około 13 godzin temuLektura na 6 minut

IEM 2025: Nasza relacja. Tym razem Rosjanie przegrali

Trzy dni esportowych zmagań w katowickim Spodku za nami. Działo się sporo, kolejne mecze za sprawą wyśmienitej oprawy oglądało się rewelacyjnie, a trofeum dość niespodziewanie powędrowało do Team Vitality.


Grzegorz „Krigor” Karaś

Na początek małe wyjaśnienie. Dlaczego w tytule nie fetuję zwycięstwa chłopaków z francuskiej organizacji? To nawiązanie do tego, co działo się w zeszłym roku. Ci, którzy zjawili się w Katowicach 12 miesięcy temu lub czytali naszą relację z tego wydarzenia, zapewne pamiętają fenomenalną dyspozycję Donka i fakt, że ten młody Rosjanin bardzo sprawnie poprowadził swoją drużynę do zwycięstwa. Cóż, tym razem było inaczej. Ale po kolei.


To, co najważniejsze – Counter-Strike 2

Oczywiście osią, wokół której kręcił się cały IEM, były starcia w Counter-Strike’u 2. Nie zabrakło w nich rzecz jasna zespołu Team Spirit – mistrzowie z 2024 roku mieli okazję bronić już raz zdobytego trofeum. I wiele wskazywało, że tak właśnie się stanie: przez rozgrywane na scenie Spodka eliminacje przeszli w bardzo dobrym stylu, w piątek pokonując 2 : 0 Virtus.pro, a w sobotę z takim samym rezultatem wychodząc ze starcia z NaVi. Donk w tych meczach ponownie dał się poznać jako czołowy gracz CS2, rozdając fragi na prawo i lewo i kończąc każdą mapę z K/D ratio na plusie. Nikt nie zakładał nawet, że w finale będzie inaczej.

Team Vitality z kolei… radziło sobie bardzo podobnie. Zgromadzona w Katowicach publiczność najpierw zobaczyła, jak ekipa ogrywa The MongolZ 2 : 0, a potem przyszedł finał i… niespodzianka. Co tu dużo mówić: w spotkaniu z Team Spirit zawodnicy z francuskiej organizacji faworytami z całą pewnością nie byli. Przeciwko nim przemawiały kursy u bukmacherów, fakt, że muszą odebrać trofeum aktualnym mistrzom, oraz obecność w drużynie przeciwnej Donka, prawdziwej maszyny do zabijania. Problem jednak w tym, że w najważniejszym dla Rosjan meczu w tej maszynie najwyraźniej pozacinały się tryby.

10
zdjęć

Klęska Rosjan w finale

Co tu dużo mówić: Team Spirit przegrało 0 : 3, oddając na kolejnych mapach pola do sześciu, pięciu i jedenastu. W tym ostatnim przypadku morale wyraźnie skoczyło, gdyż zespół znalazł siły na ładne odbicie i serię zwycięstw, ostatecznie jednak nic to nie dało. Donk zawiódł – ale głównie tym, że często dawał się zabijać jako jeden z pierwszych i tym samym tracił możliwość wpływu na dalszy przebieg danej rundy. Gdy grał, radził sobie – trzeba przyznać – dobrze. Niemniej koniec końców jego zespół na każdej z kolejnych map nie miał nic do gadania.

Takie rozstrzygnięcie to oczywiście niespodzianka. Ale bardzo pozytywnie przyjęta przez publikę – Rosjanie ewidentnie nie cieszyli się tutaj sympatią, a każde wyeliminowanie czołowego zawodnika Spiritów nagradzano owacją. Stało się więc tak, jak chcieli tego zgromadzeni w Spodku. A że widowisko było przy tym dość jednostronne? Cóż, w obliczu świetnego zgrania Team Vitality pretensje można mieć tylko do Rosjan i tego, że nie potrafili temu zaradzić.

12
zdjęć

A co poza tym?

Prawdę mówiąc, postawione w śródtytule pytanie wydaje się dość kłopotliwe. Bo złośliwie mógłbym odpowiedzieć „nic”, ale byłoby to jednak mimo wszystko krzywdzące. Sceny StarCrafta w tym roku zabrakło – jej miejsce zajęła sponsorowana przez jedną z rozgłośni radiowych przestrzeń, gdzie dało się oglądać transmisję ze zmagań na terenie Spodka. Cóż, jak ktoś miał wejściówkę na główną halę, do tej sali nie musiał zaglądać w ogóle. Jeśli nie miał… to w sumie też nie. Ale to pod warunkiem, że odstał swoje w kolejce, dopisało mu szczęście i mógł się pogodzić z faktem, że choć będzie w Spodku, to zawodników na własne oczy nie zobaczy.

ESL w tym roku poszło tropem Live Nation i udostępniło ludziom bez wykupionych biletów (a także swoim pracownikom, co już jednak jest trochę żenujące) miejsca… za sceną, gdzie dało się usiąść i obejrzeć kolejne starcia trochę jak w kinie. Pomysł mimo wszystko lepszy niż w przypadku koncertów, bo raz, że tutaj płacić nie trzeba było, a miejsca siedzące tak czy inaczej się znalazły. A dwa – przecież nawet z przodu i tak wszyscy gapią się głównie w ekrany. Różnica taka, że zawodnicy kryli się za ścianą dźwigającą światła i ekrany.

Sytuacja ta pokazuje jednak co innego: mianowicie formuła Spodka jako miejsca imprezy chyba już się trochę wyczerpała. IEM spokojnie mógłby przyjąć więcej ludzi – w końcu wcale nie tak tanie, oględnie mówiąc, bilety rozeszły się na długo przed startem imprezy. A i wszystko to, co dzieje się na hali, choć niezmiennie stoi na bardzo wysokim poziomie, nieco się też opatrzyło. Podobnie jak w tamtym roku pojawiły się rzecz jasna plotki na temat zmiany miejsca wydarzenia na Kraków – ludzie będący w temacie zapewnili mnie jednak, że to tylko pogłoski, które nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistości. Tym niemniej zmiana chyba mimo wszystko przyniosłaby powiew świeżości.

8
zdjęć

Expo też było

Podobnie jak poprzednio wydarzeniom w Spodku towarzyszyła strefa Expo, czyli – mówiąc po ludzku – najzwyczajniejsze targi, gdzie można było odwiedzić stoiska wystawców, oddać się różnorakim rozrywkom i oczywiście kupić akcesoria czy gadżety związane z gamingiem. Zasadniczo zmian w formule nie zauważyłem, a wystawcy naprawdę się postarali. Dało się pograć, posłuchać ciekawych rzeczy, spotkać osobistości ze świata Counter-Strike’a czy nawet… skorzystać z usług fryzjera. Między innymi marka Omen pokazała nowe laptopy i akcesoria, pojawił się jeszcze dość mało rozpoznawalny Hator, na wielgachnym stoisku mogliśmy przebierać w znacznie tańszych niż oficjalne koszulkach. Wypadło to generalnie dobrze, tyle że… cóż, mało było tego wszystkiego po prostu. Zwłaszcza już jak na imprezę tej rangi.

Wieść gminna niesie, że stawki organizatora za wynajem powierzchni wystawowej są wręcz zaporowe – i chyba tu należy upatrywać przyczyny pojawienia się w całkiem dużej przecież hali ścianki działowej oddzielającej niewykorzystaną przestrzeń. Cóż, najwyraźniej po prostu nie udało się wszystkiego sprzedać i coś z tym faktem należało zrobić. To również powód, dla którego mogliśmy odwiedzić stoiska marek raczej mniej kojarzonych z gamingiem, choćby producenta kosmetyków czy fast foodu. Trzeba jednak przyznać, że fajnie wpasowały się w klimat. Ogółem, choć było tego wszystkiego raczej niewiele, narzekać też nie ma na co tak naprawdę.

14
zdjęć

Czy było warto?

Przez te trzy dni bawiłem się jednak wyśmienicie. Z niekłamaną przyjemnością ponownie śledziłem bardzo dobrze zorganizowane mecze, które dostarczyły mi naprawdę potężnej dawki emocji. Parę ładnych godzin „zgubiłem” też na innych atrakcjach w strefie Expo, gdzie miałem okazję „obmacać” nowinki ze świata sprzętu i spotkać sporo ciekawych osób. Było warto. I nie wątpię, że za rok IEM również spełni pokładane w nim nadzieje – jakkolwiek potoczą się losy tej imprezy.


Czytaj dalej

Redaktor
Grzegorz „Krigor” Karaś

Gdyby mnie ktoś zapytał, ile pracuję w CD-Action, to szczerze mówiąc, nie potrafiłbym odpowiedzieć. Zacząłem na początku studiów i... tak już zostało. Teraz prowadzę działy sprzętowe właśnie w CD-Action oraz w PC Formacie. Poza tym dużo gram: w pracy i dla przyjemności – co cały czas na szczęście sprowadza się do tego samego. Głównie strzelam i cisnę w gry akcji – sieciowo i w singlu. Nie pogardzę też bijatyką, szczególnie jeśli w nazwie ma literki MK, a także rolplejem – czy to tradycyjnym, czy takim bardziej nastawionym na akcję.

Profil
Wpisów679

Obserwujących23

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze