Recenzja filmu „Air”. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana

To jedna z tych historii, które nie miały prawa się wydarzyć. 1984 rok, firma Nike dobrze sobie radzi w segmencie obuwia dla biegaczy, ale jest łasa na inny kawałek ciasta. Na polu butów do koszykówki musi rywalizować z Adidasem i Converse’em, jednak każda z tych marek ma w rękawach asy, z którymi trudno dyskutować, a tym bardziej podjąć realną walkę.
Z motyką na słońce
Sonny Vaccaro, bohater grany przez Matta Damona, nie ma w sobie nic z Bourne’a. To facet w średnim wieku z pokaźnym brzuszkiem i choć pracuje w branży odzieży sportowej, sam wysiłku fizycznego unika jak ognia. Nie został jednak zatrudniony przez Phila Knighta (w tej roli Affleck), by spalać kalorie. Ma oko do wyłapywania koszykarskich talentów, może więc pomóc przy wyborze gracza, z którym Nike podpisze kontrakt, co zapewni firmie odpowiednie wpływy i pozwoli przetrwać ciężki okres.

250 tysięcy dolarów – tyle pieniędzy miałoby zasilić konta trzech obiecujących zawodników. Problem w tym, że konkurencja jest bogatsza (Adidas) bądź popularniejsza (Converse), na domiar złego Nike zaliczyło kilka gorszych sezonów, więc to kiepski moment na szastanie kasą i niepewne inwestycje. Tymczasem Sonny nie przepada za bezpieczną grą i nie chce dzielić tortu na trzy kawałki – woli skupić się na jednym nazwisku, które jego zdaniem zapewniłoby krociowe zyski. Upiera się przy wyborze Michaela Jordana, tyle że nikt w realizację tego planu nie wierzy. Sceptyczni są wszyscy: bliscy współpracownicy, spece od marketingu, sam prezes firmy, a nawet agent koszykarza, bo tak się niefortunnie składa, że młody zawodnik Chicago Bulls lubi Adidasa, a z firmą Nike nie chce mieć nic wspólnego.
Just do it!
Zaczyna się gra nerwów, kolejne burze mózgów i próby zawrócenia kijem rzeki. Na przekór wszystkim Sonny wydaje się coraz bardziej uparty i zdeterminowany. Chce doprowadzić do spotkania z Jordanem, pomijając jego agenta, co w branży równa się z samobójstwem i rychłym końcem kariery. Chyba że uda się dobić targu, przybić piątkę i podpisać umowę, a na to przecież od początku się nie zanosi. Stawka jest więc wyjątkowo wysoka, bohater kładzie głowę pod katowski topór, licząc na to, że przeczucie go nie myli, a kontrakt z Jordanem i poświęcona mu linia butów zapewnią firmie nieśmiertelność. I jest gotów zrobić wszystko, by inni w tę wizję uwierzyli. Jak to się skończyło, dobrze wiemy, bo też chyba każdy kojarzy Air Jordan – spersonalizowaną linię obuwia sygnowanego nazwiskiem najbardziej rozpoznawalnego koszykarza NBA. Reszta jest historią.
Choć większość filmu toczy się w ciasnych biurach, a gros akcji sprowadza się do wymiany zdań przy stołach konferencyjnych, film Afflecka ma fantastyczną dynamikę. Spora w tym zasługa bezbłędnie obsadzonych ról i znakomicie napisanych dialogów, pełnych pożądanej dramaturgii i rozładowującego napięcie humoru. Szczególnie gdy błyskotliwymi ripostami wymieniają się Damon z Affleckiem – długoletnia przyjaźń aktorów procentuje w każdej wspólnej scenie. Chciałoby się dodać, że panowie kradną show, ale to nieprawda, bo przecież mamy też Violę Davis, Jasona Batemana czy Chrisa Tuckera – tu po prostu wszyscy są świetni. Klimat minionych lat bezbłędnie buduje też fenomenalna ścieżka dźwiękowa. Gdy z głośników dochodzi „Time After Time” Cyndi Lauper czy „Rock the Casbah” The Clash, noga sama wybija takt, a takie klasyki jak „Money for Nothing” Dire Straits czy „Born in the U.S.A.” Springsteena rozpoznajemy po pierwszej nutce.

Oczywiście mam świadomość, że „Air” jest filmem wymuskanym i gładko przyciętym. To opowieść, w której za korporacyjnym biznesem stoją nie anonimowi smutni krawaciarze (a jeśli się pojawiają, to gdzieś w metaforycznym tle, nigdy w kadrze), ale sympatyczni i kontaktowi ludzie. To obraz odpowiednio skrojony pod szeroką publikę uwielbiającą historie o tym, jak spełnienia się amerykański sen. Z całą pewnością scenariusz wiele przemilczał i złagodził, a momentami popada w przesadny patos. Szczerze? Niespecjalnie mnie to obchodzi. Ostatecznie któż z nas nie kocha bohaterów, dla których niemożliwe nie istnieje?
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
-
Netflix przeznaczył ogromny budżet na finałowy sezon „Stranger Things”. To najdroższy...
-
Aktorski film „Zaplątani” jednak powstanie. Jedną z głównych ról ma zagrać...
-
Spin-off „Gry o tron” na pierwszym zwiastunie. Wielkimi krokami nadciąga „Rycerz...
-
Reboot „Z archiwum X” w drodze. Poznajcie następczynię Dany Scully
3 odpowiedzi do “Recenzja filmu „Air”. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Przyznam, że do czasu obejrzenia zwiastuna nie miałem pojęcia o tym, kto wyprodukował te buty ani jak wyglądają (nazwa gdzieś tam latała w przestrzeni zawsze). Teraz już wiem, tak że cieszẹ się, że nie muszę oglądać filmu.
„Chodź większość filmu”
Ok, I’m out
Dzięki za zwrócenie uwagi. Poprawione. Oczywiście taki babol nie powinien był się w ogóle prześlizgnąć.