2
około 24 godziny temuLektura na 6 minut

The End of the Sun – recenzja. Gra, przy której nawet Wiedźmin 3 nie jest wystarczająco słowiański

Piekło zamarzło. Polacy wyprodukowali SŁOWIAŃSKĄ grę. Nie jest ona do tego ani erpegiem akcji, ani strategią czasu rzeczywistego, lecz… symulatorem chodzenia. I mimo że nie brzmi to zanadto oryginalnie czy szczególnie atrakcyjnie, The End of the Sun trudno mi nie polecić. Bo mowa o dziele z serca i z ciężkiej pracy zrodzonym.

Łatwo dziś zapomnieć, że tworzenie gier to też rodzaj rzemiosła. Spora fizyczna harówka, przy której trzeba się narobić i intelektualnie, i manualnie. The End of the Sun to owoc właśnie takiego – konsekwentnego, wyboistego i wieloletniego – procesu kreatywnego malutkiego polskiego studia. Jakub Machowski całość napisał, wyreżyserował oraz zaprojektował. Kinga Rąpała z kolei skomponowała muzykę, zaopiekowała się dźwiękiem, zadbała o warstwę wizualną, a nawet… zajęła się stroną marketingową.

Myślicie, że to wszystko? W takim razie wiedzcie, że ponadto podróżowali oni wspólnie po kraju z kamerą w ręku, fotografując zabytki z muzeów etnograficznych, budynki w Zalipiu – najbardziej kolorowej dąbrowskiej wsi – czy własnoręcznie odmalowywane maszyny rolnicze. Ach, i postarali się o coś, czego próżno szukać w wielu wysokobudżetowych tytułach, czyli o pełnoprawny polski dubbing.

The End of the Sun
The End of the Sun

Wiedziałem to wszystko jeszcze przed pierwszym odpaleniem The End of the Sun, bo wspomniani twórcy od samego początku postawili na regularne dzielenie się kulisami procesu produkcji w ramach swojego gamedev bloga, który znajdziecie tutaj. Zastanawiałem się jednak, na ile przelane litry farby, potu i łez przełożą się na stan faktyczny gry. I patrząc na siły przerobowe oraz decyzje projektanckie, muszę bez dwóch zdań przyznać, że to jeden z najambitniejszych i najbardziej relaksujących walking simów ostatnich lat.


Rzewna ballada o czterech porach roku

Tak, The End of the Sun to przede wszystkim łażenie. Po pierwsze jednak przemierzamy świat otwarty i skondensowany zarazem. Czujemy więc swobodę, śmiało wydeptujemy ścieżki, zwiedzamy okoliczne gospodarstwa czy odkrywamy sekretne ruiny bądź jaskinie. Po drugie eksplorowane obszary mamy szansę poznać z kilku stron, odwiedzamy je bowiem w trakcie różnych pór roku, a nawet dekad, dzięki czemu otoczenie ciągle się zmienia i opowiada nam historię przez narrację środowiskową. Po trzecie od samego początku znamy cel tegoż chodzenia i prędko załapujemy dość uzależniający gameplay loop polegający na odnajdywaniu mniej lub bardziej ukrytych ognisk, interakcji z nimi i poznawaniu na miejscu faktów dotyczących przeszłości.

The End of the Sun
The End of the Sun

Owa czynność jest o tyle uzasadniona, że sterujemy żercą, czyli potrafiącym podróżować w czasie słowiańskim kapłanem, który próbuje zbadać wpływy boskiego ptaka ognia, Raroga, na tutejszej ziemi. Działania tegoż symbolizującego słońce feniksa okazują się nierozerwalnie związane z tajemniczo-tragiczną historią pewnej rodziny. Jej losy poznajemy właśnie na przestrzeni kilkudziesięciu lat, i to achronologicznie, kolejność wydarzeń zależy bowiem od tego, jakie ognisko wpierw rozpalimy.

I choć trzon tej opowieści stanowi burzliwy romans chłopa i chłopki, przygotujcie się także na iście wiedźmińskie spotkania i śledztwa związane z mitologicznymi kreaturami pokroju utopców bądź zmór, obrzędy Dziadów czy Nocy Kupały, a nawet grzybowe tripy w towarzystwie poczciwego Swaroga. The End of the Sun skutecznie urozmaica sielankowy, wiejski klimat nutami mistycznymi, religijnymi i folkhorrorowymi.

The End of the Sun
The End of the Sun

Szczodre Gody

Naprawdę dużo dzieje się tu od strony wizualnej. Nie mamy do czynienia z płaskim otwartym światem, który byłoby zrealizować tak małej ekipie zdecydowanie najłatwiej. Wąskimi, krętymi ścieżkami docieramy do stromych wzniesień, przyrzecznych plaż, małych wąwozów czy pól zbożowych. Na linii horyzontu, jeżeli akurat nie zasłania nam jej góra, najczęściej widujemy pasmo drzew liściastych różnych gatunków i wysokości. Szczerze mówiąc, bardzo podobnie czułem się podczas eksploracji czeskich polan oraz lasów w pierwszym Kingdom Come: Deliverance.

Równie duże wrażenie zrobiły na mnie zarówno wnętrza chatek, jak i przyozdobione ściany zewnętrzne najróżniejszych siedzib. Ornamenty na kominkach, haftowane obrusy, wzorzyste dywany, szczegółowe (i podpisane w celu uzupełnienia wiedzy gracza) „artefakty” epoki takie jak czesadło do lnu to przede wszystkim efekt dokładnego researchu i zastosowanej techniki fotogrametrii, która pozwoliła odtworzyć ujęte na obiektywie kamery relikty kultury ludowej w przestrzeni wirtualnej.

The End of the Sun
The End of the Sun

Metoda skanu rzeczywistości do ekosystemu 3D nie zadziałała jednak najlepiej przy twarzach. Mimo że same ubrania cieszą oko równie dużą liczbą folkowych detali, tak już lico głównych bohaterów wydaje się bardzo umowne i ograniczone ruchowo. Teksturom twarzy stworzonym z prawdziwych fotografii i nałożonym na siatkę trójwymiarowego obiektu daleko do fotorealizmu, a kłapy ust podczas rozmów silnie uwydatniają ograniczenia animacyjne. Szanuję próbę ich ominięcia za sprawą domowych, mocno karkołomnych metod, ale koniec końców wypadło to po prostu średnio, zwłaszcza w porównaniu z wysokim poziomem graficznym reszty obiektów w grze.


O mój wianku

Niemniej The End of the Sun sprawiło, że poczułem się, jakby ktoś wrzucił mnie do samego środka wschodnioeuropejskiej wioski sprzed wieków, a ja, ubrawszy kwiecisty wianuszek, postanowiłem doświadczyć regionalnych legend, smaków i zapachów na własnej skórze. Pomogła w tym odpowiednio powolna i tajemnicza historia, uprzyjemniła to znacząco strona wizualna, swoje dołożyła także piękna muzyka wprowadzająca w klimat kosmologicznej podróży starego druida pośród ludzkich wspomnień. Dobrze też było usłyszeć w trakcie gry polski język, mimo że samo aktorstwo wypada miejscami trochę nienaturalnie, by nie powiedzieć, że wręcz czerstwo. Bez dwóch zdań wybieram jednak rodzime głosy ponad te angielskie.

The End of the Sun
The End of the Sun

I mimo że przeciwnicy symulatorów chodzenia nie znajdą w The End of the Sun dużo więcej głębi rozgrywki niż choćby w kultowym Zaginięciu Ethana Cartera, to wszystkim lokalnym patriotom „Koniec słońca” bez zawahania polecam. Bo jeśli zachwycaliście się tymi chwilami Wiedźmina 3, w których zostawaliście sam na sam z matką naturą, opuszczoną stodołą czy niebem pod osłoną nocy, to i w The End of the Sun z dużą radością dokopiecie się do jądra słowiańskości, sielskości i ludowości.

Ocena

The End of the Sun może być tą prawdziwie słowiańską grą, na którą tyle czekali fani wschodnioeuropejskiej kultury. Folkowe akcenty, ludowa historia, realistyczne oddanie ducha epoki i obiekty przeskanowane metodą fotogrametrii – może to i zwykły walking sim, ale i niezwykły rzemieślniczy projekt.

7
Ocena końcowa

Plusy

  • prosta, ale wciągająca pętla rozgrywki
  • przemyślany projekt otwartego (acz małego) świata
  • stopniowo odkrywający karty, nieoczywisty scenariusz
  • przepięknie prezentująca się roślinność
  • folkowa muzyka nadaje klimat
  • szczegółowe relikty epoki przeniesione do gry dzięki metodzie fotogrametrii
  • obecność polskiego dubbingu

Minusy

  • jakość polskiego dubbingu
  • mało realistyczne i niezbyt estetyczne modele postaci oraz ich twarzy
  • mechaniczne ograniczenia wynikające z ram gatunkowych symulatora chodzenia


Czytaj dalej

Redaktor
Karol Laska

Zacząłem od Disco Elysium, skończyłem w dziennikarstwie growym. Dziś zajmuję się publicystyką w CD-Action, wcześniej pracowałem w podobnym obszarze na łamach GRYOnline.pl. Sławię wszystko, co niezależne, ale bez „The Last of Us” i „Johna Wicka 4” życie straciłoby smak.

Profil
Wpisów30

Obserwujących4
The End of the Sun
Ocena redakcji
7
Ocena użytkowników
-
Platformy
PC
Gatunek
walking sim
Producent
-
The End of the Sun

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze