rek

Steam Deck – recenzja. Masa grania i tyleż konfigurowania

Steam Deck – recenzja. Masa grania i tyleż konfigurowania
Po ponad dwóch tygodniach spędzonych ze Steam Deckiem odpowiem wam na pytanie, czy urządzenie faktycznie okazało się rewolucją, na jaką czekaliśmy. Ostrzegam jednak – nie jest to dogłębny test techniczny, raczej wrażenia z codziennego użytkowania.

Gdyby Steam Deck doczekał się hollywoodzkiego zwiastuna, narrator filmiku mógłby dramatycznym głosem przeczytać: „Valve… Twórcy przełomowej serii Half-Life (dum), największego sklepu z grami (dum), ale nie (dramatyczna pauza) podobnie rewolucyjnego sprzętu… Do czasu! (DUM!)”. Ile w tym prawdy?

Za tworzenie własnego sprzętu do grania firma z Seattle brała się od dawna. Ma na koncie niezbyt przemyślany projekt Steam Machines (komputerów zunifikowanych na wzór konsol), nawet niezły model pada, który może też zastąpić mysz, a także bardzo udane próby zrobienia własnego sprzętu VR. I choć nie każda z tych rzeczy okazała się sukcesem, to nie można powiedzieć, że były to projekty daremne. Pozwoliły Valve zdobyć doświadczenie i stały się inspiracją dla Steam Decka – przenośnego sprzętu do grania.

Konsola to czy komputer?

Wygląd Steam Decka sprawił, że w momencie ujawnienia światu urządzenia (lipiec 2021) w internecie zawrzało. W komentarzach porównywano sprzęt do Nintendo Switcha. Nic bardziej mylnego, zresztą Valve od pierwszej zapowiedzi nie ukrywało, że ich maszyna to przenośny komputer przeznaczony do gier. Nie jest to nowa koncepcja, na rynku od lat działają takie firmy jak GPD czy DroiX, które projektują rozmaite urządzenia tego typu. Co sprawiło, że wokół Steam Decka pojawiło się tyle zamieszania?

W porównaniu z konsolką Sony Steam Deck jest zdecydowanie większy.

Najważniejszą cechą sprzętu jest niewątpliwie system operacyjny SteamOS. To dystrybucja Linuksa przeznaczona do gier. Typowy interfejs przykryto nową wersją Steama, podobną do trybu Big Picture. Jednak ważniejsze wydaje się to, jak Linuksa zmieniono pod spodem – wszak większość gier powstaje pod Microsoft Windows i nie da się ich uruchomić na żadnym innym systemie. Za sprawienie, by działały one na SteamOS, odpowiada warstwa zgodności Proton. Jest to mutacja aplikacji Wine używanej od lat – z różnym niestety skutkiem – do uruchamiania windowsowych aplikacji pod Linuksem. Proton został jednak mocno zmodyfikowany przez Valve i CodeWeavers. Specjalność oprogramowania to tłumaczenie informacji, jakie gra wysyła do DirectX (windowsowego „sterownika” dla gier), by rozumiał je jego linuksowy odpowiednik – Vulkan. Nie mówimy tu o emulatorze Windowsa, po prostu tytuły uruchamiane za pośrednictwem steamowego oprogramowania są „oszukiwane” i myślą, że działają pod systemem Microsoftu. Proton funkcjonuje od 2018, ale na razie nie odniósł wielkich sukcesów, bo granie linuksowe to jednak nadal mało popularne zajęcie. Teraz Steam Deck ma szansę rozpowszechnić tę technologię, a za jej sprawą – granie na Linuksie.

Tak prezentuje się teoria i śmiałe plany projektantów z Seattle. A jak wygląda i działa samo urządzenie? Gdy pierwszy raz wziąłem Steam Decka do ręki, pomyślałem…

Ależ on wielki!

Pierwsze wrażenie okazało się zaskakująco pozytywne. Wiedziałem już, że Steam Deck jest większy i cięższy od Switcha, dlatego zaskoczyło mnie… jak wygodnie się go trzyma. Szerokość urządzenia sprawia, że nie muszę zginać rąk ku sobie, a jego grubość – że nie muszę też nadmiernie gimnastykować palców. Jeszcze bardziej zdziwiłem się, gdy uświadomiłem sobie, że z trójcy PS Vita – Nintendo Switch – Steam Deck tego ostatniego trzyma mi się nawet najlepiej (choć po dłuższym czasie pojawia się zmęczenie). Palce sięgają do wszystkich przycisków, może poza gładzikami, które wymagają lekkiej zmiany ułożenia kciuków. Zazwyczaj jednak nie muszę nadmiernie przesuwać dłoni, acz należy dodać, że mam je dość duże.

Ergonomią i solidnością Steam Deck przypomina pady do Xboksa.

Steam Deck jest solidnie spasowaną cegiełką z matowego plastiku (nie licząc przycisków A, B, X, Y i krzyżaka) – nic więc nie skrzypi ani się nie ślizga, nawet gdy dłonie zaczynają się pocić. Ergonomią i solidnością przypomina mi pady do Xboksa One, co pewnie dla wielu będzie sporą rekomendacją. Nawet ciężar ok. 670 gramów, choć wyczuwalny, nie daje o sobie znać, jeśli tylko mam możliwość podparcia łokci.

Z wad, które widać od razu, trzeba wymienić to, iż ekran w zakupionym przeze mnie modelu 256 GB (występujący też w tańszym 64 GB) odbija światło dość mocno, dlatego by grać na dworze, muszę szukać sobie cienia. Dopiero model 512 GB wyróżnia się „wysokiej jakości antyrefleksyjnym szkłem trawionym”, więc może w tym przypadku jest lepiej. Ale też drożej o 600 złotych. A że samą pamięć można rozszerzyć kartą SD (albo wymienić dysk, jak robili niektórzy odważni), to czy to szkło jest tyle warte?

Grając na zewnątrz, lepiej jednak pozostać w cieniu.

Słychać go…

Po włączeniu sprzętu miałem, co tu ukrywać, mieszane uczucia. Wentylator jest bardzo wyraźnie słyszalny i wydaje dźwięk o nieprzyjemnym, wysokim tonie. Internet już wyśledził, że w Deckach mogą trafić się dwa różne jego modele i jeden z nich ma ten problem. Podobnie jak (akurat u mnie tylko delikatnie) prawy gładzik, który przez kiepskie spasowanie klika nieco głośniej. Nie są to wielkie wady, ale w urządzeniu tej klasy i w tej cenie nie powinny się pojawiać. A to wszystko prowadzi do wniosku, jaki powinienem przedstawić na początku tekstu: czasami czuć, że Steam Deck, zarówno w warstwie sprzętu, jak i oprogramowania, to wczesna wersja, dlatego jego użytkownicy sami, choć półżartem, określają się betatesterami. Ale ponieważ mamy do czynienia z pecetem, to wiele rzeczy da się załatać takimi czy innymi sposobami, którymi społeczność ochoczo się dzieli.

Valve nie ukrywa też, że uczyniło wnętrze Steam Decka jak najbardziej przyjaznym dla majsterkowiczów. Polecam obejrzenie materiału od znanych sprzętowych dłubaczy z iFixit o tym, jak w omawianym urządzeniu spasowane są części i opisane kable – wiele elementów, np. bateria, gałki, spusty, dysk czy właśnie wentylator, można wymontować niezależnie od reszty. Jeśli więc ktoś w prawdziwie pecetowym duchu zachce grzebać w podzespołach i wymieniać je na inne, to będzie mógł to bez większego problemu zrobić, gdy Valve i pozostałe firmy udostępnią je w sprzedaży. Sam zajrzałem do środka, by upewnić się, czy mam ten bardziej problematyczny model wentylatora, i faktycznie – łatwo jest się we wnętrzu maszynki odnaleźć.

Zastosowane tworzywo sprawia, że Steam Deck dobrze leży w dłoniach i nie wyślizguje się podczas zabawy.

Dodatkowo Decka można ulepszać też od strony oprogramowania. Valve wypuszcza aktualizację za aktualizacją. Od premiery pojawiło się ich kilkanaście, w tym jedna poprawiająca parametry obrotów wentylatora, przez co dźwięk małego odkurzacza pojawia się tylko przy naprawdę wymagających grach. Weźcie to pod uwagę, czytając inne testy sprzętu napisane tuż po jego premierze.

Uruchom i graj? Nie tak prędko

Po menu głównym spodziewałem się lekkiej toporności znanej mi z trybu Big Picture, a tu niespodzianka – zmodyfikowany Steam dobrze sprawdza się jako interfejs do obsługi biblioteki gier, choć czasem miewa opóźnione reakcje na naciśnięcie guzika. Dużym ułatwieniem jest przycisk „Steam”, który pozwala przełączać się między sklepem, biblioteką i innymi działami. Na wstępie widzimy kategorię „Great on Deck” wyświetlającą te gry, które Valve „osobiście” testowało i teoretycznie, jak nazwa wskazuje, działają super na ich nowym sprzęcie. Firma przyznaje produkcjom jedną z czterech ocen: „Zweryfikowana”, „Grywalna”, „Nieobsługiwana” i „Nieznana”. Do sprawdzenia tej klasyfikacji nie potrzeba samego urządzenia, da się to zrobić z poziomu sklepu albo specjalnej podstrony, która filtruje nam bibliotekę.

I można by oczekiwać, że jeśli mówimy o grupie zweryfikowanych gier, wszystko powinno być bliskie konsolowym doświadczeniom: włączam i działa. Ale dlatego napisałem w poprzednim akapicie „teoretycznie działają super”, bo nie do końca wiadomo, jak ten proces weryfikacji przebiega i czy można zawsze na nim polegać. Na przykład Vampire Survivors działa faktycznie świetne, ale na końcowych poziomach gra funduje pokaz slajdów. „Grywalne” Tales from the Borderlands zawieszało się na najnowszej odsłonie Protona, wymagając ręcznej zmiany na wersję starszą, The Secret of Monkey Island: Special Edition ściągało konfigurację z chmury, a jeśli graliśmy na czymś z rozdzielczością wyższą niż 1280 × 800 Steam Decka – tytuł nie chciał działać.

Żeby zagrać, trzeba się czasami trochę pomęczyć.

Ale doświadczamy też przyjemnych niespodzianek. Grywalne Dicey Dungeons nie sprawiało żadnych problemów. „Nieznane” Luftrausers, Jupiter Hell, XCOM: Enemy Unknown i Volgarr the Viking działały jak złoto. Udało mi się też zagrać w teoretycznie nieobsługiwane Sleeping Dogs oraz Star Wars Episode I: Racer. Wszystko płynnie w 30-60 fps-ach ze sprawnym sterowaniem. Być może coś zacznie się krzaczyć na późniejszych etapach, ale póki co – bajka. Jednak najlepszym miernikiem mocy Steam Decka jest to, że tegoroczny hit, Elden Ring, śmiga na nim aż miło w 30 klatkach.

Cudów natomiast nie ma, jeśli chodzi o baterię. Wyniki są tu bardzo różne i zależne od gry. Z obserwacji własnych, lektury dyskusji w internecie i oglądania nagrań z użytkowania sprzętu można wysnuć kilka ogólnych zasad: gry AAA dają od półtorej do trzech godzin rozrywki, indyki – dwie-cztery godziny, miłośnicy retro rozciągną zaś swoją zabawę nawet do pięciu-sześciu godzin (jak ja w Legends of Grimrock). Wszystko bowiem zależy od tego, w jakim stopniu chce się nam mieszać w ustawieniach. Na plus dodam, że urządzenie nie grzeje się bardzo mocno, ale za to słychać ten nieszczęsny wentylator.

Im mniej wymagająca gra, tym dłużej będzie działać na baterii. Steam Deck radzi sobie jednak z całym szeregiem gier o różnych wymaganiach.

CZYTAJ DALEJ NA DRUGIEJ STRONIE

Steam i Linux w jednym stali domu

Tu dochodzimy do kolejnego spostrzeżenia, bardzo istotnego dla każdego, komu właśnie zamarzyło się granie w Elden Ringa w autobusie. Steam Deck, jak każdy pecet, miewa swoje problemy czy humory i czasem wymaga pewnego researchu, choć daje też spore możliwości konfiguracji oraz (jak i sam Linux) społecznością stoi. Warto zaprzyjaźnić się z forami Steama, Redditem, Twitterem, YouTube’em czy po prostu wyszukiwarką. Można w ten sposób znaleźć odpowiedzi na pytania, czy gra działa, jak działa i jak długo da się w nią grać na jednym ładowaniu. A jeśli nie działa, to może ktoś zdołał ją w jakiś sposób uruchomić i skonfigurować. Jeśli nie jestem czegoś pewny, to istnieje spora szansa, że inny użytkownik to sprawdził i rozgryzł.

Dodatkowe przyciski znajdziemy na pleckach.

W obrębie steamowego interfejsu można się bawić zmianą wersji Protona (w ustawieniach gry, tam, gdzie zmienia się język), a rady zamieszczane na ProtonDB pomagają wybrać taką, dzięki której gra działa najlepiej. Można też spróbować ograniczać liczbę klatek (albo ustawić mniejszą rozdzielczość i włączyć jej skalowanie w górę przez FSR, technologię AMD, by uzyskać owych klatek więcej), kombinować – od niedawna – z częstotliwością odświeżania ekranu albo nawet na sztywno ograniczyć moc pobieraną z baterii. To ostatnie skutkuje spadkiem wydajności, ale jeśli chcecie grać w strategie turowe albo visual novels, zabieg ten okaże się skuteczną metodą, aby Steam Deck podziałał dłużej niż zwykle. Szczegółowe efekty takiej dłubaniny da się obserwować w łatwo uruchamianym benchmarku. Dodam tylko, że w związku z tym bardzo brakuje mi profili powiązanych z konkretną grą. Obecnie po odpaleniu każdego tytułu muszę spędzać do dwóch minut na przywracaniu ustawień z… głowy. Oby za jakiś czas działało to „z chmury”.

Z umiarkowaną żywotnością akumulatora możemy powalczyć, ograniczając wydajność sprzętu.

Podobną swobodę daje konfiguracja sterowania. Poza standardowym dla padów zestawem dwóch gałek, krzyżaka i 10 przycisków, Steam Deck ma jeszcze cztery przyciski pod spodem, dwa bardzo dobrze udające mysz gładziki z opcją wciskania, dotykowy ekran i sterowanie żyroskopowe. I pod to wszystko przypiszemy nie tylko przyciski pada, ale też klawiaturę, mysz lub rozmaite akcje (np. rozglądanie się, zrzut ekranu albo lupę). Dodatkowo – co także można ustawić – inną akcję dostaniemy po długim albo krótkim, pojedynczym lub podwójnym wciśnięciu, dotknięcie gładzika przywoła kołowe menu z ośmioma przyciskami, a pojedynczy przycisk otrzyma różne funkcje w zależności od tego, czy jesteśmy w menu, czy w grze jedziemy lub idziemy postacią. I znów – od nas zależy, ile czasu chcemy na to poświęcić. Chwała twórcom, że tu akurat można zapisać konfigurację dla konkretnej gry, a nawet ściągnąć udostępniony przez innych konfig.

W komplecie z urządzeniem dostajemy świetnej jakości futerał.

Muszę wspomnieć, że możliwości podobnych do tych wyżej wymienionych jest znacznie więcej. Nie trzeba bowiem zostawać w obrębie Steama. Można z „trybu gry” przenieść się do zwykłego Linuksa, z jego pulpitem, paskiem zadań i sklepem z aplikacjami. Tam np. zainstalujemy inne launchery, jak GOG Galaxy, Epic Games czy Battle.net (są do tego rozwiązania od linuksowej społeczności), albo skonfigurujemy DOSBoksa czy ScummVM pod klasyczne gry. Można też korzystać z olbrzymiego pakietu emulatorów – które na linuksie miały się dobrze i bez udziału Valve – a potem poinstalowane rzeczy dodać do Steama, by uruchamiać je z biblioteki z wykorzystaniem magii Protona i wygodnego definiowania sterowania (zazwyczaj działają, chyba że „akurat nie”, jak Hyper Light Drifter – jego wersja steamowa śmiga, a epikowa nie, i nikt nie wie dlaczego). Sporo rozwiązań opisano i nagrano; czasem znajdziemy gotowe skrypty, które wszystko poinstalują i poustawiają, a czasem trzeba będzie pogrzebać bardziej. Działa tu też magia Linuksa jako zupełnie otwartego systemu, gdzie każdy może coś zmienić, dopisać, poprawić i przekazać to innym. Na szczęście SteamOS wiele ważnych linuksowych opcji zabezpiecza przed nieopatrznym zmodyfikowaniem, więc trudno coś zepsuć. I jak mówiłem: wcale nie trzeba tego wszystkiego robić, wystarczy bawić się tym, co już ma się na Steamie.

Z tego wynika, że obecnie Steam Deck jest w dużej mierze zabawką dla majsterkowiczów, sprzętowo-programowych fetyszystów i sieciowych surferów. Znajomy żartobliwie określił go pierwszą konsolą gwarantującą pełnię pecetowych doświadczeń. I nic w tym złego, sam trochę wróciłem do czasów, gdy w liceum dłubałem sobie w ustawieniach, by jakiś tytuł działał lepiej i by grało się w niego wygodniej.

Jeśli tylko chcemy, możemy Steam Decka dostosować do własnych potrzeb w sposób niedostępny innym handheldom.

Oczywiście można to wszystko zignorować i nawet w obrębie Steama grać na domyślnych ustawieniach. Albo mozolnie przepisywać z forum czy filmiku ustawienia, które ktoś już testował. Przyznaję, że spędziłem na konfiguracji niektórych tytułów więcej czasu niż na graniu w nie. Dlatego cieszę się, że są takie produkcje jak Dead Cells czy Hades, które działają jak złoto od razu i można przy nich, paradoksalnie, odetchnąć.

Mój przenośny kurnik z indykami

O tym, że Linux okaże się skuteczną alternatywą dla grania na Windowsie, wszyscy słyszymy od lat. I przyznaję, na początku byłem sceptyczny co do idei Steam Decka. Zarówno z powodu małych rozmiarów połączonych z wielkimi obietnicami, gdy reklamowano go hucznie takimi grami jak Control czy Star Wars Jedi: Fallen Order, jak i zastosowania Linuksa z Protonem zamiast Windowsa. Szum wokół kolejnego przenośnego komputera przypisywałem magii marki Valve, które wypuszcza swoje produkty stosunkowo rzadko, ale jednak, mimo paru wpadek, nadal kojarzy się z innowacyjnością i wysoką jakością. Finalnie czuję się bardzo zaskoczony. Owszem, nie zawsze wszystko działa, mam zastrzeżenia do ekranu, chciałbym pojemniejszą baterię czy cichszy wentylator – i może niektóre z tych życzeń da się z czasem spełnić, wymieniając części – ale jednocześnie, jako ktoś, kto kupił to urządzenie do ogrywania zaległych indyków, gier retro i emulacji, czuję się nadal oszołomiony tym, ile mogę wyciągnąć ze zbieranej od lat biblioteki Steam – i nie tylko z niej. A sprzęt, który na to pozwala, jest mniejszy od laptopa (nie mieści się w kieszeni jak PS Vita, ale na szczęście Valve dorzuca w pakiecie solidny futerał). Do tego wspomniane możliwości konfiguracji, rozwiązania wymyślone przez użytkowników oraz obietnice Valve sprawiają, że z optymizmem czekam na to, co firma jeszcze wymyśli. Ba, wiem, że niedługo część spostrzeżeń zawartych w tym tekście się zdezaktualizuje.

Oczywiście na Steam Decku możemy przeglądać sieć, np. cdaction.pl.

Steam Deck nie jest sprzętem idealnym, ale to niewątpliwie ciekawe i ważne urządzenie. Ciekawe, bo daje naprawdę spore możliwości: od opcji zagrania w znaczną część swojej biblioteki Steama w każdym miejscu (a gdy doczeka się stacji dokującej, także na wielkim ekranie) po zabawę emulacją czy grami retro. A ważne, bo tworzy otwartą alternatywę dla uruchamiania gier na Microsoft Windows, gdzie to społeczność może poszerzać granice tego, w co jeszcze da się zagrać. Steam Deck sprawia, że granie na Linuksie staje się faktem, choć czasem potrzeba do tego nieco researchu.

Jak już wspomniałem, przy wczesnych testach często natykałem się na stwierdzenie, że teraz to użytkownicy testują „prototyp”, a wersję 2.0 będzie można kupić na spokojnie w przyszłości. Pewnie tak, pytanie jednak: kiedy? Póki co Valve nadal boryka się z realizowaniem zamówień przedpremierowych, a osoby kupujące Steam Decka dziś zostaną obsłużone w czwartym kwartale 2022 roku. Jak widać, chętnych nie brakuje, coś więc chyba Valve wyszło. Tylko naprawdę szkoda, że urządzenia nie nazwano Gabe Boyem.

{„alt” => „”, „caption” => „”, „imageUrls” => [„/wp-content/uploads/2022/05/06/b1fe0a59-b9af-4346-9475-a78c9b0b1ddc.png”, „/wp-content/uploads/2022/05/06/963ddbcc-7d64-4cdd-a983-afb0dcbc042c.png”, „/wp-content/uploads/2022/05/06/7573ba83-9e86-45bd-8bc3-5a945d157ff0.png”, „/wp-content/uploads/2022/05/06/14ca845c-6f9c-4437-8dc5-3b902db542da.png”, „/wp-content/uploads/2022/05/06/084a8a96-40c4-4d0e-b459-6e9e5f6416fa.jpeg”], „isStretched” => false}

Cena: od 1899 zł | Steam

PARAMETRY • Procesor: AMD Zen 2, 2,4-35 GHz, 4 rdzenie i 8 wątków • Grafika: AMD RDNA 2, 1-1,6 GHz, 1 GB, 8 rdzeni, 4-15 W • Ekran: dotykowy IPS, 7 cali, 1280 x 800, IPS, 60 Hz, 400 nitów • Pamięć: 16 GB RAM LPDDR5; 64 GB eMMC, 256 GB NVME lub 512 GB NVMe zależnie od wersji, gniazdo microSD • Łączność: USB-C z DisplayPort, gniazdo słuchawkowe 3,5 mm, Wi-Fi ac dwupasmowe MIMO 2×2, Bluetooth 5.0 • Sterowanie: przyciski A B X Y, pad kierunkowy, spusty analogowe, bumpery, przyciski Widok i Menu, 4 programowalne przyciski na chwycie, dwa drążki analogowe z pojemnościowymi sensorami dotykowymi, dwa kwadratowe panele dotykowe o boku 32,5 mm z drganiami haptycznymi • Zasilanie: akumulator 40 Wh (od 2 do 8 h działania), zasilacz USB-C 45 W • Inne: czujnik światła, żyroskop, dwa mikrofony, głośniki stereo, system SteamOS 3.0, przyciski głośności, dioda statusu, przycisk zasilania • Wymiary: 298 x 117 x 49 mm • Waga: 669 g

[Block conversion error: rating]

26 odpowiedzi do “Steam Deck – recenzja. Masa grania i tyleż konfigurowania”

  1. Przy Steam Decku warto zwrócic uwagę na cenę. Model „średni” jest sprzedawany w cenie w sumie [przy obecnych cenach GPU] raczej przeciętnego PC. Kupując laptopa w tej cenie można zapomnieć o takim graniu a modele konkurencyjne których przez lata wyszło kilka i chodza na windowsie są nawet i dwukrotnie droższe. To naprawdę Valve się udało i mogą w końcu naprawdę dość sensownie rozruszać linuxowe granie. O ile tylko za kilka miesięcy [w sumie to i lat] graczom nadal będzie się chciało przez te kompromisy przechodzić. Czyli konfigurowanie, dostrajanie no i przede wszystkim sprawdzanie i testowanie. Jakbym więcej podróżował to bardzo chętnie bym wpisał się w kolejkę.

    • Zwróć uwagę w jakiej rozdzielczości działa steam deck, to nawet nie połowa FullHD. Myślę, że średni PC pozwoli pograć nawet w nowsze tytuły w takiej rozdzielczości. Ponad 7 letni GTX 970 pozwalał grać na ultra w Wiedźmina 3 w ponad 40 klatkach w FullHD.

    • Znaczy, wiadomo że PC będzie mocniejszy ogółem. Tylko że kosztem mobilności. W tym co napisałem bardziej chodziło mi o zwrócenie uwagi na „koszt/wydajność” a ta naprawdę jest mocna zwłaszcza że ceny konkurencyjnych GPD czy Aya Neo są zauważalnie droższe. A rozdziałka 1280×800 na małym ekranie jest wystarczająca do komfortowego grania.

  2. Imo jedyną dla mnie zaletą Steam Decka jest to, że przy jego rosnącej popularności producenci gier będą je optymalizować pod to urządzenie. No ale kurde. W konsolach przenośnych uwielbiam możliwość wygodnego grania w pozycji leżącej. Ale ten kloc waży ponad 600 gramów, po 20 minutach już ręce bolą 😛 A w pozycji siedzącej to równie dobrze mogę grać na laptopie z bezprzewodowym padem. I jeśli ktoś śledzi rynek to wie, że są regularne promki, w których poniżej 3 tysięcy PLN można dorwać laptopa z GTX 1650 + 6 rdzeniowy Ryzen. A taka kombinacja wydajnościowo mocno przebija Steam Decka. Gamingowe laptopy już nie są tak ciężkie jak 5 lat temu. Te 15 calowe dzisiaj mają wręcz niezłą mobilność. W pociągu spokojnie można wyciągnąć.

    • Ravensblade 8 maja 2022 o 19:37

      Ja liczę, że też Nintendo poczuje trochę konkurencję, bo to co z niektórymi grami wyprawiają, to niczym niekarana chciwość.

    • W pociągu jak najbardziej, w busie jednak steamdeck wygrywa

    • Na kanapie też. 🙂

    • No nie zgodzę się. Jako „pececiarz” próbowałem już wielu opcji na „wygodne granie”.
      – konsola – niestety w większości gier pad jest mniej wygodny niż klawiatura + myszka i nawet przewaga kanapy nie pomaga, a „wsparcie celowania” daje mi nieco feel cheatowania (typu w rdr2). Pewnie kwestia przyzwyczajenia, ale najwidoczniej przyzwyczajenie do grania na PC jest dużo silniejsze i teraz ciężko mi się przestawić. Więc konsola jest odpalana średnio raz na miesiąc żeby pograć w bijatyki na imprezach (do tego akurat jest świetna).
      – laptop – nie, po prostu nie. Grzanie się, trzeba go położyć na czym innym niż nogi (a zwłaszcza krocze) żeby uniknąć dyskomfortu lub wręcz zagrożenia zdrowia, throttling, do tego procesory zwykle niskonapięciowe. Karty graficzne mimo że sygnowane RTX dużo słabsze niż ich pełnoprawne wersje, no i – ciężar takowych laptopów, a akumulatory to już totalnie żart (mój „gamingowy” dell starczał na ~1.5h grania w poważne produkcje).
      – PS vita – grając w gry na niej czułem jakbym grał w dema. Niby kupuję pełnoprawną wersję gry z tą samą nazwą, która jest jednak okrojona z gameplayu i gram w coś innego. Do tego biblioteka niby wielka, ale jednak dość nastawiona na pewien typ gier (platformówki, jakieś roguelike czy arcade, ew. bijatyki). Niewykorzystany potencjał urządzenia wręcz boli.
      – PC z wygodnym krzesłem/padem itd – i tak się człowiek garbi i tak. Można co prawda podłączyć przez HDMI do dużego TV i mamy wtedy praktycznie konsolę. Poza tym nie jest to rozwiązanie mobilne, możemy sobie co najwyżej adaptować pomieszczenie do grania, ale dalej jest to jedno i to samo pomieszczenie.

