rek

Muzyczna rewolucja: 25 lat Napstera

Muzyczna rewolucja: 25 lat Napstera
Jakub "Jaqp" Dmuchowski
Dawno, dawno temu, wiele lat przed pojawieniem się Spotify, dostęp do muzyki nie był tak prosty jak teraz. Niektórzy próbowali ten stan rzeczy zmienić. Inni pragnęli za wszelką cenę pozbyć się tych pierwszych, a wraz z nimi – ich rewolucyjnych pomysłów.

Obecnie wystarczy uruchomić dowolną platformę streamingową (albo YouTube’a), wpisać w wyszukiwarkę tytuł interesującego nas utworu i po chwili do naszych uszu dobiegają upragnione dźwięki. Ale ponad 25 lat temu sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Żeby zapoznać się z dorobkiem danego artysty, trzeba było albo kupić płytę, albo trafić na jego piosenkę w radiu, albo szukać w odmętach sieci plików wav lub mp3, jednak te często znajdowały się na poukrywanych serwerach FTP (bądź zawalonych reklamami i wirusami warezach). Wszystko zmieniło się w ostatnich latach XX wieku za sprawą pewnego programu, który dał słuchaczom niespotykany dostęp do treści, a twórcom muzycznym stanął ością w gardle.

Witaj w sieci

Protoplastą serwisów skupionych na strumieniowaniu muzyki nie było ani Spotify, ani Tidal, ani nawet iTunes. Był nim Napster, którego początki sięgają czerwca 1999 roku, kiedy to Shawn Fanning i Sean Parker uruchomili swój przełomowy projekt. Jak się okazało, program niemal natychmiastowo zrewolucjonizował sposób, w jaki „konsumowało się” muzykę, a fizyczne nośniki i radio znalazły godnego przeciwnika w postaci internetu i sieci P2P (peer-to-peer).

Głównym założeniem Napstera było jak najprostsze dzielenie się posiadanymi plikami dźwiękowymi. Każda korzystająca z programu osoba mogła nie tylko pobierać wybrane kawałki, ale też „dorzucać” posiadane utwory do gigantycznej sieci współtworzonej przez fanów muzyki z całego globu. Innymi słowy, Napster stał się swego rodzaju muzyczną biblioteką cyfrowego świata, tyle że budowaną oddolnie, pozbawioną jakiejkolwiek kontroli.

Napster; Njahke, Wikipedia, CC BY-SA 4.0

Samo dzielenie się plikami odbywało się za pośrednictwem sieci P2P, jednak lista dostępnych utworów była indeksowana w centralnej bazie danych. Jak nietrudno się domyślić, takie rozwiązanie wyszło Fanningowi i Parkerowi bokiem podczas ciągnącego się potem konfliktu z muzykami i wytwórniami, ale stało się też bodźcem do opracowania w pełni zdecentralizowanych sposobów dzielenia się plikami.

Nim jednak życie aplikacji dobiegło końca, zdążyła zebrać wokół siebie pokaźne grono fanów. Wystarczy powiedzieć, że w okresie swojej świetności Napster miał ok. 80 mln zarejestrowanych użytkowników – a jak na początek XXI wieku, liczba ta robiła ogromne wrażenie. Z programu korzystali zarówno obyci z komputerami zapaleńcy, jak i totalni amatorzy, a wszystko to za sprawą prostego w obsłudze i przejrzystego interfejsu dającego dostęp do obszernej bazy utworów muzycznych.

Znikam stąd

A znaleźć w niej dało się niemal wszystko: od totalnej klasyki, przez najnowsze hity, aż po kawałki, które jeszcze oficjalnie nie zadebiutowały na rynku. Tak też się stało w przypadku piosenki „I Disappear” zespołu Metallica – utwór krążył pomiędzy użytkownikami Napstera na długo przed swoją premierą. Stwierdzenie, że kapeli się to nie spodobało, byłoby sporym niedopowiedzeniem. 13 kwietnia 2000 roku, a więc 10 miesięcy po starcie platformy, do amerykańskiego sądu wpłynął pierwszy w historii pozew dotyczący sporu pomiędzy artystami a autorami oprogramowania umożliwiającego udostępnianie plików w sieci peer-to-peer.

Metallica wytoczyła przeciwko serwisowi ciężkie działa, co było jedną z przyczyn jego upadku.

Perkusista zespołu, Lars Ulrich, oskarżył Napstera o naruszenia praw autorskich. Co ciekawe, muzycy dowiedzieli się, że ich twórczość krąży po sieci, za sprawą nadgorliwych stacji radiowych, które postanowiły uraczyć swoich słuchaczy wspomnianym kawałkiem. Problem w tym, że miał on zadebiutować dopiero za jakiś czas, przy okazji premiery ścieżki dźwiękowej do filmu „Mission: Impossible 2”. Członkowie kapeli postanowili więc pobawić się w Sherlocka Holmesa i ustalić, jak stacje uzyskały dostęp do ich utworu.

Płać i płacz

W toku dochodzenia Metallica natknęła się na Napstera, a wraz z nim na obszerny katalog swoich utworów dostępnych do pobrania za darmo. To doprowadziło do rozpoczęcia swoistej krucjaty, której celem było uzyskanie pokaźnego odszkodowania od serwisu. Kapela zażądała minimum 10 mln dolarów rekompensaty – po 100 tys. dolarów za piosenkę.

Aby odkryć skalę procederu, Ulrich i spółka wynajęli firmę konsultacyjną NetPD. Ta zaś sporządziła złożoną z przeszło 60 tys. stron listę zawierającą pseudonimy 335 435 użytkowników Napstera (ciekawe, czy trafiła na nią moja ksywa… – dop. Plushowy), którzy udostępniali piosenki zespołu za pośrednictwem aplikacji. Odszkodowanie nie było przy tym jedynym warunkiem postawionym przez kapelę. Muzycy zażądali, aby cała ich twórczość została usunięta z serwisu, a udostępniające ją osoby – zbanowane. Oberwało się także kilku prestiżowym amerykańskim uniwersytetom, zarzucono im bowiem przyzwolenie na pobieranie łamiących prawa autorskie treści za pośrednictwem sieci akademickich.

Napster v2; HyperShadow, Reddit

Niespełna rok po złożeniu pozwu zapadł wstępny wyrok, na mocy którego Napster został zobowiązany do usunięcia wszystkich piosenek Metalliki ze swojego systemu. Na twórczości tego znanego zespołu metalowego jednak się nie skończyło, gdyż w międzyczasie do sądu ruszyli również inni artyści, w tym raper Dr. Dre, który zrobił to zaledwie miesiąc po Ulrichu i jego kolegach. Sporo szumu w mediach wywołał także wyciek singla „Music” Madonny – kawałek, podobnie jak „I Disappear”, trafił na Napstera, nim doczekał się swojej oficjalnej premiery.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Walka o przyszłość

Pomimo przegranej w sądzie okręgowym Napster postanowił się nie poddawać i odwołał się do sądu apelacyjnego. Ten jednak podtrzymał wyrok i nakazał serwisowi monitorowanie swojej sieci i usuwanie z niej treści łamiących prawa autorskie. Jako że zadanie to przypominałoby walkę z wiatrakami, twórcy aplikacji ostatecznie postanowili zamknąć swoją usługę, co nastąpiło w lipcu 2001 roku, nieco ponad dwa lata od startu.

Nie oznacza to jednak, że nie było pomysłu na przyszłość. Był, tyle tylko, że… najprawdopodobniej po prostu pojawił się za wcześnie. Firma bowiem podjęła próbę ratowania sytuacji poprzez dokonanie transformacji w usługę subskrypcyjną. Innymi słowy, serwis miał przekształcić się w coś, co przypominałoby obecne platformy streamingowe. Prototyp kolejnej odsłony programu został ukończony i nawet doczekał się oficjalnych testów. Te jednak nie wypadły najlepiej, a „nowy” Napster zaliczył spory odpływ użytkowników, którym nie widziało się płacić za dostęp do muzyki – i to nawet pomimo faktu, że cena była naprawdę atrakcyjna. Kwotę ustalono bowiem na ok. 5 dolarów, przeciętny album w wersji CD kosztował zaś wówczas ok. 17-19 dolarów.

Napster v2; Mark Scanlon, University College Dublin, CC BY-NC-SA 4.0 DEED

W związku z tym niepowodzeniem stojący za aplikacją zespół postanowił wdrożyć w życie inny plan, który miał uratować platformę przed nieuchronnym końcem. W maju 2002 roku Napster przekazał, że niemiecki koncern medialny Bertelsmann wykupi aktywa serwisu za niemałą kwotę 85 mln dolarów. Umowa przejęcia była już bliska podpisania, całe przedsięwzięcie udaremnił jednak amerykański sędzia zajmujący się prawem upadłościowym, de facto skazując Napstera na śmierć. W ten oto sposób awangardowy projekt rozpoczęty przez dwóch młodych mężczyzn dokonał swego żywota.

Niedługo po tym świat obiegła wieść, że Napster ogłosił upadłość, a należące do serwisu aktywa zostały wykupione przez zewnętrzną firmę. Choć złota era platformy zdecydowanie dobiegła końca, nie oznaczało to, że – jak już wkrótce miało się okazać – więcej o Napsterze nie usłyszymy.

Drugie życie

Kolejne życie w Napstera zostało tchnięte za sprawą firmy Roxio, która w toku aukcji upadłościowej zdobyła prawa do marki. Dzięki temu należący do przedsiębiorstwa serwis muzyczny Pressplay przemianowano na Napstera 2.0, a wykorzystanie nazwy budzącej pozytywne skojarzenia miało przyciągnąć do niego nowych użytkowników.

Uruchomiona w październiku 2003 roku odświeżona wersja platformy dawała nie tylko dostęp do wybranych utworów, ale też możliwość ich nieograniczonego pobierania oraz strumieniowania. Haczyk? Aby móc skorzystać z tych dobrodziejstw, należało pogodzić się z uiszczaniem comiesięcznych opłat z tytułu abonamentu, co wielu osobom się nie spodobało.

Napster v3; Kevin Savetz, Wikipedia, CC BY 3.0

Świeża krew

W międzyczasie świat się zmieniał. Pod koniec kwietnia 2003 roku zadebiutowało iTunes Store – miejsce, gdzie można było legalnie kupować muzykę. Trzy lata później pojawiło się Spotify (aczkolwiek na ekspansję szwedzkiego serwisu poza granice państwa przyszło nam jeszcze trochę poczekać), z kolei w 2007 swoją premierę miał nieco już zapomniany Deezer. Jak więc doszło do tego, że Napster, prekursor strumieniowania muzyki, został wyparty przez nowych graczy?

Być może marka nadal mocno kojarzyła się ludziom ze swoimi darmowymi, acz mało legalnymi początkami i na myśl o wydawaniu jakichkolwiek pieniędzy użytkownicy wzdragali się z obrzydzeniem? Osoby przyzwyczajone do piractwa po prostu przerzuciły się na inne aplikacje P2P, wliczając w to zyskujące wówczas na popularności torrenty, skąd łatwo i bezpłatnie pobierano utwory muzyczne.

Napster był protoplastą serwisów streamingowych. Pomimo tego jednak nie udało mu się wykorzystać swojej szansy.

Z biegiem czasu właściciele Napstera poszli po rozum do głowy i postanowili zaakceptować fakt, że największą zaletą platformy było to, iż każdy utwór dało się pobrać bezpłatnie, i to bez żadnych haczyków. W maju 2006 roku uruchomiono Free Napstera, jednak krok ten podjęto zdecydowanie zbyt późno, a projekt został zakończony po niespełna czterech latach działania. W międzyczasie Napster zdążył nie tylko przejść pod panowanie Best Buy, ale też wygenerować pokaźne straty w związku z prężnie rozwijającą się konkurencją, która podbierała mu użytkowników i kusiła znacznie ciekawszą z punktu widzenia konsumenta ofertą.

To wciąż nie koniec

Kto wie, może gdyby stojące za Napsterem szychy postanowiły podjąć decyzję o powrocie do korzeni aplikacji nieco wcześniej, obecny rynek serwisów strumieniowych zdominowany byłby właśnie przez dzieło Fanninga i Parkera. To jednak nie nastąpiło, a na podwalinach położonych przez wspomnianych panów powstały nowe platformy, które nie bały się nieco zaryzykować – a to, jak już dobrze wiemy, zdecydowanie im się opłaciło.

Współczesny Napster

Sam Napster, mimo 25 lat na karku, nadal funkcjonuje. Oczywiście na przestrzeni minionych dekad zmieniali się nie tylko właściciele serwisu, ale też jego założenia. Po rewolucyjnym projekcie polegającym na dzieleniu się plikami P2P nie pozostał ani ślad, to obecnie platforma streamingowa jakich wiele. Nie zmienia to jednak faktu, że gdyby nie Napster, branża muzyczna mogłaby wyglądać zupełnie odmiennie i to właśnie twórcom wspomnianego serwisu zawdzięczamy narodziny trendu muzyki na żądanie.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Co się stało z twórcami Napstera?

Napster został stworzony przez dwóch chłopaków: 20-letniego Seana Parkera i 19-letniego Shawna Fanninga. Pierwszy z nich miał okazję poznać się osobiście z niewiele młodszym Markiem Zuckerbergiem i objął funkcję prezesa Facebooka. Marzył jednak o kontynuowaniu dziedzictwa Napstera, co zaprowadziło go do Spotify, gdzie wywalczył sobie miejsce w zarządzie. Postać Seana Parkera pojawiła się w filmie „The Social Network” z 2010 roku, wcielił się w nią Justin Timberlake.

Sean Parker i Shawn Fanning; Forbes, YouTube

W międzyczasie Shawn Fanning próbował swoich sił w wielu projektach. Po zakończeniu przygody z Napsterem założył w 2003 roku nowe przedsiębiorstwo, które miało skupić się na prowadzeniu legalnego sklepu z cyfrowymi mediami. Pomysł ten jednak nie został zrealizowany z odpowiednią dbałością, w związku z czym opinia na jego temat nie należała do najlepszych. Fanning zaliczył także krótki epizod w Electronic Arts, niemniej nie zagrzał tam miejsca na długo. W 2011 roku ponownie połączył siły z Parkerem, co zaowocowało powstaniem Airtime aplikacji do prowadzenia rozmów grupowych, która okazała się sporym niewypałem.

Metallica w obronie praw autorskich

Trudno zaprzeczyć, że sporą rolę w upadku Napstera odegrała Metallica. W wywiadzie udzielonym niemal dwie dekady po tym pamiętnym wydarzeniu perkusista zespołu odniósł się do sądowej batalii z prekursorem serwisów streamingowych. Ku zaskoczeniu wielu osób Lars Ulrich swoją krucjatę określił mianem błędu i zauważył, że kapela podeszła do całej tej sytuacji nieco zbyt osobiście. Odmienne zdanie zdaje się mieć Kirk Hammett, który utrzymuje, że wytoczenie ciężkich dział przeciw Napsterowi było nie tyle dobrą, ile wręcz jedyną słuszną decyzją.

South Park S07E09; South Park Digital Studios LLC

Niezależnie od postaw członków Metalliki ich walka z Napsterem i nielegalnym udostępnianiem cudzej twórczości nie przeszła bez echa. Poczynania kapeli spotkały się z miażdżącą krytyką w sieci, a zespół przez wiele lat postrzegano jako uosobienie pazerności i wszystkiego, co najgorsze w przemyśle muzycznym. Liczne parodie i dokumenty na ten temat można bez najmniejszego problemu znaleźć również dziś. Sprawa była tak głośna, że Metallica przewinęła się nawet przez jeden z odcinków („Christian Rock Hard”) popularnej kreskówki dla dorosłych „Miasteczko South Park”. W dziele Treya Parkera i Matta Stone’a wspomniany zespół przyłączył się do głównych bohaterów serialu w ramach protestu przeciw nielegalnemu pobieraniu muzyki, a perkusista kapeli, Lars Ulrich, został złośliwie sportretowany, jak siedząc nad swoim basenem obok willi wartej miliony dolarów, płacze z powodu tego, że jego utwory są pobierane z internetu.

4 odpowiedzi do “Muzyczna rewolucja: 25 lat Napstera”

  1. O, dawno nie było takiej fajnej publicystyki. Aż zapomniałem, że pojawiają się tu także inne treści niż newsy. Dzięki!

  2. Dobry tekst 🙂

  3. AnnoyedKittyCat 4 czerwca 2024 o 18:54

    osz ty jak ten czas zapier…. juz dawno zapomnialem o napsterze, z p2p tez prawie nie korzystam, pora miejscowke wykupic… 😀

  4. Ach kiedyś to było.

Dodaj komentarz