The Elder Scrolls V: Skyrim – recenzja

Co kilka minut nad systemowym zegarkiem widzę powiadomienie, że kolejny z moich znajomych gra właśnie w The Elder Scrolls V: Skyrim. Za każdym razem zastanawiam się co właśnie robi: czy przebija się przez pełne Draugrów podziemia, usiłuje pokonać jakiegoś zbyt silnego bossa, zarabia cierpliwie pieniądze sprzedając wykopaną gdzieś rudę, czy próbuje ustrzelić smoka schowany w jednej z wież opuszczonego fortu. Z każdym komentarzem pod dowolnym tekstem o Skyrim zastanawiam się co robicie wy, czym zajmują się ludzie z innych kontynentów i jak bardzo to wszystko różni się od drogi, którą sam wybrałem.
Holy shit, what is this? Forged in God’s very flames.
Już siedząc na wozie, który na samym początku gry wiózł mnie na egzekucję, wiedziałem że będę Nordem – rdzennym mieszkańcem Skyrim, krainy na północy kontynentu Tamriel. Zdziwiłem się wtedy bardzo, bo oto pierwszy raz w historii Bethesdy w kreatorze postaci rzeczywiście można stworzyć coś, na co da się patrzeć. Zdziwiłem się jeszcze bardziej widząc, że wszyscy dookoła nie wyglądają jak armia paskudnych klonów rodem z Obliviona, a rzeczywiście ładne istoty godne mieszkania w Skyrim, które sobie wymarzyłem.
I nie zawiodłem się, jak to zwykle bywa w przypadku oczekiwanych miesiącami gier. Przez wiele godzin podziwiałem świat stworzony przez Bethesdę i po raz pierwszy nawet przez chwilę nie czułem się znudzony. Odkrywałem fortece, starożytne ruiny, kopalnie, jaskinie i wraki statków. Pustka na mapie wypełniła się znaczkami i notatkami, a wszędzie czekała na mnie jakaś nowa przygoda, wszędzie coś mnie zaskakiwało. Niektóre z jaskiń były kryjówkami wyrzutków ze szkół magii, w niektórych produkowano Skoomę, a w innych stając w obronie magicznego artefaktu ze swoich grobowców wychodziły szkielety. Każde z tych miejsc, chociaż zbudowane przez określone plemiona, wyraźnie się od siebie różniło – nigdy nie spotkałem korytarzy odbijanych od tego samego schematu, a i nie trafiłem na to, co w Oblivionie: setki przypadkowo wygenerowanych korytarzy, w których nie ma niczego interesującego.
Zwiedziałem też miasta na szczytach gór i rozmawiałem z nieprzystosowanymi do wiecznego mrozu Elfami próbującymi utrzymać sklep w tych nieprzyjaznych warunkach. Byłem w skromnym, drewnianym Riverwood pełnym cichych i ciężko pracujących Nordów, oraz bogatym Solitude – kamiennym mieście sympatyzującym z Imperium. Widziałem, jak Zachód powoli oddaje się w ręce imperialnych żołnierzy i pomagałem jarlowi Ulfrikowi odbijać miasta z ich parszywych, elfich rąk. Przeżyłem w Skyrim dużo – o wiele więcej, niż w Oblivionie, czy Falloucie 3, a czeka na mnie jeszcze więcej niespodzianek. Wystarczy, że spojrzę na listę rozpoczętych questów pobocznych, która zajmuje prawie cały ekran…
Bogactwo tego świata sprawia, że Skyrim jest warte tyle, ile ładnych kilka gier z najwyższej półki. Dopracowanie i szczegółowość, brak przesadnego banału i zawiłość wielu “głównych-pobocznych” questów kilku linii fabularnych (zadania z północnego odpowiednika gildii magów chociażby) to coś, co zaskakuje, bo w większości wykonanie ledwie paru zadań zajmuje więcej czasu, niż przejście jakiejś ogromnej produkcji ze znanym logiem na okładce. I chociaż czas zabawy rzadko kiedy jest ostatecznym miernikiem jakości, to jeżeli komukolwiek podoba się model rozgrywki w Skyrim, lepszego miejsca do ulokowania swoich pieniędzy nie znajdzie. To jedna z tych gier, które powinno się sprzedawać z naklejką: “W sam raz na emeryturę”.
Do mine eyes tell me lies – a new Elder Scrolls game?
Wystarczy zresztą spojrzeć na Obliviona i Fallouta, by wiedzieć czego po piątej części serii Elder Scrolls się spodziewać. Można nawet odhaczać kolejne punkty z listy: RPG, otwarty świat, wiele “dungeonów”, nieliniowa fabuła… i tak dalej, i tak dalej. Podstawa rozgrywki niczym nie różni się od poprzedniczek – wszystko obserwuje się oczami bohatera (chociaż można przełączyć się na tryb TPP, który – o dziwo! – rzeczywiście tym razem działa), a jest co obserwować, bo przestrzeń jest ogromna. W Skyrim wprowadzono jednak kilka kluczowych zmian sprawiających, że nie jest to tylko kolejne standardowe cRPG od Bethesdy, a prawdopodobnie ostatnia tak wielka gra tej, niech już będzie, generacji konsol.
Smutna prawda jest taka: wszyscy gracze, którzy tęsknią za Morrowindem powinni stanąć w kolejce pod mięsnym i potęsknić przy okazji za komuną. Skyrim na gruncie mechaniki jest jeszcze prostsze, niż Oblivion, ale wprowadzone zmiany wydają się być jak najbardziej słuszne. Zrezygnowano z systemu klas bohatera, za który to odważny krok Bethesda powinna dostać Order Uśmiechniętego Gracza – teraz wystarczy tylko chcieć, by specjalizować się we wszystkim, co gra oferuje. System działa w bardzo prosty sposób – doświadczenie ogólne dostaje się obok doświadczenia specjalizacji (broń jednoręczna, ciężki pancerz, magia zniszczenia, etc.), a zwyczajowe punkty rozdaje się tylko w trzech dziedzinach: magii, zdrowiu i wytrzymałości. Zniknęło miliard statystyk, które zmuszają każdego przeciętnego człowieka do wpisywania w Google dziwnych haseł pokroju “ile celności siły mag łucznik”, a i tak sprowadzają się do kilku prostych buildów, od których odstępstwo karane jest wielkim środkowym palcem wymalowanym na ekranie. Skyrim nie ma żadnego problemu z zaakceptowaniem faktu, że masz ochotę być magiem zniszczenia specjalizującym się na boku w lecznictwie i wywijaniu dwuręcznym mieczem w lekkiej zbroi, ale lubiącym też okradać ludzi w ciemnych uliczkach. Taka postać jest możliwa do stworzenia, bo umiejętności wzrastają w miarę ich wykorzystywania – wystarczy dużo strzelać z łuku, by łucznictwo rosło, ale równie dobrze mając wymaksowane miecze można przerzucić się na czary i zacząć od początku. Jedynym ograniczeniem są perki: dodawane raz na level bonusowe punkty do rozdania w obrębie konkretnych umiejętności. Tylko one są w stanie zdecydować w czym będziemy rzeczywiście najlepsi. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by w ogóle z nich nie korzystać – będzie tylko trochę trudniej… Chociaż nie jestem pewny, czy to wina rzeczywistego poziomu trudności gry, czy raczej systemu dostosowywania go do postępów gracza. Przypomina on bowiem bardziej Fallouta 3, niż Obliviona i chociaż wilki po paru poziomach zawsze padają po jednym uderzeniu, to czasami można trafić na pół-nieśmiertelne potwory sugerujące delikatnie, że raczej w tym momencie w tym miejscu być nas nie powinno.
Skyrim pełne jest malutkich usprawnień i uproszczeń, które pozwalają skupić się na tym, co ważne, czyli po prostu na grze. Miłośnicy skomplikowanych systemów RPG prawdopodobnie zawiodą się widząc, że ich broń nie jest w stanie się zniszczyć, a za perswazję w dialogach odpowiada ta sama umiejętność, co za handel. Wszyscy inni jednak z uśmiechem na ustach ruszą na przygodę swojego życia, bo “każualowe ogłupienie” w tym wypadku akurat wyszło grze na dobre: jest skomplikowana na zrozumiałym poziomie, nie wymaga obszernego poradnika, pozwala stworzyć własną, osobistą przygodę według dowolnego widzimisię i nie zmusza do pilnowania się na każdym kroku.
Jedyne, co można jej zarzucić, to totalnie konsolowy interfejs. Próbując kupić PC-tową wersję Skyrim w jakimś z wrocławskich sklepów przed 11 listopada moja kobieta usłyszała od sprzedawcy taki komentarz: “Na komputerze to można grać w pasjansa”. Kilka godzin później wyzywała tego samego człowieka od niedorozwiniętych konsolowców, kiedy okazało się, że nie może przypisać broni i czarów do numerków na klawiaturze, a zamiast tego musi korzystać z menu “ulubionych” wywoływanego literką Q. Tego typu pierdółki potrafią zirytować: zakładka z książkami w ekwipunku nie reaguje na kliknięcia myszką po zamknięciu czytanego tekstu, maluteńkie literki potwierdzenia i anulowania akcji ledwie się podświetlają przy najechaniu na nie kursorem, a na dodatek Enter na numerycznej trącany kciukiem zdjętym z myszy uparcie nie ma zamiaru zadziałać w jakikolwiek sposób. Żyjemy jednak w smutnych czasach i PC-towcy muszą się z takimi niedogodnościami pogodzić – przynajmniej do pierwszego patcha, albo jakiegoś sensownego moda.
Na tym też polega klucz do “zrozumienia Skyrim”, jak i każdej poprzedniej gry Bethesdy. Tym produkcjom trzeba wiele wybaczyć… a wybaczyć jest łatwo, bo oferują tyle, że głupio by się było czepiać szczegółów. Prawdopodobnie każdy zdążył już parsknąć śmiechem widząc, że jakaś strzała utknęła mu obok ramienia, czy widząc połowę swoich nóg w podłodze. Po internecie już teraz krążą obrazki wyśmiewające dostępne w grze konie – dla nich rzeczywiście fizyka to coś, co zdarza się innym. Wiele z tych bugów to jednocześnie miłe udogodnienia – jadąc koniem po niemal pionowej ścianie można zaoszczędzić wiele godzin gramolenia się na szczyt jakiejś góry, którą akurat podeszliśmy od złej strony. Ot Bethesda i jej niedoróbki – chyba wszyscy się już przyzwyczailiśmy, prawda?
Time is nigh! I must fly! Venture forth on my quest.
Usprawniono za to dwie rzeczy, z którymi w Oblivionie było średnio – walkę i questy. System noszenia czegokolwiek, co zmieści się w dwóch rękach sprawdza się teraz doskonale. Chętni mogą nosić w jednej dłoni miecz, w drugiej mieć przygotowane zaklęcie, a potem ewentualnie podmienić miecz na tarczę, albo złapać młot w dwie ręce. Co bardziej ambitni mogą “nosić” dwa czary i dzięki temu leczyć się szybciej, albo atakować mocniej – wszystko zależy od gracza. Bardzo miłym widokiem są też brutalne finishery, z którymi szkoda, że nie zrobiono więcej – przypominają wykończenia z Fallouta 3, gdzie po wykorzystaniu VATS-a widać dokładnie co się z naszym podziurawionym kulami przeciwnikiem stało. W Skyrim można obserwować za to nadziewanie wrogów na dwa miecze, łamanie karków, czy ucinanie głów… ale niestety nie zostało to dopracowane, więc czasami albo nie widać nic z powodu niefortunnego ujęcia kamery, albo wygląda to po prostu przekomicznie, bo obserwujemy sytuację z wnętrza zabijanego właśnie niemilca. Kiedy jednak się uda, to można poczuć się tak bohatersko, że włosy na klacie stają dęba
I drugą sprawą są questy, których w Skyrim jest dużo, a i są ambitne jak na Bethesdę bardzo. Zdecydowanie nie jest to poziom drugiego Wiedźmina, ale czegoś takiego w nieliniowej grze osiągnąć się nie da, można natomiast uznać je za zdecydowaną poprawę w stosunku do tych głupot z Obliviona i Fallouta 3. Nawet główna linia fabularna ma charakter i przypadkowi NPC nie są tak bezpłciowi, jak w poprzednich produkcjach Bethesdy, co cieszy i raduje. Wreszcie można bowiem wykonywać questy i bawić się przy tym znakomicie, zamiast desperacko ich unikać i biegać po mapie bez widocznego celu i sensu, ciesząc się po prostu otwartym światem.
Goodbye Ma, goodbye Pa and goodbye girlfriend’s breasts!
Chociaż graficznie Skyrim to “tylko” standard, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, to bogactwo świata i przeróżne detale skutecznie odwracają uwagę od mankamentów natury technicznej. Chociaż to wciąż gra pełna zupełnie do niej niepasujących ułomności – oskryptowanych zachowań prowadzących do absurdalnych sytuacji, bugów, etc. – to wątpię, że doświadczymy czegoś równie wspaniałego przed jakąś ogromną sprzętową rewolucją. Skyrim jest ostatnim słowem w dyskusji na temat cRPG z otwartym światem, a raczej Krzykiem, który zagłusza wszystko, co widzieliśmy do tej pory.
Ocena: 10/10
PS. Suplement do recenzji na temat lokalizacji na następnej stronie.
Polska wersja językowa? Wymagający językowo gracz, który ma/miał okazję zapoznać się z wersją oryginalną dialogów (a nie jest to trudne, bowiem rodzime wydanie pozwala samemu zdecydować o wyborze wersji językowej) może na nią narzekać – to jednak bardziej wina trudności, jakie wiążą się z tworzeniem dubbingu do gier i tłumaczeniem fantastyki, niż grzechy Cenegi, która zainwestowała w ten projekt dużo sił i środków.
Zacznimy od aktorów. Biorąc pod uwagę fakt, że z kwartetu sław zaciągniętych do lokalizacji (Fronczewski, Zborowski, Talar, Kowalewski) tylko jeden urodził się w drugiej połowie dwudziestego wieku można wysunąć bardzo prosty wniosek: w Polsce nie ma już aktorów. Dodając do tego kilka spraw pobocznych (tylko jeden nie udzielał głosu komuś w Baldur’s Gate, chociażby) naprawdę ciężko zachwycać się tym recyklingiem ledwie kilku nazwisk przy niemal każdej polonizacji gry komputerowej. Dobrze, że tym razem chociaż oszczędzono nam Boberka; będą i tacy, którzy uznają ten zestaw głosów za piękny powrót do Baldursowej tradycji, fakt jednak pozostaje faktem – szkoda, że nie mamy w PL głębszej puli charakterystycznych, rozpoznawalnych głosów (nie całkiem słychać, że w całym projekcie wzięło udział ponoć aż 90 aktorów).
Przy okazji Skyrim szerszy problem polonizacji można rozbić na trzy kwestie. Zanim do tej listy przejdziemy chcę tylko spytać – tak w eter – kto wpadł na pomysł podmienienia głosów wydawanych przez bohatera – tych wszystkich jęków, postękiwań, wrzasków? Nikt na sali się nie zgłasza? To naprawdę karkołomny pomysł, bo zawsze nagrania rejestrowane w rodzimym studiu nagraniowym na potrzeby dubbingu będą gorsze, niż te czynione na potrzeby oryginalnej ściężki dźwiękowej, zawsze z większym rozmachem i budżetem. Akurat te stęko-jęki można było śmiało zostawić – choć oczywiście istnieje ryzyko, że brzmiałyby inaczej, niż dogrywane przez kogo innego polskie kwestie dialogowe.
1. Akcenty
Jeżeli kiedyś wybierzecie się w podróż samochodem po Wielkiej Brytanii, to co około sto kilometrów będzie słyszeć inną wymowę określonych słów, a czasami też całego słownika po kolei. Ucinając długą historię do kilku ogólników: standardowy angielski, który znamy to język rozpropagowany przez narodowe radio i telewizję – dopiero kiedy te urządzenia trafiły do domów Wyspiarze usłyszeli jak należy wymawiać swój język. Akcenty regionalne jednak nie zniknęły, dzięki czemu Anglik z północy gada inaczej niż ten z południa, a Irlandczyk ma lepsze „flow”, niż Szkot, by o stuletnim Walijczyku nie wspomnieć. Mnogość akcentów wpływa na to, że ludność z zewnątrz – np. z Polski – jest w stanie oglądać film o Robin Hoodzie, słyszeć wymowę rodem z wioski oddalonej o dwieście kilometrów od Londynu i być przekonanym, że to staroangielski.
W Polsce nie mamy takich urozmaiceń, a jak mamy, to nie nadają się do gier pokroju Skyrim. Jeżeli ktoś na szczyt góry wpakowałby górala ciągnącego “wiycie co, przysełek siy wos cosi spytać”, to obrazek człowieka w lnianej koszulce z kutasikami przy kurtce skutecznie zburzyłby widoczny na ekranie obrazek potężnego wikinga z zakazaną mordą. Może więc i dobrze, że nikt tu się nie bawi w takie regionalizmy (w oryginalnej wersji językowej jednak są), ale przez to traci się też nieco klimat i atmosfera świata wymyślonego przez twórców. Ponadto zaś prowadzi nas wprost do następnego punktu:
2. Hiperpoprawność
W polskiej wersji Skyrima wszyscy poprawnie wymawiają ogonki na końcu słów, a dodatkowo rodzimi aktorzy nie bawią się dobrze mówiąc: Cyrodiil, Morrowind, Tamriel, czy Dovahkiin. Bawią się koszmarnie, przez co czytają wszystko tak, żeby się nie pomylić – wydaje im się chyba, że skoro sami nie rozumieją, co czytają, to ty też biedny graczu nie rozumiesz i trzeba ci powoli i dokładnie. Tymczasem marzy się mi lokalizacja, w której oddano by językowe niechlujności, temperaturę i niedoskonałości „żywego” języka. Taka lokalizacja na pewno byłaby lepsza.
3. Syndrom Łozińskiego
Trzeci problem to odwieczna dyskusja pomiędzy tłumaczami, a także czytelnikami. Większość odbiorców zgadza się z tym, że Skibniewska tłumacząc Władcę Pierścieni dała sobie radę lepiej unikając potworków pokroju „Łazika”, czy „Bagoszna”, ale są też ludzie, którym przekład Łozińskiego zdaje się nie przeszkadzać. Tło dla debaty jest proste: rozmawiamy o fantastyce, czyli czymś – bądź co bądź – bardzo egzotycznym, rozgrywającym się wśród ludów i miast, które nie istnieją. Możemy więc wziąć to wszystko i spróbować oddać egzotykę posługując się po prostu naszym językiem (wtedy zostawimy w Warcrafcie w spokoju Orgrima Doomhammera i darujemy mu transformację nazwiska w Orgrim Młot Zagłady, a skupimy się na tłumaczeniu treści zamiast nazw własnych), albo pozbyć się jej całkowicie i sprawić, że nagle Władca Pierścieni zmieni się w swojską opowieść o krzatach i Bagoszach. Ten zabieg doskonale pasuje do słowiańskiego na wskroś Wiedźmina, ale nijak się ma do wikingów w Skyrim, dlatego takie kwiatki, jak “Smocze Dziecię” w miejsce brzmiącego dumnie Dragonborna są niewybaczalne, bo też potrafią wytrącić z klimatu opowieści. Jak być poważnym mordercą smoków, kiedy ludzie wokół nazywają nas Smoczym Dziecięciem? Ja nie wiem.
Z tych trzech powodów lokalizacja Skyrim to rzecz… nie dla każdego. Choć wiemy też skądinąd, że wielu graczy woli grać z polskim dubbingiem („bo nikt ich nie zastrzeli, gdy czytają napisy…„) i oni na pewno będą pracą wykonaną przez Cenegę usatysfakcjonowani. Aproblemy z dubbigniem i lokalizacją zawsze są i były. Na szczęście Skyrim daje możliwość wyboru takiej wersji językowej, w jaką grać chcemy: po angielsku (z napisami angielskimi lub bez), z angielskimi głosami i polskimi napisami, oraz w pełnej polskiej wersji językowej (lokalizację trzeba jednak pobrać ze Steama – łatka waży ok. 2 GB).
Czytaj dalej
352 odpowiedzi do “The Elder Scrolls V: Skyrim – recenzja”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Fajny tekst. Co do polonizacji, to zdaje się jednak, że wszyscy panowie użyczali głosów w serii BG. Chyba, że odnosiłeś się tylko do pierwszej części. (w tej, zdaję się, nie występował pan Henryk Talar – dopiero w drugiej jako Yoshimo)
Nie rozumiem tego narzekania na interface jest taki sam jak w obku a nawet trochę lepszy bo są ulubione na Q. Gdyby ktoś nie zauważył to MOŻNA ustawiać na skróty numerowe wystarczy otworzyć ulubione, najechać na przedmiot i nacisnąć 1-8.
„Kilka godzin później wyzywała tego samego człowieka od niedorozwiniętych konsolowców, kiedy okazało się, że nie może przypisać broni i czarów do numerków na klawiaturze, a zamiast tego musi korzystać z menu “ulubionych” wywoływanego literką Q” nie jest to zgodne z prawdą. Po otwarciu menu które jest pod klawiszem Q można przypisać zarówno bronie jak i czary do numerków po czym nie ma już potrzeby otwierania tego menu. No chyba że chcemy dokonać zmian.
Głupie questy w Oblivionie ? Czy tylko mi się wydaje, że w tamtych czasach szukanie malarza wewnątrz namalowanego przez niego magicznego obrazu albo poszukiwania osoby w jej własnym śnie było zadaniem genialnym i powodującym, iż zamiast wykonywać wątek główny lub zadania z gildii biegałem po świecie w poszukiwaniu takich właśnie zadań.
