[FELIETON] Techland pręży muskuły
...I pokazuje dziennikarzom, jak pracownikom studia będzie się mieszkało w nowym biurze.
Nie każdy może powiedzieć, że ma studio AAA w swoim kraju, jeszcze mniej – że takowe ulokowało się w jego mieście. Ja do Techlandu mam dziesięć minut marszem z domu. Idąc wczoraj rano w cieniu pobliskich, czarnych jak smoła, „evil buildings” wrocławskiego IBM-u, zastanawiałem się, co to też za nowe zwyczaje, by parapetówkę urządzać dla dziennikarzy, zwłaszcza jeśli przeprowadzka do nowej siedziby wymagała – dosłownie – przejścia na drugą stronę wąskiej osiedlowej uliczki. Odpowiedzi miały dostarczyć wycieczka po wnętrzach i „debata” z udziałem m.in. CEO Techlandu, Pawła Marchewki, ale i znanego nam skądinąd Tymona Smektały, projektantki wnętrz nowej siedziby, Magdaleny Kozak, a także kilku innych prominentnych osobistości spod Szczyrki 11.
O walory pracy we własnym biurowcu ze zjeżdżalnią, salonem barbera i kuchnią zarządzaną przez laureatkę "Top Chef" należałoby zapytać raczej CormaCa, ale domyślam się, że 300 z górką osób, która de facto mieszka tam już od pewnego czasu, cisnąc ostatnie kamienie milowe Dying Lighta 2, nie ma powodów do narzekań. I dołożę swój głos do chóru głoszącego, że forma, jaką prezentuje 30-letni już Techland – studio, które swą ostatnią dużą grę wydało pięć (!) lat temu i wciąż znajduje sposoby, by na niej zarabiać – jest imponująca. No, jeśli odliczyć długi czas produkcji „dwójki”, kłopoty Techland Publishing czy skasowanie wyczekiwanego swego czasu – również w redakcji – Hellraida…
Nie da się ukryć, że nawet w obecnym splendorze ledwo zaschniętej elewacji na szaro-biało-czerwone ściany gmachu Techlandu wciąż pada długi cień wyrastającego z warszawskiej Pragi-Północ Cyberpunka 2077… ale pada on wszak obecnie na wszystkie studia na całym świecie. Ba, studia, wytwórnie filmowe i serwisy streamingujące seriale również. Bo choć w godzinnej sesji przepytywania wspomnianych gospodarzy Jarosławowi Kuźniarowi zdarzyło się raz czy dwa zadać pytania pokroju „czy lubisz to, co robisz”, a odpowiadającym zapewniać, że i owszem, dobrze czują się w nowym miejscu, i Tymon, i Paweł Marchewka zwerbalizowali prawdę, bez zrozumienia której nie ma co dziś pchać się na ring wysokobudżetowych gier: dla największych studiów developerskich konkurencją jest cała branża rozrywkowa, a przedmiotem walki nie tyle bezpośrednio pieniądze odbiorców, ile ich wolny czas.
Bo to jedyny, a przez to najbardziej wartościowy zasób, którego pokłady każdy z nas ma, niestety, ograniczone. A Techland – nawet jeśli jadąc pierwszy raz do jego siedziby nie jesteś przygotowany na widok zupełnie nieprzystającego do wrocławskiej doliny krzemowej szpaleru domków jednorodzinnych z jednej i stacji kolejowej Wrocław Muchobór z drugiej strony – jest zdeterminowany, by nadal bawić się ze starszakami. A najlepiej nadawać tej zabawie ton.
Dziękując niniejszym za zaproszenie i możliwość obejrzenia i pozazdroszczenia, jak macie tam fajnie, trzymam zatem za was kciuki, techlandzycy (taki neologizm pojawił się na spotkaniu, więc go kradnę). Ale żebyśmy się dobrze zrozumieli – mimo że to Dying Light (a zatem gra, która wyjątkowo szeroko minęła się z moimi oczekiwaniami względem rozgrywki mimo kilku silnie nacechowanych determinachą podejść) zaprowadził Was tam, gdzie jesteście, to Xpand Rally – i żadna inna gra – była prawdziwym przejawem geniuszu. Gdzie te szutry?!
Czytaj dalej
Autor tekstów różnych. W tym książek. Fan żółwi, muzyki filmowej i wszystkiego, co kosmiczne. Swoje politechniczne wykształcenie przekuł w artykuły dla czasopisma CD-Action, w którym jako redaktor przez wiele lat realizował swoje pasje grania i pisania. Obecnie pracuje w Techlandzie jako Quest Designer.