Nie spodziewałem się, że stworzenie Retro wymaga tyle wysiłku. Tak powstawał nasz magazyn
Ogółem na wszystkie materiały w magazynie złożyło się ok. 453 tys. znaków – każdy tekst czytają zaś przed publikacją w sumie co najmniej trzy osoby, a bywa, że więcej. Ja siłą rzeczy jestem na pierwszej linii, sprawdzam artykuły pod kątem poprawności językowej, merytorycznej, poprawiam i zostawiam uwagi do autorów w formie komentarzy. Potem zaś trzeba całość… przeczytać jeszcze raz – ogółem to kilkukrotna lektura w pełnym skupieniu, od którego czasem po prostu boli głowa. 🙂

Po mnie tekst trafia do kolejnego redaktora – cześć CormaC! Wyłapuje on to, co ja ominąłem (a czasem jest tego sporo, Daniel to prawdziwy wymiatacz, który trzyma w ryzach cały ten cyrk i zawsze służy dobrą radą, stokrotne dzięki!), a jego wątpliwości i sugestie oczywiście również wędrują do autora lub autorki. Po tym, jak materiał zostanie przez nas „przeorany”, w końcu znajduje swoją drogę do korekty. Jeśli na tym etapie pojawią się uwagi wymagające interwencji zewnętrznej, to… nie zgadniecie. Osoba, która napisała dany tekst, znów musi rzucić na niego okiem. Przedstawiony cykl trwa od jednego do kilku dni (lub nawet dłużej), zależnie od potrzeb. I tak jest z każdym artykułem, który ostatecznie ląduje w Retro.
Tekst i oprawa
Przygotowany do składu materiał wraz z towarzyszącymi mu ilustracjami trafia następnie do ekipy DTP – na ogół też przekazujemy wskazówki, które pomagają naszym zdolnym koleżankom i kolegom złożyć strony tak, jak sobie to wymyśliliśmy. Ubrane już w oprawę graficzną literki są znów czytane, ale dodatkowo też sprawdzamy całość pod kątem błędów składowych. Bywa, że np. kawałek tekstu zostaje przesłonięty jakimś elementem, innym razem nie mieści się podpis, font w ramce nie odpowiada wzorcowi lub jakiś screen wygląda gorzej, niż zakładaliśmy. Czasem dyskutujemy jeszcze o tytule, kiedy indziej znów zastanawiamy się, czy dana grafika na pewno jest fajna. Na tym etapie błędów lub rzeczy do przemyślenia może być tak naprawdę cała masa, a niektóre z nich wcale nie są oczywiste. Zawsze natomiast należy ustawić tekst, by uniknąć chociażby nieładnych przeniesień lub brzydko zbitych słów. Oczywiście nim to wszystko się wydarzy, Bastian, szef naszej ekipy DTP, jako pierwszy przegląda złożenia pod kątem ich jakości i wprowadza własne poprawki.

Tak obrobiony artykuł wędruje następnie do… ponownej korekty, gdzie jest jeszcze raz czytany. Wyłapane babole są wypalane żywym ogniem – już nie w dokumencie tekstowym, a w programie do składu. Po tym etapie można już wysłać dany materiał – strona po stronie, a tych nowe Retro ma w sumie 132 – na serwer drukarni.
Wysiłek całego zespołu
Roboty jest od groma. By wszystko zagrało, niezbędni są przede wszystkim dobrzy autorzy, do tego gotowi na kolejne serie uwag redakcji i poprawek. Trzeba też mieć ogarniętą korektę i zespół DTP, który stoi na końcu całego procesu, a gdy zbliża się termin wysyłki, działa pod gigantyczną presją czasu. Podobnie zresztą jak korekta i redakcja. Serio, by zdążyć, trzeba się pogodzić z siedzeniem po godzinach przez kilka tygodni i doglądaniem wszystkiego do ostatnich chwil.
Ogółem nad Retro #9 pracowało aż 45 osób. Mamy 29 autorów, 4 korektorki, 7 osób z ekipy DTP i jeszcze grupkę ludzi, których wkładu na pierwszy rzut oka nie widać – bez nich jednak numer nigdy by do Was nie trafił. No i przede wszystkim są wspomniane 453 tys. znaków, które zostały przepuszczone przez wszystkie wspomniane wyżej etapy produkcji i wielokrotnie „przemielone” przez nasz zespół redakcyjny. A do tego: morze wypitej kawy i tyleż samo energoli, stanowczo za krótka doba, za mało snu, nerwy, podkrążone oczy, puste opakowanie po tabletkach od bólu głowy i wiele, wiele rzeczy, które się po drodze sypią, wymagając interwencji lub szukania alternatywnych rozwiązań. Efekt jest jednak cudowny.

Sądzę, że nowy numer Retro wyszedł nam naprawdę dobrze. Mamy zjawiskową okładkę z pokojem gracza z początku obecnego milenium, uporządkowane wnętrze z nowymi działami oraz kącikami i odświeżoną oprawę graficzną (w tym zdjęcia autorów stylizowane na epokę Amigi lub VGA). W „dziewiątce” znajdziecie działy, które już znacie i lubicie, a ponadto recenzje współczesnych gier utrzymanych w duchu retro oraz remake’ów, remasterów i reedycji klasycznych produkcji. Jest też wyodrębniona sekcja sprzętowa, gdzie m.in. rozbieramy Amigę 500, by pokazać, co znajduje się wewnątrz. Mamy w końcu wyśmienitą publicystykę i wiele, wiele innych stron wręcz ociekających nostalgią – ze wspominkami, powrotami do ulubionych gier, urządzeń, pamiątek z przeszłości i zdarzeń, które zostały wymiecione z naszej codzienności przez bezlitosny upływ czasu. Tym razem postawiliśmy też na mocniej zaakcentowane felietony znanych autorów – do napisania unikatowych, osobistych tekstów udało się nam namówić m.in. Wojciecha Tarczyńskiego z profilu „Stare Konie” na Facebooku, Michała Pisarskiego czy Marcina „Borka” Borkowskiego.
Z myślą o czytelniku
Patrząc zaś bardziej ogólnie, to, co widzicie, jest efektem ciągnących się przez wiele tygodni konsultacji, poświęceń, pracy nierzadko w trudnych warunkach, ale i takiej zdrowej, niemalże sportowej rozkminy na temat tego, co można zrobić lepiej, co wypadnie korzystniej, co bardziej spodoba się czytelnikom. W ten sposób pojawiły się np. ramki w dziale Replay, które niekoniecznie związane są z opisywanymi grami. Doszliśmy do wniosku, że jeśli kogoś nie interesuje określony tytuł, to chociaż rzuci sobie okiem na zdarzenia „dookoła” niego i zapozna się z jakimś wartościowym kontekstem historycznym. Takie drobne detale – mam szczerą nadzieję! – sprawiają, że lektura jest przyjemniejsza.

Proces rozkminiania, co można poprawić, oczywiście wcale się nie zakończył. Cały czas zbieramy uwagi i zastanawiamy się, jakie rzeczy dałoby się zrobić lepiej. Myślę, że dostrzeżecie to już w kolejnym numerze.
A tymczasem – jeśli macie ochotę zobaczyć Retro #9 na własne oczy, to trafiło do sprzedaży w punktach z prasą, ale możecie też nabyć je w naszym sklepie oraz na Allegro. Liczę na to, że przypadnie Wam do gustu, a kto wie, może i docenicie ten ogrom roboty uśmiechem podczas lektury. 🙂
Czytaj dalej
-
Szukasz gier, które umilą ci oczekiwanie na nowe Heroes of Might and Magic? Te tytuły świetnie odświeżają formułę rozgrywki Heroes 3
-
2Czas na świeżą krew w Resident Evil – Leon niedługo musi udać się na zasłużoną emeryturę
-
Jakim RPG będzie nowe Divinity? Po zwiastunie i słowach Swena Vincke przeczuwam powrót do korzeni
-
8Afera wokół Divinity: AI w pracy nad grami to cholernie trudny temat, ale musimy nauczyć się o nim rozmawiać

Super artykuł.
Nie zdawałem sobie sprawy, ze produkcja czasopisma wymaga aż takiego wysiłku i zaangażowanie ok 50ciu ludzi.
Warto o tym pisać, gdyż w dobie AI coraz bardziej sie czlowiekowi wydaje, ze niemal wszystko jest automatyczne.
O jaaa, widze na zdjeciu Borga!
On do was pisze? Woow!
Pozdrawiam retrogralnie z matecznika CDA czyli Wrocławia!
Świetna robota, kupiłem w empiku od razu, kiedy wpadło mi w oko!
@MisiuZbychu – to nie tylko to – ludziom za często się wydaje, że zjedli wszystkie rozumy i sami zrobiliby wszystko lepiej i szybciej. Nie mają pojęcia o jakiejś pracy, ale wiedzą, że inni robią to źle. Nieważne czy chodzi o nauczycieli, policjantów, sportowców, sprzedawców i masy innych zawodów. Ludzie widzą jakiś fragment czyjejś pracy i na tej podstawie oceniają efekty. Oczywiście, nie mówię, że jestem święty, broń boże. Jednak sam jestem sprzedawcą, ale moja praca nie sprowadza się tylko do sprzedawania, to byłoby proste. Muszę sprzedawać, tłumaczyć, robić zamówienia, wprowadzić faktury, rozłożyć towar, szukać bardziej specyficznego towaru, bo klient przyszedł z czymś nietypowym, pakować i robić wysyłki. Już nie mówię o tym, że pracuję w hurtowni, która bardziej przypomina sklep, a asortyment mam tak szeroki, że porównałbym to do połowy asortymentu Castoramy, bo nie mam np. płytek, kibli, paneli i innych rzeczy. A wszystkiego trzeba dopilnować. Nie pracuję sam, ale nawet przy pewnym podziale większość rzeczy się pokrywa i jest tego po prostu bardzo dużo. Dlatego staram się nie krytykować wielu rzeczy, bo w większości przypadków zwyczajnie widzę tylko front, a o środku nie mam bladego pojęcia.
Super fajny i potrzebny artykuł. Wśród odbiorców mediów chyba nadal żyje mit, że pisanie o gierkach to balowanie za hajs z opłaconych przez wydawców recenzji, jeżdżenie po branżowych imprezach czy innych disnejlendach i granie w gierki w ramach pracy ;v podobnie jak z samą pracą w gejdevie – dla kogoś z drugiej strony niektóre zarzuty gr*czy to czasem kosmos oderwany od rzeczywistości.
Szanujcie swoich czytelników – papier na poziomie najgoszych z palety wyboru, a cena z top-endu.
Fajny artykuł. Super dostać taki wgląd do kuchni gdy siedzi się w głównej sali restauracji i czeka na potrawy.
Bardzo fajny artykuł. Po przeczytaniu od razu zamówiłem „Retro” i już leży na biurku. W zalewie wypocin AI dobrze jest poczytać coś na poziomie.