Xiaomi 14 Ultra – test. To prawdziwa fotograficzna bestia!

Jak już wspomniałem we wrażeniach z testowania tego telefonu w Norwegii, obecna linia flagowców nie jest dla chińskiego producenta zbyt szczęśliwa. Po sieci poniosła się wieść, że „czternastki” mają wadę fabryczną w postaci parującej szybki aparatu. Tę kwestię też poruszę – ale po kolei.
Co w środku?
To sprzęt, który działa, wykorzystując nieujarzmioną – za chwilę do tego wrócę – potęgę układu Snapdragon 8 Gen 3 z grafiką Adreno 750. Bestia to ośmiordzeniowa, wykonana w procesie 4 nm i rozpędzająca się do 3,3 GHz w przypadku najwydajniejszego rdzenia. I to najwyraźniej wystarczy, aby telefon niemalże ugotować. Niestety układ chłodzenia zupełnie sobie nie radzi, gdy poddajemy to urządzenie długotrwałemu, dużemu obciążeniu. Dość powiedzieć, że Xiaomi 14 Ultra w moim przypadku nie był w stanie ukończyć żadnego stres testu 3D Marka – dawno nie miałem tak zachowującego się sprzętu w rękach. Obrazu dopełnia fakt, że obudowa przy wspomnianych próbach nagrzewała się w sposób wręcz nieprzyzwoity, powodując spory dyskomfort.

Standardowe testy już jednak telefon ukończył bez problemu. GeekBench 6 wypluł 2089/6385 pkt, 3D Mark w kolejnych sprawdzianach spisał się zaś następująco: Steel Nomad Light – 1526 pkt, Solar Bay – 7550 pkt, Wild Life – maksimum, Wild Life Extreme – 4376 pkt. To oczywiście świetne wyniki, w praktyce przekładające się na znaczną wydajność i brak przycinek na co dzień. Innymi słowy – w normalnym użytkowaniu nic tu nie budzi niepokoju, gry chodzą bardzo dobrze, ale z tyłu głowy kołacze myśl, że jednak nie wszystko poszło tak, jak powinno, i mogło być lepiej.
Reszta wyposażenia i obudowa
Testowany przez nas model został wyposażony w 512 GB flasha UFS 4.0 i 16 GB pamięci RAM. Slotu na karty brak, podobnie zresztą jak mini-jacka oraz eSIM-a. Ekran za to mamy bardzo przyzwoity. To LTPO AMOLED o przekątnej 6,73″, rozdzielczości 1440 × 3200, odświeżaniu 120 Hz i jasności do 3000 nitów. Świetne kolory, fajne kąty i widoczność nawet w ostrym świetle – to wyszło super. Po stronie plusów należałoby też zanotować zgodność z Wi-Fi 7 i BT 5.4, a także obecność emitera podczerwieni. Cieszy również ładowarka 90 W w opakowaniu – telefon do życia przywrócimy w ok. pół godziny, a do dyspozycji mamy też nieznacznie wolniejsze bezprzewodowe „tankowanie” 80 W.

Pochwalę także to, jak urządzenie leży w ręce. Sprzęt został trochę lepiej wyważony niż chociażby Xiaomi 11 Ultra – wyspa aparatów dalej do małych nie należy, ale „góra” nie ciąży aż tak bardzo, żeby konieczna była zmiana chwytu. Przyciski rozłożono poprawnie, obsługa urządzenia nie nastręcza problemów. Wygląd? W dechę – biała ekoskóra prezentuje się bardzo dobrze, a zamknięty charakter obudowy przekłada się na zgodność z normami ujętymi symbolem IP68.
Jakość fotografii
Sporo o tym, jak Xiaomi 14 Ultra sprawuje się w roli aparatu, napisałem już wcześniej, w relacji z wypadu do Norwegii. Pozwólcie więc, że tutaj skupię się na tym, czego mi tam brakowało – na fotografii nocnej mianowicie. To żadna niespodzianka, że również w tym wypadku telefon radzi sobie bardzo dobrze. Rzucającym się w oczy faktem jest to, że niezależnie od ogniskowej w warunkach miejskich w zasadzie nie szumi: nie licząc równie sporadycznych, co egzotycznych przypadków, kiedy próbujemy robić zdjęcia czarnym kotom na nieoświetlonych kominach nocą, fotografie pozbawione są charakterystycznego dla tańszych modeli ziarna.
{„alt” => „”, „caption” => „”, „imageUrls” => [„/wp-content/uploads/2024/08/10/a7e9f134-5d81-421b-a163-5b7e9559e428.jpeg”, „/wp-content/uploads/2024/08/10/55ebd723-fe37-4fba-93c1-f83a632939e6.jpeg”, „/wp-content/uploads/2024/08/10/a9db8670-7f23-41b7-9460-79d86aed8a67.jpeg”, „/wp-content/uploads/2024/08/10/b350193e-c430-41a6-af98-92a41a60abb7.jpeg”, „/wp-content/uploads/2024/08/10/9a5f57ee-117a-4798-b523-945eebc749ce.jpeg”, „/wp-content/uploads/2024/08/10/c0e973af-ad2f-4bbc-a6e3-ece84dbd3a2c.jpeg”, „/wp-content/uploads/2024/08/10/1cd1ce3e-905b-4e5e-8a0f-c29282e87ac5.jpeg”, „/wp-content/uploads/2024/08/10/8c8a011e-4800-450c-8310-067d333f9424.jpeg”, „/wp-content/uploads/2024/08/10/6954a804-a6e7-4de1-8656-cb419a17a7b6.jpeg”, „/wp-content/uploads/2024/08/10/d9aba451-9e8f-4dbb-a615-0924d7de6d18.jpeg”, „/wp-content/uploads/2024/08/10/2c0d17be-aaf3-42ab-97d4-8a94bca9df04.jpeg”, „/wp-content/uploads/2024/08/10/f7b3c7b2-8bf3-4b4b-a058-980f4befa695.jpeg”, „/wp-content/uploads/2024/08/10/8fbcf73b-52e1-406c-952b-13a7f5f82040.jpeg”], „isStretched” => false}
Czasem za to negatywnie może was zaskoczyć spadek ostrości w wypadku skrajnie niedoświetlonych scen – to jednak rzadkie sytuacje, a telefon tak czy inaczej „widzi” wtedy znacznie więcej niż ludzkie oko, co świadczy nie tylko o jakości matryc, ale też o tym, że software wykonuje tu naprawdę ciężką pracę przy wygładzaniu i rozjaśnianiu. Sumarycznie efekty są naprawdę bardzo dobre.





Szybko jednak zwróciłem uwagę na różnice w jasności obiektywów. I co ciekawe, najgorzej nie wypada „najdłuższy” z modułów tele, tylko „szkiełko” ultrapanoramiczne. Na standardowych ustawieniach fotografie nim robione okazują się wyraźnie ciemniejsze od pozostałych – lecz wciąż jak najbardziej akceptowalne. Reszta „słoiczków” radzi sobie lepiej i tutaj efekty mogą być naprawdę niezłe, choć oczywiście najlepsze, jeśli pozostaniemy przy tym głównym. Peryskop, formalnie najciemniejszy z zestawu aparatów, kiedy jest mniej fotonów, lubi popadać w „mozaikę”, czyli znacząco pogarsza się szczegółowość zdjęć, a algorytmy zaczynają raczej zgadywać, co próbowaliśmy uchwycić, niż rzeczywiście obrabiać to, co widać. No ale ten efekt pojawia się dopiero, gdy światła prawie całkiem brakuje.
{„alt” => „”, „caption” => „”, „imageUrls” => [„/wp-content/uploads/2024/08/10/b2467f6b-429a-4a0a-8478-60c841df56f9.jpeg”, „/wp-content/uploads/2024/08/10/adf99d53-0fe2-47f2-8d02-2b7577dac7cd.jpeg”, „/wp-content/uploads/2024/08/10/a32a18d0-7cbc-44b6-82b8-0854e8491a9d.jpeg”, „/wp-content/uploads/2024/08/10/552e692c-7fbb-4ace-8fb9-9bf53c798178.jpeg”, „/wp-content/uploads/2024/08/10/ec709bdc-f53c-4977-a1f9-b43d9bbd8c1d.jpeg”, „/wp-content/uploads/2024/08/10/08756619-1da0-4eae-88d3-2ac6bcdb6429.jpeg”, „/wp-content/uploads/2024/08/10/7dffb486-2acf-4985-b49d-d4db21ad2bec.jpeg”, „/wp-content/uploads/2024/08/10/6ef482de-f65c-4f61-bafa-c6958cdabfb3.jpeg”, „/wp-content/uploads/2024/08/10/1529b347-0651-4ec0-9891-5195fc123e13.jpeg”], „isStretched” => false}
Nawiasem mówiąc, do testów wraz z telefonem dostałem przeznaczony dla Xiaomi 14 Ultry zestaw foto i muszę przyznać, że… to naprawdę fajna rzecz! W istocie przystawka ta jest gripem fotograficznym, który nasuwamy na dolną część urządzenia, czyli tam, gdzie znajduje się złącze USB-C. Sprzęt ten ma wewnątrz niewielki powerbank o pojemności 1500 mAh, co w praktyce wg producenta dodaje nam 23% pojemności akumulatora. Ważniejsza jednak wydaje się obecność dwustopniowego spustu, suwaka zoomu i konfigurowalnego pokrętła (możemy przypisać do niego wybraną przez nas funkcję, np. ekspozycję czy głębię ostrości). W fotografiach poziomych – rewelacja. W pionowych – cóż, tutaj wygodniej było mi korzystać z przycisku ekranowego, ale to raczej siła przyzwyczajenia. W zestawie dostaliśmy również skórzane etui oraz pierścienie: dekoracyjny i adapter filtra 67 mm. Całość prezentuje się bardzo stylowo, ale sporo też niestety kosztuje – trzeba mieć dodatkowy tysiąc złotych.


Czy paruje?
Skoro było już o foto, to pozostała jeszcze kwestia parowania szybki, sprawa, o której głośno zrobiło się przy premierze smartfona i która to położyła się cieniem na 14. serii flagowców. Xiaomi 14 Ultra używałem przez ok. miesiąc jako głównego telefonu i w normalnych okolicznościach nie zaparował mi ani razu. Odwiedził ze mną aquapark, saunę, chodziłem z nim również po górach i przed dwa bardzo intensywne i pełne focenia dni miałem okazję pobawić się nim w Norwegii, gdzie zresztą też pojawiła się okazja do przetestowania urządzenia w saunie. Cały ten czas – zero problemów.

Postanowiłem jednak z ciekawości spróbować sprowokować to zjawisko, trochę w niesportowy sposób wrzucając telefon do zamrażarki. Udało się dopiero za trzecim podejściem, kiedy sprzęt przeleżał w -18°C jakieś pół godziny, a następnie wyniosłem go na zewnątrz, wystawiając na działanie letniego słońca. Musicie przyznać – to scenariusz ekstremalny i zarazem niezbyt życiowy. Zresztą niezgodny, jak się okazuje, z podanymi przez producenta w instrukcji obsługi urządzenia warunkami użytkowania, gdyż te określają sugerowany zakres temperatur pracy sprzętu jako przedział od 0 do 40°C (w przypadku Samsunga S24 Ultra to 0-35°C, swoją drogą). Innymi słowy – zagrałem trochę nie fair.
Skutkiem owej operacji było jednak to, że na głównym obiektywie po wewnętrznej stronie z boku pojawiło się parę niewielkich kropli cieczy, które zniknęły po ok. dwóch minutach – wcześniej jednak z racji położenia w ogóle nie przeszkadzały w robieniu zdjęć. Co jeszcze ciekawsze, postanowiłem równolegle z Ultrą takiej samej krioterapii poddać trzy inne, starsze już, styrane życiem telefony – delikatna mgiełka po wewnętrznej stronie pojawiła się na jednym z nich, dwa zaś w tych samych okolicznościach nie zaparowały.

Moim zdaniem kwestią felernej szyby we flagowcu Xiaomi nie ma co się przejmować – jest nadmiernie rozdmuchana. Efekt ten wywołałem sztucznie, w istocie przy trzecim podejściu, bo krótsze, kilku- lub kilkunastominutowe sesje chłodzące nic nie dawały. W normalnym użytkowaniu telefon sprawował się zaś bez zarzutu przez ok. cztery tygodnie, po drodze doświadczając naprawdę zmiennych warunków.
Podsumowanie
Nie będę się rozpisywał: dla mnie to obecnie najlepszy na rynku telefon do zdjęć, przypadł mi do gustu bardziej niż topowy model Samsunga, którego też niedawno miałem w rękach. Aparat działa sprawnie, jest intuicyjny, daje wyśmienitej jakości fotografie, a wydajność nie pozostawia wątpliwości, że mowa o sprzęcie najwyższej klasy, i to nawet pomimo faktu, że pod obciążeniem grzeje się jak chyba żaden ostatnimi czasy. W codziennym użytkowaniu „czternastka” spodobała mi się bardziej niż model 11 Ultra, z którego miałem okazję dość długo korzystać – a już na pewno lepiej tutaj spisywał się akumulator, pozwalając na niemal cały dzień focenia. Odnoszę też wrażenie, że ten telefon po prostu pewniej leży w dłoni. Czy kupiłbym dla siebie? Gdybym miał takie pieniądze na zbyciu, prawdopodobnie tak – choć nie jest to konstrukcja pozbawiona wad.

Cena: 6799 zł
Dostarczyło: Xiaomi
XIAOMI 14 ULTRA – PARAMETRY
System: Android 14 + HyperOS • Procesor: Snapdragon 8 Gen 3 • Grafika: Adreno 750 • Ekran: LTPO AMOLED, 6,73″, 1440 × 3200, 120 Hz, do 3000 nitów • Pamięć: 16 GB RAM-u, 512 GB flasha USF 4.0 • SIM: 2 × nanoSIM • Komunikacja: 5G, Wi-Fi 7, Bluetooth 5.4, NFC, USB-C • Akumulator: 5000 mAh, niewymienny, ładowanie 90 W przewodowo, 80 W bezprzewodowo • Aparat: tylny 50 Mpix, f/1.6-4.0, 23 mm, OIS + szerokokątny 50 Mpix, f/1.8, 12 mm + tele 50 Mpix, f/1.8, 75 mm, OIS + peryskopowy 50 Mpix, f/2.5, 120 mm, OIS + przedni 32 Mpix, f/2.0 • Czujniki: akcelerometr, zbliżeniowy, żyroskop, magnetometr, grawitacyjny, światła kolorowego, barometr, czytnik linii papilarnych pod ekranem, GPS, emiter podczerwieni • Inne: ładowarka 90 W w zestawie, głośniki stereo, IP68 • Wymiary: 161,4 × 75,3 × 9,2 mm • Waga: 224 g
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.