rek

Wiedźmin 4 nie obejdzie się bez romansów. CD Projekt Red przyznaje, że są nieodłącznym elementem marki

Wiedźmin 4 nie obejdzie się bez romansów. CD Projekt Red przyznaje, że są nieodłącznym elementem marki
Krzysiek "Gwint" Jackowski
Możemy się więc spodziewać, że wszelkie wątki romansowe będą miały ogromne znaczenie fabularne.

Jak grzyby po deszczu wyrastają kolejne wywiady z głównymi twórcami Wiedźmina 4, w tym  z Sebastianem Kalembą oraz Małgorzatą Mitręgą. W imieniu redakcji w siedzibie CD Projektu Red pojawili się Chrzuszczu oraz b-side, a wyniki tego spotkania znajdziecie na naszej stronie. Poznaliśmy między innymi tło dla obecności łańcucha w zwiastunie, nauki, jaką studio wyciągnęło z Cyberpunka 2077, czy podejście do kanonu w postaci książek Andrzeja Sapkowskiego

Nie wszystkie niuanse produkcji da się uchwycić w jednym wywiadzie, tak więc nasz wzrok skupimy dziś na rozmowie, jaką z Sebastianem Kalembą oraz Małgorzatą Mitręgą przeprowadził portal Gamespot. W nim pojawił się nieporuszany wcześniej wątek romansów w Wiedźminie, które na przestrzeni istnienia całej serii przeszły niesamowitą metamorfozę. Zresztą nie muszę chyba nikomu przypominać o kartach z pierwszej odsłony. W wywiadzie Sebastian Kalemba przyznał, że romanse są kluczowym elementem ich produkcji.

Jak najbardziej, to część naszego stylu, w jaki tworzymy gry. To cząstka ludzkiej natury i bardzo normalna rzecz. Myślę, że bez tego nie bylibyśmy w stanie opowiedzieć pełnoprawnej historii. Jak zawsze, chcemy poświęcić temu segmentowi dużo uwagi i sprawić, by był on bardzo przekonujący i znaczący. Nie chodzi więc tylko o to, by stworzyć romans dla samego romansu. To nie jest sposób, w jaki projektujemy gry.

Szczególnie to ostatnie zdanie bardzo dobrze podkreśla drogę, jaką studio wykonało z tym elementem gier. Od zupełnie osobliwych kart zbieranych w ramach pierwszego Wiedźmina do bardzo rozbudowanych i wielowątkowych relacji z trzeciej części. Wyróżnić trzeba tutaj oczywiście Cyberpunka 2077, którego podejście do relacji sercowych wykraczało daleko poza dotychczasowe dokonania w branży, zarówno pod kątem przedstawienia historii, jak i punktu kulminacyjnego, jakim było samo zbliżenie. 

Nowa bohaterka Wiedźmina 4 to również o wiele większe pole do popisu na wielu płaszczyznach, co przyznają sami twórcy, lecz także pod względem opcji romansowych. Jak wiadomo z książek, Ciri znajdowała się w bliższych relacjach zarówno z mężczyzną, jak i z kobietą. To daje twórcom okazję do poruszenia pewnych tematów na zupełnie nowym poziomie, a które wcześniej mogli przedstawiać jedynie za pośrednictwem innych bohaterów.

8 odpowiedzi do “Wiedźmin 4 nie obejdzie się bez romansów. CD Projekt Red przyznaje, że są nieodłącznym elementem marki”

  1. No tutaj to podbiją statystyki romansów homoseksualnych bo wątpię aby wielu męskich graczy gustowało w męskich partnerach dla Ciri a sceny seksu z udziałem dwóch kobiet to już będzie inna bajka.

  2. „Nie chodzi więc tylko o to, by stworzyć romans dla samego romansu. To nie jest sposób, w jaki projektujemy gry.”

    xD
    Przykłady Rivera i Kerry’ego z CP2077 pokazują coś zgoła innego.

    • Karty w wiedźminie 1 i pukanie Shani w W3, bo akurat przyjechała na wesele.

    • Oj tam oj tam, bali się że gracze im nie darują jak nie będzie okazji by puknąć Shani na łódce 😉
      Zwłaszcza że w W2 jej nie było. Takie zadośćuczynienie za olanie jej w sequelu.

    • Akurat wątek Kerry’ego był jedyną sensowną opcją romansu dla V (może poza Riverem, który był jedyną postacią, która się jakkolwiek starała) i jedyną osobą, której V tak naprawdę był potrzebny do czegokolwiek więcej niż:

      – HEJ V POMUSZ SAMOHUD UKRADLI;

      – HEJ V PORWALI ZIOMKA POMUSZ;

      – HEJ V SZYPKO PSZYJEĆ
      – Tu V, o co chodzi?
      – PSZYJEĆ SZYPKO
      – Ale po co XD
      – CZYLI NIE PSZYJEDZIESZ. OK NARA

      Albo: „V, potrzebuję cię… Do pomocy w pomszczeniu kompanów uciskanych przez gang, i do mojego super-nowatorskiego braindansu, popłyniemy w głębiny zapomnianego dawno dzieciństwa aby poruszyć ukryte wspomnienia, a ponieważ przez aparaturę braindansową będziemy dzielić doświadczenia, pozwolę Ci zbliżyć się do mnie w sposób wymykający się definicjom… Świruję, chcę zaleczyć smuta po śmierci bliskiej osoby, jadę do Seattle, a potem gdzieśtam, napiszę ci smsa, nara XD”

      Tymczasem Kerry, żyjący od wielu lat mieszanką zachwytu i nienawiści wobec Silverhanda, pozostający w cieniu zmarłego przyjaciela z zespołu, który był dla niego niedoścignionym wzorem nie może otrząsnąć się po jego śmierci i pochłonięty przez obsesję na jego punkcie, próbuje go naśladować, gubiąc się we własnej tożsamości, nie potrafiąc oddzielić siebie od Johnny’ego. Nie mogąc odnaleźć siebie, doprowadza się do szaleństwa, autodestrukcji i faz samobójczych. Kiedy w jego życiu pojawia się V, jest już nad przepaścią. Najemnik serwuje Kerry’emu terapię wstrząsową – najpierw przypomina mu, jak było za dawnych lat poprzez wskrzeszenie Samuraia, potem pomaga w pierwszych, nieudolnych próbach wzięcia spraw w swoje ręce – w wysadzeniu furgonetki ze sprzętem UsCracks, próbie zastraszenia dziewczyn i w końcu w pojęciu, że Kerry nie musi nic nikomu udowadniać, że może pozwolić sobie na nagranie kawałka z Atomówkami bez strachu, że ktoś nie będzie go traktować poważnie, albo że ktoś pomyśli, że się sprzedał. Zwieńczeniem romansu jest scena seksu na płonącym jachcie (byłego) managera Kerry’ego, symbolizująca przejęcie z potężnym hukiem kontroli nad własnym życiem, nad własnym biznesem, bycie buntownikiem na swoim własnym poletku, bez zbawiania świata i wysadzania wieżowców atomówką – nikt nie będzie mi mówił co mam robić, gram według własnych zasad – czy jest coś bardziej rockandrollowego? Jako rockerboy osiągnął status legendy i dużo, dużo więcej niż Johnny jako muzyk zdołał osiągnąć za życia, a starając się doścignąć Silverhanda goni tak naprawdę wizerunek, który do niego nie pasuje, zapętla się do momentu, kiedy zaczyna stawać się karykaturą samego siebie. Cień Silverhanda przysłania gigantyczny suckes, który osiągnął i nie pozwala mu się cieszyć z tego, co ma. Powód, dla którego Kerry tworzy muzykę nie jest ten sam, co w przypadku Johnny’ego i nie musi podążać jego śladami, co dociera do niego dzięki V.
      Alt Cunningham miała rację, mówiąc Johnny’emu, że nie jest rockerboyem – Johnny był anarchistą i zamachowcem, używającym muzyki jako nośnika swoich idei. To Kerry jest prawdziwym rockerboyem.

      A River – glina z brudnym backgroundem, bliznami w postaci trudnego, tragicznego wręcz dzieciństwa, które ukształtowało jego filozofię pracy jako policjant, mściciel, samotny wilk. Ostatni wytrwały w walce o przegraną sprawę – o sprawiedliwość w mieście, z którego sprawiedliwość wyjechała w interesach już danwo temu. River widzi w V kogoś podobnego do siebie, kogoś, kto samotnie toczy beznadziejne zmagania o coś niematerialnego – o zachowanie człowieczeństwa, o przeżycie. V bardziej dosłownie, River z kolei w sensie metaforycznym, nadając swojemu życiu sens przez ideały, którymi kieruje się w pracy. Oboje muszą codziennie odpowiadać na pytania – „O co walczę? Czy to jest tego warte? Kim jestem bez walki, którą toczę? Czy kiedy dotrę do celu uznam, że to wszystko było warte jego osiągnięcia?” To z resztą sztandarowe pytania, jakie stawia przed graczem fabuła Cyberpunka 2077 i to nie jedyne miejsce, gdzie one padają, wszak gra pełna jest analogii i symboli, a mówienie, że wątek Rivera jest obecny dla samej sceny grzmoceńska to nic innego jak świadectwo nienależytej uwagi poświęconej wątkom. Cyberpunk wbrew reklamie nie opowiada o byciu najemnikiem w mieście przyszłości.

      Wracając jednak do samego Rivera – marny social skill nie jest w jego przypadku niczym zaskakującym, wystarczy jednak odrobina czasu i chęć zrozumienia, by dostrzec skrywające się pod górą mięśni i wizerunkiem twardziela jego wielkie serce. Jego niemrawe próby przypodobania się postaci gracza są niezwykle ujmujące – Jambalaya jako popisowe danie? Zerknij na ekran komputera w pokoju Rivera a odnajdziesz otwartą stronę z przepisem na żarcie – na pomysł przygotowania obiadu o własnych siłach wpadł prawdopodobnie w momencie kiedy zapraszał V do siebie, mimo że najpewniej jedyne co potrafi ugotować to AllFoods XXL Burrito odgrzane w mikrofalówce. „Randka” z Joss i dzieciakami to próba podzielenia się z V namiastką normalności, jaka Riverowi została i jednocześnie z najcenniejszą dla niego rzeczą – rodziną, a wspólny obiad to okazja, żeby zaprosić V do grona jej członków. River oferuje nam najwięcej ze wszystkich osób, z którymi V może wejść w bliższe stosunki, jednocześnie mając najmniej z nich, co czyni go jednocześnie jedyną taką osobą, która naprawdę daje coś od siebie i naprawdę się stara. A jego reakcja, kiedy po wspólnie spędzonej nocy V mówi, że nic z tego nie będzie, bo nie chce się z nikim wiązać na stałe w obliczu tykającego zegara, nieubłaganie odliczającego godziny życia, które nam zostały, dodatkowo utwierdza mnie w przekonaniu, że River może i ma nadzieję na to, że jego znajomość z V przerodzi się w coś więcej, ale nie liczy na to. Przyjmuje tę wiadomość z goryczą, ale też ze zrozumieniem. V i River są jak dwa doświadczone samotne wilki, które postanawiają dać sobie trochę ciepła w tym okrutnym świecie i wspólnie poudawać przez chwilę, że wszystko jest w porządku.
      Dziwi mnie, jak bardzo niezrozumianą postacią jest River.

      Edit. Wiem, że to tylko gra, a ukazane wydarzenia mają charakter fikcji, jednak zawsze zastanawia mnie, czego oczekują od związków ludzie, którzy uważają, że River jest jakimś loserem, a obiad z jego rodzinką to krindż

  3. Hm.. graczoseksualizm.
    Chociaż akurat Ciri kanonicznie jest bi więc będą i baby i chłopy.
    Piękny to będzie skowyt w necie. Piękny.

  4. „Shani w W3, bo akurat przyjechała na wesele” to akurat całkiem rozsądny powód by ją puknąć.

  5. Mnie tam boli, że to zawsze jest romans, polegający na robieniu questa przysługi w zamian za hehe dymanko, zamiast postawienie na trochę bliższą relację. Bardzo podobał mi się wątek miłosny w Metrze czy „rozkochanie” towarzyszy w KOTORze 2, zwłaszcza Attona

Dodaj komentarz