W końcu powiew świeżości! Pacific Drive to wielogatunkowa jazda postapo [RECENZJA]
![W końcu powiew świeżości! Pacific Drive to wielogatunkowa jazda postapo [RECENZJA]](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2024/02/23/72548906-d8f2-476f-8afd-c7a43d0ebdb4.png)
Żadni tam szybcy i wściekli. Metodyczność, skupienie i spokój – tylko to was uratuje w Pacific Drive. Nie dajcie się więc zwieść spektakularnym zwiastunom, w których pędzący przez lasy samochód otaczają smugi różnokolorowego światła i kuliste wyładowania elektryczne. Co prawda i auto odgrywa w tej produkcji ważną rolę, i towarzyszące nam po drodze zjawiska atmosferyczne, ale ani to wysokooktanowa wyścigówka, ani nawet typowy roguelite (bo akurat ten podgatunek stawia zwykle na dynamizm, szybkość i migawkowość, spójrzcie choćby na Hadesa).
Mowa w gruncie rzeczy o powolnym „rogalu”, który na pierwszym miejscu stawia aspekt surwiwalowy. I choć przetrwać w tej przeklętej amerykańskiej zonie niezwykle trudno, z dużą motywacją podchodzi się do każdej próby przeżycia, będąc cały czas świadomym oryginalności dzieła oraz dając się bezlitośnie wciągnąć w gameplayową pętlę.

Bezsenność w Seattle
Pacific Drive zabiera nas do postapokaliptycznego Wybrzeża Północno-Zachodniego, a konkretniej do Olimpijskiej Strefy Wykluczenia – epicentrum naukowo trudnych do sklasyfikowania zdarzeń, które nie śniły się fizykom kwantowym nawet w największych koszmarach. Okoliczne tereny dręczone są przez kilkadziesiąt różnych anomalii zagrażających bezpośrednio życiu człowieka. Jedyną deską ratunku przed nimi okazują się blachy naszego auta. Co prawda podatne na kwaśne deszcze i koniec końców zniszczalne choćby przez sejsmiczne wstrząsy, ale na pewno trwalsze od skóry i kości.
Naszym zadaniem jest więc znalezienie sposobu na ucieczkę, a przy okazji dowiedzenie się, co stoi za tymi wydarzeniami i jaki wpływ na nie miała ludzkość. Fabułę odkrywamy jednak za sprawą pozostawionych dokumentów i nagrań, główny wątek, w kontekście dialogów, rozgrywa się zaś tak naprawdę w urządzeniu telekomunikacyjnym, bo w słuchawce usłyszymy kilka powiązanych ze sobą postaci. Początkowo służą nam jako drogowskazy, ale potem paplają o rzeczach kompletnie nieinteresujących w porównaniu z akcją, w której bierzemy udział za kierownicą. Historia nie potrafi przyciągnąć uwagi, dając się całkowicie odsunąć na bok na rzecz hipnotyzującej rozgrywki.

Tylko ja i mój garaż
Dlatego też na gameplayu się skupmy, bo okazuje się naprawdę rozbudowany, zniuansowany i wymagający. Choć akurat założenia zabawy są proste. Ta podzielona zostaje na dwie części: przygotowanie pojazdu do podróży (konstrukcja części zamiennych, napełnienie baku, naprawa, spakowanie narzędzi pomocnych w terenie, wyłapanie poszczególnych usterek samochodu) oraz samą jazdę po Kaskadii (docieranie z punktu A do punktu B, zbieranie surowców, poznanie okolicznej „flory” i „fauny”).
Za zebrane materiały dopakowujemy swoją terenową furę, a także odblokowujemy ulepszenia całej bazy wypadowej. Możliwości rozwoju mamy całą masę i aż żal byłoby wszystkie zdradzać, bo często potrafią pozytywnie zaskakiwać i dokładać kolejne cegiełki do rozgrywki. Dla przykładu, po kilkunastu godzinach przygody odblokowałem nowe stanowisko, pozwalające zwiększać szybkość ruchu mojej postaci lub jej odporność na konkretne efekty. Nie odniosłem jednak wrażenia, że muszę wyposażyć garaż, auto i bohatera we wszystkie możliwe bajery, aby czuć się odpowiednio przygotowany do eskapad, a grę da się spokojnie przejść, wykorzystując jedynie część z oferowanych przez twórców mechanizmów i systemów. Bardzo elastyczny i dający swobodę gameplay, ot co.

Co prawda nie wszystko zostało tu odpowiednio zbalansowane. W pierwszych godzinach niezwykle męczyłem się w trakcie jazdy na zwykłych zapasówkach, a po wytworzeniu opon offroadowych niestraszne były mi nawet te najbardziej grząskie drogi. Z jednej strony czułem więc satysfakcję i progres, z drugiej absolutnie nie miałem potrzeby testowania innych rodzajów ogumienia, a trochę ich jeszcze w warsztacie dało się znaleźć. A to tylko jeden z takich przypadków. Ustalenie optymalnego dla siebie buildu auta na pewno daje radochę, ale krótkoterminową, zwłaszcza jeśli kilka misji z rzędu nie czuje się potrzeby odpicowania bryki. Xzibit nie byłby zadowolony. Trzeba więc liczyć, że przyszłe aktualizacje uczynią niektóre narzędzia i części bardziej kuszącymi opcjami.
W ciemność
Kiedy już spędzi się cenne minuty na dokręcaniu śrub i szlifowaniu blach, przychodzi pora na prawdziwy czelendż. Zaczyna się niepozornie. W trakcie pierwszych przejazdów zobaczy się co najwyżej lewitujące kamienie albo strzelający prądem słup na uboczu. Takie dziwności idzie jednak z łatwością zauważyć i ominąć. Z czasem robi coraz trudniej. Oto bowiem nad maską samochodu pojawia się robot, który ciągnie pojazd przyssawką za sobą, przy okazji obijając kadłub o drzewa. Mało? Na ulicy stoją manekiny – jeśli w nie wjedziemy, uruchomimy wybuchową reakcję łańcuchową, a jeśli je ominiemy, nagle zmaterializują się w innym miejscu.

Z godziny na godzinę będzie coraz gorzej, a anomalii namnoży się jak grzybów po deszczu. Zaczniemy mijać kwasowe wulkany, do drzwi przykleją się pasożytnicze organizmy, a trudne do zauważenia gejzery wystrzelą pojazd w powietrze. To wszystko dzieje się w dodatku w niesprzyjających warunkach pogodowych, a rozświetlone słoneczkiem równiny są widokiem zdecydowanie najrzadszym. Spowite gęstą mgłą doliny, pokryte nieprzenikalną czernią głusze, szalejące burze z piorunami uderzającymi w bagażnik czy jeszcze bardziej ekstremalne i znamienne dla postapokalipsy obrazy – to w Pacific Drive meteorologiczna norma.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE
W związku z licznymi klęskami żywiołowymi przekraczanie dozwolonej prędkości w terenie niezabudowanym nie ma w grze racji bytu. Należy poruszać się powoli, inaczej samemu prosi się o guza i poważne szkody. Z tego też powodu nie przeszkadzał mi dość ociężały model jazdy, przy którym czuje się zarówno „gabaryty” swojego samochodu, jak i każde zniekształcenie terenu czy potencjalną przeszkodę. Spokojniejsze tempo nie zmienia także emocji towarzyszących w trakcie gry, bo owe potrafią sięgnąć zenitu, kiedy przeciwko graczowi zwraca się cała matka natura ze swoimi rozwydrzonymi, anomalnymi bachorami.
Stres pojawia się zwłaszcza wtedy, gdy trzeba opuścić miejsce kierowcy, by własnymi rękoma przeczesywać skażone tereny w poszukiwaniu niezbędnych do funkcjonowania materiałów. Albo w takich momentach jak ten, gdy zapomniałem zaciągnąć hamulec ręczny i po opuszczeniu fotela pojazd zniknął z mojego pola widzenia, bo zjechał z górki. Albo gdy nagle pojawia się nieoczekiwana usterka powodująca, że otwarcie drzwi frontowych sprawia, iż otwierają się tylne, więc przez cały czas narażonym się jest na promieniowanie (a korekty awarii dokonać można dopiero w swych bezpiecznych czterech ścianach). Pacific Drive nie potrzebuje driftu, szóstego biegu i wyścigowych manewrów, by gwarantować pełną adrenaliny jazdę bez trzymanki.

