper Elite V3, będzie prawdziwym arcydziełem.

Ocena: 7

Plusy:

  • rentgen ofiar postrzałów
  • niezła balistyka
  • dźwięk dziurawionych hełmów
  • tryb Seria ofiar – Horda A.D. 1945
  • Minusy:

  • odsłaniający system osłon
  • słabe strzelanie
  • z niesnajperek
  • liniowość i zamkniętość plansz
  • 13 odpowiedzi do “Sniper Elite V2 – recenzja”

    1. Rok 1945 Berlin. Niezwyciężona jeszcze parę lat temu III Rzesza broni się ostatkiem sił przed naporem aliantów zachodnich z lewej i Związku Radzieckiego z prawej strony. Tak uczą w szkołach, ale w Sniper Elite V2 całą Rzeszę rzuca na kolana jeden gracz. Nasz redakcyjny gem!

    2. Czyli rozumiem, że sniper ghost warrior 2 dostanie przynajmniej +7.

    3. wojtekwlodyka28 25 maja 2012 o 13:13

      Dla mnie co najmniej 8+ !!!

    4. wojtekwlodyka28 25 maja 2012 o 13:13

      Oczywiście o V2 mówię 🙂

    5. Dla mnie to gra co najwyżej na 6+, fabuła jedynie pisana i cholernie nieciekawa, praktycznie zero przerywników filmowych, skopana walka na mały dystans, chowanie ciał – nigdy nie skorzystałem, bo gra tego nie premiuje. Jest trochę tych baboli, ratuje ich tylko i wyłącznie strzelanie ze snajperki i efekty temu towarzyszące. Fakt, potencjał jest, ale nienależycie wykorzystany, bo jakby dołożyć trochę kasy i poświęcić temu więcej czasu, to mógłby być czarny koń branży growej tego roku. Przyzwoity średniak.

    6. mi snajper v2 jako jedyna gra jaka kiedykolwiek wyszła na pc mi sie podoba

    7. jaka kiedykolwiek wyszła o tematyce snajperskiej zeby byc dobrze zrozumiały

    8. Grałem, Słabe 5+ fabuła kijowa, misje liniowe jedynie strzelanie (i to tylko ze snajperki) sprawia jakąś tam przyjemność

    9. Pobrałem demo na Steam nawet fajne ale dziwny dźwięk jakby włączony pogłos echo jakieś w innych grach jest ok w tej tylko jakiś dziwny i przez to na słuch kogoś ciężko chyba będzie namierzyc

    10. Nie bedziecie wracac do SE V2, żeby sprawdzic multi??? To wasz najwiekszy błąd, gdyz własnie multi jest podstawa tej gry, a nie nedzny single player.

    11. single jest naprawdę nędzne nie wiem jak mogła ta gra dostać tylko półtora oczka mniej niż Max Payne 3 przecież te gry dzieli przepaść oczywiście sniper nie dorasta do pięt Maxowi, nie jestem jakiś mega wymagający co do sztucznej inteligencji ale tutaj głupota przeciwników poraża, nudne misje do tego beznadziejne strzelanie z niesnajperek, jedyne co w tej grze jest fajne to efekty postrzału nic więcej. Nie polecam

    12. Mateuszek9812 5 lipca 2012 o 15:53

      Zgadzam się z fortun777 w 50 %. Gra nie jest taka zła. Popatrz na tytuł !!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Co pisze ? Snajper to snajper ! Co ma innego do roboty oprócz strzelania ze snajperki . To nie Call of Duty więc z wywieszonym językiem i kałachem przez tabuny biegać nie będziesz . A co do singla to rzeczywiście bardzo powtarzalny . Z broni maszynowej strzela się naprawdę nędznie . Wiem bo mam. Karabin Mp-40 ma rozrzut większy niż ruska pepesza

    13. po pierwsze, nie Rogue Warrior a chyba Rogue Trooper (która wcale nie była taka zła, bo miło wspominam tą grę)

    Dodaj komentarz