Starfield – recenzja. Miłość tylko do drugiego wejrzenia

W moim przekonaniu z taką sytuacją mieliśmy do czynienia niedawno, krótko przed premierą Starfielda. Sporo ludzi żyło ułudą, że nowe dzieło Bethesdy będzie grą totalną, czymś w rodzaju No Man’s Sky z fabułą, co do sprawdzonej już przez innych swobodnej eksploracji wszechświata dorzuci zgrabnie napisaną historyjkę i mnóstwo zadań pobocznych. Tego nie udało się zrobić. Starfield to nie No Man’s Skyrim. To zwykły Skyrim w kosmosie.

Zanim przejdę do sedna, dodam jeszcze, że byłem całkowicie uodporniony na starfieldowy hype. W erpegi Bethesdy gram od Areny i z czasem zaakceptowałem schemat, który amerykańska firma przyjęła za standard od momentu wydania Obliviona. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że kolejne produkcje tego studia są bardzo podobne do siebie, mają identyczne bolączki oraz identyczne zalety. Starfield nie mógł mnie więc tak naprawdę ani zaskoczyć, ani rozczarować. Spodziewałem się solidnej gry stworzonej w typowym dla Bethesdy stylu. Być może dlatego po pierwszym, trwającym 120 godzin podejściu byłem zwyczajnie zadowolony. Nie zachwycony, ale zadowolony jak najbardziej.
TRUDNA MIŁOŚĆ
Oczywiście rozumiem wszystkich tych, którzy w Starfieldzie zakochali się od pierwszego wejrzenia, bo sam takiemu zauroczeniu poniekąd uległem. Przez pewien czas ten piękny sen trwał, a ja rozwiązywałem nadzwyczajne problemy zwyczajnych ludzi, eliminując kolejne zadania z listy, która i tak puchła coraz mocniej z każdą kolejną minutą. Jednocześnie akceptowałem problemy każdej typowej „bethesdogry”, które wielu ludzi doprowadziłyby do szału już po godzinie zmagań. Festiwal loadingów, minimiasta zbudowane z kilku niewielkich lokacji, enpece gestykulujący w dialogach z gracją stracha na wróble. Traktowałem to wszystko jak zło konieczne i świadomie zepchnąłem te mankamenty na dalszy plan. Liczyła się przede wszystkim wielka przygoda i to, za co dzieła tego studia mimo wszystko uwielbiam – eksploracja podlana swobodą, do której sporo konkurencyjnych open worldów nie ma po prostu startu.

W tym ostatnim aspekcie Starfield faktycznie jest mocny. Gdzie nie pójdziesz, tam atrakcje. Przypadkowi ludzie mają jakąś sprawę do załatwienia, powtykane tu i ówdzie kioski zachęcają do wykonywania prostych zleceń, a nie możemy zapominać też o tych bardziej rozbudowanych misjach i przede wszystkim o tym, co istotne jest w każdej grze Bethesdy: realizacji celów wyznaczonych przez nas samych. Te ostatnie mogą być przecież bardzo różne – zbieranie funduszy na nowy statek, pozyskiwanie minerałów oraz innych komponentów do badań czy też pompowanie doświadczenia, pozwalającego uzyskać dostęp do nowych perków. Tutaj nawet levelowanie umiejętności staje się czasem priorytetem, bo zamki nie otworzą się same i trzeba zmierzyć się z nimi kilkanaście razy, zanim gra pozwoli nam wrzucić punkt w kolejną rangę cyfrowego włamywacza.
PRZEDE WSZYSTKIM SWOBODA
Szeroko rozumiana swoboda jest także widoczna podczas rozwiązywania konkretnych problemów w misjach. Wyzwań natury bojowej można w wielu przypadkach uniknąć skuteczną perswazją, a drogę w labiryncie pomieszczeń skrócić, jeśli otworzymy drzwi zablokowane najtrudniejszym zamkiem. Nawet w wielkim finale da się naszego głównego rywala przegadać, co jest miłą odmianą po wielu grach, gdzie w końcówce obligatoryjnie trzyma się palec na cynglu przez minimum pół godziny. Jasne, nie zawsze mamy takie możliwości i czasem po prostu trzeba cierpliwie przejść odcinek wytyczony przez developerów w określonym porządku, ale rzadko czułem w Starfieldzie, że mam związane ręce, a to jest już wyczyn.

W tym wszystkim jest oczywiście jakaś fabuła i warto ją dociągnąć do końca, choć przez pewien czas gra niespecjalnie stara się nas do tego zachęcić. Po dość absurdalnym początku, w którym górnik nowicjusz przebranżawia się w mgnieniu oka na pilota statków kosmicznych, lądujemy w Loży, czyli siedzibie Konstelacji – jedynej frakcji w Starfieldzie, której szeregi zasilamy obowiązkowo. Nowi kompani zlecają nam odnalezienie tajemniczych artefaktów i początkowo robimy wyłącznie to. Dopiero gdy na scenie pojawiają się inni wielbiciele metalowych płytek, robi się ciekawiej. Cała ta opowiastka prowadzi do dość oryginalnego i nietypowego zakończenia, z którego można bezpośrednio przejść do nowej gry plus. Trzeba uczciwie przyznać, że pomysł jest niezły i warty szerszej rozkminy, ale w trosce o Wasze dobre samopoczucie powstrzymam się od spoilerów.
{„alt” => „”, „caption” => „”, „imageUrls” => [„/wp-content/uploads/2023/09/28/2332dbc9-14bd-46d8-89f5-38737fdb581f.jpeg”, „/wp-content/uploads/2023/09/28/e3f66def-8ed3-41ee-a6b8-813de1f05248.jpeg”, „/wp-content/uploads/2023/09/28/ecb83895-c448-48d9-942d-e4fcd599ebbb.jpeg”], „isStretched” => false}
Jak to w tytułach Bethesdy bywa, najwięcej serca włożono w wątki frakcyjne. Tutaj historyjki są krótsze, bardziej skondensowane i treściwsze, ale też dużo ciekawsze. Frakcje mamy w sumie cztery: wojsko Zjednoczonych Kolonii, ekipę kosmicznych szeryfów, piratów z Karmazynowej Floty i zblazowaną bandę korposzczurów rezydujących na cyberpunkowej planecie Neon. Gra nie blokuje nam możliwości skumania się z nimi wszystkimi, więc możemy robić ich zadania bez obaw, że zepsujemy sobie reputację gdzieś indziej. Warto sprawdzić cały komplet, nawet nie tyle dla atrakcyjnych nagród, które otrzymujemy na finiszu, ale dlatego, że są to zwyczajnie bardzo przyzwoite wątki, bez wątpienia najlepsze w całym Starfieldzie.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Do tego dochodzą jeszcze zadania poboczne, różnej długości i jakości. Nie brakuje mało ambitnych „fedeksów”, ale bywa też, że pozornie błahe, drobne zlecenie przeobraża się w coś większego, co wyjmie nam z życia nawet kilkadziesiąt minut. Ten garnitur uzupełnia cała gama zapychaczy branych z tablic, polegających na ubiciu losowego typa na losowej planecie lub ustrzeleniu jakiegoś randoma cierpliwie czekającego na swoim statku gdzieś w przestrzeni na wykonanie wyroku.

EKSPLORACJA Z DEFEKTAMI
Misji różnego typu jest więc sporo, ale równie duży nacisk Starfield kładzie na szeroko rozumianą eksplorację kosmosu, a właściwie planet i księżyców, bo z lataniem w próżni najnowsze dzieło Bethesdy ma raczej niewiele wspólnego. Powiedzmy to sobie jeszcze raz: No Man’s Sky to to nie jest, więc jeśli komuś zamarzy się wycieczka z punktu A do B, to zostanie dość szybko sprowadzony do parteru. Podróżowanie w kosmosie odbywa się na mapie gwiezdnej, wybieramy sobie tam jeden ze 120 układów planetarnych lub od razu ciało niebieskie w nim obecne i teleportujemy się na miejsce. W samym układzie polatać już można, ale interesujące rzeczy, jak stacje gwiezdne czy przeciwnicy, zawsze znajdują się w niewielkim wycinku przestrzeni zlokalizowanym w okolicach punktu wejścia do systemu. Jeśli ktoś uprze się i poświęci kilka godzin na swobodny lot w kierunku planety czy księżyca, to, o dziwo, również dotrze do celu. Na mecie czeka jednak brutalne zetknięcie statku z teksturą obiektu i przebicie jej na wylot.

Samych planet teoretycznie powinno być ponad 1000, bo właśnie taką liczbę rzucił Todd Howard w wywiadzie dla serwisu IGN w połowie ubiegłego roku. W rzeczywistości jest ich dokładnie 692 (tak, policzyłem), a zwiedzić da się „zaledwie” 468, bo resztę stanowią gazowe lub lodowe giganty. Statystykę poprawiają księżyce, bo jest ich dokładnie 995, ale tutaj również spotkamy się z sytuacjami, w których lądowanie nie będzie możliwe. Dzieje się tak zawsze, kiedy naturalnym satelitą jest asteroida – dobrymi przykładami są Fobos i Deimos, księżyce orbitujące wokół Marsa.
Gdy wylądujemy w wybranym przez siebie miejscu, gra tworzy wokół statku obszar o powierzchni 64 km², czyli zbliżony do tego, co oferowała cała mapa w Falloucie 76. Przeważają tu puste przestrzenie z niezbyt zdeformowanym terenem, więc nie spodziewajcie się zróżnicowanych landszaftów. Na ogół ląd jest płaski po horyzont, a jedyne atrakcje stanowią porozrzucane tu i ówdzie budowle różnego typu. Te ostatnie brane są losowo z puli zawierającej kilkadziesiąt gotowych obiektów, więc jeśli spędzicie na eksploracji planet sporo czasu, to prędzej czy później złapiecie się na tym, że daną konstrukcję widzieliście już wcześniej.

Jest to dość bolesne przeżycie w przypadku budynków, których wnętrza ładują się jako oddzielna lokacja. Bethesda nawet nie starała się tutaj o pozory – układ pomieszczeń w środku jest zawsze taki sam, w identyczny sposób rozmieszczono też skrzynie z łupami. Kopiowanie jest tak bezczelne, że jeśli w danym typie budynku umieszczono jakieś czasopismo dające bonus do statystyk, to znajdziecie je zawsze w tym samym miejscu. Identyczny egzemplarz. Nawet jeśli cztery inne spoczywają już na dnie waszego plecaka.
Jak ocenić taki zabieg? Odpowiedź, wbrew pozorom, nie jest taka oczywista. Łatwo Bethesdę zganić, bo z perspektywy zwykłego gracza to dowód na lenistwo twórców. Dopóki mówimy o skończonej puli obiektów na powierzchni, to zawsze będzie ich za mało i prędzej czy później trafimy na coś, co widzieliśmy wcześniej. Z drugiej strony trzeba spędzić naprawdę sporo czasu na eksploracji planet i księżyców, żeby zacząć postrzegać takie rozwiązanie jako irytujący problem. Większość ludzi, którzy zetkną się ze Starfieldem, pewnie nawet nie zauważy, że recykling budynków jest tu grany na potęgę, a tym bardziej nie zapamięta rozmieszczenia korytarzy w podziemnych bazach. Sam zwróciłem na to uwagę przez przypadek, bo kolekcjonując czasopisma z umiejętnościami, trafiłem na dubla. Dopiero po załadowaniu starszego sejwa okazało się, że kiedyś zwiedzałem w zasadzie ten sam kompleks, tylko położony na drugim końcu galaktyki.

OGROM TYLKO POZORNY
O wiele ciekawsza z mojego punktu widzenia jest próba oceny, jak duży tak naprawdę jest Starfield. Nawet jeśli uczepimy się Todda Howarda, który dość niefrasobliwie rzucił hasło o 1000 planet, to przecież i tak jest blisko 500 takich, na których można wylądować – konia z rzędem temu, kto odwiedzi je wszystkie. A przecież mamy jeszcze księżyce, stacje kosmiczne (zarówno te opuszczone, jak i nie) oraz dryfujące w przestrzeni statki. Nowa gra Bethesdy posiada skończoną zawartość, co do tego nie ma żadnych wątpliwości, ale prędzej zdążymy się Starfieldem znudzić, niż stwierdzimy, że widzieliśmy wszystko.
W moim przekonaniu większym problemem są tutaj szybko wyczerpujące się „treści wartościowe”, a więc przede wszystkim wszelkiego rodzaju questy fabularyzowane. Po zaliczeniu głównego wątku i zadań związanych z frakcjami zostaną nam tylko te mniejsze misje, potem totalna drobnica, a na deser losowe zlecenia na zabójstwa z kiosków, o których wspomniałem wcześniej. Jeśli przestanie nas rajcować włóczenie się po kolejnych, na ogół podobnych do siebie pustkowiach, to w zasadzie po 150-200 godzinach nie znajdziemy tutaj już niczego konkretnego do roboty. Jasne, mało która wysokobudżetowa gra potrafi wyjąć nam z życia tyle czasu, ale wciąż mówimy o produkcie, który powinien zabijać swoją skalą takiego Assassin’s Creeda: Valhallę, a momentami wydawało mi się, że Starfield jest od tego Asasyna mniejszy.