Każdy jest kierowcą swojego losu
Z dzieła Ironwood Studios bije również przeszywający, niepokojący klimat. W jego podbudowie pomaga fakt, że bohater jest niemy, więc kiedy nie irytują go swoją gadką fabularni enpece, pozostaje tak naprawdę sam na sam w ciszy ze wszystkimi wariactwami świata przedstawionego. Swoje dokładają też wiarygodne efekty dźwiękowe odpalonego czy szwankującego silnika, hamowania i emanujących różnymi rodzajami energii zjawisk fizycznych. A w każdej chwili można też włączyć radio (jeśli akurat się nie zepsuło), aby posłuchać jednego z licencjonowanych utworów pozwalających jeszcze „dotykalniej” poczuć atmosferę samotnej podróży w nieznane, wprost do jądra niesamowitości.
Grafika wypada umownie, ale wyraziście. Kolorów nie brakuje, te wraz z konturowością spotykanych na drodze obiektów sprawiają, że gra jest czytelna wizualnie, dzięki czemu nie ma mowy o chaosie, nawet gdy anomalie się kumulują, nachodząc na ekran z każdej możliwej strony. Niektóre konfiguracje barw i kształtów wypadają zresztą magicznie i surrealistycznie, czasem aż chce się w nich zatracić, dopóki nie przypomni się sobie, że śmierć oznacza utratę wielu cennych, zdobytych po drodze przedmiotów.

Nie zawsze jednak wspomniana śmierć musi być tożsama z całkowitą porażką i doprowadzać do strumienia łez bądź wiązanki wulgaryzmów. Choć to nieodzowna część rozgrywki, gracze otrzymują możliwość dokładnej konfiguracji poziomów trudności. Nie ma tu podziału na łatwy, średni itd., tylko konkretne opcje dotyczące poszczególnych mechanizmów, co naprawdę pomaga w zoptymalizowaniu gameplayu pod swoje wymagania. Mniej cierpliwi kierowcy mogą nawet włączyć nietykalność pojazdu albo nieśmiertelność bohatera, jeśli po prostu chcą pławić się w klimacie gry bez obaw o stłuczki czy tragiczniejsze w skutkach wypadki.
W Pacific Drive wszystkiego znajdzie się więc dużo: i bodźców, i atrakcji, i cierpień, i uniesień, i mechanizmów, i pomysłów. To tytuł zaprojektowany z polotem oraz starannością, wkraczający na niezbadane wcześniej gatunkowe tereny survivali i roguelite’ów. Niebojący się stawiać graczowi wyzwania, ale jednocześnie oferujący alternatywne ścieżki dla bardziej casualowych odbiorców. Spore, skomplikowane i zaskakujące pod kątem przygotowanej treści cudeńko, które trudno porównać z czymkolwiek innym. Takiego „indyka” połknie z ciekawością cały świat.
W Pacific Drive graliśmy na PS5.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
5 odpowiedzi do “W końcu powiew świeżości! Pacific Drive to wielogatunkowa jazda postapo [RECENZJA]”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Otóż to! Pograłem i wsiąknąłem. Ma świetny klimat, można się przy niej wyciszyć i chyba najlepiej gra się w nią w nocy! 😀
Ech, chciałbym rozumieć fenomen tych gier. Po pierwszej zapowiedzi klimat wydał się idealny dla mnie, ale gdy okazało się, że to po prostu kolejny survival nadzieja mnie opuściła. Dałem szansę demku, ale ni diabła nie dało rady mnie do siebie przekonać – ciągłe zbieranie śmieci i krążenie po omacku to po prostu tortura. Szkoda dla mnie, ale cieszę się, że miłośnicy mają znowu coś dobrego, prost!
Teraz prym będą wiodły mniejsze gry, gamedev się uzdrowi.
Czyli co? Taka Subnautica, tylko w samochodzie. Brzmi to znakomicie.
Fajna ta gra ale zaczyna mnie wnerwiać tym nierównym poziomem. Wiem, że to porównanie jest nieidealne ale Returnal na PS5 ukończyłem z platyna i tam się wciągnąłem jak jakiś ćpun a w Pacific Drive mam podobnie tylko ze znacznie ulotniej.
W każdym razie nie jestem nawet w połowie więc może się zaskoczę