24.09.2022, 10:00Lektura na 7 minut

Splatoon 3 – recenzja. Najlepszy shooter dla początkujących

Każdy, kto choć raz zagrał w Splatoona, wie, że w przypadku tej serii określenie „puścić farbę” ma akurat bardzo dosłowne znaczenie.


Krzysztof „Otton” Kempski

Na liście podstawowych pojęć ze Splatoona słowo „farba” nie jest bowiem synonimem krwi ani zdradzonej tajemnicy. Pewnie zabrzmi to banalnie, ale oznacza ono po prostu farbę – taką do nakładania na pędzle czy wałki lub ładowaną do zbiorników pistoletów ciśnieniowych celem rozprowadzania po powierzchni płaskiej. Jeżeli już dopatrywać się jakiejś większej metafory, to można powiedzieć, że farba jest tutaj od biedy symbolem tego, jak świetnie Nintendo potrafi identyfikować i eliminować w swoich produkcjach największe wady różnych gatunków.

Splatoon 3
Splatoon 3

Słyszałem, że malujesz domy

No bo czym tak naprawdę odstraszają casualowych graczy sieciowe shootery, jeżeli nie (o zgrozo) wymogiem celowania w przeciwników zamiast walenia na oślep, ile wlezie. W Splatoonie, jeśli już jakieś strzały nie przynoszą drużynie korzyści, to tylko długie serie posyłane w powierzchnię zamalowaną uprzednio przez kolegów (czyt. skupianie celownika na dłużej w jednym punkcie). Względnie szkodliwa bywa też zbytnia drobiazgowość i chęć idealnego zamalowywania każdego cala mapy. Tu pokrywać trzeba jak największe powierzchnie, a nie bawić się w artystów.

Splatoon 3
Splatoon 3

Niestety jakieś pięć lat od premiery „dwójki” nie wystarczyło, by Nintendo zdążyło dolać do wiaderka nieco wody i zamieszać całość patykiem w celu odświeżenia konsystencji zaschniętej już nieco farby. Większych nowości w Splatoonie 3 próżno szukać i gdyby nie czas, jaki minął od debiutu poprzedniczki, pomyślałbym, że gram właściwie w jakieś średniej wielkości DLC. Zwłaszcza że poza około siedmiogodzinną kampanią singlową z większych nowinek dostajemy raptem pięć nowych mapek do trybu sieciowego (pozostałe to właściwie lekko przearanżowane stare lokacje). I jeżeli można takiego podejścia Nintendo jakoś bronić, to po prawdzie tylko mało komfortowym argumentem o treści: „Ale hej, EA czy Activision robią tak z pięć razy częściej”.

Splatoon 3
Splatoon 3

Pora na remont?

Inna sprawa, że wszystko dalej siedzi w tej grze na tyle mocno, iż jakoś źle czułbym się, zastępując w poprzednim akapicie określenie „zaschnięta” słowem „zatęchła”. Pozytywne wrażenia wywołuje już zaskakująco dobra kampania singlowa. Przygoda rzuca nas na sześć kolejnych wysp, a każda z nich jest miniaturowym hubem, z którego możemy dostać się do pomniejszych etapów. Za wykonywanie kolejnych zadanek zgarniamy punkty pozwalające stopniowo oczyszczać wyspę z tajemniczej narośli. Jeżeli chcecie tylko dobrnąć do końca, możecie to zrobić w jakieś cztery godziny, pomijając po drodze naprawdę wiele etapów, ale nie warto się spieszyć, bo każdy hub kryje sporo znajdziek, których nie zdobędziecie jednak bez odpowiedniej liczby wspomnianych już punktów.

Co cieszy chyba najbardziej, gameplay niewiele ma wspólnego z tym, co robimy później w multiplayerze. To nie starcia sieciowe z botami, a pełnoprawna przygoda z niezłym scenariuszem. Kolejne poziomy stanowią prawdziwy miszmasz strzelania, malowania, platformowania i rozwiązywania łamigłówek. Zdarzają się też walki z bossami. Oczywiście mowa tu o dziele Nintendo, nie mogło zatem zabraknąć wysypujących się na każdym kroku nawiązań do innych gier (cudowna misja rodem z Pac-Mana). Nie będzie to może najbardziej niezapomniane przeżycie fabularne w waszym życiu (czy nawet w tym miesiącu), ale ogromna ilość fanserwisu i zwyczajnej radości z zabawy niejednego miłośnika firmy wpędzi w dobry humor. Tego właśnie potrzebowałem, zwłaszcza w okresie, kiedy jesień rozpoczyna się już także formalnie.

Splatoon 3
Splatoon 3

Wszystko, czego potrzeba

Jednak kampania wciąż stanowi tylko dodatek do tego, co tak naprawdę w Splatoonie istotne. Nawet gdyby wyrzucić z gry wszystko poza Turf War, wielu fanów i tak nie zorientowałoby się, że czegoś brakuje. Znów solą produkcji okazuje się klasyczny tryb, w którym dwie czteroosobowe drużyny starają się w ciągu trzech minut pokryć swoim kolorem jak największą powierzchnię planszy. Najbardziej zauważalną zmianą jest to, że rozpoczynając mecz czy odradzając się po zgonie, nie lądujemy od razu na mapie. Nim przystąpimy do działania, wybieramy, w jakim punkcie bazy startowej chcemy się pojawić oraz w którym kierunku wykonamy pierwszy ruch.

Splatoon 3
Splatoon 3

Pojawienie się w ten sposób pierwszych śladów farby na planszy odrobinę dynamizuje zabawę i przyspiesza wejście do gry. Nie jest to jednak zmiana rozwiązująca jakiś realny problem czy wywracająca cokolwiek do góry nogami. Bardziej sprawia, że Nintendo może stawiać siebie w lepszym świetle w momencie, gdy większa część z 12 map to lokacje doskonale znane z poprzednich dwóch odsłon – bo przecież trzeba było je delikatnie przeorganizować z myślą o odświeżonych punktach spawnu. Klasycznie już dla Splatoona w każdej chwili mamy dostęp do zaledwie dwóch mapek, a wybór zmienia się co określoną ilość czasu. Nieco ważniejsze okazały się za to delikatne przetasowania na liście broni, czyli wprowadzenie Stringera czy Splatany. Pierwsza to precyzyjny ładowany łuk, druga natomiast rozchlapująca naokoło farbę katana. Poza tymi zmianami rodzaje dostępnego oręża są w zasadzie identyczne jak ostatnio. Przyglądając się jednak pukawkom, można dostrzec drobne przemeblowania.

Splatoon 3
Splatoon 3

Gdy już swoje przy Turf War spędzimy i osiągniemy 10. poziom doświadczenia (lub mamy save’a z poprzedniej odsłony), możemy też pograć w Anarchy Battles. Niby nowość, ale tak naprawdę tylko pozorna, bo działająca niemal identycznie jak Ranked Battles. Spotkacie tu tryby gry takie jak Splat Zones, Rainmaker czy Clam Blitz, możliwe będzie zarówno wskoczenie do pojedynczej rozgrywki, jak i rozegranie meczu do pięciu wygranych rund. Swojej wersji doczekał się także kooperacyjny Salmon Run. W tym przypadku największą zmianę stanowi chyba fakt, że jego dostępność nie jest ograniczona konkretnymi godzinami. Klasycznie też między kolejnymi potyczkami możemy odwiedzać główny hub (zwany Splatsville) stylizowany tym razem na metropolię. Odwiedzimy tu sklepy z bronią czy zakupimy modyfikacje kosmetyczne. Lokacja niby nowa, ale wciąż na tyle znajoma, że od razu połapiemy się, gdzie co znaleźć.


Pomaluj mój świat

Cieszy fakt, że Splatoon 3 prezentuje się bardzo dobrze i trzyma stabilne 60 klatek również w trybie tabletu, ograniczając wtedy rozdzielczość do 720p. Gra jak zwykle u Nintendo wygląda ślicznie i jest tak słodka, że od razu generuje przypływ entuzjazmu. Jedyny drobny zgrzyt od strony technicznej to dość częste rozłączanie z lobby, gdy skończymy już mecz i chcemy rozegrać kolejny z tą samą ekipą. Kiedyś zwaliłbym to na mojego dostawcę internetu, ale podłączony w końcu do światłowodu skłaniam się jednak bardziej ku winie twórców. Nie żeby konieczność ponownego wyszukiwania lobby co jakiś czas mocno psuła wrażenia z zabawy, ale jakiś drobny kamyk w bucie to nadal jest.

Splatoon 3
Splatoon 3

Chociaż ponarzekać jak najbardziej trzeba, niech sporo gorzkich słów w tym tekście was nie zwiedzie. Splatoon 3 to oczywiście kapitalna produkcja, a jeżeli nie graliście jeszcze w poprzednie odsłony, musicie dodać do oceny przynajmniej jedno oczko. Przy całej dozie odtwórczości genialna w swej prostocie koncepcja zabawy dalej niesamowicie żre i sprawia, że nie da się tu wpaść tylko na jeden meczyk. Jako gracz szczerze cieszę się, iż znów będę jeszcze przez długie godziny po oddaniu tekstu zachlapywać farbą kolejne mapki, by zrelaksować się po ciężkim dniu. Jako autor recenzji odkładam jednak Splatoona 3 z poczuciem, że na ekszynowy znaczek jakości trzeba po prostu postarać się trochę bardziej, zwłaszcza reprezentując tak uznaną już firmę jak Nintendo.

W Splatoona 3 graliśmy na Nintendo Switchu.

Ocena

Splatoon 3 to kolejna świetna odsłona cyklu, ale trochę szkoda, że pięć lat nie wystarczyło twórcom na implementację jakichś konkretnych nowości. Dość wyraźna odtwórczość może wielu fanom serii zwyczajnie przeszkadzać.

8
Ocena końcowa

Plusy

  • zaskakująco dobra kampania fabularna
  • nowe bronie i lokacje w trybie multi
  • udane usprawnienia formuły
  • dalej wciąga jak bagno

Minusy

  • w wielu kwestiach to odgrzewany kotlet
  • drobne problemy przy matchmakingu


Redaktor
Krzysztof „Otton” Kempski

Gracz, redaktor, inżynier i podróżnik w jednym. Lubię gry, które po prostu sprawiają przyjemność i nie silą się na udowadnianie, że są sztuką.

Profil
Wpisów52

Obserwujących7

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze