Yesterday ? recenzja

Kiedy natrafiłem na zapowiedź Yesterday w jednym z numerów CDA, uznałem, że to dobry moment na zapoznanie się z możliwościami hiszpańskich developerów. Choć miałem ku temu okazję, nie dałem szansy Runaway i The Next BIG Thing. W kolejce miałem inne, bardziej fascynujące produkcje, jednak na Yesterday zwróciłem uwagę podczas przerwy w zwiedzaniu Amalur i między kolejnymi sprawami w ostatniej odsłonie Ace Attorney. A że akurat miałem wolne popołudnie, nie pozostało mi nic innego, jak sprawdzić, czy ten przygodowy thriller jest czegoś wart.
Pomysł na historię jest niezły, choć mało odkrywczy. W pierwszej scenie wcielamy się w Henry’ego White’a – syna zamożnego tatusia, który doszedł do słusznego wniosku, że skoro nie musi martwić się o kasę, to zrobi coś pożytecznego dla ludzkości. Udziela się zatem w fundacji, która dba o bezdomnych i w inny sposób wykolejonych ludzi, by mogli łatwiej znaleźć pracę i zyskać szansę na nowy start w społeczeństwie.
Dociera do niego wieść o tajemniczych morderstwach popełnionych na osobach, których braku szara masa nie zauważy . Czyli tych, o których White stara się dbać. Co bardziej interesujące, z czasem modus operandi mordercy zmienia się, a jego krwawe czyny nabierają znamion rytualnych, sięgających do obrzędów XV-wiecznej sekty.
Nie pogramy jednak długo jako White, gdyż głównym bohaterem jest postać tytułowa – John Yesterday. Nazwisko dobrano nieprzypadkowo, bo mężczyzna zupełnie nie pamięta swojej przeszłości, ma jedynie krótkotrwałe „flashbacki”, przypominające mu o ludziach, których kiedyś spotkał i związanych z nimi sytuacjach. Jego życiorys jest jednak znany White’owi jakiś czas po prologu gry – chłopak przejął po ojcu firmę i wciąż chce rozwiązać naturę morderstw i dowiedzieć się więcej o sekcie, którą, jak się okazuje, kiedyś badał Yesterday. Rozpoczyna się zatem wyprawa bogata w odkrywanie wspomnień, co staje się trudniejsze, gdy intencje White’a okażą się nie tak krystaliczne.
Choć motyw amnezji głównego bohatera to klisza grana tyle razy, że zdążyła postrzępić się w stu miejscach, w Yesterday wypadła całkiem nieźle. Co rusz powracają różne wspomnienia, a dużą część gry spędzimy na odgrywaniu retrospekcji. Z kolei sceny współczesne i powracające klatki z przeszłości powodują, że nawet przypadkowo spotkana osoba może okazać się kimś, kto kiedyś nas znienawidził i bynajmniej o tym nie zapomniał. Całość daje satysfakcję graczowi, bo prawdziwa tożsamość Yesterdaya i ostateczny rozwój wypadków są niemal nie do przewidzenia.
Miłośnicy tradycyjnych przygodówek odnajdą się w Yesterday. Zbieranie przedmiotów i używanie ich w dziwnych miejscach jest tu na porządku dziennym. Przykładowo – aby zdobyć hasło, trzeba włożyć ręcznik do wywietrznika w łazience i odkręcić gorącą wodę, a następnie użyć powitalnej karty hotelowej na wieży Eiffla. Szkoda tylko, że archaiczne formalności czasem przeczą logice. Raz musiałem rozbić szybę owinąwszy dla bezpieczeństwa rękę płótnem, a nie mogłem użyć deski – bo nie. Cała rozgrywka opiera się na tym schemacie i miejscami rozwiązanie jest idiotyczne.
Jeśli będziecie mieli dość, można skorzystać z podpowiedzi. Twórcy chcieli rozwinąć to sprytnie, bo hintów można używać raz na jakiś czas, a potem trzeba samemu wykonać kilka czynności, by dostać kolejną wskazówkę. W istocie łatwo ten mechanizm oszukać, bo wystarczy kilka razy źle połączyć przedmioty z inwentarza nie ruszając się z miejsca.
