Tekken 8 – recenzja. Król bijatyk odzyskał tron i szuka nowych poddanych
Jeśli faktycznie każde pokolenie ma własny czas, tak jak przekonywał przed laty zespół Kombi, to każda generacja ma własnego Tekkena, który może celnie ją podsumować. Pierwsze odsłony serii (z „trójką” na czele), przenoszone regularnie przez Namco z automatów na konsolę Sony, pomogły zbudować potęgę tego sprzętu. „Piątka” do dziś często wskazywana jest jako szczytowe osiągnięcie cyklu, tak jak PS2 chętnie wspomina się jako złote czasy marki PlayStation. Tekken 6 – jak wiele rozpoznawalnych gier tamtej epoki – przestał kurczowo trzymać się sprzętu Japończyków i ukazał się także na Xboksa. „Siódemka” dla odmiany otworzyła się również na pecety, i to chwilę przed tym, zanim samo Sony postanowiło wydawać na blaszaki swoje największe hity trzymane dotąd w więzieniu ekskluzywności.
Gdybym miał upatrywać w Tekkenie 8 charakterystycznych cech wspólnych z obecną generacją, wskazałbym przede wszystkim silny nacisk na dostępność. Ale to też koniec pewnej epoki: Bandai Namco po raz pierwszy w historii projektowało grę z myślą o domowych sprzętach, zamiast portować z opóźnieniem wersję automatową. Nie oznacza to jednak bynajmniej rewolucji na podobną skalę, jaką był choćby Tekken 4 czy 5 w porównaniu z „trójką”. To „zaledwie” ewolucja w stronę bijatyki idealnej, mocno zakorzeniona w poprzedniej odsłonie, o czym wyraźnie przekonuje nas sztandarowy tryb najnowszej produkcji Japończyków.

Saga toksycznej rodziny trwa
Minęło sześć miesięcy, odkąd Kazuya Mishima wrzucił do wulkanu swojego ojca, Heihachiego. Tekken 8 już na samym początku każe nam wziąć udział w pojedynku, w którym jako Jin Kazama musimy stawić czoła własnemu rodzicielowi, więc nikt nie powinien mieć wątpliwości co do tego, że brak tu miejsca na żarty. Kazuya nadal sieje zniszczenie na całej planecie przy użyciu potęgi G Corporation, a także zdobytych demonicznych wpływów. Poszczególne kraje świata wystawiają swoich najmocniejszych zawodników do Turnieju Żelaznej Pięści, a my tradycyjnie mamy pretekst do słuchania okrzyków po japońsku, włosku, hiszpańsku czy niemiecku.
Celowo nazwałem tryb fabularny sztandarowym zamiast najważniejszym, bo najlepiej potraktować go po prostu jako trening przed dalszą rozgrywką. Historia opowiedziana na przestrzeni 15 rozdziałów przedstawiona zostaje w zwarty i efektowny sposób. Kolejne postacie poznajemy (lub witamy z powrotem) błyskawicznie, by tylko przejść do następnego starcia i otrzymać kolejny zastrzyk adrenaliny – aż do bombastycznego finału. Teoretycznie wszystko jest tu na swoim miejscu, ale jednak po ukończeniu tego trybu w pięć-sześć godzin pozostaje uczucie niedosytu. Podobnie jak w Tekkenie 7, mamy jeszcze cały komplet poświęconych poszczególnym postaciom epizodów, ale to już nie to samo. Fabuła ogranicza się w nich do krótkiego wprowadzenia i zakończenia, pomiędzy którymi toczymy pięć walk – i tyle.

Doceniam natomiast, że twórcy starali się urozmaicić główny tryb fabularny, jak tylko mogli. Szczególnie podobały mi się te najbardziej rozbudowane rozdziały, które oferują np. uczestnictwo w całym turnieju albo zabawę w nowoczesnym beat ’em upie zamiast klasycznej bijatyki jeden na jednego. Tym bardziej szkoda, że historia nie jest trochę dłuższa, a Bandai Namco nie miało okazji wykazać się większą liczbą takich odstępstw od normy.
Król zaprasza na swoje salony
Prawdopodobnie na miano najważniejszego trybu Tekkena 8 zasługuje Wyprawa po salonach gier i pewnie niegłupim pomysłem byłoby rozpocząć przygodę właśnie od niego. W tym przypadku wcielamy w dzieciaka, który stawia pierwsze kroki w społeczności wielbicieli bijatyk, i wraz ze znajomymi odkrywa jej kolejne tajniki, bierze udział w coraz trudniejszych pojedynkach oraz odwiedza nowe salony z automatami. W praktyce oznacza to całkiem zgrabne połączenie wszystkiego, co w Tekkenie najważniejsze: od kompleksowych samouczków pozwalających opanować przeróżne techniki, przez rzucanie rękawicy następnym uczestnikom i zdobywanie coraz bardziej prestiżowych rang, aż po sympatyczny hołd złożony scenie Tekkena, która słynie przecież z organizacji turniejów i promowania profesjonalnych graczy.

Jak już wspominałem w swoich pierwszych wrażeniach z wczesnej wersji najnowszej gry Japończyków, nie kupuję oprawy graficznej całej tej zabawy. Bandai Namco postawiło na modną w ostatnich latach stylizację rodem z mobilek czy innych klonów Fortnite’a. O ile zupełnie mi to nie przeszkadzało chociażby w Prince of Persia: The Lost Crown, o tyle do Turnieju Żelaznej Pięści – nawet w wydaniu „koledzy ze szkoły idą pograć na automatach” – pasuje mi jak nomen omen pięść do nosa. Zdaję sobie sprawę z tego, że Tekken nigdy nie słynął z brutalności typowej dla chociażby serii Mortal Kombat, jednak kontrast pomiędzy pojedynkami tradycyjnie wyglądających postaci a scenkami dialogowymi z udziałem bohaterów rodem z Animal Crossing za bardzo kłuje w oczy.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Koniec wymówek dla nowicjuszy
Zbliżenie oprawy graficznej Wyprawy po salonach gier do Fortnite’a to w moim odczuciu lekka przesada, ale już pozostałe kroki podjęte przez Bandai Namco w celu otwarcia Tekkena 8 na jak największą rzeszę nowych odbiorców oceniam pozytywnie. Samouczki z tego trybu powinny szybko nauczyć podstaw gry nawet najbardziej opornego delikwenta, zanim zanudzą go swoją złożonością (NetherRealm Studios może robić notatki przed kolejnym Mortalem). Ale nawet jeśli nie będzie nam się chciało z nich skorzystać, wystarczy, że w trakcie dowolnego starcia aktywujemy specjalny tryb, w którym wszystkie kombosy wykonuje się jednym przyciskiem.
Ponadto gra promuje agresywne podejście do walki i często możemy dzięki niemu odzyskać nieco zdrowia (zupełnie jak w Bloodbornie). Do tego dochodzi powracający mechanizm Rage umożliwiający wyprowadzenie przy niskim poziomie życia potężnego ataku, o ile tylko przeciwnik go nie zablokuje. Wszystkie te opcje pomogą wam uniknąć sytuacji, w której znajomy nie chce się z wami bić, bo zbyt nisko ocenia swoje umiejętności.

Dla bardziej zaawansowanych zawodników to wciąż nie wszystko. Do dyspozycji mamy przecież jeszcze moduł treningowy. Możemy tu ćwiczyć, jak obronić się przed konkretnymi atakami wybranych postaci, albo analizować powtórki – własne lub te udostępnione przez lepszych od nas graczy. Z kolei po ukończeniu Wyprawy po salonach gier odblokowujemy specjalny tryb Super walka duchów, w którym niczym największy mistrz samurajskiego ostrza musimy stoczyć pojedynek z najtrudniejszym przeciwnikiem: sobą samym. AI uczy się tu naszych sztuczek i stosuje je w trakcie starcia. Nic też nie stoi na przeszkodzie, abyśmy zmierzyli się z „duchami” innych graczy – co może stanowić niezłą lekcję pokory, gdy będzie nam się wydawało, że idzie nam już całkiem nieźle – albo pobawili w zmianę wyglądu naszych ulubieńców i ulubienic. Opcji dostosowywania jest tu bez liku.
Z 32 postaciami i 16 arenami do wyboru nikt tu prędko się nie znudzi. Ale gdyby jednak do starć w klasycznym trybie Versus miało wkraść się takie uczucie, to przypominam, że w Tekkenie 8 po latach powraca znany z „trójki” Tekken Ball, w którym krzywdzimy oponenta piłką plażową w słonecznych okolicznościach przyrody. Polecam starcia Kuma kontra Panda – śmiechom nie będzie końca.

Nowe szaty króla zachwycają, ale…
Całe szczęście twórcy Tekkena 8 doszlifowali technikalia swojej produkcji i już nie mam powodów do narzekań na płynność rozgrywki. Co prawda przejścia pomiędzy cutscenkami a samymi starciami w trybie fabularnym wciąż nie zawsze są idealne, ale to ledwo zauważalna niedogodność. Najważniejsze, że sama rozgrywka nie sprawia pod tym względem najmniejszych problemów. Promowany przez twórców system Heat, który pozwala raz na rundę wykorzystać specjalny pasek energii, wzmocnić naszego zawodnika i wyprowadzać superataki, wynosi dynamikę walk na kolejny poziom, więc tym bardziej trzeba docenić idealną płynność i responsywność w trakcie gry.
Jeszcze bardziej docenia się to podczas zabawy przez sieć dorównującej pod tym względem potyczkom offline. Wszystko dzięki zastosowaniu technologii rollback odczuwalnie zmniejszającej jakiekolwiek opóźnienia w rozgrywce. Nie musimy się więc martwić ani o platformę, na której będą chcieli grać nasi znajomi (Tekken 8 oferuje pełny cross-play), ani o jakość połączenia z serwerami.

O tym, jak efektownie wygląda cała rozgrywka, przekonują nas od miesięcy udostępniane przez producenta materiały. To właśnie na polu grafiki widać najwyraźniej, że nowe dzieło Bandai Namco powstawało w pełni z myślą o sprzętach obecnej generacji – bez balastu w postaci wersji na starsze konsole czy automatowego rodowodu. Tekken 8 śmiga na Unreal Enginie 5, co stanowi istną rewolucję w odniesieniu do poprzedniej części, ale już przy napędzanym UE4 Mortal Kombat 1 wcale tak wielkiej różnicy nie widać. Twórcy niestety nie wykorzystali w pełni możliwości, jakie nowsza technologia daje choćby w kwestii oświetlenia, a jak porównamy finalną wersję z pierwszymi zwiastunami, dostrzeżemy nawet na tym polu pewien downgrade. Nikt raczej nie powie, że ósmy Tekken wygląda źle, ale do pełnej „currentgenowości” trochę jednak zabrakło.
Uderzajcie najmocniej, jak potraficie
Miłośnicy azjatyckich mordobić z pewnością kojarzą indonezyjski film „Raid”. Często mówi się, że po jego obejrzeniu widz nabiera ochoty, aby wyjść na ulicę i niczym komandosi z tego doskonale zrealizowanego akcyjniaka, zamknięci w 30-piętrowym budynku przepełnionym psychopatami, dać upust emocjom w starciach z byle przechodniami. Odnoszę wrażenie, że Tekken 8 ma szansę działać podobnie, ale w przeciwieństwie do filmów jest formą interaktywną, więc spokojnie można zostać przed telewizorem, a przeciwników znaleźć sobie w sieci. Nie wątpię, że właśnie tak fani wirtualnego prania się po ryjach będą spędzać najbliższe lata, aż Bandai Namco nie przygotuje nam nowej części cyklu, stawiając tym samym kolejny krok ku bijatyce idealnej.
W Tekkena 8 graliśmy na PlayStation 5.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
2 odpowiedzi do “Tekken 8 – recenzja. Król bijatyk odzyskał tron i szuka nowych poddanych”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Już se szykuję powoli portfelik. 🙂
Pograłem w demko i muszę przyznać, że gra się wybornie. W sam raz, by z żoną wyjaśnić sobie parę spraw cyfrowymi awatarami 😉 Tak jak wcześniej ogrywaliśmy siódemkę (co ciekawe, innych bijatyk nie uznajemy, oboje wychowaliśmy się na Tekkenie 3), tak teraz przyszedł czas na demo ósemki. Swoją drogą całkiem obszerne, bo są trzy lokacje, cztery postacie, prolog trybu fabularnego, salon Arcade z fajnym samouczkiem oraz klasyczne pojedynki, albo z drugą osobą, albo z botem. System walki jest całkiem złożony i rozpracowanie go, nawet w demie, zajmie nam jeszcze sporo czasu. Fajnie, że po tylu latach to wciąż stary dobry Tekken, nawet jeśli w ultranowoczesnych szatach.