rek

Zakończyła się faza dowodowa w procesie Google o łamanie prawa antymonopolowego

Zakończyła się faza dowodowa w procesie Google o łamanie prawa antymonopolowego
Jakub "Jaqp" Dmuchowski
Firma została oskarżoną przez rząd Stanów Zjednoczonych o zapędy monopolistyczne i stara się on dowieść swojej racji na sali rozpraw.

Proces, który został rozpoczęty 12 września, miał dowieść tego, że Google jest monopolistą i wykorzystuje swoją pozycję oraz wynikające z niej przywileje do zyskiwania nieuczciwej przewagi nad konkurentami.

Faza dowodowa została zakończona wystąpieniem profesora ekonomii MIT Michaela Whinstona. Mężczyzna zaoponował, jakoby Google zostało zmuszone do walki z Microsoftem o bycie domyślną wyszukiwarką na urządzeniach przenośnych. Zdaniem Whinstona, ogromne kwoty, jakie korporacja płaciła producentom smartfonów, wynikały tylko i wyłącznie z chęci Google do utrzymania monopolu i wyeliminowania konkurentów jeszcze w przedbiegach. Kolejny zarzut, jaki postawił on gigantowi z Mountain View, dotyczy cen uiszczanych za reklamę. Michael przekazał, że korporacja może bez przeszkód podnosić ich stawki, a to i tak w żaden negatywny sposób nie wpłynęłoby na liczbę reklamodawców. A wszystko to dlatego, że Google nie ma konkurencji z prawdziwego zdarzenia na tym polu.

Ponadto profesor zwrócił uwagę na fakt, że Google posiada niemal 90% udziałów w amerykańskim rynku – a to, jak nietrudno się domyślić, nie wpływa pozytywnie na rosnącą jakość świadczonych usług.

Gdy nie ma zagrożenia konkurencyjnego, nie inwestują. A jakość jest niższa.

Piłeczkę starał się odbić prawnik Google, John Schmidtlein, który zapewniał, że Google cieszy się tak ogromną popularnością ze względu na wysoką jakość świadczonych usług, a „płatności” na rzecz zostania domyślną wyszukiwarką na wielu smartfonach miały na celu zagwarantować, że „że operatorzy sieci komórkowych i producenci smartfonów dokonują odpowiednich aktualizacji i zapewniają bezpieczeństwo danych użytkowników”. Jako przykład na potwierdzenie postawionych przez siebie tez podał telefon Samsung Fascinate. Domyślną wyszukiwarką internetową w tym urządzeniu był Bing, co, zdaniem Schmidtleina, sprawiło, że wielu użytkowników było niezadowolonych.

Warto przy tym napomknąć, że toczące się przeciw Google postępowanie jest jednym z kilku, które zostały zapoczątkowane przez administrację Trumpa, a trend toczenia sądowych batalii z gigantami technologicznymi kontynuowany jest również przez jej następcę. Swoje epizody na salach rozpraw miały także Meta oraz Amazon. Z kolei na werdykt w tytułowym procesie przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.

Dodaj komentarz