      Dlatego zamówiłem SteamDeck, czekałem na mocniejszą wersję Switcha ale coraz mniej mi się chce, a tutaj mam:
      – bibliotekę gier ze Steama, czyli nie muszę kupować gier od nowa
      – mobilność – nawet jeśli nieco cięższy, to dalej jest handheld przystosowany do grania w ten sposób, nie muszę kombinować jak z laptopem jak się z nim uwalić żeby było wygodnie
      – możliwość korzystania jak z PC, czyli odpalenia konsoli, przeglądarki itd – dla ludzi związanych także zawodowo z PC jest to mega rozwiązanie, nie trzeba brać laptopa na urlop wystarczy konsola i w razie czego można zareagować na pewne krytyczne sytuacje, albo po prostu sobie zajrzeć w solucję jak się gra np. w Syberię
      – cena jest bezkonkurencyjna dla tej klasy urządzenia

      Nazywanie tego klocem i porównywanie do gamingowego laptopa zalatuje mi nieco ignorancją.

    • Ravensblade 10 maja 2022 o 17:17

      @Cmb
      Ja tylko nie rozumiem dlaczego ktoś mówiąc o PC kontra Konsola rozważa wygodę grania na klawiaturze vs Pad. Podejrzewam też, że podłączenie dowolnego pada konsolowego do Deck-a nie powinno być problemem, chyba, że ktoś zawalił sterowniki.

      Wiele gier o wiele jest wygodniejszych na padzie. Zależy w jakie gry kto gra, ale to nie ma znaczenia, bo do PC można pada podłączyć.

      Jedyną dla mnie wadą to to, że Deck i generalnie gry na PC myślą głównie o padzie Xbox-owym, i automatycznie gdy widzę X na ekranie odruchowo wcisnąłbym Y, a odwrotnej konfiguracji nie ma. Najgorszy chyba był tu dla mnie Monster Hunter World, gdzie stworzyli kilka konfiguracji pod pada, a i tak musiałem instalować moda podmieniającego grafiki przycisków w grze.

    • Wiele gier jest, wiele gier nie jest, a konsola niestety nie wspiera defaultowo myszki i klawiatury. Na odwrót jest prościej. SD nie dość że wspiera pada, k+m, to jeszcze ma stery z steamcontrollera + dotykowy ekran i jest mobilny. Tutaj już nie ma nic do porównania.

    • „Podejrzewam też, że podłączenie dowolnego pada konsolowego do Deck-a nie powinno być problemem, chyba, że ktoś zawalił sterowniki. ”

      Ma bluethooth, więc da się dpołączyć każdy taki pad. Zadziała każdy, który działałby ze Steamem na PC, sam go wykryje i skonfiguruje schemat, jak to Steam.

    • Masa Steam Decka jest po prostu zbyt duża zarówno dla mnie jak i osób z otoczenia by móc komfortowo grać bez opierania łokci. Sprawdźcie sobie wyniki wydajnościowe choćby najtańszego Lenovo z 2022 z GTX 1650 i Ryzenem 5600H to się zdziwicie jak ogromna jest przepaść w klatkach na sekundę (na korzyść laptopa).

    • HarryPioter 11 maja 2022 o 21:45

      ja SD używałem miesiąc w wersji deweloperskiej i uważam że można sobie dywagować że ciężki, że coś tam, ale jak odpalam Fallout 4 z ustawieniami MAX w 60fps, to kopara opada. Wszelkie wady SD wtedy znikają. Sam te 3000zł pewnie za najdroższą wersję bym nie dał, ale gadżet jest to naprawdę wyjątkowy.

  3. Czyli w końcu konsola trafia na rynek…i gitara.

  4. TomaszKane 8 maja 2022 o 19:21

    Świetny te(k)st, dzięki 🙂

  5. Akurat gdzie jak gdzie, ale tutaj ceniłbym materiał wideo z recenzji. Nie ma wiele polskich recenzji SteamDecka, a tak fizyczny produkt dobrze jest pokazać w akcji.

  6. HarryPioter 10 maja 2022 o 11:10

    Najważniejszy aspekt Steam Deck to konkurencja dla pazernego Nintendo. Mój PS Vita miał ekran OLED jakoś 10 lat temu, a mój nowy Switch Lite ma mydlany ekran najgorszej jakości z jakiegoś najtańszego smartfona z Biedronki za 250zł.

    Do tego brak wielu pecetowych gier na Switch, nawet mimo ich istniejących wersji na ARM. Max Payne, Fallout 3, Half Life, Far Cry, Splinter Cell Trilogy, przygodówki Lucas Arts, mogę tak cały dzień. GBA miał więcej pecetowych gier w rok niż Switch od samego początku.

    Możliwe że to wina polityki N – kosztowne SDK, dodatkowe opłaty, haracz od transakcji, etc..

    Tak więc niech N poczuje oddech konkurencji na plecach, może zaczną się bardziej starać.

    I gdzie jest Metroid Trilogy?

    • steam deck konkurencją dla nintendo ? pokaż mi chociaż jedną grę nintendo działającą na steam decku

    • Ravensblade 10 maja 2022 o 17:08

      Popieram presję na N, ale akurat jeśli chodzi o porty to tutaj też widzę kwestię twórców. Wiele gier jest zupełnie niezoptymalizowanych i to bardzo widać na Switchu, a twórcy nawet nie wiedzą jak się do tego zabrać. I według mnie w eshopie i tak jest wystarczająco komórkowego crapu i robionych byle jak portów.

      Wątpię by SDK czy opłaty były wysokie skoro ludziom opłaca się strategia niczego za 2 złote.

      Problem jest taki, że raczej większość osób posiadających Switcha posiada też inną platformę do gier więc jeszcze bardziej zmniejsza to sens portowania niektórych produkcji.

    • HarryPioter 10 maja 2022 o 20:51

      @URAHARU jak ktos napali się na SD, to Switcha raczej nie kupi, więc być może Nintendo będzie musiało troszkę się postarać by przyciągnąć PCtowców.

    • Akurat dominująca większość biblioteki N jest do ogrania na SteamDecku bez problemu i to w jakości znacznie lepszej niż na Switchu.

  7. Czasopismo CD-Action niemal zrezygnowało z recenzji na rzecz strony internetowej. Recenzje po kilku tygodniach od premiery miały być jakoby „nieświeże”, przeterminowane i zbyteczne. I oto na tejże stronie dostajemy recenzję Steam Decka… półtora miesiąca po premierze. Steam Decka, o którym zdążyłem już przeczytać w poprzednich numerach Pixela i PSX Extreme (PAPIEROWYCH). Z zamieszczonej tu recenzji nie dowiedziałem się praktycznie niczego więcej. Czy zatem CDA postanowiło nie mieć ciastka i nie zjeść ciastka? Jaki w tym sens?

    PS. W tekście 3 razy pada sformułowanie „spasowany”. Użyję słownika za autora: otóż spasować to «w grze w karty: wycofać się z licytacji przez powiedzenie słowa pas», «ustąpić, zaniechać jakichś działań». Jedynie w znaczeniu potocznym oznacza dopasować. Ale w medium aspirującym do segmentu premium potocyzmy* chyba nie powinny się pojawiać, hmm?
    *nie mylić z branżowym slangiem

    • Nie czepiałbym się „spasowania elementów”. Jest to określenie szeroko używane od motoryzacji po wzornictwo przemysłowe. Tutaj raczej po prostu słowniki nie nadążają za techniką i współczesnością.

  8. wolę raczej switcha. ale to cacko jest spoko.

  9. Napisałem, że część spostrzeżeń się zdezaktualizuje i proszę, Valve dodało profile wydajności konfigurowane dla poszczególnych gier, a nie globalnie dla całego urządzenia https://steamcommunity.com/app/1675200/eventcomments/3270187589544872959

  10. Co jest interesując, to mnóstwo osób od dawna publikowało benchmarki porównujące granie na Linuksie i Windowsie. Było sporo przykładów, w których Linux wygrywał wydajnością. Co jednak bardziej interesujące, to granie na Steam Deck może okazać się lepsze w przypadku https://www.gamingonlinux.com/2022/03/xcom-2s-multiplayer-being-removed-but-will-still-work-on-linux-and-steam-deck/ (XCOM2). Mam licencję na XCOM2 i Windows, ale nie testowałem, czy te informacje się potwierdziły. Jeżeli tak, to fani XCOM2 mogą spróbować swoich sił w multiplayerze na Linuksie.

Dodaj komentarz