@garczmen ja robiłem tak samo 🙂 Niektóre questy w Oblivionie rzeczywiście były świetne – mnie bardzo przypadło do gustu zadanie Mrocznego Bractwa gdzie w jednym domu zamknięto kilka osób które 'szukały skarbu’… xD Mam nadzieję że w Skyrim będą podobne questy.
Teraz czekamy na World of Elder Scrolls
Ten quwst z obrazem zawsze bede go pamietal klasyka ;>
@Razqer nawet nie waż się tak mówić!
Ja mam taki problem, jak się robi zadania plądrowania dla gildii złodziei? (ukraść rzeczy na 500golda w danym mieście) To zalicza tylko przy okradaniu domów? Czy kradzież kieszonkowa ludziom też? To ma być wartość przedmiotów czy tyle za ile je można sprzedac u pasera? Nakradłem już z 11 pierścienie za 120 golda i inne pierdółki od ludzi i mi nie zalicza….Jak to wykonać?
Pisząc w poprzednim poście odnoście Skyrima o polonizacji, miałem również na myśli poruszenie kwestii z wersją na konsolę. Póki co, na xboxa jest tylko wersja angielska, bez napisów ani dubbingu. O ile nie akceptuję dubbingu PL niemal w ogóle, to jednak dobrze mieć wybór z polonizacją kinową, gdy trafiają sie trudniejsze dialogi. Czemu zaimpletowanie napisów do Skyrima na wersję x360 to taki problem? Wyczytałem, że to Bethesda nie wydała pozwolonie dystrybutorowi pozwolenia na to, ale jak jest na prawde…
Gdyby zwyczajnie były napisy PL w wersji na x360, grałbym w Skyrima od premiery. Od grania w nowości mimo wszystko mam konsolę. A tak czekam na jakieś informacje odnośnie łatki, patcha, mozliwości spolszczenia kinowego na kloca. Może Redakcja coś się dowie w temacie, jak to będzie? Bo póki co, jedynie, uwaga, pirackie wersje umożliwiają grę w Skyrima na x360. Cios w plecy dla uczciwych konsumentów…
*zaraz ktoś się doczepi- Tylko pirackie „kopie zapasowe” umożliwiają grę w Skirima na x360 po polsku. Wystarczy podmiana pliku z pakietem językowym z wersji PC i nagranie tak zmodyfikowanej wersji na płytę.
Jeśli miałbym coś do zarzucenia Skyrimowi to będzie to: a)konie są przegięte xD Nawet nie próbujcie zabierać Shadowmere do bossów bo ich zabije i nie będzie zabawy 😀 b)Mimo, że fajniejsze fabularnie niż w Oblivionie, gildie są za krótkie… (opinie opieram o bractwo i gildie złodziei – może inne są dłuższe 😛 )
Troche Berlin demonizujesz staroszkolne komputerowe gry RPG i to, ze mialy „miliard statystyk” i „wymagaly obszernego poradnika”. Skoro moj mlodszy brat majac 10-13 lat byl w stanie przejsc bez jakiegokolwiek poradnika oba Baldury, Icewind Dale, Planescape Torment, Morrowinda i Newerwinter Nights, to opanowanie zasad i mechaniki tych gier nie bylo znowu az tak trudne. Po prostu tamte gry wymagaly odrobiny myslenia, do ktorego przeciez przecietny homo sapiens teoretycznie ma predyspozycje.
@Tesu, myślenie pomaga, ale one przede wszystkim wymagają potwornych ilości czasu, a z tym już jest niestety trudniej 🙂
Jako ze szkole juz dawno skonczylem nie dysponuje obecnie taka iloscia czasu na granie jak kiedys. Lata temu potrafilem spedzic 2, 3 i wiecej miesiecy na graniu tylko w jeden tytul (np. Frontier Elite II, Diablo, Morrowind). Teraz nie moge sobie pozwolic na taki luksus i wole gry, ktore uda mi sie przejsc w gora 2 tygodnie. Mimo to jestem przeciwnikiem przesadnego upraszczania gier RPG i robienia z nich gier akcji z elementami RPG. W Skyrim jeszcze nie gralem, ale mam nadzieje, ze i mnie sie spodoba.
czy ktoś mi może powiedzieć jak wyglądał handel w oblivionie?|bo to co jest nie pasuje mi do świata fantasy. zniknęła transakcja barterowa( towar>towar)|znana z falloutów i innych gier fantasy.|w świecie skyrim jedyna opcja to pieniądze towar towar pieniądze
Holy shit, that’s what I’ve waited for!!!|Dzięki Berlin, nie ma już żadnych skrupułów, byle do grudnia i wydaję swoje ciężko zarobione pieniążki na tą wręcz elementarną grę 🙂
@DARTHORK|Z tego co pamietam, to w Oblivionie barteru nie bylo, w Morrowindzie tez chyba nie (ale glowy za Morka nie dam, bo gralem w niego z 8 lat temu).
Gra potęga…Wreszcie można normalnie grać Archerem…Chowam się,strzelam,przeciwnicy najpierw mnie szukają,a nie od razu biegną w moją stronę,jakby wiedzieli kij wie skąd gdzie jestem…tak było we wcześniejszych częściach. Teraz jest jazda. No i te buildy ^^ Coś pięknego. Łucznictwo + Skradanie <3
Napisze tu to może ktoś pomoże bo na forum nic. Kiedy gram nie mam dźwięków otoczenia typu odgłosy czarów, kroków, puszczanej cięciwy, szumu wody itd. Są tylko muzyka i dialogi. Ma ktoś może podobny problem? Jakieś rozwiązanie? proszę pomóżcie
Ja póki co robię questy Mrocznego Bractwa, ale chyba nie czekam mnie za wiele ich, bo właśnie moja ukochana Astrid dogorywa jako skwarek 🙁
dzięki Tesu moim pierwszym eler scrollsem był fallout 3 ;p więc siłą rzeczy traktuję go jako punkt odniesienia do skyrim
Skoro Berlin dał tej grze 10 to TES musi być NAPRAWDĘ dobry.
Ja bardzo lubię polskie dubbingi, ten jest bardzo dobry, Pan Jacek Mikołajczak spisał się wyśmienicie jako przywódca Towarzyszy, reszta zresztą też, ale nic nie przebije genialnego pod tym względem Gothica…
Bardzo dobra gra, dobrze się gra u Towarzyszy, dają przemianę w wilkołaka a wtedy to można rozwalić prawie każdego, ocena 9+ ponieważ jest pare małych niedociągnięć
10/10. Wiedziałem że dostanie więcej od Wiedźmina. 😀 |Ale, skoro Obek taki doskonały nie był, a też dostał 10 (nie mam tego numeru, ale tak słyszałem), to czy Skyrim nie powinno dostać 11/10? :*|@DOWN|Nie bój nic, patch wyjdzie i będzie git.
Małe sprostowanie: Da sie przypisać numerki do broni, czarówm czy co tam chcemy, wystarczy dodac daną rzecz do ulubionych.
Nigdy nie zrozumiem polskiego dubbingu. Jak dla mnie jedynym słusznym rozwiązaniem jest lektor i to taki który nie zagłusza oryginalnych aktorów. Nie po to się oni namęczą by teraz ich zastąpił ktoś kto praktycznie nie wie o co chodzi w tej produkcji. To samo się ma oczywiście do filmów i seriali animowanych/bajek. Jak widzę że w opisie jakiegoś tytułu zagra mój ulubiony aktor, a później słyszę pełny dubbing to mnie krew zalewa. Lepiej gdybyśmy nauczyli się szybciej czytać. Mogliby wtedy dawać napisy.
@down Lektor?!?! Eee… Ja podziekuje za taki pomysl. I czy naprawde masz problem z nadazaniem za napisami w polonizacji kinowej? Moja rada: czytaj wiecej ksiazek. -.-;;
jak wyglada wersja na ps3? oplaca sie kupowac?
ocena 10/10 w pełni zasłużona
Jesli chodzi o przypisywanie broni do klawiszy to w ulubionych najezdzamy na bron i klikamy od 1-8 ;D
Nie wiem czy ocena zasłużona. W grę gram już od 4 dni i jak na razie nie widzę uzasadnienia dla tej 10.
@120202 – Ani ja. Gra jest dobra, zgadzam się, ale nie widzę w niej absolutnie NIC wyjątkowego co wyróżnia ją od wielu innych RPGów. Fabuła jest bardzo prosta i takiemu Wiedźminowi nie mówiąc już np. o Tormencie do pięt nie dorasta. Brak jakiegoś magicznego klimatu jak np. w Gothicu. Ogólnie – Gra dobra, miło mi się w nią gra ale bez szału. 8, góra 8,5 na 10.
W Wiedźmina 2 grałem, w Tes’a 5 pewnie nie zagram, ale nasuwa mi się pewne pytanie. Która gra według Was jest lepsza?
Właśnie olafdevil mam to samo pytanie i dziwie się że redakcja nie zamieściła ani słowa na temat konsol. Ludzie wiem że pecetowcy najczęściej są antyfanami urządzeń stacjonarnych (co się rzuca w recenzji), ale parę wątków należałoby poruszyć: jak bardzo odbiega grafika od tej z PC, czy są jakieś inne ostre cięcia.
@tesu Lektor w pewnych określonych przypadkach jest super. Przykład STALKER. Ale gra musi mieć pewnien bardzo specyficzny klimat, a większość go nie ma, i może to i dobrze, bo nie wyobrażam sobie lektora np. w GTA, Mafii czy Hitmanie 🙂
Mam takie pytanie posiadam kartę geforce 460 i w opcjach graficznych nie zapisuje mi antyaliasingu
@paul066 jak brzmi Twoje pytanie? Zapomniałeś je zadać, czy za wcześnie dodałeś komentarz?
za wcześniej dodałem komentarz otóż gdy ustawie antyaliasing na 8x daje ok gdy wchodzę ponownie w opcje to antyaliasing jest wyłączony na forach też inni maja z tym problem.To pewnie gram na wyłączonym antyaliasingu:(
Porównanie Wiedźmina 2 do Skyrim jest niemożliwe ponieważ Wiesiu jest liniowy mimo oczywiście wielu wyborów natomiast Skryim to sandbox i można robić co się chce. Jedyne co maja wspólne to to, że są RPG w świecie fantasy. A każdy fan tego typu RPG powinien posiąść je obie
Panie Berlin sprostowanie sie nalezy! cytujac:|”…kiedy okazało się, że nie może przypisać broni i czarów do numerków na klawiaturze, a zamiast tego musi korzystać z menu “ulubionych” wywoływanego literką Q.”Otoz wlasnie w tym menu na Q najezdzamy na dany element ktory chcemy przypisac, i klikamy numer 1,2,3,4,5,6,7,8. Ot co! Przypis gotowy! (Dla maga ich malo…)|Tu wlasnie nalezy sie tez wspomniec ze Bethesda powinna dac krotki samouczek interfejsu!
@paul066 Więc ustaw wygładzanie krawędzi w sterowniku grafiki, zamiast męczyć się z ustawianiem go w grze. Nvidia podobno ma teraz świetne profile dla gier.
Żeby tylko zrobili takiego Fallouta. 🙂
@Gieszu – posiąść gry? Mmmm, z drzewem jeszcze nie próbowałem, to może posiądę chociaż jakąś grę 😉
Gra Świetna!! Właśnie wraz z cesarstwem odbiłem miasto gromowładnych i dalej mam mało :DD|Myślę, że Skyrim (mimo iż nie grałem w poprzednie częsci tej serii) na długo zagości w moim pc:D|btw. gram na polskim dubbingu, i uważam że jest w porządku.|Jedyną rzeczą, która mi się nie podobała to 1.8 GB pobierania danych przed uruchomieniem gry( przy moim internecie 1Mb : )
Pierwsze 2-3 godziny zastanawiałem się po jaką cholere kupiłem Skyrima – na dodatek kolekcjonerkę (nie przepadam za Bethesdą od dłuższego czasu). Potem (i po ściągnięciu polskich plików bo na steamie nie mam -.-) jednak myśl o 'błędzie’ przemineła i po 14 godzinach gra się bardzo przyjemnie (chociaż cholery dostać można jak smoka trzeba gonić kilka kilometrów bo na tyłku usiąść nie chce 😛 ). Dwa elementy w tym zakupie polubiłem – nocne niebo (i śnieg) oraz figurkę smoka (2 razy wyższa niż ta z Shoguna 2)
Czyli w skyrima będę grał z angielskimi głosami i polskimi napisami ,a szkoda bo miałem nadzieję na dubbing jak w warcrafcie(bardzo często spotykam się z opinią ,że był lepszy niż angielski(co popieram)). Mam takie pytanie do posiadaczy ,a mianowicie czy świat jest rzeczywiście większy niż ten w oblivionie(czy to czuć)?
SORY ZA CAPSA ALE SPECJALNIE PISZE WIELKIMI LITERAMI BO WAŻNA WIADOMOŚĆ A NIE KOMENTOWANA TUTAJ JESZCZE:Dla wszystkich którzy mają freezy, crashe w grze http:inskyrim.pl/download/func-startdown/13/Już możecie o nich zapomnieć 🙂