Recenzja Inkulinati. Polska strategia jak żadna inna!
Inkulinati polskiego studia Yaza Games jest tytułem niezwykle odważnym, stawiającym przede wszystkim na własną wizję artystyczną i gameplayową. Czy jakość gry dorównuje brawurze twórców? I jak wypada walka mająca stanowić kluczowy element tej turowej strategii?
„Inkulinati” to – jak tłumaczą autorzy – połączenie dwóch słów: „ink”, czyli „atramentu”, oraz „illuminati” nawiązującego do iluminowanych rękopisów. Te najbardziej znane, pochodzące z okresu średniowiecza, odznaczały się czarnymi, mocno zarysowanymi konturami i kolorowymi zdobieniami. Wbrew pozorom specyficzne przedstawienie zwierząt lub postaci ludzkich nie ma związku ze stereotypowymi „ciemnymi wiekami” i potencjalnym brakiem rozeznania czy umiejętności skrybów, tylko z symboliką. Na szczęście nie trzeba zaprzątać sobie nią głowy, bo Yaza Games dość jasno zarysowuje satyryczny wydźwięk swojej produkcji, a trąbka do pierdzenia jest użyteczniejsza, niż może się wam wydawać.
NARYSUJ MNIE JAK OŚLEGO BARDA
Rozgrywka w Inkulinati toczy się w granicach płaskich marginesów, które w zależności od poziomu potrafią mieć kilka kondygnacji. Znajdziemy na nich cały bestiariusz kolorowych i zróżnicowanych stworków oraz skrybów, w tym naszego bohatera – Tyciego. Najwięcej inspiracji twórcy zaczerpnęli najprawdopodobniej z drôlerie, czyli dość groteskowych scenek figuralnych przedstawiających m.in. zwierzęta czy humanoidalne postacie, często zaangażowane w walkę między sobą. W artykule na Culture.pl możecie znaleźć więcej szczegołów dotyczących studia i zaangażowanych w projekt osób oraz zobaczyć psałterz Renauda de Bara z początków XIV wieku, który najmocniej przyczynił się do ostatecznego wyglądu gry.
W moim odczuciu projekt zarówno stworków, jak i całego świata przedstawionego jest fantastyczny. Zapewne wielu z was, zupełnie zasadnie, porówna ten tytuł do wydanego w 2022 roku Pentimenta autorstwa Obsidian Entertainment, ale produkcja Yaza Games stoi dumnie na własnych kopytach. Przewija się tu mocno montypythonowski humor, momentami bardzo rubaszny, nawiązujący do średniowiecznych materiałów źródłowych. Nie ma tutaj również zbędnych komplikacji interfejsu, a nawet jeśli nieco się zgubicie w rozpoznawaniu ikonek, możecie nacisnąć klawisz Q – wtedy każde zbliżenie wskaźnika myszki do konkretnej czynności wyświetli informacje na jej temat.
Główny motyw wizualny Inkulinati buduje całą tożsamość gry. Samo to przyciągnie przed komputery spore grono, choć i pewnie niektórych odrzuci. Yaza Games wykazało się nie lada odwagą, mocno wierząc we własną wizję artystyczną. No ale co wam powiem, to wam powiem – mnie się podoba.
WALCZ I DAJ WALCZYĆ INNYM
Wytrwałym i pragnącym poznać każdy aspekt rozgrywki przed wątkiem fabularnym polecam przejście pełnego szkolenia siostry Hildegardy. Mechanizmów jest naprawdę dużo, a jak to się mówi – nieznajomość prawa szkodzi. Jeden błąd może zaważyć na waszym sukcesie (lub porażce). Istnieje kilka trybów, w których możemy przeprowadzać starcia: bestie kontra bestie, Tyci kontra inny Inkulinati (w tym Dante Alighieri, posiadający 666 punktów prestiżu) lub Tyci kontra same bestie. W potyczkach z bestiami należy wyeliminować każdego przeciwnika, gdy zaś na naszej drodze spotkamy innego rysującego, wystarczy pozbyć się tylko jego. Nie jest to jednak takie proste, bo trzeba jeszcze pilnować, aby to nas nie wymazano z kart historii.
Zabić w Inkulinati można na wiele sposobów: od prostego zbicia życia przeciwnika po wyrzucenie go poza planszę, skąpanie w ogniu apokalipsy (który, tak jak pisała Ranafe w swojej recenzji wczesnego dostępu, skutecznie powstrzymuje przed kampieniem) czy zablokowanie mu możliwości ruchu i odczekanie, aż choroba, wychodzące z grobu trupki lub płomyki powoli doprowadzą do ostatecznego zgonu kreatury. Ale nie cieszcie się zbytnio na myśl o poddawaniu przeciwnika wiecznym torturom, bo on również może zabrać nam drabinę z basenu, a bardzo dobrze wyszkolona AI nader często to wykorzystuje.
Inkulinati to przede wszystkim gra strategiczna i pozycjonowanie odgrywa tu niezwykle istotną rolę. To, jak umiejscowimy nasze oddziały na początku, może zaważyć na ostatecznym wyniku bitwy. Jeśli ze wszystkich stron otoczymy się jednostkami, przeciwnicy łatwo mogą je zrzucić, nie używając żadnego ataku, jeśli natomiast za bardzo się odsłonimy, no to już sami wiecie, jak to się skończy. Na planszy da się umieścić (niekiedy też obiekty są na niej dostępne od razu) przeszkody terenowe, które często można wykorzystać do własnych niecnych celów. Dodatkowo nie należy rysować wciąż tej samej jednostki. Podwyższa się wtedy poziom znudzenia, obniżamy go zaś na dwa sposoby – albo nie używamy sługusa przez pewien czas, albo regenerujemy się w trybie Podróży.
Tryb Podróży to fabularny aspekt Inkulinati. Został podzielony na pojedyncze akty, a jego zwieńczeniem jest zwykle potyczka z wybranym bossem. Po drodze natkniemy się na kupców lub innych podróżnych, pozwalających nam na odnowienie zdrowia, zyskanie większej ilości atramentu czy, jak wcześniej wspomniałem, odzyskanie wigoru do rysowania danych jednostek. Udostępniono kilka poziomów trudności, a choć przejście kampanii odblokowuje dalszą część historii, dostajemy też informację, że należy zrobić to jeszcze raz. W ten temat ze względu na spoilery nie będę się jednak zagłębiać. Czy ponowne ogrywanie trybu bywa męczące? Tak, ale tylko troszeczkę.
PIERWSZE DIABOŁKI ZA PŁOTY
Mimo że tytuł studia Yaza Games nie wydaje się skomplikowany, to umożliwia on tworzenie tematycznych buildów i ciekawe wykorzystywanie umiejętności naszego Tyciego (które zdobywamy wraz z podnoszeniem poziomu prestiżu). Co najważniejsze, gra jest bardzo dobrze zbalansowana. Ani razu podczas walki nie odczułem, że przeciwnik pomimo dłuższego stażu w rysowaniu ma nade mną miażdżącą przewagę. Wiązało się to oczywiście z przemyśleniem, na jaką taktykę się zdecydować, ponieważ Inkulinati nie pozwala na manualny zapis zabawy i jeżeli przegramy, a liczba naszych piór spadnie do zera, rozgrywka się skończy.
Inkulinati to przyjemna i prosta strategia turowa, a postawienie na ten gatunek w połączeniu z wyrazistą szatą graficzną było aktem odwagi, za który twórcy z Yaza Games mogliby zostać pasowani na rycerzy. Niezależny projekt pięcioosobowej ekipy z pewnością znajdzie swoją niszę, szczególnie że nie zabrakło w nim trybu multiplayerowego pozwalającego obsmarować atramentem znajomych.
Jest w starciu nieruchomych malowideł – często tak groteskowych i abstrakcyjnych – coś, co przyprawia o uśmiech i powoduje, że ośli bard oszałamiający przeciwników pierdzeniem w trąbkę dalej bawi, nawet po 10. godzinie rozgrywki. Inkulinati to bardzo ciekawy przykład przetwarzania historii sztuki w sposób nienachalny, humorystyczny i szanujący odbiorcę. Twórcy mogliby również wpaść w pułapkę skrajnego podkręcania elementów komediowych, ale tak się na szczęście nie stało. Nie pozostało mi nic innego, jak życzyć im powodzenia przy kolejnych projektach. Oby stały na tym samym albo lepszym poziomie, co to atramentowe szaleństwo.
W Inkulinati graliśmy na PC.
Ocena
Ocena
Inkulinati z jednej strony bardzo dobrze wpisuje się w gatunek strategii turowych, z drugiej wyróżnia się własnym stylem i urokiem. Satyryczne podejście do konwencji jest mocno widoczne, ale nie wydaje się ani trochę przesadzone.
Plusy
- wspaniała oprawa wizualna
- montypythonowski humor
- dobrze zbalansowana rozgrywka
- przejrzysty system walki i sprytna AI
Minusy
- tryb fabularny mógłby być nieco lepiej zorganizowany
- przydałoby się więcej wyzwań, aby mieć po co wracać
Czytaj dalej
Rodowity bałuciarz i entuzjasta popkultury. W wolnych chwilach robi filmiki o grach na YouTubie. Kontakt: filip.chrzuszcz@cdaction.pl