Szef Take-Two: Ceny gier są niezwykle niskie w porównaniu z tym, co dostają gracze

Szef Take-Two: Ceny gier są niezwykle niskie w porównaniu z tym, co dostają gracze
Krzysiek "Gwint" Jackowski
Nie wiem jak wy, ale ja zapłaciłem 460 złotych za Diablo IV i nie dostałem niczego dobrego w zamian.

Minął prawie tydzień od zapowiedzenia zapowiedzi „nowego Grand Theft Auto” (dziwnie to brzmi). Świat cały czas na ten temat dyskutuje, a wszelkie treści mające w sobie „GTA VI” osiągają niesamowite zasięgi na X-ie. To jest wręcz idealny moment, żeby na scenę wskoczył Strauss Zelnick i zepsuł całą atmosferę.

Co nawyczyniał prezes Take-Two Interactive? Na spotkaniu z inwestorami skomentował obecne ceny produktów korporacji względem zaangażowania oraz konkurencji w postaci różnego rodzaju abonamentów. Zelnick uważa, że ceny gier są zaskakująco niskie względem czasu, jaki gracze spędzają przy produkcjach.

Według tego standardu nasze ceny są nadal bardzo, bardzo niskie, ponieważ oferujemy wiele godzin zaangażowania, a jego wartość jest bardzo wysoka. Myślę więc, że branża jako całość oferuje konsumentom wspaniały stosunek ceny do wartości.

Prezes musiał zdawać sobie sprawę z tego, jak wypowiedź może brzmieć w takim tekście jak ten, więc postanowił poruszyć jeszcze jeden ważny aspekt. Według Zelnicka głównym celem Take-Two jest dostarczanie jak najbardziej jakościowych produktów. Cena dopiero jest dalszym priorytetem. Brzmi to ciekawie. Nie wiedziałem, że korporacja tworzy swoje produkty głównie po to, żeby były dobre, a nie po to, żeby na nich zarabiać. Chyba że jesteś Steve’em Jobsem, który prędzej doprowadziłby do upadku swojej firmy, niż wypuścił kiepski produkt. Wtedy byłbym w stanie w to uwierzyć. 

Czemu jestem taki negatywny? Jakiś czas temu do sieci wyciekły informacje mające mówić o wysokiej cenie nadchodzącego Grand Theft Auto. Doniesienia zostały szybko zdementowane, ale w świetle wypowiedzi Straussa Zelnicka lepiej ostrożnie do tego podchodzić. Patrząc jednak na to, jakie patentymechaniki planuje wprowadzić Rockstar, to też nie dziwię się, że firma szuka okazji do ponownego zasilenia portfela, który może uszczuplić produkcja prawdopodobnie najdroższej gry w historii.

29 odpowiedzi do “Szef Take-Two: Ceny gier są niezwykle niskie w porównaniu z tym, co dostają gracze”

  1. „Nie wiem jak wy, ale ja zapłaciłem 460 złotych za Diablo IV i nie dostałem niczego dobrego w zamian.”
    Ktoś kto zapłacił 460zł za grę jest ostatnią osobą która ma prawo narzekać na wysokie ceny gry. Właśnie dzięki Twojemu wyborowi, szanowny redaktorze, ceny gier rosną 😉

    • Nope, ceny rosną przede wszystkim przez chciwość wydawców

    • Jakby nikt nie kupował gier w zawyżonych cenach, to by wydawcy ich nie podnosili ¯\_(ツ)_/¯

    • No tak, żelazna logika xD

    • Gry są towarem luksusowym, więc @Rail ma rację. 😀 Poza tym gdzie żeś zapłacił 460 PLN za Diablo 4? W preorderze? Bóg cię opuścił?

    • To bardziej skomplikowana sprawa niż taki chłopsko-rozumowy slogan. Gry są a) najbardziej popularną rozrywką świata, b) najlepszą maszynką do produkcji pieniędzy, c) ogromną większość tych pieniędzy generują gry mobilne, a te są w dużej mierze oparte o mechanizmy żerujące na ludziach skłonnych do hazardu. Więc nie, to nie kolega wyżej odpowiada za koszt gier, bo kupił coś z segmentu AAA drogo – to tylko malutka część gigantycznego mechanizmu.

