Kłopoty Fortnite’a. Rodzice w Stanach Zjednoczonych pozywają Epica za „kreowanie fałszywego uczucia FOMO”
Dalszy ciąg kłopotów Epica. Znowu chodzi o pechowe liczniki promocji, które zdaniem powodów wprowadzają w błąd.
Taniej kupić, drożej sprzedać i jak wyrzucają cię drzwiami, to wchodzisz oknem – złote zasady sprzedaży przyniosły górę forsy wielu ludziom, a że apetyt na kasę rośnie w miarę jej przeżerania, to zasady i metody muszą ewoluować. Często ludzie wcale nie chcą kupować tego, co chcesz im sprzedać, więc jedynym sposobem, by postawić na swoim, może być posunięcie się do praktyk, jakie mogą zostać uznane za nieuczciwe. Epic, który zarabia krocie na Fortnicie, ostatnio walczył z powikłaniami po „aferze cheatingowej”, a teraz ponownie znalazł się w tarapatach z powodu rzekomego kreowania „fałszywego efektu FOMO”.
FOMO, z angielskiego fear of missing out to jedna z konsekwencji życia w społeczeństwie informacyjnym, posiadającym natychmiastowy dostęp do wszystkich wiadomości. Charakteryzuje się lękiem przed utratą doświadczeń społecznych mających (lub mogących mieć) miejsce poza udziałem czy świadomością danej jednostki. W skrócie: boimy się, że coś nas omija. Efekt często stosowany jest w marketingu, np. kiedy producent czegoś próbuje nas przekonać o trudnej dostępności czy limitowanej liczbie swojego produktu. I właśnie z czymś takim ma problem Fortnite, bo w Stanach Zjednoczonych dwójka rodziców pozywa Epica za „zwodnicze praktyki stosowane na ogromną skalę w jednej z najpopularniejszych gier wideo na świecie”. Zdaniem pozywających, sklep z przedmiotami kreuje FOMO w dzieciach mających z nim do czynienia. Chodzi konkretnie o promocje ograniczone czasowo:
Kiedy licznik promocji wyznacza jej koniec, produkty ze sklepu Fortnite’a ani nie znikają, ani nie wracają do pełnej ceny. Pozostają dostępne do zakupu, często po tej samej, rzekomo okazyjnej cenie przez wiele dni, a nawet tygodni. Fałszywe przeceny z całkowicie fikcyjnymi ramami czasowymi są na mocy obowiązujących przepisów niezgodne z prawem. Przepisy te zabraniają zwodniczych reklam dotyczących powodów obniżki cen lub przedstawiania produktów jako posiadających cechy, których w rzeczywistości nie mają.
Liczniki odmierzające czasy promocji nie zawsze są dokładne. Choć nie jestem specjalistą od amerykańskiego prawa, to na najpotężniejszą siłę na świecie, czyli chłopski rozum, można się przed tym bronić na kilka sposobów: różne strefy czasowe, problemy techniczne, działania marketingowe, a nie celowe wprowadzanie w błąd lub brak większej szkody dla konsumentów. W końcu cena ostatecznie nie wzrosła, więc oferta nie była gorsza, niż wcześniej, zatem nikt niczego nie stracił i nie można mówić o FOMO. Do całej sprawy odniósł się już rzecznik Epica:
Skarga zawiera błędy rzeczowe i nie odzwierciedla tego, jak działa Fortnite. W zeszłym roku usunęliśmy licznik odmierzający czas w sklepie z przedmiotami i oferujemy zabezpieczenie przed niechcianymi zakupami. Obejmuje to mechanizm »przytrzymaj, by kupić«, natychmiastowe anulowanie zakupów, możliwość samodzielnego zwrotu oraz wyraźny wybór »tak« lub »nie« dotyczący zapisywania informacji o płatności. Gdy gracz zakłada konto i wskazuje, że ma mniej niż 13 lat, nie może dokonywać zakupów, dopóki rodzić nie wyrazi na nie zgody (…). Będziemy walczyć z tymi zarzutami.
Nie jest to pierwsza tego rodzaju krytyka w kierunku Epica; w ubiegłym roku firma mierzyła się z zarzutami o „wykorzystywanie wrażliwości dzieci” poprzez „wprowadzające w błąd liczniki odliczające czas oferty”. Pozew wniosło ACM (Holenderski Urząd ds. Konsumentów i Rynków), które domagało się grzywny w wysokości ponad miliona euro. Aktualnie twórcy Fortnite’a próbują się od niego odwołać, jednak zarzuty Amerykanów mogą być potencjalnie bardziej szkodliwe – jeśli dojdzie do przekształcenia ich w pozew zbiorowy, to sprawa, tak jak w przypadku Steama, może przybrać o wiele większe rozmiary.
Czytaj dalej
I have no mouse and I must click.