„Uśmiechnij się” – recenzja filmu. Śmiech to zdrowie?

Dziewczyna robi to z upiornym uśmiechem na ustach, który nie znika nawet po tym, jak pada martwa, a krew z rozciętego gardła rozlewa się po szpitalnej posadzce, tworząc rosnącą kałużę. Od tego momentu doktor Cotter zaczyna prześladować tajemnicza istota – może przybierać różne formy i przypominać znanych jej ludzi, ale bez względu na postać zawsze przerażająco się uśmiecha. I widzi ją tylko nasza bohaterka. Ta coraz bardziej grzęźnie w bagnie szaleństwa; tracąc grunt pod nogami, zaczyna odchodzić od zmysłów, bo nie wie, co jest prawdziwe, a co stanowi tylko koszmarny omam.
W trakcie prywatnego śledztwa kobieta odkrywa prawdę o żywiącej się traumą i przerażeniem istocie, która w kilka dni doprowadza każdego na skraj obłędu, by koniec końców przejąć kontrolę nad ofiarą i zmusić ją do samobójstwa. Zawsze na oczach przypadkowego świadka, gdyż ten od razu staje się kolejnym celem przedziwnej mary. Naszej bohaterce kończy się czas, klimat gęstnieje, a cała historia kończy się satysfakcjonującym, dramatycznym finałem.
Jeśli po skrótowym opisie fabuły nasuwają się wam skojarzenia z fantastycznym „Coś za mną chodzi”, to całkiem słusznie. W swym debiucie reżyserskim na dużym ekranie Parker Finn korzysta z bliźniaczo podobnych sztuczek, stawia również na identyczne tempo narracji – dość leniwe (może poza wspomnianą końcówką), rozkręcające się niespiesznie, jakby od niechcenia. Paradoksalnie jednak, mimo pozornie sennej atmosfery, reżyserowi udaje się utrzymać napięcie na nieznośnie wysokim poziomie. To wielka sztuka, a zarazem chyba najlepszy możliwy komplement pod adresem horroru, który nie próbuje nam sprzedać potworów z kosmosu ani psychola wymachującego piłą mechaniczną.

Film stara się przerazić widza na dwóch płaszczyznach i na obu robi to z powodzeniem. Pierwsza, banalna, to dobrze zrealizowane jump scare’y, które skutecznie próbują wysadzić nas z kinowego fotela. Druga, znacznie ważniejsza, towarzyszy nam niemal od początku projekcji. To uczucie niesłabnącego niepokoju przemieszanego z zaciekawieniem. Interesują nas przyszłe wydarzenia, chcemy odkryć tajemnicę stojącą za łańcuchem kolejnych tragedii i samobójczych zgonów, a jednocześnie podskórnie czujemy, że to, co nadchodzi, będzie bardzo nieprzyjemnym i przerażającym doświadczeniem.
W niektórych scenach wychodzi na wierzch niewielki budżet, ale to drobiazg. Rzadko się zdarza, by zwiastun wzbudzał we mnie mieszane emocje, a sam film okazał się później lepszy, niż zakładałem. Na ogół bywa odwrotnie, ale na szczęście nie tym razem. Makabryczne i satysfakcjonujące kino.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
-
„Exit 8” udowadnia, że czasem po prostu liczy się rozrywka. To rzetelna...
-
2. sezon „1670” to wielki sukces Netfliksa. Adamczycha bawi po raz...
-
Spin-off „Wiedźmina” z nieoczekiwaną datą premiery. Insiderzy ujawniają, kiedy zobaczymy...
-
Trzeci sezon „Daredevila: Odrodzenie” powstanie. Dostał zielone światło od Disneya
5 odpowiedzi do “„Uśmiechnij się” – recenzja filmu. Śmiech to zdrowie?”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Byłem w kinie kilka dni temu. Więc opiszę moje wrażenia. Uwaga na spojlery.
Po pierwsze nic innowacyjnego pod względem straszenia w tym filmie nie ma. Początkowo straszność miała polegać na niepokojących grymasach ofiar, ale później zmieniło się to na poleganiu na jumpscarach w stylu „głośny telefon w cichym pokoju” oraz pokazywaniu, hmm, szpetnej mordy potwora. I nie rozumiem, skąd akurat wzięli taki jego wygląd, chyba uznali, że wrzucenie jeszcze jednej kliszy ubogaci jakoś produkcję? Choć pomysł z przekazywaniem klątwy był jak najbardziej poprawny, to podobną rzecz widziałem choćby we wspomnianym filmie „It follows”. Ale właśnie, klątwy. Wychodzi na to, że ostatecznie mieliśmy do czynienia z jakąś paranormalną siłą, a moim zdaniem lepiej by produkcji wyszło, gdyby cała ta klątwa była jakimś memetycznym efektem przekazywanym przez osoby ze specyficzną chorobą psychiczną.
Do tego zgodnie z zasadą strzelby Czechowa, nie wiem po co były pokazane ujęcia na siostrzeńca głównej bohaterki, który widział przez okno jak ona szaleje w samochodzie, skoro nic z tego nie wynikało.
Do tego po pierwszych 15 minutach fabuła była już strasznie przewidywalna, poza samym finałem, w którym mogło stać się X albo Y i stało się Y, więc i tak bez zaskoczenia.
Moja ocena filmu to 6/10, bo film ani nie był nowatorski pod względem fabuły, ani pod względem straszenia (chociaż jakieś panienki obecne na sali kinowej w niektórych momentach piszczały).
Nie był nowatorski? Pierwszy raz widziałem, żeby horror straszył uśmiechem a każda scena opętanym uśmiechniętym wywoływała we mnie dziwne uczucie niepewności i dreszczy…
Nie no, niepokojący uśmiech to raczej ograny trik, był charakterystycznym elementem już w Psychozie, w To mamy klauna, ogólnie straszny uśmiech często pojawia się u różnego rodzaju filmowych szaleńców i potworów, nawet takie internetowy straszaki z creepypast jak Momo czy Jeff the killer mocno się na nim opierają. To fajny trik i fajny pomysł na temat horroru, ale na pewno nie powiedziałbym, że nowatorski.
This, creepy clown istnieje od dekad.
Co taki smutny siedzisz? UŚMIECHNIJ SIĘ.