Oprawa graficzna jest wierna poprzednim grom Pendulo. Postacie i lokacje zaprojektowano w kreskówkowym, nieco karykaturalnym stylu. Pasuje to do konwencji, bo przerywniki filmowe i dialogi ukazano w formie nieźle wyglądających ruchomych kadrów komiksowych. Jednak podczas gry i rozmów animacja lubi ukłuć w oczy rwaniem i ogólną sztywnością. Stylistyka stylistyką, ale w czasach ładnie animowanych remake’ów Monkey Island jest to zwyczajnie brzydkie i przestarzałe. Sytuację ratuje muzyka pasująca do thrillerowego klimatu. Nawet zdarzyło mi się wzdrygnąć, kiedy podczas gry skrzypnęły drzwi od mojego pokoju, a raz nawet skrzypieć nie musiały.
Na koniec – nomen omen – zakończenie. Można poczuć zniesmaczenie, bo zaraz po napisach końcowych widzimy kilka sekund perfidnego cliffhangera, obiecującego, że prawdziwy koniec historii poznamy w sequelu. Dodajmy do tego krótki czas rozgrywki (jakieś 4-5 godzin ze wskazówkami) i nieproporcjonalną do niego cenę 30 euro… nie, lepiej nie kupować teraz Yesterday. Jeśli stanieje dziesięciokrotnie na steamowej promocji, to jeśli będziecie bardzo znudzeni, można sprawdzić tę grę i nie czuć się skrzywdzonym. A jeśli nie stanieje, odpuśćcie sobie, bo nie znając tej produkcji nie będziecie duchowo biedniejsi.
Ocena: 6,0
—
Plusy:
Minusy:
Czytaj dalej
14 odpowiedzi do “Yesterday ? recenzja”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Ekipa Pendulo Studios przyzwyczaiła graczy do humoru zawartego w swoich grach przygodowych. Czy Yesterday – thriller z morderstwami w tle – faktycznie jest przyjemną odmianą? Recenzja cdaction.pl!
Mam wrażenie, że odkąd CDA opuścił El General przygodówki mają tu po prostu przerąbane … I aż nie mogę się powstrzymać: jedna gra z beznadziejnym zakończeniem dostaje 9, inna z cliffhangerem dostaje 6.
Jeśli ktoś za chwil parę wspomni ME3, zejdę…
@Demilisz nie 9, a 10…
@Rocket02 za późno… 😛
Still better ending than Mass Effect 3 (wybaczcie, musiałem).
Od Mass Effect 3 proszę się już odp…..lić i przestać bo to już nawet nie jest zabawne tylko żałosne
Moim zdaniem ten pan przygodówek recenzować nie powinien. :/ Niezbyt ładna? Archaiczna? A powinno być jak w Heavy Rain?? :/
Choć zgodzę się, że nic bardziej nie wkurza niż nielogiczne zagadki.
UncleKaNe – moze tego oczekuja., by byla jak Heavy Rain. Nielogiczne zagadki – tak, to wkurza, zawsze powinno byc pare sposob. ME3 – zakonczenie okrutne.
1. Nie zrzędźcie jak stare baby ze skrajności w skrajność, że niby moim zdaniem (podziwiam zdolność czytania moich myśli) wszystkie przygodówki powinny wyglądać jak HR. Animacje w Yesterday potrafią być tak sztywne, że rżną w oczy, a ja od gry z każdego gatunku wymagam, żeby nie raziła mojego poczucia estetyki, choć oczywiście fajnie, jakby każda wyglądała jak HR, bo ten wyglądał ładnie 2. Macie tyle miejsca, żeby się wyszumieć o ME3, naprawdę chce wam się śmiecić w recenzji zupełnie innej gry?
po ile ta gra? ps. nie chce mi się czytać 😉
Proszę was ta gra mogła mnie zaciekawić gdyby nie było w niej kreskówkowej grafiki.
Gra była na jakiejś wyprzedaży, więc ją kupiłem i przeszedłem. Faktycznie grę przeszedłem w 4,5h włączając to wszystkie trzy zakończenia alternatywne. Strasznie szkoda, ponieważ gra ma świetną fabułe i z pewnością dałoby się ją rozbudowac o większą liczbę zagadek. W interfejsie irytuje właśnie interakcja z przedmiotami i dziwne rozwiązanie inwentarza. Do końca gry nie mogłem się do tego przyzwyczaić. NA szczęście historyjka jest ciekawa i bardzo wciąga. Grafika jest poprawna, a voiceacting świetny.