rek
11.08.2016
Często komentowane 80 Komentarze

Suicide Squad – recenzja cdaction.pl

Suicide Squad – recenzja cdaction.pl
„Suicide Squad” miał wszelkie predyspozycje, by być filmem miernym. Nijak ich nie wykorzystał.

Styczeń 2016. Warner Bros częstuje nas przyzwoitym zwiastunem, który zgrabnie przedstawia łotrów tworzących tytułowy „Legion Samobójców” (jak fantazyjnie spolrzczyl tytuł rodzimy dystrybutor). Przy dźwiękach „Cygańskiej rapsodii” Queenu David Ayer (reżyser i scenarzysta przyjemnych „Bogów ulicy”) wysyła światu sygnał: nadchodzi wakacyjny blockbuster, jaki bezboleśnie wbije się między kolejnego „Bourne’a” i „Star Treka”. Mało, może nieco zatrze nieprzyjemne wrażenie, jakie – jak słusznie przewidywali wówczas krytycy – pozostawi pod czaszką „Ben Affleck v Superman: Dawn of Justice”.

Marzec. Ben Affleck debiutuje i – zgodnie z oczekiwaniami – okazuje się filmem wybitnie wręcz bałaganiarskim. Zack Snyder stara się w nim pożenić klasyczny zeszyt „The Death of Superman” z „Powrotem Mrocznego Rycerza” Millera, dodać linię fabularną z „Injustice: Gods Among Us (i towarzyszącego grze komiksu), dołożyć multiwersum i Batmana-postapo. Nijak nie potrafi przy tym nadać antagonistom sensownych motywacji, a gwoździem do trumny są patetyczne dialogi i chaotyczny montaż. W efekcie film staje się, wybaczcie mój francuski, bajzlem, który ma (chyba) nadrobić 8 lat, podczas którego pozwolono na spokojny rozrost konkurencyjnego Marvel Cinematic Universe.

Sierpień. „Suicide Squad” okazuje się chaosem jeszcze bardziej spektakularnym…

Obraz Ayera frasuje na każdym kroku. Z nieznanych przyczyn amerykański rząd wzdryga się przed negocjacjami z grupą superbohaterów (dotychczas w uniwersum zameldowali się Wonder Woman, która czeka na własną, filmową biografię oraz Flash i Ben Affleck, jacy zresztą zaliczają na srebrnym ekranie niewielkie epizody). Zamiast tego miłościwie panujący powołują grupę „najgorszych z najgorszych”, łotrów, którzy – gdyby pojawił się wrogi ludzkości następca Supermana – mają bronić przed nim spokoju miast i wsi. Uściślijmy, dlaczego jest to piramidalnie głupie: dziewczyna z młotkiem, złodziejaszek umiejący rzucać bumerangiem, snajper oraz żołnierz mają być naszą tarczą przed sukcesorem metaczłowieka, jaki byłby w stanie w ciągu doby zniszczyć całą cywilizację. Najmocniej przepraszam, ale czy Ayer wybiega w przyszłość i prezentuje Amerykę, w której wybory prezydenckie zwyciężył Donald Trump?

Na gwiazdy „Legionu” wyrastają Harley Quinn (urocza Margot Robbie) i Joker. Tyle że jedna z tych „gwiazd” nie ma szans należycie rozbłysnąć. Jared Leto nie może stanąć w szranki z Ledgerem i Nicholsonem, bo na ekranie jest go po prostu za mało (dość powiedzieć, że gościnny występ Bena Afflecka trwa niewiele krócej), co dziwi tym bardziej, że wyższą od Leto gażę otrzymał jedynie Will Smith (Deadshot)! Jakby tego było mało: wpływ Jokera na filmowy scenariusz jest zupełnie marginalny (miga on głównie w retrospektywach Harley), i można by go (w zasadzie) bezboleśnie ze skryptu wygumkować. A szkoda, bo gdy już się przez ekran przewija, kradnie każdą scenę ze swoim udziałem.

Pozostali legioniści, między innymi Kapitan Boomerang, Rick Flag i El Diablo, robią najwyżej za tło. Dziwi natomiast oddanie siedziska głównego bohatera Deadshotowi, który został zarysowany bardzo szczątkowo i nieciekawie. Killer Croc jest natomiast karykaturą. Ale nie aż taką, jak walcząca z zespołem Enchantress, postać nie dość, że wyciągnięta z trzeciego szeregu łotrów DC (gdzie jej tam do rangi Doomsdaya z poprzedniego filmu), to jeszcze zagrana, cóż, obrzydliwie. Wcielająca się w wiedźmę modelka Cara Delevingne wpierw jest oszczędna w ekspresji (i słusznie), by w końcowych scenach przekroczyć swą nademocjonalnością wszelkie granice śmieszności, tworząc kreację, jaka mogłaby się pojawić w parodiach spod znaku The Key of Awesome. A nawet nie ruszajmy motywacji, dla których jej postać decyduje się na budowę superbroni, bo te po prostu nie istnieją. Enchantress chce zdobyć świat, gdyż ponieważ tak.

To zresztą symptom choroby, jaka trawi cały film Ayera. Nagromadzenie bohaterów skutkuje tym, że połowa dwugodzinnego filmu służy za zlepek miniaturowych historii typu „origins”. A i tu się nie domyka, bo taki Slipknot pojawia się znikąd (tylko zresztą po to, by zaraz zostać zabitym). Ciężko sprawić, by ktokolwiek z tej bandy widza obchodził. Skrypt podejmuje nieśmiałe próby humanizacji Deadshota (łzawe sceny z jego ubraną w biel córeczką), Harley (zbliżenie na twarz i ukazanie, iż cierpi ona przez rozłąkę z Jokerem) i El Diablo. Cała reszta antybohaterów to jednak (nomen omen) papier. Ot – idą sobie tacy przez ciemność, idą, rozmawiają o swojej nikczemności, idą, idą, strzelają do niekrwawiących mutantów (gdyż bilet musi kupić także widz lat 12). Podczas podróży próbują zbudować pewne relacje, sęk w tym, że są to relacje, jakie przystoją targetowi filmu – grupce dwunastolatków. A szkoda, bo Suicide Squad było niezłą okazją do tego, by nadać łotrom pewną głębię, pokazać, że i oni mają potrzebę przynależności, stworzenia pewnej pozytywnej tożsamości, przyjaźni i braterstwa.

Rozczarowują także sceny akcji, które toczą się w takich ciemnościach (a w dodatku kamerzysta miewa wówczas tendencję do potęgujących chaos, „rozedrganych” ujęć), że czasem nie do końca wiadomo, kto w kogo uderza, a pracy choreografów zwyczajnie nie da się docenić. Całość kończy się bitką na miarę tej z końcówki „Ben Affleck v Superman”, słowem: quasi-efektowne plastikowe figurki majtają rączkami, a w tle padają budzące uśmiech politowania frazesy o tym, że jedna z postaci straciła już jedną rodzinę i nie chce stracić drugiej, a kolejna nie może zawieść swoich nowych przyjaciół.

suicide5_1786j.jpg

Jak może widzicie – nie ma w tym tekście wiele jadu. „Suicide Squad” nie jest bowiem filmem, który aktywnie się nienawidzi. To gulasz ledwie nakreślonych wątków i niedopasowanych do siebie składników, który – i owszem – miałby szansę osiągnąć poziom „Ant-Mana”, czyli filmu złego, ale jeszcze niewywołującego w widzu apatii. Tu jednak na przeszkodzie stanął fa-tal-ny montaż, przez który widz ma wrażenie oglądania nie wysokobudżetowego blockbustera, ale niekończącego się teledysku. Ta „teledyskowość” częściowo jest zresztą pokłosiem soundtracku, który co i rusz częstuje nas klasycznymi numerami z lat 70 i 80, nijak niemającymi zresztą związku z tym, co się właśnie dzieje na ekranie. Owszem, sympatycznie, gdy z kinowych głośników popłyną w naszym kierunku znajome nutki. Ale zestaw The Animals, The Rolling Stones, Black Sabbath, AC/DC, Queen, Sweet, The White Stripes i Rick James to dla jednej produkcji o wiele za dużo… a nawet nie jesteśmy w połowie! Takie nagromadzenie hitów skutkuje zresztą tym, że widz nie ma okazji, by docenić autorskie kompozycje Stevena Price’a.

suicide4_1786j.jpg

Jeszcze przed premierą Ayer narzekał, że – w związku z koszmarnym odbiorem filmowego „Świtu Sprawiedliwości”, zespół został naprędce zawezwany na kosztujące 10 milionów dokrętki, mające „dodać akcję i humor”. Nie dodały. To, co zrobiono z filmem w postprodukcji i na etapie montażu, przesądziło o jego porażce. W najlepszym ze światów zakończyłby on modę na superbohaterskie tasiemce, albo przynajmniej skłonił DC do zrobienia kroku wstecz.

Niestety, wiele wskazuje na to, że osiągnie przyzwoite wyniki finansowe.

W najlepszym razie dostaliśmy trampolinę do solowego filmu o Jokerze i Harley (sam Leto stwierdził nawet, że z niewykorzystanych scen spokojnie dałobyh się taki obraz sklecić). W najgorszym – kolejne świadectwo, że są filmy zbyt wielkie, by upaść. Nawet, jeśli na upadek zdecydowanie zasługują.

80 odpowiedzi do “Suicide Squad – recenzja cdaction.pl”

  1. Byłem, i muszę stwierdzić, że film wygląda jakby całość poszła się za przeproszeniem, jebać, w fazie montażu. Jak film się zaczął, miałem wrażenie, jakbym oglądał ładny trailer przystosowany do muzyki i otrzymywałem takie wrażenie przez większość filmu. Na dodatek, sposób w jaki Joker został oblany boli. Naprawdę chcę polubić kreację Leto, ale nie da się, kiedy ma zaledwie kilka scen w filmie… Harley i Deadshot BARDZO mi się podobali. Szkoda tylko, że, montaż i zbyt wysokie tempo filmu zepsuło wszystko…

  2. Poza tym, widzę, że kategoria „Ben Affleck” wzbogaciła swoje zasoby 😉

  3. Nie rozumie tylko dlaczego autor recenzji negatywnie przedstawia Trumpa. Jest wielu ludzi, którzy mu kibicują (w tym i ja) jak chociażby Clint Eastwood. Autor może mieć oczywiście inny pogląd ale nie powinien używać go jako atut czy wadę w recenzowanym filmie

  4. @down |Może dlatego, że nawet jego zwolennicy cały czas robią sobie z niego jaja? I rozumiem, czemu facet ma grono oddanych wyborców w USA, ale czemu komuś w Polsce miałoby na nim zależeć? Nie ogarniam.

  5. OT: Po tym jak zaczęła się desperacka heca z przemontowywaniem, aby film bardziej przypominał GotG wiedziałem, że nic przyzwoitego z tego nie wyjdzie. Oby w końcu DC znalazło własną drogę.

  6. @Iselor|A czemuż to muszę być trollem żeby nie lubić idiotycznych Avengersow? Czy super-fajnego iron mana którego trzecia cześć była po prostu żenująca? Mistrzu, każdy ma swój gust, ja napisałem co myśle. Nie pasuje Ci- Twój problem.

  7. Chociaż nie, jeden film im wyszedł- i był to Deadpool. Reszta jest tragiczna.

  8. Bk z Papkina bojącego się Trumpa

  9. Bardziej relewantne byłoby odniesienie do Clinton. XD

  10. Czy tylko ja odniosłem wrażenie, że humorystyczne sceny z trailera w filmie wyglądają jak doklejone i w ogóle nie pasują do filmu? |No i Will Smith znowu gra Willa Smitha. Nie przeszkadza to w filmach gdzie gra postacie wykreowane na potrzeby filmu (np. Bad Boys), ale tu miał grać Deadshota.

  11. Wybrałem się z małżonką – która z komiksami DC ma bardzo mało kontaktu – i bawiliśmy się świetnie (ale na BvS też tak było : ] ). Sporo humoru, fajnych postaci i nie czuje się mijającego czasu. Jak dla mnie wszystko było sensownie poskładane. No ale, rzecz gustu.

  12. Nie znam się na komiksach, o postaciach wiem tyle co z seriali anim. i gier, więc nie sugerowałem się nimi oglądając, ale i tak przy tym co napisał Papkin mogę podpisać się obiema rękami, bo mam podobne odczucia. Gdybym miał ten film opisać jednym słowem to NACIĄGANY najlepiej pasuje. Główni bohaterowie to Harley Quinn i Deadshot. HQ pojawiała się najwięcej w zwiastunach i widać że reżyser bardzo się na niej skupiał. A Deadshot bo Will Smith – nie po to się zatrudnia aktora takiego formatu, aby nie grał…

  13. Trochę nie rozumiem wielu komentarzy, że „man od steel” był nudny. jak dla mnie to najlepsza adaptacja supermana jaka powstała. Jeden z recenzentów dobrze opisał ten film. to nie jest film o supermanie tylko o człowieku, który się staje supermanem. Idealny opis. Wydaje mi się, że po prostu film jest za ambitny dla zwykłego pożeracz popcornu. Oczywiście zanim wyśmiejecie te słowa to nie film pokroju „Foresta Gump’a” ale w porównaniu z resztą komiksowych adaptacji jest to wybitne dzieło.

  14. podoba mi się, że filmy DC są bardziej mroczne i poważne w porównaniu do cukierkowego Marvela. Mimo to uwielbiam Avnegersów, Deadpolla czy genialnych Strażników galaktyki. W „MoS” czuć znów najlepiej moc superbohaterów. Jak Superman walczy z Zodem to każdy ich cios czuć. Czuć, że są nadludźmi a nie jakieś pfiu pfiu Ironmana czy innego bohatera. Film świetnie ukazuje problem bohatera, który ma ogromną moc, może chronić świat ale świat się go boi.

  15. Za to zawiódł mnie troszkę „BvS”. Zacznę od Batmana. Uwielbiam filmy Nolana – najlepsze Batmany ever i najlepsza rola Jokera bez dwóch zdań. (Nie widziałem jeszcze Leto w akcji) Jednak Ben Affleck ma najlepszą twarz w masce najbardziej przypominającą komiksowy wzór. Fajnie jest pokazana bezsilność Batmana to jak się pogubił jak stał się brutalny i nieufny. Jednak zawiedziony jestem motywem Doomsday’a po całości.

  16. Cały czas liczyłem na godny film opowiadający o konfrontacji z Doomsdayem a tu taka lipa. W ogóle film się nie trzyma komiksowego pierwowzoru. Inna geneza powstania Doomsdaya, na początku powinna cała Liga Sprawiedliwych z nim walczyć a nie tylko Superman, Batman i Wonder Woman. Po za tym jak Doomsday wyglądał jak jakiś ogr z Władcy pierścieni – to słowa mojej żony 😛 Mógł być wspaniały film o śmierci Supermana a oni ten wątek załatwili w 20 min. Komiksów było 4-5 zeszytów dla odmiany. Szkoda…

  17. harap-> gust faktycznie możesz mieć zjechany, tak jak Papkin, skoro nazywasz najlepsze filmy na podstawie komiksów idiotycznymi. Pod względem montażu, dialogów, efektów, fabuły, prezentacji postaci każdy film Marvela (no prawie każdy), a Avengersi zwłaszcza zjadają SS, nie mówiąc o BvS bez popity. Co do IM to faktycznie wyszła im dobrze tylko pierwsza część, reszta to takie „pfff”.

  18. @Iselor|Mistrzu, przeczytaj to co napisałem- mam wyj@bane na komiksy. Fabuła, jak juz pisałem, w obu przypadkach jest idiotyczna. Tylko ze jedna głupotę ogłada mi sie przyjemniej niż druga. To tak jak Dragonball i Naruto- obie bajki są durne, ale DB oglądało mi sie dobrze a Naruto jednego odcinka nie wytrwałem. Ale nie zmienia to faktu ze z obu bije niesamowita wręcz dawka absurdów. Z reszta, nie będę sie kłócił bo widzę ze ja mam zje@anu gust a Ty masz jedyny prawidłowy, to o czym tu gadać?

  19. Faktycznie, nie ma o czym gadać, skoro nie widzisz różnicy między „bajką” a „anime”.

  20. Hah, wiedziałem ze tak zareagujesz na słowo 'bajka,. 😀 Dobra panie otaku, koniec dyskusji, pozdro

  21. BvS był dobry… a już na pewno lepszy niż Czas Ultrona który ssał pytke. Amen. Hejtujcie. Bo mi się tam klimat, muzyka podobały i postacie pokrywały z komiksowymi pierwowzorami. Weźcie też pod uwagę że Marvel też sra na swój dorobek (Iron Man3 chociażby) a w DC masz multiwersa więc to równie dobrze może być Ziemia 12. Musicie mieć nudne życie Marvelo/DC twardogłowi jak próbujecie zarazić kogoś innego swoim zdaniem.

  22. Powiem tylko tyle – jak dla mnie: BvS < Suicide Squad.|Na SS byłem niedawno w kinie, bawiłem się przednio, wydanych pieniędzy nie żałuję.

  23. Podpisuję się pod wszytkim poza stwierdzeniem o Jokerze. Był on po prostu zły. Bardzo dobrze BY pasował do Arkhamowego Jokera, ale nie śmiał się na tyle dużo żeby zauważyć podobieństwo. Ponadto został ukazany po prostu źle. Może w kolejnym filmie, ale stricte o Jokerze, ta postać zostanie lepiej nakreslona i będzie mieć sens, tak jak Joker Ledgera, ewentualnie Nicholsona.

  24. Ja do kina wybieram się w tym tygodniu i czytając recenzję mam mieszane uczucia ale pomimo tego dalej się wybieram, każdy ma swój gust więc mi może akurat przypasuje.

  25. A mi nie pasuje (wiem, komiksy, tak było w oryginale bla bla) wkręcanie w ten posrany świat superbohaterów Batmana. Batek jest do bólu realistyczny, nie ma żadnych supermocy, we wszystkich prawie filmach działał SAM na całe miasto i wsadzanie go w uniwersum pełne metaludzi i innych herosów mi po prostu nie pasuje. Z wyjątkowej postaci, strażnika miasta stał sie tylko jednym z wielu ziomków w USA. Szkoda :/

  26. bylem wczoraj w kinie na filmie nie mialem wobec niego wielkich wymagan i powiem ze film jak film mimo wszystko dobrze sie go ogladalo nie jest to jakis film ekstra czy wybitny ale normalny film na ktory mimo wszsystko nie szkoda mi bylo kasy xd

  27. Filmy pokroju SS, BvS czy Avengers trzeba traktować z pewnym przymrużeniem oka. Nie mają to być filmy pokroju Pięknego Umysłu. Mają to być tylko blockbustery, które zarobią na siebie i na kolejne filmy. Zgodzę się, że są pewne dziury w fabule i część rzeczy nie ma sensu, ale nie o to chodzi. Przez 2h masz się odmóżdżyć i dobrze się bawić. Ja bawiłem się dobrze, bo nie miałem wobec tego filmu wielkich oczekiwań iż mnie czymś zaskoczy lub będzie przełomowy.

  28. 2/10, unikać jak ognia 😛

  29. Byłem, zobaczyłem i spodziewałem się czegoś więcej. Chociaż z drugiej strony to takie normalne dla tego typu filmów. Garstka zbirów ratuje świat i ukochaną jednego z nich przed jeszcze większym zbirem.

  30. Byłem, obejrzałem, bawiłem się dobrze. Nie spodziewam się po takim filmie jakiejś głębokiej, nieprzewidywalnej fabuły czy coś takiego. Ma być tutaj fajna akcja z postaciami znanymi przeze mnie z komiksów czy kreskówek. I dostałem to czego się spodziewałem. Mój jedyny problem z filmem to, że nie za bardzo czuło się, że główni bohaterowie to bad guy’ie + Joker był krótko mówiąc średniawy (poza dwoma scenami gdzie wypadł imo dobrze czy nawet bardzo dobrze).

Dodaj komentarz