Xbox podnosi ceny swoich gier i konsol. „Rozumiemy, że te zmiany są pewnym wyzwaniem, ale bierzemy pod uwagę zmienne warunki rynku”
Stało się – w ślad za Nintendo jako pierwszy ruszył Microsoft, znacząco podnosząc ceny produkowanych przez siebie sprzętów do grania oraz gier.
Po co wydawać mniej, kiedy można wydawać więcej? Prawdopodobnie takie pytanie zadają sobie ludzie u sterów największych korporacji, którym marzy się, żebyśmy wydawali więcej. Nie tak dawno temu wśród fanów gier podniosło się larum, kiedy Nintendo doszło do wniosku, że czas podwyższyć ceny do 80 euro. Takich ruchów nie wykonuje się bez przyczyny, zatem kwestią czasu było, kiedy w ślad za Japończykami pójdą inni. Wielu typowało, że będzie to Sony, ale jednak nie – pierwszy wyłamał się Microsoft. W pewnym sensie jest to logicznym następstwem tego, że firma nie radzi sobie najlepiej na rynku konsol, wyraźnie dryfując w kierunku tego samego, co ponad 2 dekady temu zrobiła Sega – przerzucenia ciężaru całego growego biznesu na drugą nogę, czyli produkcję i dystrybucję gier na zewnętrznych platformach.
Taki ruch to straty. Straty to konieczność załatania dziury pozyskaną gdzie indziej kasą i chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie miał wątpliwości, kto za to zapłaci. Microsoft w lakonicznym oświadczeniu poinformował dzisiaj, że staje zgodnie obok Nintendo, podwyższając ceny zarówno swoich konsol, jak również gier. Xbox Series S z ustalonych 5 lat temu 300 dolarów wskoczył na pułap 379 dolarów, Xbox Series X z 500 na 600 dolarów, natomiast Xbox Series X Digital z 450 na 550 dolarów. Oczywiście część akcesoriów i kontrolerów także zdrożeje, chociaż już nie tak zauważalnie, bo mowa o kwotach rzędu 10-20 dolarów.
Dużo gorzej wygląda to w kwestii cen samych gier. Począwszy od grudniowego okresu świątecznego, Microsoft wprowadza nowy standard cenowy dla gier first-party, za które teraz przyjdzie nam zapłacić 80 dolarów. Powody tej decyzji wyjaśniono w krótkim oświadczeniu:
Rozumiemy, że tego rodzaju zmiany stanowią pewne wyzwanie, ale bierzemy pod uwagę zmienne warunki rynku oraz rosnące koszty dalszego rozwoju. Patrząc w przyszłość, nadal koncentrujemy się na oferowaniu większej liczby sposobów grania w jeszcze więcej gier na dowolnym ekranie. W sezonie świątecznym ceny niektórych naszych gier first-party zostaną dopasowane do poziomu 79,99 dolarów.
Szok i niedowierzanie, czy oczywisty i oczekiwany ruch po tym, jak pierwsze wyszło przed szereg Nintendo? Raczej to drugie z niemałym wsparciem sytuacji politycznej – w związku z cłami nałożonymi na Chiny przez Donalda Trumpa, produkujący konsole w Państwie Środka Microsoft raczej na tym interesie traci. Teoretycznie jest to jeszcze jeden, nawet nie ostatni, tylko dodatkowy gwóźdź do trumny sprzętów do grania giganta z Redmond, bo 600 dolarów na tle 400 i 450 dolarów za bazowy model PS5 i nadchodzącego Switcha 2 to kiepski interes. Co więcej, Series X z dyskiem 2 TB jest droższy niż PS5 Pro. Mimo tego akurat w tym przypadku radziłbym odłożyć młotki i poczekać z zamykaniem wieka, bo prawdopodobnie niedługo podobny ruch wykona Sony.
Będzie drożej. Jak się z tym czujecie?
Podwyżki na przestrzeni 5 lat i w tak chybotliwej sytuacji ekonomicznej są rzeczą całkowicie naturalną, tak samo jak to, że w przypadku wystąpienia strat dla korporacji różnice wyrównują konsumenci – czy nam się to podoba, czy nie. Tym samym gry takie jak Avowed zdrożeją dość odczuwalnie dla naszych portfeli. Podstawowa wersja gry wyceniona została na 70 dolarów, co w naszych smutnych realiach oznacza 299 zł. Według nowego standardu giganta z Redmond, Avowed zdrożeje do co najmniej 350 zł. Dużo czy mało? W obliczu mocno przejściowej generacji konsol, której braku wielu z nas mogłoby zwyczajnie nie zauważyć to bardzo dużo, ale jeśli uznamy, że celem jest dalsze promowanie Game Passa (którego ostatecznie też przecież czeka podwyżka) i powolne wycofywanie się z rynku sprzętów do grania, to może w tym szaleństwie jest metoda – dla Microsoftu, bo z perspektywy konsumenta trudno doszukiwać się w tym pozytywów.
Czytaj dalej
I have no mouse and I must click.