      Tu tekst z jeszcze innej perspektywy, choć bliższej Waszej argumentacji i imho również obalający ją: https://www.thegamer.com/video-games-too-expensive-make-develop-buy/

    • Dziwnym trafem jak szalało w Polsce piractwo mieliśmy znacznie tańsze gry niż reszta świata, dziwnym trafem w Rosji czy innych biednych krajach też są odpowiednio niższe ceny. No ale wiadomo, że cena produktu w ogóle nie jest wypadkową tego ile klient chce zapłacić i ile wydawca chce zarobić. Kupujesz drogie gry na premierę = głosujesz portfelem za takimi cenami. Twierdzenie, że wybór jednostki nie ma wpływu na cenę to jak twierdzenie, że głos jednej osoby nie ma znaczenia w wyborach.

    • Ty: chłopski rozum pany
      Ja: hej, może warto trochę szerzej spojrzeć na sprawę, zobaczyć jakieś niuanse, poszerzyć swoją perspektywę?
      Ty: CHŁOPSKI ROZUM PANY

      No cóż, próbowałem ¯\_(ツ)_/¯

    • A jakie tu są niby niuanse? xD Podstawy ekonomii, popyt i podaż. Jest popyt na produkt w wysokiej cenie, to po co ją zmniejszać? Mniej popularne gry startują z niższych cen, a te popularniejsze są droższe, bo ludzie są gotowi za nie więcej płacić.
      Co ma do rzeczy popularność gier, czy zyski z mobilek? Mobilki to kompletnie inny target przecież. Wydawca ustala cenę na podstawie badań rynku, wiedząc ile ludzie są skłonni zapłacić. Kiepsko sprzedające się gry lecą z ceny bardzo szybko, a te kupowane chętniej trzymają cenę latami. To nie jest przecież tak, że tych gier nikt nie kupuje w takich cenach, ale wydawca nie obniża ceny „bo tak”. Wysokość ceny gier jest tylko i wyłącznie odpowiedzią na popyt.

    • quetz i jego rozkminy na poziomie 3 latka <3

    • @RAIL
      „Podstawy ekonomii, popyt i podaż”
      No ale przecież dokładnie o tym mówię – startujesz z pozycji rozumienia ekonomii na poziomie sloganu, a nie wieloczynnikowych procesów, które faktycznie nią rządzą. Część opisałem ja – prawda, że bardzo pobieżnie, bo sam nie jestem ekspertem, część znajdziesz w artykule, który podesłałem.

      Anyway, po prostu uważam, że w większej części przyczyna leży po stronie wydawców, którzy – zgodnie z doktryną kapitalizmu obecnej mutacji – dążą do ciągłej maksymalizacji zysków i nieskończonego wzrostu. I tak, badają rynek, żeby go lepiej drenować, ale robią to w perspektywie bardzo krótkoterminowej, nie zważając na konsekwencje. A ponieważ z fizyki wiadomo, że nic nie może w nieskończoność rosnąć, to doprowadzają tym samym do jednego krachu po drugim – dotyczy to nie tylko tej branży, widzimy to przecież wszędzie dookoła. I w takiej scenografii wskazywanie paluchem na konsumenta, który nie jest odpowiedzialny za nic poza decyzją o legalnym zakupie, i mówienie „to twoja wina” jest szukaniem kozła ofiarnego w interesie korporacji.

    • Niekupowanie drogich gier jest w interesie korporacji? XD

    • Ok, rozumiem że profilowe jednak nierioniczne, pozdro 😉

    • Bubbles przecież mądry chłop 😀

    • Nie ogladalem niestety, ale mysle ze intencja byla jasna nawet dla ciebie 😉

    • @QUETZ Rozumiem o czym mówisz, ale nie do końca tak jest. To nie jest tak, że ofiary (graczy) traktujemy jako tych złych, bo kupują gry w dniu premiery, a na twórców i wydawców nie patrzymy. To trochę jest jak z tym strajkiem w Hollywood. Powinno być tak, że jako gracze powinniśmy się sprzeciwiać bezwzględnym korpo i nikt nie powinien się godzić na płacenie tym sknerom 500 złotych tydzień przed premierą. Jak ktoś się wyłamie to nam szkodzi i wtedy spotyka go krytyka. Nie kupowanie gier to nasza jedyna broń przeciwko tym złym praktykom wydawców jaką obecnie mamy (nie licząc review bombingu).

    • @CKM – rozumiem ten punkt widzenia, ale chyba zgodzisz sie, ze skala obu zjawisk jest nieporownywalna, przez co analogia staje sie mocno nie fair? Odwroce sytuacje – nie wspieralem bojkotu Hogwarts Legacy, mimo ze jestem absolutnie jak najgorszego zdania o JK Rowling – po prostu nie uważam, ze pojedynczy konsument musi byc zmuszany do zajecia stanowiska w kazdej sprawie i wskazywany jako przyczyna jakiejs zlej praktyki – zrodlo lezy gdzie indziej, a takie klotnie „na dole” sa tylko na reke prawdziwym antagonistom w tej historii.

    • @QUETZ Generalnie się zgadzam, aczkolwiek tutaj jest różnica między poszczególnymi przykładami. W przypadku Hogwart’s Legacy było to zagraj lub nie graj nigdy. Takie Diablo 4 z kolei to zagraj za 500 złotych tydzień przed premierą lub poczekaj tydzień płacąc ponad 100 złotych mniej. Oczywiście kwestia Hogwart’s Legacy opiera się również na światopoglądzie, z którym nie każdy się musi zgadzać, to też trzeba mieć na uwadze.

    • Tak tak, chodzi mi tylko o ogolny trend – imho przyczyna lezy gdzie indziej i choc „strajk konsumentow” bylby fajny, to nie jest to tak samo zorganizowana grupa jak zwiazek zawodowy i wymaganie od niej takich samych zachowan jest mocno niepraktyczne.

  2. Czy to zapowiedź podwyżek? Granie „na premierę” staje się exclusivem jak flagowy smartfon. Pewnie z 80% graczy czeka na przeceny i to spore.

    • Obawiam się, że hajp na GTA będzie tak potężny, że ludzie prędzej będą żyć o chlebie i wodzie przez cały miesiąc, niż zrezygnują z GTA 6 na premierę, a nawet w preorderze.

  3. I mówi to prezes firmy, która nie stroni od wydawania gier pełnych mikrotransakcji, reklam i powtarzalnych elementów.

  4. Wtrącę swoje trzy grosze i napiszę, że w pewien sposób to rozumiem. Gry AAA są obecnie absurdalnie rozbudowane w sensie nie oferowanej rozgrywki, ale całego procesu. Pokój, który ktoś zobaczy w kilka minut, to teraz całe tygodnie pracy. Powstaje masa gotowców i uproszczeń, ale to jakoś szczególnie nie pomaga.

    Taki Baldur’s Gate 3 podobno nie będzie zgodnie z polityką Lariana schodził na przecenę większą niż 10, 20%. Nintendo też w ogóle nie obniża cen latami. Rozumiem to.

    Jeśli w RDR 2 detale są doprowadzone do tak absurdalnego poziomu, że możemy lornetką zauważyć ubywające jedzenie na talerzu, to faktycznie cena ok. 200 zł wydaje się niska, gdy weźmie się pod uwagę cały rozbuchany proces twórczy — nie efekt końcowy.

    Z drugiej strony mamy te całe mikrotransakcje i rekordowe przychody… sam nie wiem.

    • „Nintendo też w ogóle nie obniża cen latami. Rozumiem to.”

      w sensie rozumiesz np. to, że taki Super Mario Maker 2, który od lat nie otrzymuje wsparcia (ostatni większy patch w polowie 2020, ostatnie bugfixy ponad rok temu, a i tak gra jest dziurawa jak durszlak) nadal kosztuje pełne 60 dolarów? albo takie ToTK za 70, które jest kopiujwklejką BoTW? Tam pełne 60 dolców kosztują nawet takie pierdy jak remake Skyward Sword czy Mario Golf. Litości, na sklepie switcha nawet kalkulator 10 euro kosztuje XD.

    • „taki Baldur’s Gate 3 podobno nie będzie zgodnie z polityką Lariana schodził na przecenę większą niż 10, 20%. […] Rozumiem to.”

      No takiego Baldura to ja też potrafię zrozumieć. Gra być może nie jest idealna (bo takie nie istnieją) i nie jest tym, czego życzyliby sobie co bardziej konserwatywni fani serii, ale czuć serce i duszę włożone w grę przez twórców. Czuć, że tak, chcieli zarobić, ale też dostarczyć najlepszą produkcję, jaką są w stanie zaoferować, a nie tylko zgarnąć jak najwięcej, jak najmniejszym kosztem i wysiłkiem. Brak masy śmieciowych DLC, brak mikrotransakcji i lootboksów. Tradycyjna gra singlowa, która nie próbuje być grą-usługą i nie wymaga stałego połączenia z siecią. Wydana na premierę bez DRM-ów. Gra, którą we wczesnym dostępie dało się nabyć taniej, niż cena premierowa, która na premierę została automatycznie zaktualizowana do wersji deluxe (jak bardzo to się różni od obecnego trendu segmentu AAA, że chcesz zagrać 3 dni wcześniej, dopłać stówę do preorderu droższej wersji). Gdyby wszystkie gry takie były, nie byłoby szkoda płacić ceny premierowej.

      „w RDR 2 detale są doprowadzone do tak absurdalnego poziomu, że możemy lornetką zauważyć ubywające jedzenie na talerzu, to faktycznie cena ok. 200 zł wydaje się niska, gdy weźmie się pod uwagę cały rozbuchany proces twórczy — nie efekt końcowy.”
      Z jednej strony super, że twórcy dopieścili swoje dzieło i zadbali nawet o tak drobne detale. Z drugiej, chyba już wykraczamy poza pewną granicę sensowności. Szczególnie w grze z dużym, otwartym światem. Być może czas skończyć wyścig kilometrów kwadratowych i podniecanie się „fotorealistycznością” grafiki. Myślę, że osiągnęliśmy w tej dziedzinie taki poziom, który powinien każdego zadowolić.

  5. Może się mylę, ale mam wrażenie że to właśnie najwięcej pieniędzy sobie życzą wydawcy głównie tych gier „AAA”, które coraz częściej mają do zaoferowania rozgrywkę i mechaniki na poziomie porównywalnym z mobilnymi klikaczami które są na ogół F2P.

    No chyba że dla kogoś najważniejsza jest ilość poligonów wyświetlania na ekranie, wtedy niech płaci te 500zł na premiere za wirtualnego jednorękiego bandyte.

  6. „Według Zelnicka głównym celem Take-Two jest dostarczanie jak najbardziej jakościowych produktów. Cena dopiero jest dalszym priorytetem.”

    No bo jak wszyscy pamiętamy, remastery GTA stały na wysokim poziomie i były tanie ;D

  7. Odnosząc się tylko do polskiego rynku, można powiedzieć, że gry rzeczywiście nigdy nie były tak „tanie” – wystarczy porównać stosunek wzrostu cen do wzrostu średniej płacy. Z drugiej strony, wyższy standard cenowy uderzyłby w najbardziej zaangażowanych graczy, ale niekoniecznie poprawił kondycję branży w perspektywie długoterminowej. Problemem nie jest bowiem fakt, że gra kosztuje 70 dolarów, ale że już po kilku miesiącach, a nierzadko nawet tygodniach trafia na przecenę. Dziwi mnie, że branża nie poszła w stronę modelu zaproponowanego przez Nintendo, zakładającego utrzymywanie ceny bliskiej premierowej nie przez miesiące, a lata. Japończycy zdają się wychodzić z założenia, że „kto ma kupić, ten kupi”, a znakomite wyniki sprzedaży w okresie premierowym potwierdzają, że coś w tym jest. Gracze wiedzą, że czekanie na promocje nie ma sensu, a jednocześnie nie muszą się obawiać, że będą stratni, jeśli od razu zapłacą pełną cenę. No bo kto z was się nie zdenerwował, gdy na krótko po wydaniu pieniędzy znalazł ten sam produkt w obniżonej o kilkanaście/kilkadziesiąt procent cenie?

  8. Wielka gromada utalentowanych ludzi latami tworzy produkcję, która zapewni ci rozrywkę na kilkadziesiąt godzin albo lepiej, a ty nie możesz popracować cztery godziny, żeby im za to zapłacić? Not cool, bro.

Dodaj komentarz