37
21.06.2023, 14:00Lektura na 11 minut

Final Fantasy XVI – jRPG w slashera przemienione [RECENZJA]

Największą zaletą, a jednocześnie też wadą Final Fantasy XVI jest to, jak bardzo widać w nim potężny wysiłek twórców i chęć zaimponowania odbiorcom.


Krzysztof „Otton” Kempski

Szczerze powiedziawszy, z każdą kolejną godziną spędzoną w Valisthei coraz bardziej żałowałem, że wkrótce przyjdzie mi pisać recenzję. Choć Square obdarzyło dziennikarzy czasem na granie przed premierą wyjątkowo hojnie, jest to akurat jedna z tych pozycji, które wymagają naprawdę sporo wysiłku, by nie tylko wyrobić sobie opinię, ale też nabrać co do niej pełnego przekonania. Termin zbliżał się nieubłaganie, a ostatnie dni wcale nie mijały mi na nerwowym maratonie. Raczej na próbie uporządkowania w głowie tego, co przez blisko 40 godzin zobaczyłem.

Działo się tak dlatego, że to odsłona wielu kontrastów. Z jednej strony radykalnie porzucająca to, co w FFXV było godne podziwu, czyli swobodne szlajanie się po świecie, atmosferę przyjaźni w drużynie i cykanie fot magicznych ostańców wyrastających spod ziemi. To część momentami wręcz nawiązująca formułą do korytarzowej „trzynastki”, tyle że nieudziwniająca walk aż tak mocno. Z drugiej zaś strony mamy do czynienia także z grą bezpardonowo rozprawiającą się z głównymi grzeszkami poprzedniczki, która w tych bardziej narracyjnych momentach wyglądała niekiedy jak praca zaliczeniowa amatorów, względnie ofiara topniejącego budżetu. Czasami się tu delikatnie przysypia, by za parę minut, w wyniku szczególnie widowiskowego starcia z bossem, zbierać szczękę z podłogi, zachwycając się nie tylko jego designem, ale też jakością animacji. No i jak to wszystko ocenić…

Final Fantasy XVI
Final Fantasy XVI

Jakoś tak zwyczajnie

Bez wątpienia mamy tu do czynienia z najbardziej zachodnim Final Fantasy w historii. Można wręcz powiedzieć, że gdyby zmienić tytuł i przemalować nieco te bardziej charakterystyczne concept arty, a następnie wypuścić do sklepów jako jakieś nowe IP, prawdopodobnie całe rzesze graczy długo nie zorientowałyby się, że coś jest nie tak. Co więcej, wielu z nich pomyślałoby pewnie, że ogrywa właśnie fanfik / lepszą wersję (niepotrzebne skreślić) „Gry o tron”. Praktycznie nic nie zaburza estetyki bardzo klasycznego, niemal średniowiecznego fantasy, delikatnie podlanego magią i obecnością wielkich jak Burdż Chalifa potworów.

No, ewentualnie widok Clive’a gnającego na grzbiecie chocobo wzbudziłby lekkie podejrzenia, ale i to tylko pod warunkiem, że potencjalny odbiorca zechciałby pokopać nieco w zadaniach pobocznych. Nie robiąc ich, można równie dobrze spędzić całą grę wyłącznie z poszczekującym wesoło Torgalem. Ugryzie wroga na nasze polecenie, da się pogłaskać, ale wierzchowca już nie zastąpi. No i ponownie rodzi się mały problem z oceną tego wszystkiego. Przyznacie, sam już człowiek nie wie, czy wypada pochwalić odczuwalną konsekwencję artystyczną i naprawdę dopieszczone modele, czy bardziej kwękać na brak jakiegoś szczególnego charakteru sprawiającego, że całą tę Valistheę będziemy pamiętać latami.

Final Fantasy XVI
Final Fantasy XVI

Na pustyni to i piasku zabraknie…

O ile zaprezentowane nam uniwersum bywa momentami odrobinę nijakie, o tyle przynajmniej stanowi tło dla całkiem sprawnie napisanej historii. I to – co dla tego cyklu nieco nietypowe – skupiającej się tym razem na pojedynczym bohaterze. Czasami oczywiście towarzyszą nam kompani, ale i tak główną osią scenariusza pozostaje Clive Rosfield, syn arcyksięcia, a także Pierwsza Tarcza Rosarii. Jego rodzime państwo to jedno z kilku rozciągających się w Valisthei imperiów. Zgromadzone tu dobra materialne w postaci potężnych kryształów mocy zapewniają tyle energii, że dla każdego w zasadzie wystarcza, a poszczególne kraje nie mają po co toczyć ze sobą wojen. Ów dobrobyt kończy się jednak wraz z wybuchem tajemniczej plagi, przez co władcy stają przed trudnym dylematem: Skoro nasza ziemia nie chce już wydać plonu i lud zacznie głodować, dlaczego nie chwycić za miecze i po latach pokoju nie zabrać wreszcie urodzajnego skrawka sąsiadom?

Kto jak nie gracz może to wszystko uratować… Nim jednak Clive zajmie się losami świata, musi też uporządkować pewne sprawy osobiste. Jako Pierwsza Tarcza Rosarii robi za ochroniarza dla swojego młodszego brata, który za sprawą znaku Feniksa włada niezwykłymi mocami, jak na eikonów przystało. To gigantyczne istoty, jedne z najpotężniejszych bytów w całej Rosarii – każda z nich jest na swój sposób wyjątkowa i umie kontrolować inny żywioł. Problem tylko w tym, że pewnego dnia, zupełnie przecząc prawom natury, w królestwie pojawia się drugi eikon ognia i doprowadza do rodzinnej tragedii. Choć więc świat się wali, przez pierwsze godziny to właśnie wola pomszczenia ofiar tego niepokojącego zdarzenia stanowi główne koło zamachowe całej opowieści.

Final Fantasy XVI
Final Fantasy XVI

Układy (i układziki)

Słusznie zacznie się wam wydawać w pewnym momencie, że wszystko to jest zbyt proste. Zwrot akcji można przewidzieć już po dwóch godzinach (albo nawet, łącząc fakty, odgadnąć z treści tej recenzji), cieszy jednak, że Square wcale nie zbudowało wokół niego całego scenariusza. Fabuła potrzebuje czasu, by się rozkręcić, ale kiedy rusza z kopyta, coraz mocniej przyciąga bogactwem geopolityki i naprawdę sporą liczbą interesujących wątków, dotyczących ostatecznie praktycznie każdego z królestw. Staje się złożona do tego stopnia, że niekiedy da się w tym wszystkim pogubić…

Co jednak warte odnotowania, w każdej chwili możemy skorzystać z bogatego kompendium, rozwijanego wraz z postępami o kolejne teksty, a nawet podejrzeć na specjalnym ekranie listę wpisów pozwalających zrozumieć sens aktualnie wykonywanego zadania. Samo przeczytanie opisu głównych questów pełni w zasadzie funkcję streszczenia. W odbiorze powinno też pomóc graczom niezłe tłumaczenie na polski. Za znakomitą większość scenariusza, może poza kilkoma dłużyznami i nieco nieprzekonującą końcówką, twórcom należą się z tego miejsca ogromne brawa.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE


Redaktor
Krzysztof „Otton” Kempski

Gracz, redaktor, inżynier i podróżnik w jednym. Lubię gry, które po prostu sprawiają przyjemność i nie silą się na udowadnianie, że są sztuką.

Profil
Wpisów56

Obserwujących7
Final Fantasy XVI
Ocena redakcji
8
Ocena użytkowników
10
Platformy
PS5
Gatunek
akcja
Producent
Square Enix
Final Fantasy XVI

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze