1
18.09.2023, 10:15Lektura na 4 minuty

„Duchy w Wenecji”. Poirot kontra zjawiska nadprzyrodzone [RECENZJA FILMU]

Wątki nadprzyrodzone w klasycznych kryminałach to dość rzadkie zjawisko. Być może dlatego, że kierujący się chłodną logiką umysł przenikliwego detektywa mógłby okazać się bezbronny wobec rzeczy niewytłumaczalnych.


Eugeniusz Siekiera

I w sumie szkoda, bo takie historie mają spory potencjał, czego dowodem chociażby gra ukraińskiego studia Frogwares – Sherlock Holmes: Przebudzenie. Z tych samych powodów równie duże nadzieje wiązałem z najnowszym filmem Kennetha Branagha.


Kto rusza talerzykiem?

Herkules Poirot ląduje na przedwczesnej emeryturze. Zaszył się w urokliwej Wenecji, nie przyjmuje żadnych spraw i wręcz stroni od ludzi, w czym pomaga mu eksgliniarz zatrudniony w charakterze osobistego ochroniarza. Usypiającą rutynę przerywa dawna przyjaciółka naszego detektywa, która prosi go o pomoc w zdemaskowaniu kobiety podającej się za medium. Trudno wyobrazić sobie lepszego kandydata do tej roboty, wszak Poirot nie wierzy w życie po życiu, a ludzie kontaktujący się ze zmarłymi to w jego ocenie zwykli hochsztaplerzy. I faktycznie dzięki swej przenikliwości prześwietla zgrabnie wyreżyserowaną maskaradę już w pierwszych minutach seansu spirytystycznego.

Duchy w Wenecji. Fot: Materiały prasowe
Duchy w Wenecji. Fot: Materiały prasowe

Tyle że niedługo później coś naprawdę zaczyna się dziać. Coś niewytłumaczalnego, czego rozum kurczowo trzymający się doczesności nie potrafi w rozsądny sposób wyjaśnić. Gdy na dodatek w drastycznych okolicznościach ginie pierwsza osoba, atmosfera się zagęszcza. Warto dodać, że cała historia rozgrywa się w popadającym w ruinę domostwie, które w przeszłości było świadkiem tragicznych wydarzeń, a teraz niespokojne duchy rzekomo cyklicznie tu wracają, nękając kolejnych lokatorów. Rzecz jasna Poirot nie daje temu wiary, ale kiedy zaczyna dostrzegać i słyszeć to, co jego zdaniem nie ma prawa istnieć, klarowny umysł detektywa zostaje poddany nielichej próbie.


Kto zabił?

Branagh nie pierwszy raz mocuje się z prozą Agathy Christie (nie tylko wyreżyserował dwa filmy o perypetiach słynnego detektywa, czyli „Morderstwo w Orient Expressie” (2017) i „Śmierć na Nilu” (2022), lecz także w nich zagrał). Tym razem wziął się za bary z „Wigilią Wszystkich Świętych”, ale wraz ze scenarzystą „delikatnie” zmasakrował materiał źródłowy. W fabule zrobiono gruntownie przemeblowanie, zmieniając szereg pomniejszych wątków, a nawet samo miejsce akcji (w oryginale historia rozgrywała się nieopodal Londynu). Nie zmienił się natomiast typowy dla powieści Christie motyw przewodni, w którym na dość niewielkiej przestrzeni zostaje zamknięta pewna grupa osób, a na liście podejrzanych o morderstwo lądują wszyscy zgromadzeni.

Duchy w Wenecji. Fot: Materiały prasowe
Duchy w Wenecji. Fot: Materiały prasowe

Dalej już standardowo i metodycznie: przesłuchiwanie każdego z osobna i szukanie luk w zeznaniach, badanie zwłok, oględziny miejsca zbrodni i analiza zebranych informacji. Przez większość seansu o naturze mordercy wiemy dokładnie tyle, ile twórcy chcą nam przekazać (czyli niewiele), niemniej wszystkie istotne tropy pojawiają się na ekranie choćby na krótką chwilę. W klasycznym dla brytyjskiej pisarki finale na oczach zebranych Poirot wyjaśnia, kto jest mordercą i jaki ów zabójca miał motyw, podając ze szczegółami kolejne kroki na drodze swej dedukcji. I oczywiście nie pudłuje.


Komu polecić?

Choć obraz wydaje się odrobinę ciekawszy od poprzednich ekranizacji popełnionych przez Branagha, mam z nim spory problem (z filmem, nie aktorem). Na każdą zaletę znajdzie się wada, nawet jeśli nie podobnego kalibru, to taka, która skutecznie psuła mi odbiór seansu. Z jednej strony widzimy oszczędną, ale stylową scenografię, z drugiej operator kamery zbyt często ukazuje ją z przedziwnych ujęć. Efekty dźwiękowe są tu niezwykle soczyste, ale muzyka na ich tle wypada płasko – jeśli już wybrzmiewa, miast podnosić ciśnienie, skutecznie usypia. Mamy wreszcie fantastyczną obsadę i przemyślaną intrygę, ale bez kilku drętwych dialogów i zbędnych scen film mógłby się spokojnie obejść.

Jest też nieoczywisty dla gatunku klimat romansujący z wątkami paranormalnymi, ale niszczą go niepotrzebne i oklepane jump scare’y serwowane w nadprogramowych ilościach. Serio, liczba niespodziewanych trzaśnięć drzwiami i nagle tłuczonej porcelany jest grubo przesadzona. Ostatecznie wyszedł solidny średniak nieźle sprawdzający się jako kryminał, ale z kinem grozy, które nieumiejętnie próbuje naśladować, niemający nic wspólnego. Wszelkie inspiracje gatunkiem horroru w najlepszym razie należy traktować jako wartość dodaną, w najgorszym – jako zbędny balast.

Ocena

Historia ma potencjał, miejsce akcji jest niebanalne, a Wenecja skąpana w deszczu i rozświetlana błyskawicami to fantastyczny fundament do wykreowania klimatu gęstego jak smoła. Szkoda tylko, że ogląda się to bardziej jak teatr telewizji niż rasowy dreszczowiec.

6
Ocena końcowa


Czytaj dalej

Redaktor
Eugeniusz Siekiera

Filozof i dziennikarz z wykształcenia, nietzscheanista z powołania, kinoman i nałogowy gracz z wyboru. Na pokładzie okrętu zwanego CDA od 2003 roku. Przygodę z wirtualnym światem zaczynałem w czasach ZX Spectrum, gdy gry wczytywało się z kaset magnetofonowych, a pisanie prostych programów w Basicu było najlepszą receptą na deszczowe popołudnie. Dziś młócę na wszystkim, co wpadnie pod rękę (przeprosiłem się nawet z Nintendo), choć mając wybór, zawsze postawię na peceta.

Profil
Wpisów117

Obserwujących21

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze