Witchfire: Fragment rozgrywki, walka z bossem i garść wieści o nowej grze Adriana Chmielarza [WIDEO]
Powoli, ale do celu.
Adrian Chmielarz już dawno dał do zrozumienia, że ze względu na liczebność jego Astronauci nie mają najmniejszego zamiaru spieszyć się z Witchfire, więc nikogo nie powinno dziwić, że choć o grze pierwszy raz usłyszeliśmy niemal równo dwa lata temu, wciąż jesteśmy na etapie filmików ze stosunkowo wczesnej fazy produkcji. Najnowszy z nich prezentuje się tak:
Jednocześnie opublikowany na oficjalnej stronie wpis zdradza, że obecnie gotowe jest demo, którego ukończenie zajmuje jakieś 15-25 minut. Zawiera ono cztery rodzaje broni, dwa zaklęcia „lekkie” i cztery „ciężkie” (to terminy robocze), trzy areny i sześciu przeciwników w tym bossa.
Na początku dema bohater ląduje na wybrzeżu i uruchamia należący do wiedźmy system alarmowy. Magiczny totem ożywia poległych strażników, a gracz ma za zadanie zwalczyć kolejne fale truposzy. Kiedy moc totemu się wyczerpuje, uruchamia się potężne zaklęcie „dzieją się pewne rzeczy”, a heros może przejść do kolejnego obszaru, czyli swego rodzaju „doliny śmierci” opanowanej przez kryjących się tu i ówdzie muszkieterów i rycerzy. Następnym etapem podróży jest przeklęta wioska, broniona przez pełniący rolę bossa Biskupa (twórcy nie zdradzają na razie, kim konkretnie jest i musi nam wystarczyć, że to „paskudny sukinkot, który szczuje na bohatera fale potępionych, by chronić Wiedźmę”). Najzdolniejsi gracze są w stanie ubić go już na tym etapie, lecz istnieje ryzyko, że ucieknie do swej kryjówki, by tam przygotować ostatnią linę obrony. Póki co nie jest ona jeszcze niestety gotowa.
Tak czy inaczej twórcy są zadowoleni z obecnego postępu prac, choć planują pochylić się nad balansem, sztuczną inteligencją i rolą wspominanych zaklęć, o których na tym etapie łatwo zapomnieć w czasie walki. Na pierwszy kwartał przyszłego roku planują przygotować trzecią wersję dema i zaprosić do zabawy „kilku przyjaciół”. Początkowo mieli zamiar zrobić to z obecną wersją i zapytać o poziom trudności, bo obawiają się, że mogli nieco przesadzić, ale ostatecznie doszli do wniosku, że wcześniej dorzucą jeszcze kilka elementów.
Czytaj dalej
Jestem wielbicielem turówek i wszelkiej maści erpegów: zarówno klasycznych, jak i współczesnych. Do tego zdeklarowanym zwolennikiem tytułów dla jednego gracza, przy czym od tej zasady istnieje jeden poważny wyjątek – World of Warcraft. W Azeroth przesiedziałem więcej godzin, niż chciałbym przyznać, raz ciesząc się każdą chwilą, kiedy indziej zrzędząc na czym świat stoi. Nie wyobrażam sobie dnia bez książki (niemal zawsze fantastyki), za to spokojnie obyłbym się bez kina i seriali. Z CDA związany jestem od 2011 roku.