rek

„Star Wars: Andor” to „Gwiezdne wojny” bez „Gwiezdnych wojen” [RECENZJE]

„Star Wars: Andor” to „Gwiezdne wojny” bez „Gwiezdnych wojen” [RECENZJE]
Pierwsze recenzje serialu „Star Wars: Andor” na Disney+ przede wszystkim chwalą jego odmienność od innych produkcji spod znaku „Gwiezdnych wojen”.

Wczoraj na platformie Disney+ zadebiutowały trzy pierwsze odcinki nowego serialu „Star Wars: Andor” osadzonego w uniwersum „Gwiezdnych wojen”. Wśród fanów i recenzentów nie brakuje dobrych opinii. Wygląda na to, że po takim sobie „Obi-Wanie Kenobim” Disney przygotował dla nas coś ciekawszego. „Andor” ma obecnie 89% od krytyków i 80% od publiczności na Rotten Tomatoes.

Nieco słabiej wygląda sytuacja na Metacriticu, gdzie średnia recenzji wynosi 74% (a użytkowników: 5,4/10). Na najwyższą notę zdecydował się Collider:

„Andor” sprostał wyzwaniu i opowiada historię wczesnych dni Rebelii z perspektywy człowieka, który sam jeszcze nie ukształtował do końca swojego losu.

Recenzent z TV Guide wystawił 92% i szczególnie chwali ukazanie początków ruchu oporu wobec Imperium. Jego recenzja przekonuje, że najnowszy serial Disneya sprawi, że będziemy chcieli zaciągnąć się do Rebelii.

To wszystko jest bardziej skomplikowane niż powinno być, ale przynajmniej „Andorowi” zależy na budowaniu własnego, obszernego świata, zamiast rzucać nas ponownie na Tatooine. Całe szczęście, że takie działania przynoszą rezultaty już w trzecim odcinku.

Wielu recenzentów zwraca uwagę, jak bardzo „Andor” różni się od dotychczasowych produkcji spod znaku Star Wars. Jednym z nich jest autor recenzji z The Hollywood Reporter, zwieńczonej oceną 70%.

„Andor” skłania mnie do przemyśleń na temat różnicy pomiędzy byciem czymś innym, a byciem dobrym (w tym przypadku mamy do czynienia zdecydowanie z tym pierwszym, czasami z tym drugim). Pomiędzy interesującym a rozrywkowym (na ogół doświadczamy tego pierwszego, ale im dalej, tym więcej tego drugiego). Serial nie przyprawia z miejsca o dreszcze, jakich oczekuję po serialu Star Wars, ale jest na pewno inny i to może się okazać jego najlepszą cechą.

Najniższą notę na tę chwilę wystawił Rolling Stone, którego recenzent ocenił serial zaledwie na 40%, argumentując to w następujący sposób:

Pierwsze cztery odcinki praktycznie nie nadają żadnego kształtu serialowi. Trzy z nich nie prowadzą nawet do żadnego punktu kulminacyjnego, po prostu kończą się w losowych momentach. Dopiero w trzecim odcinku coś się w ogóle zaczyna dziać, to też jedyny moment, w którym można poczuć, że jakiś etap opowieści dobiega końca. Szkoda, bo Cassian Andor grany przez Lunę zajmuje ciekawe miejsce w szerszej perspektywie tego uniwersum, a sam serial ma obiecujący początek, ale szybko zaczyna wiać nudą.

Dla przypomnienia: kolejne 9 epizodów „Andora” będzie ukazywać się regularnie co tydzień. W listopadzie tego roku ma ruszyć produkcja drugiego sezonu serialu.

20 odpowiedzi do “„Star Wars: Andor” to „Gwiezdne wojny” bez „Gwiezdnych wojen” [RECENZJE]”

  1. Naprawdę dobry serial i coś świeżego, ale bez naginania zasad uniwersum niczym w najnowszej trylogii.

    • Zasady świata, gdzie każdy jest jakoś spokrewniony ze skajłokerami moim zdaniem trzeba zgiąć aż się złamią.

  2. Nie jestem zaskoczony, wszak „Rogue One” to, moim zdaniem, najlepsze co ukazało się na ekranach kin pod marką Star Wars (tak, liczę „starą” trylogię Lucasa) – i to między innymi właśnie dlatego, że samych „gwiezdnych wojen” było w tym filmie tak niewiele. Wystarczy traktować widza jak dorosłego człowieka i uniwersum z miejsca pokazuje swój pełen potencjał.

    • Pełna zgoda. Niby taka oczywista sprawa, a dla Disneya i tak poza zasięgiem. No ale co się dziwić. Jeśli nadal wyniki finansowe tej franczyzy (matko, aż mnie zemdliło od tego korpo-shitu, który właśnie przypadkowo spłodziłem;) będą się zgadzać, to niewiele w tej materii się zmieni. No chyba, że sukces Andora skłoni szefostwo Disneya do zmian. Oby.

    • Angst dorosłych fanów SW, którzy chcą, żeby filmy dla dzieci dorosły wraz z nimi jest bardzo dziwnym zjawiskiem :⁠-⁠P.

    • Z całym szacunkiem, ale pieprzysz głupoty. Zgodnie z tą logiką, historie opowiadane przez gry komputerowe powinny były zatrzymać się na poziomie hydraulika Mario ratującego księżniczkę Peach z rąk złego żółwia (?) Bowsera, choć średnia wieku graczy powoli zaczyna dobijać do czterdziestki.

    • @Quetz To nie jest dziwne zjawisko, tylko całkowicie naturalne. Jednym z powodów sukcesu Harry’ego Pottera jest to, że opowieść dorastała razem z jej bohaterami i czytelnikami. Między pierwszym a ostatnim tomem upłynęło bodajże 8 lat. Czy 18-latek chciałby czytać zakończenie opowieści napisane wciąż o 10-latkach i jak dla 10-latków? Rzuciłby serię gdzieś po drodze i olał filmy na jej podstawie.

    • A ja ci powiem Cormac, że mnie Harry Potter zaczął irytować od piątej części, bo mnie, jako nastolatka, nie interesował angst bohatera ksiązki, (wtedy już młodszego ode mnie), który przez 2 strony darł się na swoich przyjaciół, jęcząc o swoim smutnym żywocie. Rouge One był ciekawy i warty obejrzenia, choćby dla bitew kosmicznych i kosmicznej Normandii.

    • To ja Ci powiem, że mnie Harry Potter nie interesował dosłownie nigdy. 🙂

    • @Cormac – Moze trzeba właśnie z tego hinta skorzystać ;⁠). Dla jasności – nie widzę nic złego w cieszeniu się jako dorosła osoba rzeczami przeznaczonymi dla dzieci – nie będę np. wymagał, żeby w osiemnastym sezonie świnka Peppa szła do woja albo walczyła z depresją.

  3. Ciekawe, każda nowa produkcja z umęczonego uniwersum Star Wars okazuje się „powiewem świeżości” i czymś świetnym, a wystarczy trochę poczekać i nagle już każdy o niej zapomina.
    Podziwiam za wytrwałość ludzi którzy dalej brną w tę serię.

  4. „Rogue One” bardzo mi się podobał właśnie dlatego, że był przede wszystkim dobrym filmem wojennym, tyle że osadzony w świecie GW. Brakuje mi takiego podejścia do tego uniwersum – nie trzeba wszędzie sypać łopatami Mocy, jedi i tych wszystkich oczywistych elementów. Bardzo chętnie obejrzałbym np. starwarsowy horror, mroczny kryminał albo film o wojnie gangów naturalnie osadzony w tym świecie, ale nie utopiony w nim nachalnie.

    • Najlepszy serial z Gwiezdnych Wojen i Gry o Tron to… The Legends of the Galactic Heroes XD chaotycznie, ale kto zrozumie, ten zrozumie

  5. A ja bym chciał nowy sezon „Bad Batch”.
    edit.
    Ponoć ma być.

  6. Ja jestem po 2 odcinkach i na plus klimat efekty wizualne.. Czuć duży budżet muzyka. Na minus nie wiele się na razie dzieje i diego Luna totalne drewno oraz dziwne odgłosy basterów takie nie gwiezdowojenne.

  7. Ja tylko bym chciał by recenzenci wrócili do recenzowania tego co faktycznie zobaczyli i doświadczyli, a nie to co mają nadzieje, że zobaczą i doświadczą po wyjściu całości

  8. Disney. Dobre. W tych czasach? Taaaaa…niech bankrutują. I tak ludzie od nich odchodzą bo ich parki są nie dość że przestarzałe to jeszcze drożeją za bardzo. Dodać do tego ich „remaki” które wkurzają ludzi poprawnością polityczną i aktualizacją dla WSPÓŁCZESNEJ WIDOWNI, to tym bardziej ot uderzy w ich parki.

    • Tymczasem u nas – w rzeczywistości – zarobki Disneya za ostatni kwartał wzrosły o 26%, a na przestrzeni poprzednich 3 o 28%.
      Istna równia pochyła.

  9. Dla mnie super. Wolniejsza akcja, lepsze dialogi bez tych potwornych żartów, super zdjęcia, dobrze przedstawione lokalizację i właśnie zdrowy brak bycia gwiezdnymi wojnami. Duży nacisk na emocje bohaterów, dobry wybór aktorów i brak tej potwornej infantylności z ostatnich produkcji.

Dodaj komentarz