Dying Breed to nowy RTS dla fanów Red Alerta i złotej ery gatunku

Nie dalej jak dwa dni temu pochłonęły mnie rozmyślania na temat jednego z pierwszych „pełniaków” umieszczonych na płytkach dołączanych niegdyś do naszego periodyku. Dumałem sobie o grze Polanie i jej prostej ekonomii opartej na krowim mleku. Podobnie było w przypadku choćby takiego Populous: The Beginning, gdzie jedynym surowcem było po prostu drewno. RTS-y z lat 90. miały w sobie niezwykle wiele uroku i nawet jeśli aktualnie zbyt często do nich nie wracam, to na pewno bardzo ciepło je wspominam. Było coś pięknego w zbieraniu hordy piechurów i absolutnego zmiażdżenia zastępów wroga.

Jedną z tych starutkich strategii był również wspomniany już w tytule Red Alert. Firma MicroProse, założona przed Sida Meiera ponad 40 lat temu, jak się okazuje, w dalszym ciągu istnieje i będzie wydawcą Dying Breed, czyli gry z gatunku RTS, w której stawiamy czoła wielkim czerwiom i hordom zombie z gołymi tyłkami. Do pełni szczęścia nie może oczywiście zabraknąć scenek z domorosłymi aktorami o wątpliwych umiejętnościach.

Akcja Dying Breed dzieje się w postapokaliptycznym świecie, w którym druga wojna światowa zakończyła się w 1951 roku za sprawą nuklearnej czystki. Ta urugwajska produkcja ma oferować wszystko to, co pamiętamy z klasyków gatunku. Budujemy bazę, zbieramy surowce, a grupki dziarskich żołnierzy wysyłamy w bój. Do tego wydajemy rozkazy pojazdom naziemnym, wodnym i powietrznym, a możliwe, że doczekamy się misji „skradankowych” (kłania się redalertowa Tanya).

Studio Sarnayer pracuje nad Dying Breed od 2018 roku i do tej pory wypuściło dwa demka, oba dostępne na profilu twórców w serwisie itch.io. Tytuł nie otrzymał jeszcze daty premiery, ale możecie przynajmniej dodać go do swojej listy życzeń. Czy doczekamy się godnego kultywatora tradycji, czy może jednak zgniłego jaja gatunku? Czas pokaże, a tymczasem można zagłębić się w przygotowanych przez studio przystawkach, do których link macie właśnie w tym miejscu.