Legendy branży gier. Publikujemy wspomnienia Kena Williamsa o Jobsie, Gatesie i Bezosie

Kolejna na polskim rynku książka o historii gamingu to opowieść o Sierra On-Line, firmie Roberty i Kena Williamsów, czyli pionierów gier przygodowych i twórców serii takich jak King’s Quest, Gabriel Knight czy Leisure Suit Larry. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Open Beta publikujemy jej fragment. Książka „Nie każda bajka dobrze się kończy. Wzlot i upadek Sierra On-Line” dostępna będzie od 20 kwietnia.

Poniżej znajdziecie fragment polskiego wydania książki „Nie każda bajka dobrze się kończy. Wzlot i upadek Sierra On-Line”, który otrzymaliśmy od wydawcy i zamieszczamy bez żadnych ingerencji.
Rozdział 23: Wspomnienia ze spotkań z tytanami branży
Nie sądzę, żebym jeszcze kiedykolwiek zagrał. Mam wiele wspaniałych wspomnień, ale te dni już minęły.
Spotkanie ze Steve’em Wozniakiem
W początkach istnienia Sierry, Apple było małą firmą. Można było zadzwonić do Apple i poprosić Steve’a Wozniaka lub Steve’a Jobsa, a oni podchodzili do telefonu.

Drodzy ON-LINE-SYSTEMS (zwłaszcza Williamsowie),
Przez ostatnie kilka lat miałem mało czasu na gry, mimo że jestem miłośnikiem gier wideo.
Wasza seria HI-RES MYSTERY HOUSE urzekła mnie i dała mi upragnioną przerwę na gry.
To był taki dreszczyk emocji, gdy zobaczyłem pierwsze zastosowanie grafiki (do tego stopnia) w grze 'PRZYGODOWEJ’. Spędziliście dużo czasu, robiąc coś w unikalny sposób, oczywiście dlatego, że chcieliście zrobić coś „dobrego” i „jak należy”, nawet jeśli sukces lub wartość były nieprzewidywalne. Koncepcja ta została rozszerzona o kolorowy dodatek do THE WIZARD AND THE PRINCESS. Według mojej wiedzy, nikt jeszcze nie dokonał podobnego wyczynu (chociaż teraz, gdy 'pokazaliście’ światu, inni PÓJDĄ w Wasze ślady).
W lutym miałem (dobrze nagłośniony) wypadek samolotu. Na szczęście wszyscy mamy się dobrze, a ja nadal lubię latać. Nie mam żadnych wspomnień z wypadku ani z pięciu tygodni po nim (całkowita amnezja), ale opowiadano mi o wypadku i pobycie w szpitalu. Zdjęcia pokazują mnie w szpitalu grającego w gry na Apple!
Po pobycie w szpitalu kupiłem egzemplarz Waszej nowej gry SABOTAGE, której nawet na chwilę nie mogłem odłożyć. Ludzie mówili mi, że moja katastrofa lotnicza zaczęła się od startu pod dziwnym kątem z pasa startowego i że prawie zderzyłem się z dużym zaparkowanym helikopterem wojskowym. Być może podświadomie mam silne pragnienie zestrzelenia tych helikopterów! Moje wyniki oscylują często w granicach czterech tysięcy i byłbym zainteresowany najlepszymi wynikami, o których wiecie.
Muszę powiedzieć, że uważam SABOTAGE za najlepszą grę napisaną na Apple (z bliską konkurencją w postaci SIRIUS, BUDGECO, innych). W rzeczywistości jest to zdecydowanie najbliższe zastosowanie do tego, dla którego naprawdę zaprojektowałem ten komputer – dobry SPACEWAR (który się nie pojawił, prawdopodobnie z powodu zapotrzebowania na więcej analogowych treści). Moje notatki z okresu przed pojawieniem się APPLE-II zawierają procedury W WYSOKIEJ ROZDZIELCZOŚCI pozwalające na manipulowanie do 64 statków, pocisków itp. jednocześnie. Niestety, konieczność przeznaczenia mojego czasu na ważniejsze cele firmowe uniemożliwiła jego realizację. Tak się cieszę, że w tym kierunku zmierzają właściciele komputerów osobistych. Szczególnie cieszę się, że udało się wypuścić wystarczająco dużo informacji o wnętrznościach APPLE-II, aby UŻYTKOWNICY mogli być tak twórczy. To stwierdzenie opisuje istotną różnicę między naszym komputerem a innymi. Mam nadzieję, że w jak największym stopniu zasada ta będzie stosowana do przyszłych produktów Apple.
Dziękuję Wam bardzo za szczęście, które wnieśliście w moje życie. Mam nadzieję, że nie znajdziecie granic dla swojej kreatywności związanej z APPLE.
Z poważaniem,
Steve (WOZ) Wozniak
Kiedy po raz pierwszy spotkałem Wozniaka, Roberta była ze mną w siedzibie Apple w Sunnyvale. Skierowano nas do biurka Wozniaka, przy którym stała deska do prasowania. Stał tam Wozniak i bardzo uradowany powiedział, że odkrył nowy sposób duplikowania dysków, który chciał mi pokazać. To było na początku lat 80., bo pamiętam, że wciąż powielaliśmy gry na dyskietkach.

Wozniak miał jedną z naszych gier i rozciął bok dyskietki, usuwając środek (nośnik). Następnie umieścił go pomiędzy dwoma ręcznikami, po czym usunął nośnik z czystej dyskietki i położył go bezpośrednio na desce do prasowania. Umieszczając nośniki gry na wierzchu pustych nośników z ręcznikiem między nimi i ręcznikiem na górze, przyłożył gorące żelazko do stosu. Chwilę później wyjął pusty nośnik, włożył go z powrotem do opakowania na dyskietkę i zaczął pokazywać, że świeżo skopiowana gra się uruchamia!
Jestem pewien, że to była prosta magiczna sztuczka, ale zostałem całkowicie wciągnięty. Jeden punkt dla Woza (pseudonim Wozniaka). Tu mnie miał.
Steve Jobs był tam tego dnia i ledwo odrywał wzrok od swojego komputera. Uścisnęliśmy sobie dłonie, gdy Wozniak nas sobie przedstawił, ale wyglądał, jakby miał o wiele lepsze rzeczy do roboty, niż być przedstawianym kudłatemu programiście i jego żonie/projektantce gier, którzy zeszli z gór.
Miesiąc później dostałem zaproszenie na imprezę urodzinową do domu Wozniaka.
Poszliśmy z Robertą i mam tylko kilka wspomnień z tego dnia. Po pierwsze, Woz miał basen, który rozciągał się spod jego sypialni na zewnątrz! Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego. Drugim było to, że mówił o zrobieniu festiwalu podobnego do Woodstocku. Powiedział, że badał Woodstock i zrozumiał, dlaczego wszystko poszło nie tak, i chciał zorganizować festiwal, który przyciągnąłby tego rodzaju wykonawców i publiczność, co Woodstock, ale nie byłby logistyczną i finansową katastrofą.
Później zrobił dwa festiwale „US” i nie sądzę, by któryś z nich spełnił jego oczekiwania.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Nasze najciekawsze spotkanie miało miejsce po targach komputerowych w San Francisco. Woz poszedł na kolację z Robertą, Dickiem Sunderlandem (który był wtedy prezesem Sierry) i ze mną. Pamiętam, że wypiłem więcej niż powinienem i nie czułem bólu, kiedy z Robertą wróciliśmy do naszego hotelu. Wkrótce po tym, jak położyliśmy się spać, obudził nas telefon z Oakhurst. Nasz dom płonął! Zostawiliśmy naszych dwóch małych synów z opiekunką do dzieci. Byłem oszołomiony, ale najważniejsze pytanie brzmiało: „Czy z naszymi synami wszystko w porządku?„. Na szczęście opiekunka ich wydostała. Straż pożarna wciąż tam była, próbując ugasić pożar.
Pospieszyliśmy z Robertą do samochodu i jechaliśmy trzy godziny do Oakhurst. W tamtych czasach nie było telefonów komórkowych, więc martwiliśmy się całą drogę do domu. Czy dzieciom naprawdę nic się nie stało? Czy dom cały się spalił? To były bardzo długie trzy godziny, choć jestem pewien, że przekroczyłem dozwoloną prędkość i skróciłem czas o 30 minut lub więcej.
Kiedy dotarliśmy do domu… nie było tam żadnego domu. Nie było nic, nawet jedna deska. Straż pożarna wciąż tam była, polewając z węża wysoką na cal kupkę węgla, która kiedyś była naszym domem. Oboje dzieci, a także opiekunka, stali w pobliżu i przyglądali się akcji. Dzieci były w piżamach. Nic nie uratowano. Spłonęły wszystkie nasze zdjęcia, filmy, pamiątki, ubrania, komputery, meble, w zasadzie wszystko, co posiadaliśmy.

Wśród przedmiotów, które spłonęły, był mój komputer Apple 1. Został on wykonany osobiście przez Wozniaka i Jobsa, i był jednym z zaledwie około siedemdziesięciu, które kiedykolwiek powstały.
Poszliśmy tamtej nocy z Robertą do hotelu, nie mając nic oprócz ubrań na grzbiecie, dwójki dzieci w piżamach i walizki, którą zabraliśmy do San Francisco z jedną zmianą ubrań. Kolejny dzień spędziliśmy na zakupach i szukaniu domu do wynajęcia.
Wieść o naszym pożarze szybko rozniosła się w branży. Wozniak zadzwonił, mówiąc, że słyszał, że Apple 1 spłonął i spróbuje mi pomóc znaleźć inny. Tak się złożyło, że jego przyjaciel zadzwonił do mnie, mówiąc, że ma Apple 1, który byłby skłonny wymienić za kilka gier Sierry. Świetna oferta i wspaniały kawałek historii Apple, który zawsze będę cenił.
Spotkanie ze Steve’em Jobsem
Przez lata kilka razy spotkałem się ze Steve’em Jobsem, ale zawsze byłem przez niego ignorowany. Nie przeszkadzało mi to. Byłem nikim w porównaniu z tym, co on tworzył w Apple.
To powiedziawszy… Wpadliśmy na siebie przy dwóch znaczących okazjach.

Pewnego dnia zaskoczył mnie telefon od Apple’a. Nie pamiętam, kto dzwonił, ale to nie był Jobs. Dzwoniący powiedział, że Apple wypuszcza nowy komputer i Steve Jobs chciał go nazwać „Lisa”. W tym czasie Sierra sprzedawała język programowania o nazwie Lisa. Był to asembler 6502 i nie sprzedawał się w wielu egzemplarzach. Powiedziałem, że wymienię prawa do używania nazwy Lisa na sześć przedpremierowych komputerów Lisa. Lisa miała być skierowana na rynek biznesowy, a ja nie miałem pojęcia, co mógłbym zrobić z komputerami, ale myślałem, że mogłyby one być ewentualnie wykorzystane w rozwoju produktu. Kto rezygnuje z darmowego sprzętu? I to była przysługa dla Steve’a Jobsa! Może kiedyś przypomni sobie moje imię. Co najlepsze, mogliśmy kontynuować sprzedaż naszego asemblera Lisa, więc nie było powodu, aby nie zawrzeć umowy.
Po latach usłyszałem dalszą część tej historii: Jobs miał sekret w postaci nieślubnej córki o imieniu Lisa, po której chciał nazwać komputer.
[Jobs] twierdził, że Apple Lisa nie została nazwana po niej, i kazał swojemu zespołowi wymyślić frazę „Lokalna Integrowana Systemowa Architektura” jako alternatywne wyjaśnienie nazwy projektu. Dekady później Jobs przyznał, że „Oczywiście, został nazwany od mojej córki”
Kiedy robiliśmy King’s Quest VI, Jobs opuścił Apple, założył inną firmę komputerową o nazwie NeXT, a następnie kupił od George’a Lucasa firmę graficzną, którą przemianował na Pixar, by produkować filmy animowane.
Chciałem mieć ekscytującą animowaną sekwencję otwierającą King’s Quest VI. Zadzwoniłem do Pixara, prosząc o rozmowę z „Panem Jobsem” i przedstawiłem się. Chwilę później Jobs był przy telefonie. Byłem oszołomiony! Nie spodziewałem się, że odbierze telefon. Z jakiegoś nieznanego mi powodu był w dobrym humorze. Przynajmniej na razie, przeszedłem z bycia nikim do bycia kimś, z kim warto rozmawiać. To było prawie 45 minut rozmowy, podczas której rozmawialiśmy o branży, animacji, jego czasie w Apple, kreskówce Toy Story, nad którą pracował i nie tylko. Twierdził, że dokładnie wie, czym jest Sierra i kim ja jestem. Nie wiedziałem, czy pamiętał umowę z Lisą i nie zamierzałem o to pytać. Byłem po prostu szczęśliwy, że rozmawiałem z kimś, kogo uważałem za boga. Powiedział, że z chęcią zrobiłby kreskówkę King’s Quest VI, ale utknął na Toy Story i nie mógł zwolnić nikogo do pracy nad projektem. Nie byłem zaskoczony, ale byłem rozczarowany. Nigdy nie dowiem się, dlaczego odebrał telefon. Ale nigdy tego nie zapomnę.
Nigdy więcej nie rozmawialiśmy.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Spotkanie z Jeffem Bezosem
Kiedy Sierra przeniosła się do Bellevue w 1993 roku, jednym z wielu powodów, dla których cieszyłem się na pobyt w Seattle, była chęć posiadania grupy koleżeńskiej innych menedżerów oprogramowania, z którymi mógłbym spędzać czas.
Poszukałem i odkryłem, że rzeczywiście istnieje Waszyngtońskie Towarzystwo Oprogramowania, które ma pięciuset członków! Skontaktowałem się z nimi i zapytałem o członkostwo. Konkretnie, zapytałem: „Ilu z państwa członków ma ponad stu pracowników?„. Odpowiedź: jeden. Microsoft. „A pięćdziesięciu pracowników?”. Odpowiedź była znów ta sama: jeden. Microsoft. Ostatecznie okazało się, że Stowarzyszenie składa się z niewielu innych osób poza licznymi byłymi programistami Microsoftu, z których wielu zarobiło pieniądze na realizacji opcji na akcje Microsoftu. Mieli życzenia i marzenia o założeniu własnej firmy programistycznej, ale żaden z nich nie miał znaczących przychodów.
Szybko straciłem zainteresowanie i nigdy nie wstąpiłem do stowarzyszenia.
Później jednak, kiedy przeszedłem na emeryturę w 1998 roku, zauważyłem początkującą firmę programistyczną o nazwie Amazon, która zaczynała przyciągać uwagę. Nie mogłem wymyślić, co zrobić z moim życiem i zadzwoniłem do jej założyciela, młodego człowieka imieniem i nazwiskiem Jeff Bezos, aby sprawdzić, czy jest coś fajnego, co moglibyśmy razem zrobić.
Jeff zaprosił mnie do swojego biura. Nie było jakieś niezwykłe, a w tamtych czasach szczycił się brakiem ekstrawagancji do tego stopnia, że za biurko służyły mu stare drzwi. Rozmawialiśmy o tym, co próbował stworzyć, oraz o mojej pracy nad NetMarketem (pionierskim systemem zakupów online, o którym opowiem w dalszej części książki). W tym czasie Jeff i jego żona chodzili do miejscowej księgarni Barnes and Noble, aby skanować okładki książek. Zapytał, czy jest coś, co mogę zrobić, by przejąć ten element układanki. Realizowałem wiele projektów z dużymi bazami danych i przejęcie tej funkcji byłoby dla mnie naturalnym rozwiązaniem.
Ale to brzmiało nudno. Chciałem czegoś, co wiąże się z rozrywką dla konsumentów. Chciałem zająć się filmami lub czymś ekscytującym. Budowanie bazy danych dla księgarni nie brzmiało szczególnie porywająco. Myślałem, że może faktycznie dobrze kombinuje, ale kilka tygodni później wysłałem mu list pożegnalny, w którym podziękowałem za tę możliwość.
„Jeffie. Dziękuję za poświęcenie czasu na spotkanie ze mną, a także za spotkanie z wiceprezydentem Alem Gore’em. W końcu zdecydowałem, jaki jest mój następny projekt. Zrezygnowałem z pomysłu skanowania okładek książek. Wierzę, że coś takiego, jak to, co sobie wyobrażałem, byłoby dobre dla branży, ale nie miałbym do tego serca. Moja żona, Roberta nalegała, żebym poszukał czegoś, co mnie pasjonuje i przestał być tak analityczny w swoich poszukiwaniach.
Oto, na co się zdecydowałem… Zakładam firmę zajmującą się nadawaniem przez internet. Moją długoterminową wizją jest stworzenie dużej nowej sieci nadającej przez internet. Zaczynam od radia publicystycznego i planuję zacząć od trzech kanałów oryginalnych programów (politycznych, sportowych i >>innych<<). Wynająłem już powierzchnię biurową w Bellevue i planuję rozpocząć nadawanie od marca. Słuchacze będą słyszeć gospodarza i rozmówcę, tak jak w radiu, ale będą mogli rozmawiać między sobą. Dodatkowo, gospodarz może szybko rozpowszechniać materiały multimedialne lub uruchamiać błyskawiczne ankiety. Będzie to model biznesowy oparty na reklamach. Mój plan to zebrać najlepszych gospodarzy talk show (Limbaugh, Art Bell itp.), aby zobaczyć, czy zaakceptują akcje w zamian za obowiązki gospodarza i PR. Jak do tej pory, wskazania są BARDZO pozytywne. Jeszcze raz dziękujemy za spotkanie. Dam ci znać, kiedy będziemy na antenie. Dzięki! – Ken Williams”
E-mail od Kena Williamsa do Jeffa Bezosa, styczeń 1998 r.
Otrzymałem odpowiedź:
„Brzmi interesująco i fajnie. Myślę, że Roberta dała ci dobrą radę, abyś wybrał coś, co cię pasjonuje. Życzę powodzenia i pozostańmy w kontakcie”
Jeff Bezos, 20 stycznia 1998 r.
W tamtym czasie byłem „grubą rybą” przy stole, a Amazon był młodą, rozwijającą się firmą programistyczną. Kilka miesięcy temu byliśmy z Robertą na obiedzie w restauracji w centrum Seattle, podczas gdy Jeff i jego dziewczyna Lauren siedzieli przy sąsiednim stoliku. Nie wiem, czy kiedykolwiek spojrzał w naszą stronę i nas zauważył. Gdyby tak było, to mało prawdopodobne, żeby rozpoznał Robertę lub mnie. Czasy się zmieniły, a ja straciłem BARDZO dużą szansę. Ups. Zamiast tego straciłem miliony swoich i inwestorów pieniędzy na internetowe radio publicystyczne, które zrobiło klapę.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Spotkanie z Billem Gatesem
Jak wspominałem w innym miejscu tej książki, Bill Gates był zawsze moim bohaterem i osobą, którą najbardziej chciałem naśladować.
Podobnie jak w przypadku Jeffa Bezosa, gdybyśmy wpadli na siebie na ulicy Seattle, jestem pewien, że by mnie nie poznał. Ale w tamtych czasach wpadliśmy na siebie kilka razy.
Po raz pierwszy spotkaliśmy się na konferencji prasowej w San Francisco, kiedy firma Microsoft wprowadzała na rynek system Windows, który miał zastąpić MS-DOS, prehistoryczny tekstowy system operacyjny. Byłem tam, aby przyjrzeć się systemowi i spróbować zdecydować, jak Sierra ma zamiar dostosować do niego swoje produkty.
Bill Gates był tam we własnej osobie i po ogłoszeniu został szybko otoczony przez reporterów chętnie zadających pytania.
Miałem długą serię pytań dotyczących systemu Windows, na które nie otrzymałem odpowiedzi podczas prezentacji, a nie chciałem wracać do Oakhurst bez nich. Podszedłem do grupki reporterów, szukając kogokolwiek z plakietką Micosoftu. Znalazłem kogoś i zapytałem: „Czy jest tu ktoś od techniki? Mam pytania”. Bill sam krzyknął do mnie z miejsca, w którym był uwięziony ze wszystkimi dziennikarzami: „Ja pomogę”. Wyglądał na bardzo zadowolonego, że ma pretekst, aby uciec od mediów i wyszliśmy na zewnątrz sali, gdzie Bill odpowiedział na każde pytanie, które tylko mogłem mu zadać. Zawsze uważałem go za geniusza, ale teraz miałem na to dowód.
Nasze kolejne spotkanie odbyło się w hotelu w San Francisco, gdzie negocjowaliśmy ewentualny zakup The Sierra Network przez Microsoft. Opowiem o tym szczegółowo w innym rozdziale, ale omówię tutaj kilka wspomnień z naszego spotkania.
W pewnym momencie zapytałem Billa wprost, czy nie chciałby nabyć całej Sierry. Nie bardzo chciałem być nabyty, ale Microsoft nie był obecny w branży gier i wydawało mi się, że to dla nich naturalna kategoria. Bill zastanawiał się przez chwilę nad odpowiedzią i powiedział, że tak naprawdę nie lubi segmentu gier. Był zbyt nastawiony na hity. Przytoczył przykład United Artists, legendarnej wytwórni filmowej, która przeżywała czarne chwile. Bill powiedział, że kiedy prowadzi się biznes, który w całości zależy od hitów, to tylko kwestia czasu, kiedy poniesiesz porażkę. Nie można wiecznie dostarczać bestsellerów i prędzej czy później przychody się załamią. Branża jest zbyt zmienna.
To miało sens i często przytaczałem tę rozmowę jako argument na to, dlaczego tak bardzo nalegałem na wyjście Sierry poza „tylko gry”. Chciałem osiągnąć pozycję, w której nasze przychody byłyby zdywersyfikowane w zakresie oprogramowania rozrywkowego, edukacyjnego i związanego z produktywnością. Widziałem w tym naszą największą szansę na korporacyjną nieśmiertelność.
Po naszym spotkaniu miał miejsce pewien incydent, który wydał mi się zabawny. Spotkaliśmy się na kilka godzin, tylko we dwóch, w dużej sali konferencyjnej w hotelu w San Francisco. Kiedy się rozchodziliśmy, do pokoju wszedł nagle pracownik hotelu. „Który z panów to Bill Gates?” – zapytał. Byłem zdumiony, że znalazł się ktoś, kto nie rozpoznał TEGO Billa Gatesa. „A co się stało?” – zapytał Bill. „Mam rachunek za jedzenie i napoje” – brzmiała odpowiedź. „Jakie jedzenie i napoje?” – zapytał Bill. Kelner wskazał na nieświeże ciastka leżące z tyłu sali i miskę z roztopionym lodem, w której pływały napoje bezalkoholowe. Nie zauważyliśmy tego wcześniej. Bill był oburzony i uważał to za śmieszne. Hotel zażyczył sobie 42 dolary za usługę, której nie zamawialiśmy i z której nie skorzystaliśmy. Odmówił zapłaty. Kelner był uparty i groził, że pójdzie szukać swojego szefa. Zaproponowałem, że zapłacę. To skłoniło Billa do zgody na zapłatę i podał swoją kartę kredytową. Pomyślałem, że to dziwne, że dyskutowaliśmy o dziesiątkach milionów dolarów, a potem spotkanie zakończyło się debatą o 42 dolarach w barze.
Nasze ostatnie spotkanie miało miejsce, gdy próbowałem kupić Microsoft Flight Simulator bezpośrednio od autora, Bruce’a Artwicka. Wynegocjowałem dobrą cenę. Nie pamiętam szczegółów, ale pamiętam, że było to 50 milionów dolarów. Problem polegał na tym, że Microsoft posiadał wyłączne prawa wydawnicze i płacił tantiemy Bruce’owi Artwickowi. Moje odczucie było takie, że to jest w porządku. Z radością przejąłbym płacenie tantiem Bruce’owi Artwickowi i nadal używałbym Microsoftu jako wydawcy. Przychody od Microsoftu byłyby czystym zyskiem i wpadałyby prosto w zysk netto Sierry.
Spotkałem się z działem marketingu w siedzibie Microsoftu, aby przedyskutować zbliżające się przejęcie i ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu na spotkaniu pojawił się sam Bill. Uważałem, że jest to o wiele szczebli poniżej jego poziomu i nieskończenie mała część przychodów Microsoftu. Wyjaśniłem mój plan nabycia Microsoft Flight Simulator i zobowiązałem się, że Sierra będzie honorować umowę wydawniczą Microsoftu. Mówiłem serio. Bill siedział cicho, gdy zespół Microsoftu pytał, co przewiduję, gdy umowa zostanie przedłużona. Powiedziałem, że szanuję Microsoft i że choć jestem dumny z możliwości dystrybucyjnych Sierry, to czuję, że Microsoft nas pokonał. Byłem zadowolony ze współpracy z Microsoftem i chciałem, aby ta relacja trwała nadal.
Bill nie był zadowolony. Zaznaczył, że jego zdaniem Microsoft nie chciałby wydawać produktu Sierry i musiałby zadać sobie pytanie, czy powinien nadal wydawać Flight Simulator, gdyby Sierra nabyła produkt od Bruce’a Artwicka. Byłem wstrząśnięty. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że Microsoft wysadzi w powietrze to, co uważałem za klepniętą transakcję. Spotkanie nie zakończyło się pomyślnie. Byłem pewien, że Gates blefuje i że Microsoft nie zaprzestanie sprzedaży Flight Simulatora. Najwyraźniej miał jakiś osobisty interes w tym produkcie. Nie mogło to być istotną częścią przychodów Microsoftu i nie planowałem robić nic innego niż kontynuować rozwój produktu, skoro Microsoft nadal go sprzedaje.
Zwołałem zebranie zarządu Sierry i przekonywałem, abyśmy szli dalej z zakupem. Zarząd nie chciał się na to zgodzić. To było po prostu za dużo pieniędzy. Microsoft posiadał wyłączne prawa do sprzedaży tego produktu i gdyby z niej zrezygnował, wydalibyśmy 50 milionów dolarów na nic. To byłoby trudne do wytłumaczenia akcjonariuszom Sierry!
Microsoft kupił Flight Simulator dla siebie.
Nie poddając się łatwo, postanowiłem pokonać ich ich własną bronią. Bruce Artwick współpracował wcześniej ze Stu Momentem, tworząc firmę o nazwie SubLogic. Kiedy się rozstali, Stu zachował prawa do sprzedaży i dalszego rozwijania kopii bazy kodu. Zawarłem umowę, by sprzedawać kod SubLogic pod nazwą Pro Pilot.
Dynamix, twórcy Red Baron i Aces Over the Pacific, przejęli projekt. Wiedziałem, że będziemy zaczynać z minimalnym udziałem w rynku, ale przy odrobinie wysiłku mogliśmy w ciągu kilku lat stworzyć poważnego konkurenta dla Flight Simulatora. Nie miałem żadnych wątpliwości, że za kwotę o wiele mniejszą niż 50 milionów dolarów, które byłem gotów zapłacić, Sierra może zdobyć dużą część rynku symulatorów lotu.

Byliśmy zaangażowani w produkt i planowaliśmy zacząć z minimalnym udziałem w rynku, ale dodawać kilka procent rocznie. Konkurowanie z Microsoftem nie byłoby łatwe, ale Microsoft w tym czasie nie był skoncentrowany na grach. To była szansa na posiadanie długoletniego produktu w bardzo dużej kategorii produktowej.
UWAGA: Ta książka została napisana w 2020 roku, a Microsoft właśnie wprowadził dużą aktualizację do Flight Simulator. Wizualizacje są tak niesamowite, że widziałem na YouTube ujęcia wideo, które wyglądają na nie do odróżnienia od rzeczywistości. Trudno sobie wyobrazić, że mogliśmy zrobić coś tak niesamowitego, ale żeby być sprawiedliwym, minęło prawie 25 lat, a gdyby Sierra przez cały ten czas nieustannie aktualizowała Pro Pilota… może. Chciałbym tak myśleć.
***
Był to fragment polskiego wydania książki „Nie każda bajka dobrze się kończy. Wzlot i upadek Sierra On-Line”, wydawnictwo Open Beta.
Czytaj dalej
6 odpowiedzi do “Legendy branży gier. Publikujemy wspomnienia Kena Williamsa o Jobsie, Gatesie i Bezosie”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Kilka miesięcy temu pisałem że powinien być dział ze starymi grami…
Nikt nie wykorzystał tego pomysłu…
Dziś publikujecie wpis o legendach branży gier…
Czy ktokolwiek panuje w tym chaosie ???
Czemu w kwartalniku który miał 164 strony nie poświęciliście ani jednej strony na pokazanie młodym jakiejś gry z lat 80-90 z takich komputerów jak ZX Spectrum Commodore-64 czy nowszej Amigi ?
Dział powinien się nazywać „Stare ale jare” i powinien przybliżać młodszym jak wyglądały starsze gry o których oni nie mają pojęcia.
Jak nie potraficie to chętnie wam napiszę za darmo coś takiego na początek…Wybiorę grę z ZX Spectrum i ją opiszę a dodatkowo mogę napisać coś o grach z Amigusi…
Możecie wykorzystać mój pomysł – może i nie nowy ale jednak pomysł 🙂
Nie mam przeciwskazań a nawet będę dumny jak powstanie 🙂
To nawet nie jest tekst z cda, a kopiuj-wklej z książki
Ja bym to wolał nazwać wersją demo ;P
@TUCOMIX Nikt tu nie udaje, że to nasz materiał. W czterech miejscach napisaliśmy wprost, skąd pochodzi.
A można było nawiązać (jak P…l) bezpośredni kontakt z Kenem lub Robertą. Oboje są bardzo otwarci, zamiast cytatu z książki mielibyście obszerny wywiad na żywo, a tantiemy wyszłyby tak samo albo niewiele drożej.
Czytam tę książkę. Jak na razie o wiele lepsza niż wspomnienia Meiera.