Gotham Knights – recenzja. A jednak istnieje życie po Batmanie

Wy, którzy graliście w serię Arkham, porzućcie nadzieję. WB Games Montréal odcina się od tytułów Rocksteady, nie kontynuując wątków ani nie odwołując się do wydarzeń z trylogii studia. To miał być świeży start i próba odpoczęcia od Batmana (w przeciwieństwie do jeszcze niewydanego Suicide Squad: Kill the Justice League).
Cóż, faktem jest, że Nietoperz ginie na samym początku, więc ten jeden cel udało się zrealizować. Pozostali przy życiu bohaterowie nie mają już wyboru i muszą przejąć pałeczkę etatowych obrońców Gotham. Trzeba jednak pamiętać, że należący do zespołu Red Hood, Nightwing, Batgirl i Robin zawsze pełnili tylko funkcję sidekicków, których ambicja nigdy nie była w stanie przyćmić dokonań Mrocznego Rycerza. Jak takie zagubione dzieci poradzą sobie bez swojego legendarnego mentora i trenera?

Niby coś innego, ale jednak to samo
Nikt nie stosuje wobec nich taryfy ulgowej, o nie. Na szacunek na dzielni trzeba sobie zapracować – starzy sojusznicy Batmana, tacy jak detektyw Montoya czy córka doktor Thompkins, nie od razu wyciągają do grupy Rycerzy pomocną dłoń. Również centrum operacyjne bohaterów jest inne: starsze i pozbawione zabawek Wayne’a(*). Grupa Nightwinga, który naturalnie stał się jej przywódcą, musi jakoś zaskarbić sobie zaufanie policjantów, polityków, a nawet złoczyńców. Pierwszy kontakt z Pingwinem (przedstawionym jako zrehabilitowany obywatel od dawna nieprowadzący działalności przestępczej) kończy się wyproszeniem z gabinetu. Harley wprost nazywa Rycerzy „dzieciakami”, a Mr. Freeze opędza się od nich jak od much, nie wierząc, że będą w stanie mu zaszkodzić.
Muszę przyznać, że skala działalności różnych grup wpływów jest duża i nie trafiła się taka noc, podczas której bym się nudziła. Poświęcałam jedne wątki na rzecz tych bardziej mnie interesujących, licząc się z tym, że zakończenie głównej historii może zamknąć mi drogę do poznania finału części opowieści.

Miłym zaskoczeniem (o ile ktoś nie śledził newsów) było pojawienie się Trybunału Sów, który pamiętam z doskonałego komiksu Scotta Snydera. Zresztą wygląd przeciwników nie odbiega jakoś drastycznie od ogólnych ich wyobrażeń wykreowanych na podstawie wielu dzieł popkultury, w tym filmów czy seriali. Pingwin o haczykowatym nosie przypomina wściekłego mafiosa, Harley jest nieznośnie piękna (ma tylko bardzo drażniący głos), Clayface, cóż… wygląda jak gruda błota. Spodobało mi się, że słudzy Trybunału, czyli Szpony, są żywcem wyjęci ze wspomnianego komiksu.
(*) Szkoda, że nie pokuszono się o misję poboczną polegającą na rozbudowie bazy.
Czy chcieliście takie Gotham?
Jeśli narzekaliście na małą liczbę interakcji w Night City, to Gotham z początku robi wrażenie zgoła odmienne. Zgodnie z kodeksem zamaskowanych mścicieli bohaterowie wybierają się na patrole dopiero po zmierzchu. Ale miasto wcale nie śpi, wszędzie spacerują przechodnie, a na niektórych ulicach nie ustaje ruch samochodów. Ludzie zauważają nas i reagują na nasze poczynania, kibicują albo okazują jawną niechęć. Urok szybko jednak pryska, gdy dostrzegamy, że ich kwestie często się powtarzają, a samych modeli postaci jest bardzo niewiele. Nie da się wejść do innych budynków niż te, w których odbywają się misje. Nie znajdziemy sklepów, w których zaszalejemy z odmiennymi kolorami peleryn, nie przejedziemy się krążącą między dzielnicami kolejką. Gotham jest oszałamiające, ale tylko z zewnątrz. Wielokrotnie tęsknie zaglądałam przez nieliczne okna ukazujące, co się za nimi dzieje. A jednak ograniczenie eksploracji do ulic miasta pasuje do charakteru gry. W końcu miejsce bohaterów jest na dachach i w zaułkach.

A tam zawsze coś się dzieje. Właściwie jedyna misja, która sprowadza się tylko do przepatrywania okolic, polega na odnajdywaniu zagubionych w mieście batarangów. Wszystkie inne zadania zawsze prowadzą do jakiejś minigry. Przykładowo w paru miejscach trzeba podrzucić jakiś fałszywy trop – zapobiegając łączeniu śmierci Bruce’a Wayne’a ze zniknięciem Batmana – w taki sposób, by uniknąć czujnego oka kamer. Nawet najprostsza potyczka opatrzona jest dodatkowymi celami typu bezszelestne pozbycie się przeciwników czy wykonanie określonej liczby idealnych uników.
Świetnie rozstrzygnięto kwestię szybkiej podróży. Nie jest ona dana ot tak. Jeden ze starych przyjaciół, Lucius Fox, postanowił sprezentować nam fantastyczną zabawkę – lśniącą jak obsydian paralotnię, dzięki której błyskawicznie przemieścimy się między dzielnicami. Niemniej wymaga ona czystego nieba, a to jest patrolowane przez policyjne drony. Lucius oferuje przeprogramowanie ich tak, by na nas nie reagowały, wcześniej jednak musimy urządzenia zlokalizować i zeskanować. Wyraźnie widać tu inspirację poprzednim tytułem twórców, Batman: Arkham Origins.

Różni, chociaż tacy sami
Gotham Knights oddaje losy miasta w ręce podopiecznych Batmana i to jest jego największa innowacja. Wyboru między Red Hoodem, Nightwingiem, Batgirl a Robinem dokonujemy w bazie, co oznacza, że każda noc może być przygodą przeżywaną w skórze kogoś innego. Chociaż nic nie stoi na przeszkodzie, by skupić się tylko na jednej postaci.
Jako że nie uświadczymy tutaj wyborów moralnych, historia widziana oczami Nightwinga różni się od tej, której doświadcza Batgirl, jedynie dialogami. Również sposób poruszania się bohaterów po mieście jest podobny, poza specjalnymi umiejętnościami takimi jak teleport Robina.

Za to podczas potyczek Rycerze rozwijają pełnię swych zdolności. Z początku różnice między stylami walki nie są aż tak widoczne, ot, Jason Todd jest może odrobinę cięższy, ale Batgirl i tak uderza z taką samą mocą, Nightwing natomiast różni się od Robina tym, że musi cały czas popisywać się, jakim to on nie jest akrobatą. Miałam już dość tych jego wygibasów.
Z czasem jednak, dzięki rozwojowi drzewka umiejętności, indywidualne podejście do tego, jak kopać tyłki złoczyńców, zaczyna być coraz bardziej widoczne. Nie jest to w żadnym wypadku taki rozstrzał jak między magiem a wojownikiem w klasycznym erpegu, jako że nadal mamy do czynienia z superbohaterami, którzy zostali doskonale wytrenowani (nawet Barbara, choć spędziła lata unieruchomiona na wózku inwalidzkim), więc wszyscy świetnie radzą sobie z walką wręcz. Największa różnica sprowadza się do ciosów specjalnych zwanych „umiejętnościami pędu” oraz kilku właściwych dla danej postaci trików. Ja najbezpieczniej czułam się w Gotham jako Red Hood, którego zdolności kontrolowania tłumu za pomocą pistoletów nie mają dobrego odpowiednika w arsenale innych bohaterów, jego ograniczona mobilność nie była zaś wielką przeszkodą podczas „cichych akcji”.

CZYTAJ DALEJ NA DRUGIEJ STRONIE
Nie ma czasu!
Typowy nosiciel peleryny i maski nie zna pojęcia „spokojny spacer po mieście”. Wszędzie musi gnać, a pomaga mu w tym cały zastęp mniej lub bardziej fantastycznych środków transportu. Osoby, które grały w Batman: Arkham Knight, zapewne rozpoznają wszystkie techniki poruszania się: szybowanie, przyciąganie się za pomocą linki z hakiem, latanie paralotnią. Odczucia są niemal identyczne.
Zyskany prawie na samym początku gry batmotocykl pokonuje ulice o wiele lepiej niż dowolny jednoślad z Night City. Do tego jest absolutnie bezpieczny, to zabawka niezniszczalna – nawet zderzenie czołowe nie wyrządzi kierowcy najmniejszej krzywdy. Tym motorkiem mogę co najwyżej przewrócić śmietnik. Nijak ma się to do znanego z wcześniejszych gier mocarnego batmobila, który rozwalał ogrodzenia i przebijał się przez mury. Zresztą środek transportu w Gotham Knights to dodatek czysto kosmetyczny. Bohaterowie nie skręcą karku, gdy skoczą z dużej wysokości, nie ześlizgnie im się dłoń, nie spadną z pojazdu przy gwałtownym hamowaniu. Nie ma tu miejsca na pomyłkę, bo wszystko robią perfekcyjnie. Tylko próba kąpieli w rzece powoduje natychmiastową śmierć.

A oni nic, tylko walka i walka
Walka, zupełnie jak w produkcjach spod znaku Rocksteady, jest szybka, oparta na unikach, kontrach i doskonałym wyczuciu czasu. Brakuje mi jak zwykle autolocka, zwłaszcza w trakcie potyczek z potężniejszymi wrogami i bossami.
Wygląda na to, że pod wpływem komentarzy umieszczonych pod przedpremierowymi gameplayami twórcy gry postanowili poprawić walkę z grupą przeciwników. Ci już nie czekają karnie, aż bohater skończy pojedynek z ich kolegą. Potrafią wykorzystać okazję i strzelić nam w plecy albo uderzyć nas od tyłu. Cwaniaki z bronią palną trzymają się cały czas na odległość kilku skoków, a „czołgi” pchają się przed szereg.
Pod każdą szerokością geograficzną przyjemnie się bije złoczyńców, ale w zapowiedziach były konfetti i brokat, a zostały schludne kwiatki z krepiny. Gotham Knights nie wygląda na „ten wielki tytuł, którym usprawiedliwisz kupno PS5”. W porównaniu z Arkham Knight prezentuje się, cóż, poprawnie (chociaż oczywiście animacja wypada lepiej). A przypomnę, że premiery obu gier dzieli dobre siedem lat. Fajnie, że bohaterowie mają swoje finishery, ale ich stylowi walki brakuje rozmachu. Tylko jeden rodzynek, Red Hood, potrafi wykrzesać z siebie gniew i dlatego lubiłam nim grać, jest w tym bohaterze bowiem pewna autentyczność – co zresztą pasuje do jego niełatwej przeszłości.

Umarł – i co z tego?
Czekaliśmy na tę produkcję od 2015 roku, a w porównaniu do niej Arkham Knight nadal wygląda wspaniale. Całkiem niedawno odpaliłam sobie dzieło Rocksteady, by „skonfrontować” je z produkcją WB Games Montréal. Miasto, często prawdziwy główny bohater gier z otwartym światem, było przerysowane, dzikie i porywające, mimo że na skutek ewakuacji zniknęła z niego większość mieszkańców. Rycerze dostali Gotham ciemniejsze i większe, ale jakieś takie ugrzecznione.
Nie czuję, by była to stolica zbrodni. Przechodnie potrafią zignorować rozrabiających w okolicy przestępców – pewnie mają nerwy ze stali albo po prostu zobojętnieli na zło. Czuli się podobnie jak ja, gdy odsłuchiwałam kolejny dialog o tym, jak Barbara tęskni za tatą albo jakiś przemądrzały boss strofuje mściciela i zdradza mu swój plan na zagładę miasta. Strasznie to nadęte. Nie tak też wyobrażałam sobie śmierć Batmana. Skala emocji równa była dla mnie otwarciu nowej Biedronki w okolicy – jest ich tyle, że już tracę rachubę. I tak niestety miałam z całą fabułą, w tym pisanymi na siłę dialogami, które niby powinny przywiązać nas do bohaterów, a wywołują wzruszenie ramion.

Jest tylko dobrze
Mam problem z Gotham Knights. Jakość grafiki nie powala, a przecież twórcy tłumaczyli wymaganiami sprzętowymi brak wersji dla starszych konsol. Sześcioletnie Uncharted 4, które niedawno recenzowałam z Cursianem, niewiele tej grze ustępuje, a już na pewno bije ją na głowę pod względem mimiki i ogólnego wyglądu bohaterów. Dodajmy, że gra na konsoli osiągała zawrotne 30 fps-ów. Miejscami animacje nawet nieco rwały, postacie potrafiły zrobić kilka kanciastych ruchów, a ja zapominałam, że to produkcja z końcówki 2022.
Wybór bohaterów z początku przypadł mi do gustu, ale w praniu okazało się, że tak naprawdę są mi oni obojętni, a na Red Hooda zdecydowałam się, kierując się tylko pasującym mi stylem walki, bo polubiłam fakt, że jest skutecznym strzelcem.

A jednak za każdym razem, gdy czwórka bohaterów zaczynała rozmowę o kolejnej misji, aż rwałam się, by wyskoczyć w noc. Chciałam wniknąć w Gotham, wyrwać mu jego tajemnice i usunąć z mapy wszystkie znaczniki przestępstw. Tutaj banda dzikusów porwała ludzi i odczyniała dzikie tańce, odliczając czas do wybuchu bomby. W innym miejscu garstka policjantów próbowała obronić się przed Regulatorami wyposażonymi w broń Mr. Freeze’a. Nie mieli szans! Musiałam pędzić do celu, skacząc po dachach. A pomiędzy jednym a drugim susem usłyszałam wołanie o pomoc dobiegające z zaułka. Szybka przerwa na skopanie tyłków kilku opryszków – toż to czysta przyjemność!
W Gotham Knights odnosiłam wrażenie, że moje działania mają sens. Nawet jeśli te kilka nagranych podziękowań od mieszkańców powtarzało się w kółko, to za każdym razem tak samo grzały mi serce. Batmana nie ma, ale zobaczcie, doskonale radzę sobie bez niego. Nie ma już telefonu do przyjaciela, bo tym razem towarzysze biegną razem ze mną.

Mogłam się o tym przekonać podczas sporadycznych wizyt innych graczy, którzy dołączali do mnie w trakcie gry. I to jest jedna z niewielu przewag Gotham Knights nad serią Rocksteady. Całość jednak pozostaje taka, jak grupa Nightwinga – poprawna, ale Batman zrobiłby to lepiej. Sorry, dzieciaki!
W Gotham Knights graliśmy na PS5.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
26 odpowiedzi do “Gotham Knights – recenzja. A jednak istnieje życie po Batmanie”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
OK – mamy „głuchą” recenzję, standard, ale żeby standardem stawało się ignorowanie problemów technicznych? To już kolejna gra, która pomimo premiery wyłącznie na aktualnej generacji ma blokadę 30 klatek – i nadal tych marnych trzydziestu nie trzyma, bo spadki są częste i ewidentne, o czym miałem możliwość przekonać się osobiście. To nie jest poważne traktowanie czytelników. Miejcie wy, do cholery, na uwadze, że my tych gier za darmo nie dostajemy i stan techniczny ma fundamentalne znaczenie przy podejmowaniu decyzji o zakupie.
Haha, ubiegłeś mnie. Miałem pisać, że ani nic o muzyce, ani o innych dźwiękach. Tak samo ani słowa o jakości spolszczenia, a widać na zrzutach ekranu, że ogrywane było po polsku. ;P
„Dodajmy, że gra na konsoli osiągała zawrotne 30 fps-ów. Miejscami animacje nawet nieco rwały, postacie potrafiły zrobić kilka kanciastych ruchów, a ja zapominałam, że to produkcja z końcówki 2022.” plus wyraźna uwaga, że ocena jest z PS5. Gdzie problem w tym przypadku?
Jak mogę opisać problemy, które u mnie nie wystąpiły, albo których doświadczyła osoba, której nie znam? „Dodajmy, że gra na konsoli osiągała zawrotne 30 fps-ów. Miejscami animacje nawet nieco rwały, postacie potrafiły zrobić kilka kanciastych ruchów” – niczego poważniejszego niż to, o czym już napisałam, nie było. Na czym grałeś, Shaddon, na PC czy PS5?
Oin – nie opisałam dźwięków ani muzyki, bo ów aspekt niczym się nie wyróżnia. Wiadomo, że gra ma dźwięki, a postacie gadają. Podobnie spolszczenie – postacie posługują się prostym językiem, dialogi są drętwe (o czym wspomniałam), nic wartego rozpisywania się.
@Wokulski
Dokładnie ten fragment miałem na myśli pisząc o „ignorowaniu problemów technicznych”. Jeżeli recenzentka zauważyła, że coś z tą płynnością jest nie tak, to skąd ta ocena końcowa? Przecież „7/10” powinno przekładać się na „dobrą grę”, a jak możemy nazwać w ten sposób produkcję, która w 2022 roku ma problemy z trzymaniem 30 klatek? I to nie jakieś tam drobne problemy, podkreślam. Nie wiem, może problem leży we mnie, bo nie wyobrażam sobie, żeby czystej krwi gra akcji, po pierwsze, działała w maksymalnie 30 klatkach (ponownie: mamy 2022 rok!), po drugie zaś, zaliczała spadki do, tak na oko, 20? A może jest tak, że powinniście Państwo (choć tu mam na myśli wszystkich recenzentów) zacząć zauważać, że skala ocen nie zaczyna się od 6? Jaki sygnał wysyłacie wystawiając 7/10 takiej produkcji? Mamy rozumieć, że Gotham Knights jest grą na poziomie Uncharted 4? Naprawdę?
@Renafe
Grałem na PS5, stąd nie wierzę, żebym był pechowym wyjątkiem.
Uncharted 4 dostało ocenę 9. 7 to była ocena dla remastera.
Tak, wiem – ale jakie to ma znaczenie dla pececiarza, który z serią zetknie się po raz pierwszy dopiero teraz? Port na 7 to port na 7 – odpowiednik Gotham Knights, jak ktoś mógłby wywnioskować. Tyle, że Uncharted działa bez porównania lepiej, prawda?
Chcę podkreślić, że nie mam problemu z recenzją jako taką, może wyłączając pominięcie kwestii oprawy dźwiękowej. Mierzi mnie natomiast wystawianie wysokich ocen grom niespełniającym współczesnych standardów technicznych, bo przecież Gotham Knights jak najbardziej zalicza się do tej kategorii. Smutnym faktem jest, że przeciętny gracz widzi przede wszystkim notę końcową, a już szczególnie średnią z agregatorów ocen. Gwarantuję, że twórców technicznych bubli bardziej zaboli średnia, dajmy na to, 64, niż np. 72, bo te liczby zawsze w jakimś stopniu przekładają się na sprzedaż.
„Chcę podkreślić, że nie mam problemu z recenzją jako taką” – ale to też nie o to chodzi, byś trzymał opinię przy sobie. Pisanie to proces, a ja czytam każdą krytyczną uwagę i myślę o niej przy kolejnym tekście. Dobrze wiedzieć, że wg Ciebie liczba fps-ów powinna mieć większe przełożenie na ocenę. Nadal jednak utrzymuję, że skoro twórcy zapowiedzieli, iż tak będzie i nie obiecywali mi 60fps, to nie będę za to obniżać oceny.
Każdy, kto wykazuje minimum zaciekawienia jakimś tytułem zrobi odrobinkę więcej niż wejście na metakrytyka, żeby podejrzeć średnią ocen z kilkudziesięciu recenzji i na tym czynniku oprzeć swoją decyzję o zakupie albo olaniu tytułu, tak samo jak każdy, kto ma odrobinę oleju w głowie wie, że ocena końcowa to tylko numerek, który powinno się brać pod rozwagę przy porównywaniu gier (i innych ocenianych produktów rozrywkowych) jedynie w obrębie jakiejś kategorii, jaką tenże produkt, jeden i drugi reprezentuje. Porównanie z Uncharted trochę z dziury, bo to tak, jakbym kręcił aferę, że Puzzle Quest dostał „dychę”. Wiesz co jeszcze dostało „dychę”? Oblivion. Chcesz mi powiedzieć, że Puzzle Quest reprezentuje sobą więcej pod względem grafiki, fabuły, designu misji, postaci, animacji, mechaniki jazdy konnej, machania mieczem, strzelania z łuku, silnika fizyki i skradania niż Oblivion?
A tak serio – preczytałeś w recenzji że gra „chrupie” na PS5, pomimo że ocena to zawrotne „7”? Przeczytałeś. A jeżeli decyzję o zakupie podjąłeś na podstawie samych numerków z metakrytyka, nie przeczytawszy uprzednio żadnej recenzji to sam jesteś sobie winien.
Ranafe – to w ramach krytycznej uwagi dodam, że trochę brakuje mi szerszego omówienia systemu progresji, tj. czy jest poczucie „grindu”, jak wypada crafting, mody, te śmieszne poziomy przedmiotów itp.
Oin: grind, crafting i mody sprowadzają się do tego, że zbierasz wszystko, co możesz (czyli okazjonalne skrzynki), craftujesz co się da (po to, by ukończyć wyzwania), a potem i tak zakładasz zbroję i broń z samej góry listy. To wszystko. Mody niewiele zmieniają. Więcej zabawy jest z przebieraniem herosów w skórki, bo „a dzisiaj Nightwing będzie biały jak Moon Knight”. Czysta kosmetyka wymyslona pod tryb foto 😀
Janek, i tak i nie. Mam kumpla co kupuję wszystko jak leci, w tym miesiącu wywali coś koło tysiąca na wszystkie te „głośne” premiery w tym i Gotham knights. Nie interesuje go stan techniczny. Prawdopodobnie odpali tę grę na chwilę, i potem będzie graw Plaguetale bo jest bardziej liniowy. Wb zarobiło na nim? A no zarobiło. Ja poczekam na mocną przecenę bo jestem fanem Batmana i bardzo lubię komiksy o court of owls.
A czy wy czasem nie graliście we wszystkie poprzednie batmany na konsolach w 30 klatkach? 🙂 I nagle w kolejnej, największej dotąd części ze wszystkich, chcecie 60? 😛 Może w główkę się popukajcie. Nigdy nie zapomnę tej wojny, jak to konsolowce twierdzili, że 30 klatek jest super, że 60 to takie nienaturalne i wolą 30 bo filmowe doznanie.
Twierdzili tak przede wszystkim wydawcy, nie gracze. To raz. Dwa, mamy 2022 rok. Trzy, PS5 i XSX to nie PS4 i XOne. Cztery, Gotham Knights działa bardzo źle na bardzo mocnych komputerach. Pięć, Gotham Knights jest głęboko last genową produkcją wydaną wyłącznie na nowoczesnych konsolach. Sześć, graficzne benchmarki poprzedniej i aktualnej generacji pokroju Uncharted 4, Ghost of Tsushima, Spider-Mana, The Last of Us 2, Horizon: Forbidden West, czy Ratchet&Clank: Rift Apart posiadają tryb 60 fps wyglądając przy tym o niebo lepiej niż Gotham Knights w najwyższych ustawieniach.
Chciałbyś coś dodać? Ja naprawdę mogę tak wyliczać do jutra.
Gracze, tutaj na cd action własnie najwięcej takich komentarzy było 🙂 Pamiętam to dokładnie, krzyczeliście „Gimplej się liczy gimplej, a nie cyferki”
Teraz przyznajecie rację tym z którymi się kłociliście czyli pececiarzami 🙂 Jeszcze raz powtarzam, w każdą część batmana którą teraz wychwalacie, działała Wam w 30 klatkach. I takie fajne chłopaki byliście, tylko gimplej się liczył, a teraz jak Ci pececiarze jęczycie na to co mieliście prawie od zawsze. Teraz mi wymieniasz parę tytułów gdzie lizneliście te 60 klatek i jednak jest lepiej co? No to już od 20 lat wam tłukliśmy do głów, że 60 jest lepiej.
Myszko, ja przez ponad 20 lat byłem core’owym pececiarzem, więc o jakich „nas” właściwie piszesz? Inna sprawa, że z racji doświadczenia doskonale orientuję się, ile ten wyścig za słynnym „pecetowym doświadczeniem” kosztował, ile frustracji powodował a także jak często kończył się niepowodzeniem. Zresztą, wcale nie muszę pisać w czasie przeszłym, bo przecież właśnie posłużyłem się przykładem Gotham Knights – szydzisz z konsolowców celowo pomijając fakt, że ta gierczyna nie trzyma 60 klatek nawet na bardzo dobrych pecetach kosztujących często 3x tyle, co konsola. W czym więc jest tu problem? W konsolach, czy partaczach z WB Games Montreal, dla których optymalizacja jest czarną magią?
myszko? Jesteś obleśną świnią na tym portalu ;p
Fajnie, że jest porównanie do Arkham Knight. Oby Suicide Squad było lepsze, opinie o Gotham Knights nie zachęcają do zakupu
„Trzeba jednak pamiętać, że należący do zespołu Red Hood,(…)zawsze pełnili tylko funkcję sidekicków, których ambicja nigdy nie była w stanie przyćmić dokonań Mrocznego Rycerza”
Tak, tak, oczywiście…
„Jeśli narzekaliście na małą liczbę interakcji w Night City”
A to skąd tutaj?
„Bohaterowie nie skręcą karku, gdy skoczą z dużej wysokości, nie ześlizgnie im się dłoń, nie spadną z pojazdu przy gwałtownym hamowaniu.(…)Tylko próba kąpieli w rzece powoduje natychmiastową śmierć.”
Buhahahah!
Wydajność jak na dzisiejsze standardy jest niedopuszczalna. Warto zobaczyć materiał Digital Foundry na YT, który jak zawsze robi świetną robotę i pokazuje jakiego bubla tym razem otrzymaliśmy. Mamy 2022 rok i nie chcemy wydajności na poziomie gier z ery PS3, które nie potrafiły utrzymać zakładanych przez siebie 30 klatek. To po prostu kolejna niedokończona gra wypuszczona na rynek za wczesnie, jak widać wydawcy niczego się po Cyberpunku nie nauczyli. Więc chyba nikomu nie będzie bardzo smutno, jeżeli gra sprzeda się słabo.
RTX 3080: przy rozdzielczości 1440p klatkaż skacze od 70 do… 25. Przy włączonym ray tracingu „stabilne” kilkanaście klatek. A ja myślałem, że to źle na PS5 działa…. Pomijając już ogólną wtórność i nijakość, bo to kwestie subiektywne, a nawet tępotę AI (brak chociażby takich podstaw jak zasłanianie łba trzymaną tarczą, czy próba szarży na strzelającego jak do kaczki Red Hooda), już sama optymalizacja wykłada grę na łopatki. Tymczasem recenzenci wyskakują z „siódemkami”, a nawet „ósemkami” (!). Poważne pytanie: czy już sam fakt, że dana gra w ogóle się uruchamia ustawia początkową ocenę na minimum 4? Jak bardzo trzeba coś spartaczyć, by nie zostać zasypanym wysokimi notami? Powtórzę: to nie jest poważne traktowanie czytelników.
7/10 XD I się dziwić potem, że producenci walą graczy w kakao coraz mocniej.
ja dałbym 10/10 żadna gra z serii arkham mnie tak nie wciągnęła bez reszty. O tym zawsze marzyłem. W końcu otwarte miasto z ludźmi, nie ma się poczucia, że jesteśmy tylko my i bandyci. Co zjazd do bazy to inna noc i nowe przestępstwa, tak jak zawsze pragnąłem w grze o batmanie. Do tego jeszcze coop, kolejne marzenie spełnione. Gram od wczoraj, więc piszę na szybko bo wracam tam czym prędzej. A fabuły nawet nie liznąłem, tylko samouczek i cały czas się bawię świetnie.
Ta gra miesiąć po premierze chodzi już na xbox sklepie z 40% promocja. Także to jest piekny kwit jak ładnie się „sprzedaje” i jaka opinie mają na jej temat gracze. Może sprawdze jak bedzie stabilne 60FPS i cena do 60PLN.