Cyberpunk 2077: Widmo wolności. Dodatek lepszy od „podstawki”! [RECENZJA]
Co do jednego nie mam wątpliwości – Widmo wolności wraz z aktualizacją 2.0 przybliża Cyberpunka 2077 do poziomu, na jakim powinien się znajdować trzy lata temu.
W porównaniu z tym, jak prezentowała się podstawowa wersja gry 10 grudnia 2020 roku, Widmo wolności w dniu swojej premiery jest pod niemal każdym względem lepsze. Nie zmienia to jednak faktu, że tytuł recenzji pozostaje nieco ironiczny z dwóch powodów. Po pierwsze opłakany stan techniczny debiutującej „podstawki” (wiem, co mówię – ogrywałem ją na konsolach PlayStation i recenzowałem) nie stawiał poprzeczki zbyt wysoko. Po drugie tak jak Cyberpunk 2077 nie jest w moim odczuciu równie fenomenalną grą, co Wiedźmin 3, tak Widmu wolności trochę brakuje do Serc z kamienia czy Krwi i wina. Niemniej to wciąż świetny dodatek do bardzo dobrego – szczególnie po aktualizacji 2.0, która 21 września pojawi się na wszystkich platformach – tytułu.
Da się grać
Widmo wolności będzie jedynym dodatkiem do Cyberpunka 2077, a do tego ostatnią produkcją CD Projektu Red na Red Enginie. I bardzo dobrze, bo choć pod kątem optymalizacji jest zdecydowanie lepiej niż trzy lata temu, to spadki płynności na PC niekiedy się zdarzały – zarówno w trakcie dynamicznej rozgrywki w otwartym świecie (co przy moim RTX-ie 2060 mogę wybaczyć), jak i podczas cutscenek oraz wchodzenia/wychodzenia z menu (czego zrozumieć już nie umiem). Niemniej przy rozdzielczości Full HD, średnich detalach i wyłączonym ray tracingu byłem w stanie wyciągać relatywnie stabilne 60 fps-ów.
Warto nadmienić, że nie wracałem do Cyberpunka 2077 od 2020 roku, więc zobaczenie go działającego tak dobrze, okazało się naprawdę miłym doznaniem. Bugi, artefakty graficzne i wspominane już klatkowanie w niektórych momentach wciąż się zdarzają, ale gdyby gra wyglądała tak w dniu premiery „podstawki”, byłaby warta swojej ceny nie tylko pod kątem gameplayu czy fabuły, lecz także stanu technicznego.
Fantom w Dogtown
Widmo wolności przynosi więc nową jakość w kwestiach szeroko pojmowanego performance’u, jak jest natomiast w przypadku narracji? Tutaj możecie się spodziewać poziomu, z którego CDPR nie schodzi od lat, a przy okazji prób – bardziej lub mniej udanych – zabawy konwencją thrillera szpiegowskiego. O ile jednak sama intryga wypada niezwykle dobrze, a każde z dwóch zakończeń (oba mają jeszcze po dwa rozgałęzienia) wieńczy ją świetnie(*), o tyle w moim przypadku ważkość wydarzeń „nie dojechała”. Rozumiałem, że rozbicie się w najgorszym rejonie Night City samolotu z prezydentką Nowych Stanów Zjednoczonych na pokładzie jest poważną sprawą, ale nie potrafiłem w pełni przejąć się potencjalnymi reperkusjami tego wypadku.
(*) Tak przy okazji: za sprawą DLC pojawia się również nowe zakończenie dla całej gry i dość napisać, że zmienia ono całkiem sporo.
Uniwersum Cyberpunka 2077 znam bowiem głównie z gry, a co za tym idzie odnajduję się przyzwoicie w politycznej mikroskali miasta, w którym dzieje się jej akcja, a nie w globalnej sytuacji w wykreowanym przez Mike’a Pondsmitha świecie. Dlatego dużo bliższy memu sercu jest lokalny patriotyzm Night City i los jego nowo wprowadzonej w dodatku dzielnicy – Dogtown – niż to, co niepowodzenie misji V będzie oznaczać dla NUSA i pozycji tego państwa w makroregionie.
Nie tylko pod tym względem nie potrafiłem wkręcić się w opowieść w 100%. Redzi popełnili bowiem ten sam grzech, co przy wątku Jackiego w „podstawce” – wówczas zbyt powierzchowna i krótka obecność tego bohatera na ekranie nie pozwoliła mi w pełni zaangażować się emocjonalnie w jego historię, mimo iż narracja wyraźnie uderzała w tony wskazujące coś zgoła przeciwnego. Podobny dysonans w moim przypadku pojawił się w kontekście jednej z najważniejszych osób w Widmie wolności. W momencie podejmowania kluczowych decyzji zadawałem sobie pytanie „Dlaczego mam się przejmować?”, nie „Jak sprawić, by wszystko dobrze się skończyło?”. Nie oznacza to jednak, że wybór nie stanowił dla mnie problemu – V został uwikłany w taką sieć kłamstw i różnych wpływów, że scenarzystom udało się sprawić, bym do końca nie wiedział, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Nie ufałem zupełnie nikomu, postanowiłem kierować się tylko własnym dobrem. I za to należą się Redom ogromne brawa.
Szpieg z krainy Night City
Słowa uznania jestem również winien developerom za brak rozdźwięku pomiędzy linią fabularną i gameplayową w DLC. Skoro mamy do czynienia ze szpiegowską intrygą, to powinniśmy móc poczuć się jak tajny agent także podczas rozgrywki. I choć chciałoby się dostać tego jeszcze więcej, to CD Projekt Red naprawdę postarał się, by całość nie kręciła się jedynie wokół strzelania i hakowania. Chyba największą nowością są misje, w których wykorzystywaliśmy wszczep pozwalający na przyjęcie nie tylko wyglądu, ale też osobowości wybranej postaci. Choć taką okazję dostaliśmy bodajże tylko dwukrotnie (raz w głównym, raz w pobocznym zadaniu), to próby niewychodzenia z roli w trakcie rozmów (polegające w dużej mierze na trzymaniu się faktów, jakie poznaliśmy podczas briefingu), by wróg nie odkrył mistyfikacji, wspominam bardzo dobrze. Podobnie jak możliwość bezkrwawego wpływania na przyszłość nowej dzielnicy i pociąganie za polityczne sznurki.
Czytaj dalej
W CD-Action jestem od 2016 roku, wcześniej publikowałem m.in. w Przeglądzie Sportowym. W redakcji robiłem chyba wszystko – byłem sprzętowcem, prowadziłem działy info i zapowiedzi, szefowałem newsroomowi, jak i całej stronie. Następnie bezpieczną przystań znalazłem w social mediach, którymi zajmowałem się do końca 2022 roku, gdy odszedłem z CDA. Nie przestałem jednak pisać – wciąż możecie mnie więc czytać: zarówno na stronie www, jak i w piśmie.