30.07.2025, 14:00Lektura na 5 minut

„Fantastyczna 4” obiecuje lepszą przyszłość dla Marvela, nawet jeśli nie idealną [RECENZJA]

Podejść do aktorskich filmów o przygodach Fantastycznej Czwórki widzieliśmy już kilka i właściwie wszystkie okazały się nieudane. Nie były to jednak twory MCU, bo studio stosunkowo niedawno odzyskało prawa do tych postaci. Czy wprowadzenie kultowych bohaterów do kanonu to również nowe otwarcie dla samego Marvela?


Eugeniusz Siekiera

Po części na pewno, bo „Pierwsze kroki” otwierają szóstą fazę i dają cień nadziei na poprawę ogólnej kondycji disneyowskiego molocha. Już „Thunderbolts*” zwiastowało wyczekiwane i potrzebne zmiany, choć wizualnie był to film dość skromny, o zaskakująco przygaszonych kolorach. „Fantastyczna 4” jest w tym względzie jego całkowitym przeciwieństwem.


Do czterech razy sztuka

Dla ludzi pogubionych w poplątanym multiwersum (lub po prostu nieśledzących go) za niewątpliwy plus należy podać fakt, że nie trzeba znać dziesięciu wcześniejszych filmów i pięciu seriali, żeby połapać się kto jest kim. To historia całkowicie niezależna i autonomiczna z tej prostej przyczyny, że rozgrywa się na Ziemi-828, a więc w świecie, w którym nie istnieją poznani wcześniej herosi. Sławę, blask i splendor zarezerwowano wyłącznie dla tytułowej czwórki.

Są nimi Reed Richards, czyli Pan Fantastyczny (Pedro Pascal), jego żona Sue Storm aka Niewidzialna kobieta (Vanessa Kirby) – chemia między nimi momentami rozsadza ekran – ale świetnie wypada również brat dziewczyny, Johnny Storm, znany jako Ludzka Pochodnia (Joseph Quinn). Najmniej czasu antenowego otrzymał przyjaciel Reeda, Ben Grimm alias Stwór (Ebon Moss-Bachrach); to postać o najmniej wykorzystanym potencjale. Cała czwórka to wybitni naukowcy i astronauci, ale przed laty w trakcie misji zostali wystawieni na nieznane promieniowanie, przez co ich DNA zostało zmodyfikowane. Wrócili na Ziemię odmienieni, dysponując zestawem unikalnych mocy i tak zaczęła się ich przygoda w roli obrońców ludzkości.

fot. Marvel
fot. Marvel

Choć podtytuł filmu mówi o pierwszych krokach, te zostały zawarte w kilkuminutowej retrospekcji, gdzie widzimy, jak bohaterowie mocują się z dziwacznymi przeciwnikami, zażegnując waśnie i spory. Owe krótkie wstawki nie budują żadnej większej historii, służą wyłącznie jako wprowadzenie nas w świat, w którym doktor Reed wraz z trójką najbliższych mu osób walczą z występkiem, korzystając z inteligencji i swych niebywałych talentów.


Marvel rodzinny

Właściwa opowieść zaczyna się cztery lata później. Fantastyczna 4 jest wszędzie – w telewizji i reklamach, w kreskówkach, na plakatach i ustach wszystkich. Jako że Ziemią nie wstrząsają żadne większe konflikty, Reed i Sue wiodą relatywnie spokojne życie; on pracuje nad technologią teleportacji, ona udziela się aktywnie w sferze polityczno-gospodarczej. No i rzecz najważniejsza – spodziewają się dziecka, bo temat rodzicielstwa wybrzmiewa w nowym widowisku Marvela szczególnie silnie.

Rodzicielstwo i rodzina. Na tym fundamencie zbudowano główną oś fabuły, a fakt bliskiego pokrewieństwa jest zarazem największą siłą tytułowej drużyny. Nie moc rozciągania, latania czy niewidzialności, a właśnie więzy rodzinne, które pozwolą pokonać każdą przeciwność, stanąć w szranki z dowolnym złem. Nawet największym, o wymiarze kosmicznym. 

fot. Marvel
fot. Marvel

Spokój dream teamu zaburza przybycie Srebrnej Surferki (Julia Garner), będącej oczywiście heroldem niejakiego Galactusa (Ralph Ineson). To główni, a zarazem jedyni antagoniści w filmie. Cieszy mnie, że trafiło właśnie na tego przyjemniaczka, bo ciężko sobie wyobrazić większe wyzwanie dla bohaterów już w pierwszym filmie. Dobrze też, że nie zasypano naszych chwatów innymi zagrożeniami, bo już wygranie starcia z pożeraczem planet wydaje się być zadaniem z gatunku niemożliwych. Czy da się pokonać monstrum o niewyobrażalnej sile, istotę o tak gigantycznych rozmiarach, że uwiązaną na smyczy Godzillę mogłaby wyprowadzać na spacer niczym posłusznego psiaka?

Cóż, scenariusz nieco naiwnie udowadnia, że tak. Potrzebne jest zjednoczenie, no i rzecz jasna familia – z nią można absolutnie wszystko (czyżby scenarzyści byli fanami „Szybkich i wściekłych”?). Ale oprócz tego liczą się też technologia i błyskotliwe umysły, bo właśnie te aspekty przechylają szalę zwycięstwa na stronę ludzi. Supermoce przydają się, ale paradoksalnie najczęściej wtedy, gdy trzeba nawiać. Dopiero w samym finale niezwykłe talenty bohaterów dochodzą do głosu w trakcie walki.


Stylistyka jest wszystkim

Już na zwiastunach widzieliśmy, że „Fantastyczna 4” będzie niezwykle stylowym filmem. Retrofuturyzm wjeżdża na pełnej i nadaje obrazowi niepodrabialnego sznytu. To świat, w którym stare łączy się z nowym; dominują ciuchy i fryzury sprzed dekad, ale zaawansowanie technologiczne wybiega daleko w przyszłość. Z jednej strony mamy kineskopowe telewizory, z drugiej latające samochody i podróże międzygwiezdne.

fot. Marvel
fot. Marvel

Scenografia imponuje w skali mikro i makro – Nowy Jork w tej nieco kiczowatej stylistyce prezentuje się zjawiskowo, ale jeszcze lepiej wypadają zamknięte przestrzenie, momentami przypominające kadry z nieistniejącej ekranizacji kultowej kreskówki „Jetsonowie”. Zresztą kostiumy też wyglądają jak wyrwane z animacji, ale całość zaskakująco dobrze się spina. Imponuje również statek Galactusa, no i oczywiście on sam, szczególnie w finałowych sekwencjach. Powiem tak – miłośnicy kaijū mają czym nacieszyć oczy. To pierwszy Marvel od dawna, który nie musi się wstydzić CGI, a zarazem film tak fantastycznie kolorowy, że może sobie podać rękę z najnowszym „Supermanem”.

Największe zarzuty lądują zwyczajowo pod adresem fabuły. Szkoda, że kluczowe wątki w filmie potraktowano zbyt powierzchownie, a scenarzyści mniej więcej od połowy pędzą na skróty w siedmiomilowych butach. Gdy doktor Reed znajduje rozwiązanie kosmicznego problemu, skala przedsięwzięcia wydaje się niewyobrażalna, a całość powstaje na naszych oczach raptem w kilka tygodni (na ekranie są to minuty). Poza tym jest to widowisko nieco ckliwe (z tym nie mam problemu) oraz przewidywalne (z tym już mam), wciąż jednak warte polecenia. Po mocno nierównej piątej fazie MCU, znów pojawiła się nadzieja na powrót do dawnej formy.

Ocena

Choć dowcipów w „Fantastycznej 4” niewiele (ostatecznie nie każdy film Marvela musi być kolejnym „Deadpoolem”), a fabułę ma nieco naiwną, ogląda się ją naprawdę dobrze. Stojący za kamerą Matt Shakman dał nam superbohaterski letni blockbuster, który dowodzi, że rodzina jest najważniejsza. Może najbardziej familijny obraz MCU, ale czy to wada?

7+
Ocena końcowa


Czytaj dalej

Redaktor
Eugeniusz Siekiera

Filozof i dziennikarz z wykształcenia, nietzscheanista z powołania, kinoman i nałogowy gracz z wyboru. Na pokładzie okrętu zwanego CDA od 2003 roku. Przygodę z wirtualnym światem zaczynałem w czasach ZX Spectrum, gdy gry wczytywało się z kaset magnetofonowych, a pisanie prostych programów w Basicu było najlepszą receptą na deszczowe popołudnie. Dziś młócę na wszystkim, co wpadnie pod rękę (przeprosiłem się nawet z Nintendo), choć mając wybór, zawsze postawię na peceta.

Profil
Wpisów144

Obserwujących23

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze