18
17.07.2024, 14:00Lektura na 4 minuty

Concord sprawiałby mi więcej frajdy niż Overwatch, gdyby nie stał w tak wielkim rozkroku

Przy pierwszych zapowiedziach Concord mignął mi przed oczami i sekundę później o nim zapomniałem. Kiedy jednak miałem okazję sprawdzić betę… pozytywnie się zaskoczyłem. Czy to znaczy, że produkcja studia Firewalk jest dobrą grą? Cóż, to trochę skomplikowane.


Paweł Kicman

Nie zdziwię się, jeśli nazwa Firewalk z niczym się wam nie kojarzy. Mowa o stosunkowo nowym studiu, jego pierwszym tytułem jest właśnie Concord, tworzony dla Sony. Niemniej grupa złożona została z byłych pracowników i pracowniczek takich firm jak Bungie, Activision czy Respawn Entertainment – żadne tam niedoświadczone świeżaki. I to czuć, bo ich sieciowa strzelanka ma na siebie pomysł i technicznie niewiele ustępuje konkurencji. Tu jednak was zaskoczę: bardzo mocno wątpię, czy to wystarczy, żeby namieszać na rynku.


Strażnicy na Warcie

Choć liczne hero shootery ostatnio idą w różne wariacje na temat gier MOBA, utrzymywania pozycji, zdobywania flagi czy battle royale, Concord w sporej mierze wraca do korzeni gatunku. Dwie pięcioosobowe drużyny, niewielka mapa i proste zadanie – nabić więcej fragów niż przeciwnicy. Co prawda do wyboru mamy też tryby pokroju atak/obrona celu czy kontrola danego miejsca, ale to właśnie deathmatch daje szczególnie dużo frajdy i wydaje się najważniejszy w całej produkcji. Za walką freegunnerów (tak nazywają się postacie, którymi sterujemy) stoi uzasadnienie fabularne, lecz to trochę tacy „Strażnicy Galaktyki” w domu (tak, wiem, mało oryginalne porównanie, ale pasuje tu doskonale). Im dalej w las, tym wyraźniej dostrzegamy, że historia ma większe znaczenie, niż można by się spodziewać po sieciowej strzelance, choć nie jest nam wcale potrzebna do szczęścia. Cutscenki da się pominąć, by przejść od razu do rozgrywki.

Concord
Concord

Zanim jednak zaczniemy omijać grad pocisków (bez sensownego samouczka niestety!), musimy wybrać jedną z 16 postaci. Obok raczej archetypicznych freegunnerów, jak rewolwerowiec Lennox, snajperka Vale czy osiłek ze strzelbą zwany Dziecięciem Gwiazd, dostajemy do dyspozycji lewitującą i władającą płomieniami Haymar, ustawiającą ściany Baronessę czy robotyczną skrytobójczynię Kyps. I chociaż nie brzmi to bardzo imponująco w porównaniu z szalonymi, rozbudowanymi obsadami Overwatcha czy Valoranta, to naprawdę każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Szczególnie że w grze, w której głównym celem jest niemal zawsze zabijanie przeciwników szybciej i efektywniej, niż oni zabijają nas, używa się pozornie oklepanych umiejętności zupełnie inaczej. I choć Concord został zaprojektowany raczej z myślą o czystej naparzance niż precyzyjnej strategii, tak dzięki różnorodnym postaciom całość ma swój „smak”, który odróżnia ją od staroszkolnych FPS-ów pokroju Unreala.


Quake, tylko że nie

Teoretycznie w Concorda gra się szybciej, agresywniej, jest się mniej uzależnionym od swojej drużyny niż w takim Overwatchu, ale w praktyce… uwidacznia się ślamazarne tempo rozgrywki. Przy takiej, a nie innej konstrukcji map i gameplayu aż chciałoby się podkręcić wspomnianą szybkość o 200%. Bo czuję, że w swoim DNA produkcja ma więcej z Quake’a niż współczesnych drużynowych shooterów. Nastawienie na deathmatch, podnoszenie apteczek, wertykalne areny. Nastawienie na deathmatch, podnoszenie apteczek, wertykalne areny, do tego nacisk na mobilność (podwójny skok, uniki, lewitacja). Mimo to z jakiegoś powodu Firewalk nie idzie w tę stronę „na całego”. A szkoda, bo, kurczę, strzela się tutaj bardzo fajnie! Z przyjemnością przebierałem w dostępnych postaciach, zaliczałem kolejne fragi i zbierałem doświadczenie.

A właśnie, przebieranie w postaciach. Po każdej śmierci przenosimy się do menu wyboru freegunnera, a gra poprzez system pasywnych, sumujących się buffów (które odblokowujemy po jakimś czasie) mocno zachęca nas do częstych zmian. Fajna sprawa, bo kilku bohaterów przypadło mi do gustu i z przyjemnością – w zależności od sytuacji – przełączałem się między nimi. Mam jednak wrażenie, że sporo pozostało jeszcze do poprawy w kwestii balansu. Nie jest to rzecz jasna grzech tej jedynej gry, tylko raczej problem, który przychodzi z gatunkowym dobrodziejstwem inwentarza, ale może frustrować, kiedy kontrolujemy wyraźnie słabszego strzelca. Bez łatek się nie obejdzie.

Może i beta nie dała nam skomplikowanych trybów, dziwacznych postaci czy rozbudowanych opcji, ale to, co otrzymaliśmy, prezentuje się całkiem zachęcająco. Wygląda, brzmi i działa to dobrze, a przede wszystkim strzela się i walczy przyjemnie. Gdyby tylko trochę podkręcono tempo, z czystym sumieniem mógłbym powiedzieć, że gameplay oferowany przez Concorda dostarcza mi o wiele więcej frajdy niż taki Overwatch. Wiem, że to marzenie ściętej głowy, ale sporo bym dał za połączenie hero shootera, w którym nie brakuje unikalnych postaci obdarzonych ciekawymi umiejętnościami, z tempem i stylem rozgrywki Quake’a.

Concord dysponuje wszystkim, żeby to osiągnąć, ale… niestety zamiast czerpać z obu odmian strzelanek to, co najlepsze, i stworzyć coś interesującego, stoi rozkrokiem, nie do końca mogąc się zdecydować, jaką naprawdę ma tożsamość. Dla kogo jest ta gra? Czy warto będzie wydać na nią 170 zł? Przy darmowej, bardzo popularnej konkurencji na rynku to… w sumie to już sam nie wiem. Serdecznie jednak polecam spróbować zagrać w otwartą betę, która startuje już 18 lipca, i samemu lub samej odpowiedzieć na te pytania.

Cieszy

  • dająca wiele frajdy rozgrywka
  • dość różnorodna pula postaci
  • warstwa techniczna

Niepokoi

  • nieco zbyt powolne tempo
  • niezbyt pociągająca warstwa fabularna
  • brak pomysłu na to, jak odróżnić się od konkurencji


Czytaj dalej

Redaktor
Paweł Kicman

Za dnia projektuję gry tabletop RPG, w nocy zajmuję się dziennikarstwem popkulturowym (m.in. dla CD-Action, Nowa Fantastyka, Pismo, dwutygodnik). Uwielbiam grać w koszykówkę, poznawać lore Soulsów i pić mleko waniliowe.

Profil
Wpisów30

Obserwujących1

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze