Diablo 4 miało być jak Batman: Arkham. Gra całkowicie zrywała z hack'n'slashem na rzecz roguelike'a
Diablo 4 jako całkowite zerwanie z tradycją serii i wykorzenienie dotychczasowego dorobku sięgające tak głęboko, że aż do zmiany gatunku? Takie rzeczy tylko w Blizzardzie.
Dodatek do Diablo 4 o podtytule The Vessel of Hatred zaliczył kilkugodzinne opóźnienie, ale tak to zazwyczaj jest, że na dobre rzeczy trzeba czekać dłużej, a z recenzji Krigora wynika, że rozszerzenie się Blizzardowi udało. Czy to finał drogi do odkupienia czwartego Diaboła, który w okolicach premiery zebrał sporo niepochlebnych opinii? Tego nie wiem, ale wiem, że niewiele brakowało, a najnowsza część serii byłaby tytułem czerpiącym inspirację z serii… Batman: Arkham. Ze wszystkimi wadami i zaletami tego rozwiązania, czyli np. zastąpieniem typowego hack’n’slasha mordobiciem z widokiem zza pleców bohatera.
Jason Schreier na łamach Wired opowiedział arcyciekawą historię w ramach promocji swojej książki zatytułowanej „Play Nice: The Rise, Fall, and Future of Blizzard Entertainment”, w której analizuje ponad 30 lat istnienia twórców Diablo.
Diabelna porażka
Pierwszym przystankiem w tej opowieści jest czas tuż po wydaniu Reaper of Souls, czyli dodatku do Diablo 3, który odkupił część win developerów i sprawił, że gracze przestali się obrażać o „bajkowość” całej gry. Mimo tego zarówno Mike Morhaime, były szef Blizzarda, jak i gremium decyzyjne firmy, zgodnie uznali, że dodatek nie pozwolił całkowicie wrócić grze do łask, a drugi może zepsuć to, co już udało się osiągnąć. Jako że „trójka” w oczach Morhaime’a była kompletną porażką i zaszkodziła marce, podjęto decyzję o rozpoczęciu wszystkiego od zera i przewietrzeniu całej serii.
W ten sposób Josh Mosqueira, reżyser Reaper of Souls, któremu udało się zyskać reputację człowieka, jaki uratował Diablo 3, dostał swoje 5 minut. Zebrawszy grupę developerów, stworzył pierwsze koncepcje Diablo 4, powstającego wówczas pod kryptonimem Hades. Ortodoksyjni fani, trzymajcie się teraz: Mosqueira zaplanował Diablo 4 jako grę z kamerą zawieszoną nad ramieniem protagonisty, a walka miała zostać zaprojektowana na wzór tej z serii Batman: Arkham. Dla przypomnienia:
To nie koniec rewelacji, gdyż Diablo 4 miało porzucić sztywne ramy hack’n’slasha, przechodząc metamorfozę w roguelike’a, w którym śmierć byłaby permanentnym końcem przygody, a my wykuwalibyśmy swoją potęgę w trakcie kolejnych prób przebicia się dalej. Blizzard miał tyle wiary w pomysły Mosqueiry, że nikt nie krytykował całkowitej zmiany kierunku jednej z bardziej rozpoznawalnych serii gier wideo. Pracownicy próbowali tworzyć koncepcje oparte na wytycznych szefa, ale nikt nie był w stanie zaprojektować walki w taki sposób, by była jednocześnie wystarczająco satysfakcjonująca jako coś zbliżonego do Batmana od Rocksteady, jednak zawierającego w sobie ducha marki Diablo.
Kto wie, co wydarzyłoby się dalej, gdyby sam developer nie stracił wiary w swój projekt. Któregoś dnia Mosqueira przestał pojawiać się w pracy, natomiast ostatecznie w 2016 roku opuścił Blizzarda. Szefostwo po przeanalizowaniu postępów Hadesa nie było zachwycone tym, co udało się do tej pory osiągnąć i zamiast szukać nowego szefa projektu, postanowiono wyrzucić wszystko do kosza. Wtedy też pojawił się pomysł stworzenia nowej zawartości do „trójki” i tak część pracowników tworzących do niedawna Hadesa, rozpoczęła prace nad Rise of the Necromancer. Wkrótce wznowiono również prace nad Diablo 4, tym razem stawiając na sprawdzone pomysły i stare, dobre siekanie z cięciem.
Z perspektywy czasu chyba możemy bezpiecznie założyć, że Diablo 4 w stylu Batmana od Rocksteady nie było tym, czego oczekiwaliśmy i anulowanie Hadesa wyszło marce na dobre. To co, teraz czekamy na kolejny dodatek do „czwórki”, a potem Diablo 5 w stylu extraction shootera?
Na koniec, żeby było uczciwie względem Schreiera, dodam, że gdybyście byli zainteresowani jego książką, to na Amazonie dostaniecie ją aktualnie z niewielką zniżką w cenie około 105 zł.