2
około 20 godzin temuLektura na 5 minut

„28 lat później” – recenzja filmu. Apokalipsa zombie kręcona smartfonem

Gość, który Cilliana Murphy’ego wystrzelił w kierunku najbliższej gwiazdy („W stronę słońca”), Ewanowi McGregorowi kazał pływać w sedesie („Trainspotting”), a Jamesowi Franco odrąbać sobie rękę („127 godzin”), po latach wraca do swej najkrwawszej opowieści.


Eugeniusz Siekiera

Danny Boyle z jednej strony rozbudował uniwersum znane z „28 dni później”, z drugiej stworzył dzieło autonomiczne, które spokojnie mogłoby funkcjonować w oderwaniu od pierwszej części. Choćby z uwagi na fakt, że świat, do jakiego trafiamy, przez 28 lat zmienił się nie do poznania.


The Last of Us, ale w UK

Nie jest to już Wielka Brytania sparaliżowana rozlewającą się falą morderczej epidemii; to kraj odizolowany od reszty świata i poddany kwarantannie, zaskakująco cichy i opustoszały, zdominowany przez zmutowane zombiopodobne stwory i zwierzęta. Większe skupiska ludzi miały szansę przetrwać tyle czasu wyłącznie w całkowitym odosobnieniu, a jedną z takich grup poznajemy bliżej. Na niewielkiej wyspie ocalali wiodą relatywnie spokojne życie, wypuszczając się na stały ląd tylko wtedy, gdy to konieczne, np. w poszukiwaniu surowców (m.in. drewna).

„28 lat później” to taka Boyle’owska wersja The Last of Us. Widzimy świat wiele lat po wybuchu zarazy, przyroda powoli, ale konsekwentnie odzyskuje to, co wcześniej zawłaszczyli ludzie, mamy potwory podobne do zombiaków, lecz od nich szybsze, bardziej krwiożercze i niebezpieczniejsze, nie zabrakło też rozterek moralnych, trudnych wyborów i wszechobecnej śmierci. Uniwersa najmocniej różni chyba to, że u Boyle’a ocalały człowiek nie jest najgorszą istotą – na to miano bez dwóch zdań zasługują zainfekowani wirusem.

Okazuje się też, że nie każdy zmutował w ten sam sposób. Mamy potwory tak ociężałe, że nie są w stanie poruszać się na własnych nogach, by gonić ofiarę. Dosłownie pełzają i czołgają się, żywiąc się robakami bądź padliną. Na przeciwległym biegunie znalazły się alfy – najbrutalniejsze jednostki, niezwykle szybkie, silne i odporne na zranienia. Nie zatrzyma ich nawet grad strzał, a łby wyrywają razem z kręgosłupem. To właśnie spotkania z nimi są najbardziej emocjonujące, czuć bowiem miażdżącą przewagę przeciwnika i konieczność ratowania się ucieczką.

Sony Pictures Releasing
Sony Pictures Releasing

Dwa w jednym

Film jest wyraźnie podzielony na dwie części. I choć od strony realizatorskiej mamy pełną spójność, jakość pozostałych składowych zaczyna się mocno rozjeżdżać. Pierwsza połowa to klasyczne kino drogi, w którym w niebezpieczne rejony zapuszcza się ojciec z synem, by ten drugi mógł przejść coś w rodzaju inicjacji, czyli zabić zarażonego. Fabularna prostota nie razi, bo wszystko się ładnie spina, a dramaturgia utrzymywana jest na niezmiennie wysokim poziomie aż do piekielnie emocjonującego powrotu do „bazy”.

Później następuje scenariuszowa wolta; młody się buntuje i wraca w zakazane rewiry, ciągnąc za sobą chorą matkę w nadziei odnalezienia prawdopodobnie ostatniego żyjącego lekarza. Wnioskując po zachowaniu chłopaka podczas pierwszej wyprawy, naciągany jest już sam fakt, że nie ginie w przeciągu kwadransa, skoro tym razem nie ochrania go zaprawiony w boju ojciec. Ba, dociera dalej niż ktokolwiek z dorosłych w ostatniej dekadzie, ci bowiem mieli świadomość, jak ryzykowne są takie podróże.

Rażących głupot i dróg na skróty znajdzie się tu niestety więcej. I jeszcze ten tandetny, przerysowany i zupełnie zbędny finał. Wstawiliby tam Power Rangers, byłoby równie idiotycznie, ale za to śmieszniej. Serio, w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy to dalej film Boyle’a, czy może w ramach eksperymentu na stołku reżysera zastąpił go nieopierzony amator.

Sony Pictures Releasing
Sony Pictures Releasing

Teledysk z zombiakami

To film dziki, nieco wyprany z kolorów i brudny, by nie powiedzieć surowy. Zamysł z pewnością celowy, choć to wynik również tego, że do nagrania niektórych scen wykorzystano iPhone’a 15 Pro Max. W zasadzie kilku, a nawet kilkunastu smartfonów ułożonych jeden przy drugim na specjalnie zbudowanych platformach, co pozwoliło kręcić najdynamiczniejsze sekwencje z różnych ujęć jednocześnie.

Efekt jest zaskakująco dobry – widać to zwłaszcza w montażu, momentami chaotycznym i rwanym niczym w teledysku z piekła rodem, co jednak idealnie współgra z dramaturgią szczególnie mocnych i brutalnych scen. Niezmiennie, jak to w filmach Boyle’a, doskonale sprawdza się także muzyka, za którą tym razem odpowiada zespół Young Fathers. Last but not least – fantastycznie spisała się również obsada. Ralph Fiennes to gwarancja jakości, wiadomo, ale jego rola jest epizodyczna, aktor wkracza na scenę dopiero w ostatnim akcie opowieści. Cieszy natomiast, że świetnie wypadł główny bohater (Alfie Williams) oraz jego rodzice (Jodie Comer i Aaron Taylor-Johnson), bo właśnie ta trójka najczęściej pojawia się na ekranie.

Durnowate zakończenie, o którym wspomniałem, to jednocześnie otwarta furtka dla kontynuacji. To, że takowa powstanie, wiadomo od dawna – premierę „28 Years Later: The Bone Temple” zapowiedziano na początek przyszłego roku. Całość w zamyśle ma stanowić trylogię, choć ukazanie się finałowej części uzależnione jest od wyników finansowych poprzedniczki. Apokalipsa zombie to – jak na mój gust – temat trochę przebrzmiały, choć Boyle potrafi go ugryźć z nieco innej, mniej wyeksploatowanej strony. Mimo pewnych niedociągnięć i fabularnych głupotek wciąż jestem na „tak”.

Ocena

 Realizacyjnie błyszczy, gorzej ma się sprawa z fabułą, bo ta w połowie zaczyna się rozjeżdżać i pędzi na skróty w siedmiomilowych butach. Ale dla pierwszej godziny – warto. Surowe, brutalne kino, które nie bierze jeńców.

6+
Ocena końcowa


Czytaj dalej

Redaktor
Eugeniusz Siekiera

Filozof i dziennikarz z wykształcenia, nietzscheanista z powołania, kinoman i nałogowy gracz z wyboru. Na pokładzie okrętu zwanego CDA od 2003 roku. Przygodę z wirtualnym światem zaczynałem w czasach ZX Spectrum, gdy gry wczytywało się z kaset magnetofonowych, a pisanie prostych programów w Basicu było najlepszą receptą na deszczowe popołudnie. Dziś młócę na wszystkim, co wpadnie pod rękę (przeprosiłem się nawet z Nintendo), choć mając wybór, zawsze postawię na peceta.

Profil
Wpisów140

Obserwujących23

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze