„John Wick” się skończył, pałeczkę przejął „Pszczelarz” [RECENZJA]
Pszczoła pracowita, pszczoła pożyteczna, pszczoła miododajna. Pszczoła broniąca ula, pszczoła poświęcająca się dla roju, pszczoła zapylająca kwiaty. Metafory związane z najważniejszym owadem świata zdają się nie kończyć – tak samo zresztą jak w filmie. Czy mają tam głębszy sens, budują zaskakujące przesłanie? Nie. Nie muszą.
Adam Clay (Jason Statham) faktycznie jest pszczelarzem. Dogląda swoich barci, z plastrów miodu fachowo zeskrobuje wosk i odwirowuje słodką substancję w specjalnym bębnie (brałem udział w warsztatach miodowych, potwierdzam, że Adam wie, co robi). Ostatni etap jego pracy odbywa się w stodole, którą wynajmuje od Eloise Parker, uroczej emerytowanej nauczycielki. On – zamknięty w sobie dobry człowiek. Ona – emanująca ciepłem i samotnością. Gdyby to był serial, na koniec sezonu zostaliby parą.

Ale „Pszczelarz” jeszcze w zwiastunie zdradzał nam, że weselne dzwony nie zabiją. Eloise daje się złapać scammerom na fałszywą informację o wirusie i dzwoni na podany w komunikacie telefon, by po drugiej stronie trafić na bezwzględnych artystów oszustwa w udającej call center kotłowni, do tego prowadzonej przez kolejną wariację na temat DiCaprio z „Wilka z Wall Street”. Kilka sztuczek socjotechnicznych i wahająca się kobieta oddaje zdalny dostęp do komputera. Chwilę później odkrywa, że wyczyszczono jej konto, fundusz emerytalny i skradziono dwa miliony dolarów z fundacji charytatywnej. A ponieważ to dzika Ameryka, nie obwarowana prokonsumenckimi przepisami Unia Europejska, pani Parker widzi tylko jedno wyjście – kulka w głowę. Niestety swoją.
Na miejsce przybywa Verona Parker (Emmy Raver-Lampman) z FBI, córka denatki. Ale zobowiązana przez prawa i przysięgi oczywiście nie będzie w stanie odpalić takiego morderczego festiwalu zemsty jak Adam – praworządny chaotyczny, włączający sobie w głowie protokół „wyjaśniania” ludzi krzywdzących osoby bezbronne.

Niby kiepsko, ale fajnie
Nie będę ukrywał, z ulgą przyjąłem fakt, że fabuła okazała się prosta jak drut. Gdy Adam ruszy w pogoń za szefem szefów nielegalnego biznesu, nie włączajcie sobie detektywa w głowie, nie próbujcie prognozować, kto zdradzi, a kto niby zdradzi, ale jednak nie zdradzi, czy doszukiwać się nitek mafijnej pajęczyny. Również prezentowana w zwiastunach organizacja Pszczelarzy, morderczych strażników porządku, nie okaże się ani siatką wywiadowczą żywcem wyciągniętą z „Jasona Bourne’a”, ani nawet tą na modłę popcornowego „Mission Impossible”. „Pszczelarz” to budujące w czasach niepokoju kino odwetu, gdzie źli są po prostu źli i zostają ukarani, a główny bohater rusza paszczą tyle, ile potrzeba, nie zalewając nas przesadnie banałami o sprawiedliwości.
Droga do fortecy, gdzie zaszył się antagonista zbijający majątek na okradaniu seniorów, oczywiście nie jest usłana różami. Kryje go były szef CIA (Jeremy Irons), który ściąga do akcji elitarnych zabójców i komandosów (ci, naturalnie, giną z rąk Adama), a kłody pod nogi rzucają bohaterowi też funkcjonariusze FBI przy współpracy z innymi agencjami federalnymi (ci, naturalnie, zostają jedynie ogłuszeni). Zabawa polega więc na przechodzeniu od planszy do planszy i oglądaniu, jak Jason Statham rozwala wszystkich po kolei.

To w zasadzie najsłabsza strona filmu. Zarówno bijatyki i strzelaniny, jak i infiltracja strzeżonych terenów to najwyżej średnia półka. Tak jak „John Wick” był prawdziwym baletem nieprzesadzonej przemocy, tak ekipa odpowiedzialna za sceny walki w „Pszczelarzu” zostawia nas z tylko garścią ciekawie nakręconych momentów i masą sytuacji nawet nie hołdujących kinu klasy B, lecz zwyczajnie odbębnionych. Również końcowe starcie, gdy – by zabić Adama – zjeżdża się kolorowy „legion samobójców”, pozostawia niedosyt. Tleniony koks z metalową nogą i akcentem niczym z RPA wydawał się pewniakiem na krwawy, acz humorystyczny finał. Tymczasem ikry zabrakło, bo ani ta, ani inna scena nie zostanie w naszej pamięci czy na honorowej półce memów i gifów.
Łza w beczce miodu
Czyli co, półtorej godziny w plecy? Nic z tych rzeczy. „Pszczelarz” to jeden z tych filmów, w których spina się naprawdę wiele. Kapitalne ujęcia, kolory, lekkie gierki słowne agentki FBI i jej partnera, nutka napięcia, ale jednak ogólny luz, tryumf nie praworządności, lecz dobra w epickiej walce ze złem. Scena po scenie czułem kolejne fale relaksu i zadowolenia, bo reżyser nie nakręcał na więcej, niż ostatecznie dał, a od podążania za Stathamem trudno było się oderwać.
Mało tego, twórcom nawet udało się poruszyć strunę, która nie wybrzmiewa zbyt często. Bo gdy John Wick mści się za psa (a nie tylko w filmach, ale też grach czułość wobec zwierząt jest już na porządku dziennym), Adam Clay wygłasza prosto do kamery jeszcze na początku filmu krótkie przemówienie o tym, jak bezbronni są we współczesnym świecie seniorzy. Przemówienie, po którym każdemu na sali zrobi się głupio, że za rzadko dzwoni czy dzwonił do swoich dziadków. Jeśli „Pszczelarz” byłby miodem, to zdecydowanie prostym wielokwiatowym, a nie wytrawnym gryczanym czy kremowym wrzosowym. Ale ostatecznie i tak pozostawia słodki posmak.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
-
Mark Hamill po raz kolejny komentuje swój powrót do „Gwiezdnych wojen”....
-
Poznaliśmy czas trwania pierwszych 4 odcinków „Stranger Things 5”....
-
„Uciekinier” z nowym zwiastunem. Fani science fiction i Stephena Kinga mogą...
-
Wyciekł zwiastun 2. sezonu „Daredevila: Odrodzenie”. Serialowa Jessica Jones...
12 odpowiedzi do “„John Wick” się skończył, pałeczkę przejął „Pszczelarz” [RECENZJA]”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
„Zabawa polega więc na przechodzeniu od planszy do planszy i oglądaniu, jak Jason Statham rozwala wszystkich po kolei.” Brzmi jak coś co chciałbym zobaczyć. 😀
BŻDŻELAŻ :DDDDDDD
Nadal nie jestem w stanie uwierzyć, że „to bee or not to bee” to prawdziwy dialog jaki w tym filmie pada.
Wygląda na to że to film dla mnie, wszystko dla pszczółek 🙂
Czy fabuła filmu wyjaśnia, dlaczego pani z FBI widoczna na zdjęciu celuje do kogoś z broni pozbawionej magazynka? 😛
może to AR57
No właśnie chyba nie… Cholera wie. 😛
A bzykanie było?
Już trochę przysypiałem na czwartym Wicku, więc dla mnie ewidentnie przerwa od tego rodzaju kina, zwłaszcza jeśli jedyny powód, dla którego warto je oglądać, czyli choreografia walk, jest średni.
Nie dziwię ci się. Dla mnie pierwszy Wick był całkiem spoko, ale każda kolejna część jakoś mniej mi się podobała od poprzedniej.
Glownym problemem czworki byla dla mnie dlugosc, spokojnie mogl trwac 30 minut mniej. Trojki przyznam za bardzo nie pamietam, ale dwojka krazyla po orbicie sequela idealnego.
Walki w czwórce wyglądały bardzo sztucznie. Horografia nie była taka sama jak w części pierwszej. Scena na schodach pod koniec była straszna, nudna, niepotrzebna. Najlepiej w części czwartej wypadł Donnie Yen
„praworządny chaotyczny”
Jako ktoś wychowany na DnD, muszę to powiedzieć: one się nie krzyżują. Praworządny i chaotyczny są jak ogień i woda. Tu by pasował chaotyczny dobry. Ogólnie dobry człowiek, ale mający głęboko gdzieś oficjalne prawa, więc gdyby na drodze do sprawiedliwości stanął kodeks karny,to użyłby takiej makulatury do rozpalenia w piecu i dalej robił swoje.
A sam film wygląda na coś, co z chęcią obejrzę.