SILNIK NAJSŁABSZYM OGNIWEM
W temacie oprawy wizualnej dzieło Bethesdy wypada całkiem przyzwoicie – to solidna robota bez żadnych fajerwerków. Nie da się ukryć, że jest to najładniejsza produkcja tej firmy i potrafi pozytywnie zaskoczyć, zwłaszcza we wnętrzach. Byłem pod dużym wrażeniem niektórych lokacji, a przede wszystkim tego, że tak dobre efekty udało się uzyskać na silniku pamiętającym jeszcze czasy Morrowinda. Na zewnątrz grafika już takiego wrażenia nie robi, zwłaszcza tam, gdzie wszelkie budowle to samotne wieże w morzu niczego, czyli na pustawych planetach i księżycach. Mimo tego Starfield nieźle sprawdza się w charakterze generatora tapet. Bawiąc się trybem fotograficznym, można złapać tu naprawdę urokliwe obrazki, co zresztą od kilku tygodni udowadniają użytkownicy poświęconego grze subreddita.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Wielu zawieść mogą natomiast animacje, a już szczególnie wszelkie rozmowy z bohaterami niezależnymi, którzy potulnie odtwarzają swoje kwestie, nie ruszając się przy tym zbytnio. Na tle innych „bethesdogier” Starfield nieźle wypada w trybie TPP, ale nadal nikt nie byłby w stanie zmusić mnie do zabawy w widoku trzecioosobowym. Patrzy się na to wszystko z niemałym bólem, bo inni developerzy nie stoją w miejscu i podnoszą poprzeczkę w kwestii grafiki. Todd Howard i spółka natomiast najwyraźniej uznali, że fani gier ich studia mają pod tym względem mniejsze wymagania.

To samo można też powiedzieć pod adresem użytego w grze silnika. Jestem w stanie zrozumieć, że przesiadka na nową technologię dla nikogo nie jest łatwa, ale to, z jakim uporem Bethesda trzyma się Creation Engine’u, jest doprawdy niezwykłe. Można przylepiać do tego potworka kolejne cyferki i twierdzić, że dokonano w nim wielu istotnych przeróbek, ale czar pryska, gdy grę faktycznie odpalimy. Loading za loadingiem, nie tylko na powierzchni, ale też w kosmosie, jest żywym dowodem na to, że czas sięgnąć po lepsze narzędzia. Jest coś niesamowitego w fakcie, że do produkcji gry o takiej skali użyto silnika o tak wyraźnych ograniczeniach. Te można jeszcze było przełknąć przy Falloutach czy Skyrimie, ale na pewno nie teraz, gdy cały czas jesteśmy bombardowani opowieściami o swobodnej eksploracji kosmosu. Mam wrażenie, że głównym wyczynem developerów było wrzucenie do Starfielda działających drabin (to pierwszy taki przypadek w historii erpegów Bethesdy), ale z jakichś względów znajdziemy je wyłącznie na większych statkach kosmicznych. W pozostałych lokacjach już nie.

Trzeba jednocześnie podkreślić, że Starfield ma fenomenalny klimat, a paradoksalnie najlepsze momenty to te, kiedy lądujemy na powierzchniach tych przeraźliwie pustych ciał niebieskich. Choć możemy zdawać sobie sprawę z tego, że planetę udaje kwadrat ograniczony niewidzialnymi światami i nigdy nie uda nam się obejść całego globu dookoła, to jednak rozmach potrafi zachwycić. Świetnie bawiłem się też, zwiedzając niektóre bazy, niekoniecznie te gęsto obsadzone wrogami. Jest taka misja w głównym wątku, w ramach której eksplorujemy kompletnie wymarły kompleks na Ziemi. Po godzinie tam spędzonej czułem się naprawdę dziwnie, nie sięgając po broń i jedynie obserwując, w jak wielką ruinę popadło to miejsce po latach absencji człowieka. W podtrzymaniu tej świetnej atmosfery pomaga też muzyka Inona Zura. Stosunkowo mało w niej patosu charakterystycznego dla space opery. Częściej słyszymy tu spokojne kompozycje, idealnie wtapiające się w tło i niewybijające się na pierwszy plan. Powiedziałbym, że soundtrackowi bliżej jest do Skyrima niż Mass Effecta. Mnie to bardzo pasowało.
FORMUŁA WYMAGA ZMIAN
Wystawienie oceny tej grze od początku było dla mnie mocno problematyczne. Teoretycznie otrzymałem dokładnie to, czego się spodziewałem, czyli Skyrima w kosmosie. Mimo tych wszystkich bolączek i ograniczeń grało mi się w Starfielda nadzwyczaj dobrze. Na początku byłem nim wręcz zauroczony, napawałem się tą cudowną swobodą w eksploracji i tworzyłem w głowie plany rozwoju postaci na kolejne godziny, a potem realizowałem je z dużą satysfakcją. Z czasem jednak zaczęło do mnie docierać to, że pod przykrywką wielkiej przygody w kosmosie kryje się produkt o zaskakująco małej skali. Ceniłem sobie wizyty w cyberpunkowym Neonie, przypadło mi do gustu westernowe miasteczko na Akili, bawiłem się też dobrze w Nowej Atlantydzie, ale o zgrozo, to są raptem trzy duże miasta. W galaktyce, która zawiera kilkaset planet. Jasne, możemy do tego dorzucić kurort Paradiso na Porrimie, lądowisko na Gagarinie, małą osadę na Tytanie (księżycu Jowisza) i pewnie z tuzin innych tego typu popierdółek, ale nadal jest to liczba niewystarczająca, by nie można było mówić o zmarnowanym – mimo wszystko – potencjale.
{„alt” => „”, „caption” => „”, „imageUrls” => [„/wp-content/uploads/2023/09/28/e3dfc154-a137-493a-8d0e-02014fc6d8f2.jpeg”, „/wp-content/uploads/2023/09/28/5cdfb837-9f09-4417-ad67-433acad0c5f6.jpeg”, „/wp-content/uploads/2023/09/28/dbd9f7d1-e092-450b-afa7-75ad4b528ece.jpeg”, „/wp-content/uploads/2023/09/28/f6a80f68-02de-4a2a-9a06-06b674dfdcdb.jpeg”, „/wp-content/uploads/2023/09/28/7bb71c5e-a442-4921-9205-770c50298540.jpeg”, „/wp-content/uploads/2023/09/28/c293d029-1e57-4e18-91b6-01fd283a3bcb.jpeg”, „/wp-content/uploads/2023/09/28/1f8d3698-ba19-44b1-bdfb-3c112e1e6ab7.jpeg”], „isStretched” => false}
Padło ostatecznie na ósemkę, nie ukrywam, nieco naciąganą. Starfielda wywindowało w moich oczach to, że przynajmniej przez kilkadziesiąt godzin zapewnił mi kupę radości i trzymał na fotelu równie mocno, jak niegdyś Red Dead Redemption 2. Prawdę mówiąc, była to pierwsza produkcja po westernie Rockstara, od której zwyczajnie nie mogłem się oderwać. Byłem przekonany, że ten sen potrwa wiecznie. Tak się jednak nie stało. Z czasem coraz bardziej zaczęły mi doskwierać mankamenty Starfielda, przez co nie mam sumienia propsować całości mocniej.
Trzeba też pamiętać, że jest to tytuł skierowany do konkretnego odbiorcy. Cały czas mam wrażenie, że Bethesda z uporem maniaka realizuje swój plan, nie oglądając się na to, co robią konkurenci, bo wie, że stoi za nią rzesza fanów produktów takich jak ten. Ludzie zachwycający się złożonością nowego Baldur’s Gate’a czy oprawą wizualną Cyberpunka 2077 zwyczajnie nie mają tutaj czego szukać. Dla nich ta gra będzie krokiem wstecz. Ja patrzę na Starfielda jak na kolejny etap w ewolucji „bethesdogry”, koncepcji realizowanej sumiennie od premiery Morrowinda (a tak naprawdę – Obliviona). Nie zdziwiłbym się, gdyby nowe The Elder Scrolls zostało zrobione dokładnie w takiej formule, z tymi samymi ograniczeniami, które mają już prawie dwudziestoletnią tradycję. Wciąż jednak znajdą się ludzie, którzy za taką grę dadzą się pokroić – i chyba to będzie najlepszym podsumowaniem.
W Starfielda graliśmy na PC.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
35 odpowiedzi do “Starfield – recenzja. Miłość tylko do drugiego wejrzenia”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Czy to tylko gościnny występ U.V.-a, czy przegapiłem gdzieś informację o jego transferze do CDA? Bo że zakończył karierę w GOL-u, to odnotowałem.
Słowa „transfer” był unikał, natomiast UV zgodził się napisać dla nas właśnie Starfielda, a niedługo będzie u nas jeszcze jedna recenzja jego autorstwa… mam nadzieję, że nie ostatnia 🙂
Krystiana nie ma już w GOL-u? A to niespodzianka! Szkoda, ale coraz mniej starej ekipy w redakcji.
Dobra recenzja, przyjemnie się czytało ;p
Jak nie Borek, to UV. Co za dzień pełen niespodzianek na CDA 🙂 No i odnośnie do samej recenzji – takie też mam odczucia po ponad 40h, także high five!
No nieźle
UV to gigaczad, pozdrawiam.
Cytując konkurencję:
„Starfield jest obecnie najniżej ocenianą grą Bethesdy na Steamie, spadając w tym mało chlubnym zestawieniu nawet za szeroko krytykowane Fallout 76.
Jak podsumowuje serwis SteamDB, po niecałym miesiącu na rynku kosmiczna przygoda może pochwalić się w sklepie Valve 72,10 procentami pozytywnych ocen użytkowników. Sieciowy Fallout 76 to – dla porównania – 72,49 proc.”
Graczom średnio siadł. Oceny recenzentów lepiej wypadają.
Spokojnie, pewnie się powoli będzie podnosił. Fallout 76 po premierze miał gorzej. Chociaż też wątpię by Starfield przebił kiedykolwiek 80% bez jakiś poważnych dodatków czy usprawnień.
Przez jakiś czas po prostu modne było jechanie po grze by wykazać się wytrawnym gustem. Co widać po papugowanych „opiniach” w niektórych komentarzach.
Dużo osób nakręciło się z niewiadomych przyczyn, że to będzie jakiś pogromca Starcitizena czy coś w tym stylu mimo, że nikt tego nie deklarował.
A jakiś wielkich rozbieżności nie widzę. Gra będzie gdzieś od 6 do 8 dla większości osób zależy co kto oczekuje i co kto lubi.
Dla mnie jeszcze dużym minusem jest brak różnorodnych kompanów bo cała czwórka z Konstelacji ma te same poglądy i opinie co widać np. po zakończeniu questów frakcyjnych.
To dziwne bo w samych questach spotykamy bardziej kontrowersyjne postaci o bardziej zróżnicowanym charakterze. Podobnie często w bardziej szarych moralnie sytuacjach jakiś twórca dialogów czuł potrzebę zaznaczenia co uważa za właściwy wybór (przez co psuje całą koncepcję zostawienia oceny moralnej graczowi).
Słabi towarzysze, dialogi na poziomie licealnego teatrzyku, lipny voice acting, modele postaci na poziomie skyrim, monotonne i nudne questy, upośledzone AI, pustki w kosmosie, męczący system ekwipunku oraz kupowania no i bugi.
Z plusów duża frajda z tworzenia statków, abordaże kosmiczne, różnorodność broni i przyjemne budowanie baz (przynajmniej z punktu roleplayowego). Może fabuła ratuje grę, ale do głównego wątku ciężko było na dłużej przysiąść, symulator chodzenia pomiędzy ładowaniami ekranu 🙂
Nie rozumiem w jaki sposób Starfield dostaje cokolwiek zbliżonego do 8. Prawie żadne błędy popełnione w skyrim nie zostały naprawione, ale dla balansu plusy ES5 są wszechobecne i w kwestii tworzenia jakiegoś swojego RP gra daje radę
O, to wlasnie. Ja bym nawet obcial liste plusow, bo ani tworzenie statkow ani baz nie maja dla mnie zadnego sensu. Dodatkowo fabula jest kosmicznie (ha) zla, bo probujac wplesc istnienie NG+ w swiat przedstawiony sprawili, ze jakakolwiek historia jest kompletnie pozbawiona znaczenia. Bethesda od dawna traktowala main quest raczej luzno, ale tutaj doslownie „przeskoczyli rekina”, wiec w sumie jakies male gratulacje sie naleza.
No plusy zawarłem żeby nie iść za ostro, zwłaszcza że i tak nie kupiłem wiec jakieś lekkie słowa uznania się należały. Dużo i tak spędziłem w tej grze próbując się przekonać do niej, ale jest potwornie męcząca. Słuchanie tych drewnianych postaci przy każdej misji i ganianie z jednego budynku na krótką rozmowę do drugiego jest potwornie nudne. Nowy cyberpunk dostał 8, a miażdży samą muzyką, dialogami, animacją postaci i innymi rzeczami.
Zresztą przy większości recenzji starfielda plusy to porównywanie do innych gier bethsedy, bo przy każdej innej grze wydanej w ostatnich latach wypada po prostu słabo. Fajną jeśli chodzi o swobodę i życie swoim własnym stylem, ale dla mnie nie radzi sobie z trzymaniem gracza przy głównych wątkach, a teksty że po 20h gra staje się ciekawsza mówią same za siebie
Otoz to, o ile strzelanie jest naprawde spoko, o tyle nie moge zgodzic sie, ze SF to jakakolwiek ewolucja nawet dla studia – tak skrepowany, zdezorientowany, znudzony nie czulem sie w chyba zadnej ich grze. Po skonczeniu SF zainstalowalem nawet Skyrima (mam w koncu edycje Anniversary, a glownego watku nigdy nie ukonczylem), zeby się upewnić, czy nie zwariowalem. Okazalo sie, ze nie – jest to zwyczajnie przyjemniejsza gra, gdzie wszystkie „Bethesdizmy” nie przeszkadzaja, tylko lacza sie w spojne doświadczenie, a tego w SF zwyczajnie nie ma. Dla mnie chyba max 5/10.
,,Słabi towarzysze, dialogi na poziomie licealnego teatrzyku, lipny voice acting, modele postaci na poziomie skyrim, monotonne i nudne questy, upośledzone AI, pustki w kosmosie, męczący system ekwipunku oraz kupowania no i bugi.,,
Powiedz, że nie grałaś w Starfielda nie mówiąc tego wprost xd.
XD
1) towarzysze powtarzają co kilka planet te same dialogi, są męczący i bez jakiekolwiek charakteru
2) dialogi są beznadziejne, nie mam pojęcia jak można tego bronić w tej grze. To samo z Voice actingiem, wystarczy wziąć jakąkolwiek dobrą grę AAA z ostatnich lat (Baldur, Cyberounk, RDR2, Elden Ring, GoW) żeby usłyszeć jak brzmi dobre dobranie aktorów głosowych a nie wrzucenie kogoś do studia i danie mu kartki z dialogiem do przeczytania
3)modele postaci są potworne i tyle
4) questy są nudne przez ciągłe ładowanie ekranu, od cholery zadań wymaga przelecenia się po galaktykach żeby pogadać z jedną osobą i znowu ekrany ładowania żeby lecieć w inne miejsce.
5) W kosmosie nie ma nic do robienia poza kilkoma planetami. Im dalej tym mniej charakterystyczne planety, olbrzymy gazowe i poza opuszczonymi fabrykami które są na co drugiej planecie nic nie ma. Już pomijając fakt, że nawet nie postarali się zrobić jakiegoś głębszego lore’u dla wyznawców węża, tylko wrzucili jeden duży statek jako główną atrakcję xD
6) EQ jest męczące, jest zawalone niepotrzebnymi rzeczami które się zbiera, brakuje opcji sprzedaży niepotrzebnych rzeczy na raz ,brak podziału na typ broni, lipne sortowanie
7) bugiami szczycą się nawet najbardziej wierni więc nawet nie będę komentować
Ja wiem że pucować toddowi jest łatwo i najlepiej napisać że ktoś nie gra w grę bez żadnego kontr argumentu na to co napisałem, ale ta gra jest mierna i tyle
Nie jest tragiczna, ma super ststem budowania statków, dobre armory z ładnym wykonaniem i sporo smaczków w postaci znajdywania tych rzeczy typu zbroja mantis i statek ale bez przesady
,, towarzysze powtarzają co kilka planet te same dialogi, są męczący i bez jakiekolwiek charakteru,,
To nie prawda. Nie są męczący i mają charaktery. Są dobrze poprowadzeni i da się ich polubić bądź też nie.
,,dialogi są beznadziejne,,
Nieprawda. Są napisane w dobry sposób.
,,nie mam pojęcia jak można tego bronić w tej grze,,
można, wystarczy tylko znać się na dialogach by je docenić. Nie są niczym niezwykłym, ale są utrzymywane na dobrym poziomie. Raz lepiej raz gorzej.
,,To samo z Voice actingiem, wystarczy wziąć jakąkolwiek dobrą grę AAA z ostatnich lat (Baldur, Cyberounk, RDR2, Elden Ring, GoW) żeby usłyszeć jak brzmi dobre dobranie aktorów głosowych a nie wrzucenie kogoś do studia i danie mu kartki z dialogiem do przeczytania,,
Ponownie nie masz racji, va jest w Starfildzie na bardzo wysokim poziomie i trzeba być niezłym ignorantem by temu zaprzeczać. A dialogi z ER to biją na głowę bez problemu xd.
,,modele postaci są potworne i tyle,,
Nieprawda. Są bardzo dobre dla postaci głównych i słabsze dla zwykłych przechodniów, ale większość z nich utrzymywane dobry poziom.
,,questy są nudne przez ciągłe ładowanie ekranu,,
Nie, questy nie są nudne. Przynajmniej większość z nich nie jest a te frakcyjne mają bardzo dobry poziom. A ładowanie ekranu nie sprawia że coś nie związane z daną rzeczą jest nudne więc twój zarzut nie ma sensu.
,,W kosmosie nie ma nic do robienia poza kilkoma planetami,,
Jest bardzo dużo do robienia w grze i w kosmosie jest na tyle dużo do robienia by się nie nudzić. Oczekiwanie od tej gry by miała jeszcze więcej kontentu to już naprawdę niezła odklejka xd.
,, Im dalej tym mniej charakterystyczne planety, olbrzymy gazowe i poza opuszczonymi fabrykami które są na co drugiej planecie nic nie ma,,
I bardzo dobrze, że nic nie ma, tak wygląda kosmos, jest pusty xd.
Eq nie jest męczący. Nikt ci nie każe zbierać każdego śmiecia jaki ci się natrafi, jak ograniczam się do tego co jest przydane i potrzebne do zadań i nie mam z ekwipunkiem żadnego problemu.
,,bugiami szczycą się nawet najbardziej wierni więc nawet nie będę komentować,,
Starfield ma mniej bugów na premierę niż Wiedźmin 3 i BG 3 więc nie wiem kto się szczyci bo gra jest chwalona za wyjątkowo małą ilość bugów jak na tak otwarty świat.
,,Ja wiem że pucować toddowi jest łatwo i najlepiej napisać że ktoś nie gra w grę bez żadnego kontr argumentu na to co napisałem, ale ta gra jest mierna i tyle,,
Nie masz racji. Gra nie jest mierna, ma bardzo przyjemną i rozwiniętą eksploracje, ma piękną grafikę i świat, ma super lore, ma bardzo dobrze napisane zadania, ma dobrą i angażującą fabułę, ma świetnie poprowadzonych towarzysze, fajne humorystyczne dialogi, super fizykę, przyjemny system strzelania i model lotu. To bardzo dobra produkcja, co potwierdzają wysokie oceny jak i sprzedaż 😉
Ja rozumiem, ze ktos moze bronic mechanik gry, w koncu potrzeby graczy sa rozne, ale serio pisanie w superlatywach o fabule i postaciach to dosc mocne copium. Podobnie tekst o humorystycznych dialogach mnie zastanawia, bo gra traktuje sie sama tak powaznie, ze nawet Lies of P wydaje sie przy niej subtelne.
Znajmy umiar, gra moze sie podobac, ale nie wymyslajmy rzeczy, ktorych tam nie ma ;-).
Nie będę ukrywał, że to jest właśnie problem naszej branży. Nie potrafimy się między sobą dogadać. Komentujący powyżej pisze rozprawkę na temat błędów Starfielda, by jakaś gość podważył to potem krótkim zdaniem w żadnym stopniu nie odnosząc się do argumentów strony przeciwnej.
Jak ta branża ma normalnie funkcjonować jak my zachowujemy się jak barany dając przyzwolenie korposom na kpinę, którą to nam urządzają. Podoba ci się Starfield? Dobrze, ale nie uruchamiaj nagle syndromu oblężonej twierdzy i nie stawaj w obronie korposów, którym chodzi tylko o kasę. Nie walcz z każdą osobą, której Starfield się nie podobał jakby to był twój cel życiowy. Każdy z nas ma swoje gusta i ulubione gatunki gier. Wytykając ich błędy możemy sprawić, że następne tytuły będą tylko i wyłącznie lepsze pod względem jakościowym, a oto nam wszystkim przecież chodzi… prawda?
Czy nas graczy nie stać już na jakąkolwiek dyskusję? A przecież te garniaki tylko to wykorzystują poprzez coraz to bardziej szkodliwe praktyki takie jak to co ostatnio zapoczątkowało chyba Diablo 4, czyli płacenie 500 złotych, by zagrać w grę tydzień wcześniej. Szanujmy się nawzajem i zwracajmy uwagę na szkodliwe dla branży praktyki, nie zaś kłóćmy się jak dzieci, które nie potrafią się między sobą dogadać w najbardziej podstawowych kwestiach.
QUETZ
,,ale serio pisanie w superlatywach o fabule i postaciach to dosc mocne copium,,
Nie zgodzę się z tym xd. Fabuła Starfielda jest naprawdę dobra, jak na grę z otwartym światem a postacie nam towarzyszące mają charaktery i są dobrze napisane. Nie widzę gdzie ma być copium tutaj, jedynie piszę fakty :c
,,Komentujący powyżej pisze rozprawkę na temat błędów Starfielda, by jakaś gość podważył to potem krótkim zdaniem w żadnym stopniu nie odnosząc się do argumentów strony przeciwnej,,
@CKM 100 Jeżeli to o mnie no to trochę ci nie wyszło bo mój interlokutor nie przedstawił żadnej opinii na temat gry jedynie powielił coś co możne powiedzieć absolutnie każdy nie podając żadnego argumentu. Nie podał np. które postaci są źle napisane, dlaczego są źle, według niego, napisane itd. Jeżeli ktoś piszę X jest słabe to idealnym odpowiednim jest napisanie X jest dobre bo nie ma tutaj nad czym się rozwodzić. A i tak rozpisałem się więcej nie jeden raz niż on i mam zdecydowanie większą wiedzę o grze, którą odgrywam od jakiegoś czasu :v
,,Dobrze, ale nie uruchamiaj nagle syndromu oblężonej twierdzy i nie stawaj w obronie korposów, którym chodzi tylko o kasę,,
Czemu stawiasz chochoła? Pokaż mi jeden mój wpis tutaj gdzie broniłem korpo a nie gry i jej projektu artystycznego i wykonania?
,,Nie walcz z każdą osobą, której Starfield się nie podobał jakby to był twój cel życiowy,,
Ponownie, sofizmat rozszerzenia.
,,Każdy z nas ma swoje gusta i ulubione gatunki gier,,
Tym razem truizm.
,,Wytykając ich błędy możemy sprawić, że następne tytuły będą tylko i wyłącznie lepsze pod względem jakościowym, a oto nam wszystkim przecież chodzi… prawda,,
Sugerowanie, że ktoś z korpo tutaj przyjdzie i będzie czytać nie merytoryczne wpisy ludzi, którzy wypisują różne głupoty. No nie, tak to nie działa.
,,Czy nas graczy nie stać już na jakąkolwiek dyskusję? ,,
Stać i to często bardzo. Przynajmniej w moim kręgu, ale nie da się jak argumentem strony przeciwnej jest napisanie, że postacie są słabe czy fabuła. No nie, bo nie są. To nie jest kwestia, która jest tak łatwa do trywializowania.
P.S. Jeżeli ktoś chcę płacić 400/500 zł by zagrać grę tydzień wcześniej to tylko dobrze dla niego xd. Branża wytrzyma.
A ja się ze Starkiem zgadzam, a z Winterem nie, a co! 🙂
Leży sobie na dysku choćby Widmo Wolności, a jednak wolę w kosmosie póki co przebywać. Cały czas Starfield utrzymuje zainteresowanie, ale to wszystko mocno subiektywne jest, co widać po tym, jak ta gra polaryzuje społeczność. I nawet te powtarzane – słusznie! – zarzuty o poszatkowany loadingami świat, kiepski interfejs , czy drewniane animacje jakoś mniej mnie uwierają, gdy kolejne fajne intrygi dzieją się w świecie gry, a do których, nawet tych pobocznych, mogę zastosować więcej niż jeden sposób (np. wątek gubernatora na Marsie, czy wątek dziwnego drzewa w Nowej Atlantydzie – kluczowe informacje uzyskałem inaczej niż sugerował znacznik).
@STTARK
Generalnie to trochę niejako posłużyłeś mi za przykład w wypowiedzi kierowanej do ogółu, dodatkowo swój komentarz pisałem w trakcie, gdy ty pisałeś drugi lub po prostu nie odświeżyłem strony. Niemniej…
„Czemu stawiasz chochoła? Pokaż mi jeden mój wpis tutaj gdzie broniłem korpo a nie gry i jej projektu artystycznego i wykonania?” –
Ta konkretna wypowiedź nie jest skierowana stricte do ciebie, choć przyznaj, że w momencie gdy zaczynasz dyskusję od stwierdzenia: „Powiedz, że nie grałaś w Starfielda nie mówiąc tego wprost xd.” Można pokusić się o przypięcie ci łatki fanatyka Bethesdy. Nie fana, acz fanatyka. Można być fanem i znosić konstruktywną krytykę lub samemu krytykować. I można być fanatykiem… wiadomo.
„Ponownie, sofizmat rozszerzenia.” –
Jak wcześniej wspominałem jest to skierowane do ogółu, nie zaś tylko do ciebie. Należy to bardziej postrzegać jako manifest, aniżeli prztyczek w nos, czy też atak, acz fakt faktem był pisany pod wpływem emocji.
„Tym razem truizm.” –
W tej branży trzeba operować banałami, bo zaraz przyjdzie ktoś i się dowali, że to co piszesz nie jest konstruktywną krytyką tylko hejtem, albo gorzej. Nie zapomnę tej pamiętnej dyskusji na temat The Last of us 2.
„Sugerowanie, że ktoś z korpo tutaj przyjdzie i będzie czytać nie merytoryczne wpisy ludzi, którzy wypisują różne głupoty. No nie, tak to nie działa.” –
Nie tyle przyjdzie, co po prostu głosujemy portfelami. Od zawsze tak było. Wytykając nawet najmniejsze bolączki poszczególnych tytułów w recenzjach również przyczyniamy się do tworzenia lepszych gier. W momencie gdy prowadzimy narrację typu: Starfield nie ma praktycznie żadnych wad, sprawiamy że następna gra Bethesdy będzie identyczna pod względem zarówno bolączek, jak i zalet. Może nawet więcej będzie miała bolączek, czyli standardowe testowanie rynku jak to wyglądało w przypadku Fallouta 76.
„Stać i to często bardzo. Przynajmniej w moim kręgu, ale nie da się jak argumentem strony przeciwnej jest napisanie, że postacie są słabe czy fabuła. No nie, bo nie są. To nie jest kwestia, która jest tak łatwa do trywializowania.” –
Da się. Czy profesor schodzi podczas dyskusji z dresem spod bloku do jego poziomu, czy też trzyma swój poziom, ewentualnie w ogóle się nie odzywa? Oczywiście to tylko przykład ale jednak działa na wyobraźnię i o to chodzi.
„Jeżeli ktoś chcę płacić 400/500 zł by zagrać grę tydzień wcześniej to tylko dobrze dla niego xd. Branża wytrzyma.” –
I tu poruszyłeś kwestię, na którą mógłbym się rozpisać. W gruncie rzeczy jest to właśnie idealny przykład tego dlaczego nasza branża obecnie funkcjonuje w taki sposób w jaki funkcjonuje, czyli mikrotranskcje, dlc’ki, nieuzasadniona drożyzna, zabugowane premiery, monotematyczność gier, itd. itd. Branża może wytrzyma, aczkolwiek poziom jaki będzie ona prezentowała kojarzyć się będzie z rokiem 83 pod względem jakości gier.
,,Można pokusić się o przypięcie ci łatki fanatyka Bethesdy. Nie fana, acz fanatyka. Można być fanem i znosić konstruktywną krytykę lub samemu krytykować. I można być fanatykiem… wiadomo.,,
Jasne, że można. Ale jak ta wypowiedź, która była stwierdzeniem faktu, miałaby korelować z tym, że jestem fanatykiem Bethesdy? Dosłownie post nie dotykał studia ich praktyk i samej korporacji, jedynie gry.
..Nie zapomnę tej pamiętnej dyskusji na temat The Last of us 2…
Tej bardzo dobrej gry, która była obiektem hejtu? No ja też, uśmiałem się tam sporo jak próbowali ludzie, nieudolnie, krytykować fabułę tej gry xd.
..Wytykając nawet najmniejsze bolączki poszczególnych tytułów w recenzjach również przyczyniamy się do tworzenia lepszych gier..
Yup. O ile studia na tą krytykę reaguje a z tym bywa różnie.
.. momencie gdy prowadzimy narrację typu: Starfield nie ma praktycznie żadnych wad, sprawiamy że następna gra Bethesdy będzie identyczna pod względem zarówno bolączek, jak i zalet..
No i luz. Każda gra ma wady a te w Starfieldzie są nieliczne więc nie mam nic przeciwko otrzymać podobnie jakościowo zrobiony produkt 😉
..Czy profesor schodzi podczas dyskusji z dresem spod bloku do jego poziomu, czy też trzyma swój poziom, ewentualnie w ogóle się nie odzywa? ..
Zależy od profesora.
.. W gruncie rzeczy jest to właśnie idealny przykład tego dlaczego nasza branża obecnie funkcjonuje w taki sposób w jaki funkcjonuje, czyli mikrotranskcje, dlc’ki, nieuzasadniona drożyzna, zabugowane premiery, monotematyczność gier, itd. itd..
Funkcjonuje tak bo ludziom to nie przeszkadza koniec końców i zaakceptowali taki stan rzeczy. A nowe pokolenia w ogóle nie będą pamiętały gier pozbawiony mikro transakcji czy DLC :p
@STTARK
„Jasne, że można. Ale jak ta wypowiedź, która była stwierdzeniem faktu, miałaby korelować z tym, że jestem fanatykiem Bethesdy? Dosłownie post nie dotykał studia ich praktyk i samej korporacji, jedynie gry. ” –
Stwierdzając fakty naprawdę wiesz, że użytkownik W1NTER_MU7E nie grał w grę, o której pisze? Mam również się bać, że mnie stalkujesz? Ale tak serio to chyba chodzi ci o to stwierdzenie: „zwłaszcza że i tak nie kupiłem”. Wtedy ok, choć trzeba mieć na uwadzę, że może sam jej nie kupił, a dostał. Zresztą istnieje również coś takiego jak game pass w dzisiejszych czasach. Zakładam, że wiele graczy nie kupiło tej gry, a jedynie odpaliło w game passie. Zaznaczę, że nie piję do twojej drugiej wypowiedzi, lecz nadal tylko i wyłącznie do tej pierwszej. W drugiej wyraziłeś swoje zdanie dotyczące gry, nic mi do tego. Ja zwracam uwagę nie na grę samą w sobie, lecz na całą branżę i w jej kontekście rozpatruję kwestię dyskusji na temat Starfielda. Między innymi fakt, że pod wieloma względami jej recenzje są niespójne. Kiszak w ciekawy sposób podszedł do tego zagadnienia.
„Tej bardzo dobrej gry, która była obiektem hejtu? No ja też, uśmiałem się tam sporo jak próbowali ludzie, nieudolnie, krytykować fabułę tej gry xd.”
Na to właśnie zwracałem uwagę w moim komentarzu, dzięki za jego potwierdzenie. Generalnie chodzi mi o to, że można nagrać kilkugodzinną analizę każdej sceny w tej grze, w której wyjaśniałoby się wszystko co działa w danych scenach, a co nie działa. To co jest dobrze zrobione, a co nie. Na końcu jednak zawsze przyjdzie taki gostek i skróci twoją wypowiedź do bezpodstawnego hejtu. Oczywiście hejtu było sporo, ale sporo było również bezpodstawnego zachwycania się i porównywania fabuły do Listy Schindlera co jest już po prostu śmieszne.
„Yup. O ile studia na tą krytykę reaguje a z tym bywa różnie.” –
Jak spadną im przychody to zaczną reagować.
„No i luz. Każda gra ma wady a te w Starfieldzie są nieliczne więc nie mam nic przeciwko otrzymać podobnie jakościowo zrobiony produkt ;)” –
Jeżeli tak mówisz… Niemniej jest całkiem duża grupa, która się z tobą nie zgodzi. Ja akurat nie wnikam.
„Zależy od profesora.”
Fakt
„Funkcjonuje tak bo ludziom to nie przeszkadza koniec końców i zaakceptowali taki stan rzeczy. A nowe pokolenia w ogóle nie będą pamiętały gier pozbawiony mikro transakcji czy DLC :p” –
Niestety prawda, acz jest to właśnie nasza wina, że zaakceptowaliśmy taki stan rzeczy. Najgorsze nie jest jednak to, że branża wygląda tak jak wygląda i już. Najgorsze jest to, że to wygląda w pewnych kwestiach źle, a będzie jeszcze gorzej.
– Nowe metody na monetyzację gier? – Prawdopodobnie
– Coraz bardziej niedokończone tytuły na premierę? – Również prawdopodobne
– Rozwój abonamentozy i eliminacja własności do gier. – Tak samo
I wiele wiele innych no ale dla wielu jak mniemam nie ma to żadnego znaczenia, prawda?
,,Stwierdzając fakty naprawdę wiesz, że użytkownik W1NTER_MU7E nie grał w grę, o której pisze,,
Yup
,,Zresztą istnieje również coś takiego jak game pass w dzisiejszych czasach. Zakładam, że wiele graczy nie kupiło tej gry, a jedynie odpaliło w game passie.,,
Still mój argument pozostaje w mocy xd.
,,Kiszak w ciekawy sposób podszedł do tego zagadnienia,,
W beznadziejny bo ten typ nie ma pojęcia o robienie recenzji xd.
,,Generalnie chodzi mi o to, że można nagrać kilkugodzinną analizę każdej sceny w tej grze, w której wyjaśniałoby się wszystko co działa w danych scenach, a co nie działa,,
I nadal będzie to tylko opinia więc każdy może ją olać.
,,Na końcu jednak zawsze przyjdzie taki gostek i skróci twoją wypowiedź do bezpodstawnego hejtu,,
I znowu walka z chochołem.
,,Oczywiście hejtu było sporo, ale sporo było również bezpodstawnego zachwycania się i porównywania fabuły do Listy Schindlera co jest już po prostu śmieszne,,
Prawda. Lista Schindlera jest gorsza od fabuły TLoU 2.
,, Jak spadną im przychody to zaczną reagować,,
Prawda. Ale jak widać im nie spadają, tylko rosną 😉
,,Tak samo
I wiele wiele innych no ale dla wielu jak mniemam nie ma to żadnego znaczenia, prawda?,,
Dokładnie, nie ma.
@STTARK
Po twoich odpowiedziach mam wrażenie, że dalsza dyskusja jest bezcelowa. Niemniej ten ostatni raz się pokuszę na odpowiedź.
„Yup” –
Trollerstwo nigdy nie śpi, co?
„Still mój argument pozostaje w mocy xd.” –
W dzisiejszych czasach? Nie. Już nie mówiąc, że np. na konsolach można sobie pożyczać nawzajem gry. Faktem niepodważalnym jest jednak to, że ogrom graczy ogrywał Starfielda od dnia premiery w game passie z czym dyskutować nie możesz. Znaczy próbuj, ale już nie ze mną.
„W beznadziejny bo ten typ nie ma pojęcia o robienie recenzji xd.” –
Twoja opinia, z którą osobiście się nie zgadzam. Ale jak ci tak bardzo zależy to może pokusisz się o rozwinięcie i o sensowne argumenty to potwierdzające.
„I nadal będzie to tylko opinia więc każdy może ją olać.”
To działa w obie strony. Równie dobrze wszyscy możemy żyć we własnych bańkach bez żadnej sensownej dyskusji i krytyki.
„I znowu walka z chochołem.” –
A czy to stwierdzenie nie jest prawdziwe?
„Prawda. Lista Schindlera jest gorsza od fabuły TLoU 2.” –
Aha…
„Prawda. Ale jak widać im nie spadają, tylko rosną ;)”
Niestety…
„Dokładnie, nie ma.” –
Również niestety
Było miło dyskutować, niemniej muszę kończyć. Życzę miłego dnia.
,,Trollerstwo nigdy nie śpi, co?,,
Sam sobie odpowiedz na to pytanie :p
,,W dzisiejszych czasach? Nie,,
Owszem, jest.
,,Już nie mówiąc, że np. na konsolach można sobie pożyczać nawzajem gry. Faktem niepodważalnym jest jednak to, że ogrom graczy ogrywał Starfielda od dnia premiery w game passie z czym dyskutować nie możesz,,
Nigdzie temu nie przeczę, ale faktem jest że Starfield to bardzo dobra premiera Bethesdy i najlepsza na starcie więc gra jest bardzo dużym sukcesem dla Microsoftu a koniec końców o to się rozchodzi. Widać to dobrze z udostępnionych dokumentów przez hakerów. A czy te założenia (600 milionów w pierwszym roku i miliard w 4 lata) są do zrealizowania?
Oczywiście.
Gra miała około miliona preorderów na Steam, co oznacza 100 milionów dolarów przed premierą, około miliona graczy grało też przed premierą w ekosystemie Xboxa, co oznacza kolejne kilkadziesiąt milionów. Tak więc gra przed premierą zarobiła coś pomiędzy 150 a 170 milionów moim zdaniem. Tyle kasy przyniosło 2 miliony graczy, pierwszego dnia po premierze było ich już 6 milionów, a po 2 tygodniach 10 milionów.
Myślę że na miękko gra jest w połowie drogi do planowanego rocznego wyniku finansowego w mniej niż miesiąc.
Reasumując Bethesda nie ma powodów do płaczu z powodu braku premiery na PS5 i z powodu Game Passa.
,,Twoja opinia, z którą osobiście się nie zgadzam,,
to nie opinia, ale stwierdzenie faktu :v
,,Równie dobrze wszyscy możemy żyć we własnych bańkach bez żadnej sensownej dyskusji i krytyki.,,
yup.
Piękny voice acting, piękne modele, super zrobione dialogi 10/10
https://x.com/synthpotato/status/1708481847074672692?s=46
yup. Voice acting jest zajebisty a modele są w zdecydowanej większości na bardzo dobrym poziomie. Dialogi są dobre i tylko tyle. 8/10 spokojnie 😉
Sztarfeld recenzia.
Drabiny w grach.
Gothic 1 – były.
Sztarfeld – są.
Ocena: 10/10.
Małe sprostowanie – Tytan jest księżycem Saturna, nie Jowisza.
Mam pytanie czy warto kupić teraz grę czy czekać aż cena gry spadnie?
Imo czekac albo odpalic na Game Passie (ja tak zrobilem i bardzo sie ciesze, ze nie wydalem pieniedzy tylko na ten tytul).
Kupiłem kartę graficzną i dostałem kod Steam do Starfielda. Też spoko opcja:) Musisz odpowiedzieć sobie na jedno zaje*****e ważne pytanie: czy grałeś w poprzednie gry Bethesdy i czy je lubiłeś (np. ja od Falloutów 3 i 4 się odbijałem, ale już serię The Elder Scrolls lubię bardzo). Po kilkudziesięciu godzinach w Starfieldzie (który też jest swego rodzaju platformą i gra będzie długo rozwijana, jak nie przez samych devów, to przez moderów) uważam, że… gra jest warta tyle, ile ktoś jest w stanie za nią zapłacić. Tylko potem nie zwalaj na mnie, jeśli nie zatrybi! 🙂
Pewne ograniczenia jestem w stanie wybaczyć, ale ciągłe loadingi w 2023 roku! I to w dobie ery dysków SSD.