Test Huawei P50 Pro – jak wygląda życie bez Google’a?

Test Huawei P50 Pro – jak wygląda życie bez Google’a?
Grzegorz "Krigor" Karaś
Huawei ciągle walczy, chciałoby się rzec. Koncern, obciążony sankcjami przez USA, nie zaprzestaje prób zaznaczania swojej obecności w świecie Zachodu. A wypuszczenie nowego flagowca, P50 Pro, jest tego najlepszym przykładem.

Ten telefon został zapowiedziany jeszcze w połowie zeszłego roku, premierę w Chinach miał zaś 12 sierpnia 2021. My musieliśmy poczekać dłużej – w bardzo dużej mierze właśnie ze względu na ograniczenia w dostępie do amerykańskich technologii, jakie koncern z Państwa Środka napotkał jeszcze w 2019 roku. W końcu jednak dostaliśmy następcę najbardziej kultowych modeli w historii marki.

Bez 5G

Pierwszą rzeczą, która w związku z ograniczeniami rzuca się w oczy, jest brak technologii 5G. Sercem smartfona jest procesor Snapdragon 888, czyli ten sam, który trafia do flagowców jak świat długi i szeroki – tyle że w wersji 4G. Na pytanie, czy 5G jest faktycznie potrzebne, odpowiedź każdy musi znaleźć sobie sam (mnie różnicy nie robi, aczkolwiek jego obecność jest zaletą) – pod względem wydajności jednak nowemu dziecku Huawei zarzucić niczego nie można. Pod pełnym obciążeniem rozgrzewa się równomiernie – ciepło czuć niemal na całej tylnej ścianie. Koncernowi nie udało się jednak zwalczyć największej bolączki zastosowanego procesora: throttlingu. Pod obciążeniem urządzenie obniża swoją wydajność – wg testu 3D Mark Wild Life Extreme Stress Test smartfon cechuje się stabilnością na poziomie 59%, co jest wynikiem dość typowym dla Snapdragona 888. Widziałem i gorsze, i lepsze rezultaty.

Ze względu na narzucone przez Amerykanów ograniczenia zabrakło komunikacji 5G.

Tyle że przytoczony wynik sprzęt osiągnął w standardowym trybie pracy. Gdy aktywujemy maksymalną wydajność, temperatura rośnie – telefon nagrzewa się bardziej, co czuć szczególnie w jego lewym górnym rogu, stabilność zaś spada do 45%. O dziwo jednak, rezerwy mocy tego układu sprawiają, że tak czy inaczej urządzenia nie sposób zadławić. Niezależnie od okoliczności P50 Pro pozostaje ultrapłynny – nawet w trybie standardowym, żyłowanie telefonu profilem wydajności nie ma więc większego sensu.

3D Mark
■ Sling Shot: maks. liczba pkt
■ Sling Shot Extreme: maks. liczba pkt
■ Wild Life: 5160 pkt
■ Wild Life Extreme: 1491 pkt

GeekBench 5
■ Pojedynczy rdzeń: 1102 pkt
■ Wszystkie rdzenie: 2023 pkt

AnTuTu v 9.3
■ 794 120 pkt

AndroBench
■ Odczyt sekwencyjny: 1834 MB/s
■ Zapis sekwencyjny: 760 MB/s
■ Odczyt losowy próbek 4K: 275 MB/s, 70 347 IOPS
■ Zapis losowy próbek 4K: 351 MB/s, 89 732 IOPS

Jeśli chodzi o przyjemność z użytkowania, to nie sposób nie docenić roli ekranu. To OLED o rozdzielczości 2700 x 1228 z odświeżaniem 120 Hz – tyle że standardowo obydwa te parametry działają w trybie dynamicznym, w zależności od użytkowania sprzęt przestawia się więc na 60 Hz, obniżając również rozdzielczość do 921 x 2025. Oczywiście możemy też ręcznie wybrać pożądane ustawienia – standardowe jednak są dobre dla zwiększenia żywotności akumulatora.

Obudowa wizualnie nie budzi zastrzeżeń. Boki ekranu są estetycznie zawinięte i wtapiają się w wykonaną z metalu ramę. Plecki to świetnie wyglądające, aczkolwiek elegancko skromne tworzywo, które niestety jest podatne na zarysowania – sprawę jednak załatwia silikonowe etui, jakie dostajemy w zestawie. Wzrok oczywiście przyciąga najbardziej kontrowersyjny element Huawei P50 Pro: dwie niezależne, okrągłe wyspy z obiektywami składającymi się na aparat.

Możliwości foto

Jak można przypuszczać, Huawei ponownie stawia na fotografię mobilną, która niegdyś ustawiła telefony tego producenta na piedestale. Nowy flagowiec wyposażono w główny obiektyw z sensorem 50 Mpix f/1.8 i optyczną stabilizacją obrazu, obiektyw monochromatyczny 40 Mpix f/1.6, ultraszerokokątny „słoiczek” 13 Mpix f/2.2, a także moduł tele 64 Mpix f/3.5 – uzupełniony o optyczną stabilizację i autofokus. Z przodu zaś mamy sensor 13 Mpix f/2.4 z autofokusem. Jak widać, w stosunku do poprzednika zaszły zmiany. Główny obiektyw jest jaśniejszy, o wiele więcej megapikseli trafiło pod szkła operujące zmienną ogniskową, okazale prezentuje się też obiektyw monochromatyczny. Gorzej, przynajmniej na papierze, wygląda jednak ultraszeroki kąt, a także kamera przednia – nie dość, że rozdzielczość matrycy jest mniejsza, to na dodatek zabrakło tu osobnego pomiaru głębi, który poprzednio odpowiadał również za biometrię. Według twierdzeń producenta obecny tu pojedynczy sensor radzi sobie jednak równie dobrze.

Tradycyjnie dla Huawei, aparat główny świetnie wypada ze scenami skąpanymi w ciepłym świetle. Algorytmy odpowiadające za obróbkę bardzo dobrze „wyciągają” np. zachody słońca oraz obiekty za sprawą światła uciekające w żółcie i pomarańcze – tym bardziej, im więcej światła tego koloru. P50 Pro nadaje się więc do robienia klimatycznych fot i bardzo dobrze radzi sobie zarówno z przyrodą, jak i z architekturą. Pomiędzy obiektywami ultraszerokim a głównym dużej różnicy nie ma: jeśli się przypatrzymy, to w przypadku tego pierwszego paleta barw lekko ucieka w cieplejsze odcienie, na obrzeżach widać również zakłóconą geometrię obrazu – nie jest to jednak nic zdrożnego.

{„alt” => „”, „caption” => „”, „imageUrls” => [„/wp-content/uploads/2022/01/26/4621843d-f9c8-4eef-acac-d12f6c98c769.jpeg”, „/wp-content/uploads/2022/01/26/130b4ca3-8bcd-4629-95e9-9fd2bffe8290.jpeg”, „/wp-content/uploads/2022/01/26/6b81c3e3-1527-4a7f-924a-b7ebd8477ea6.jpeg”, „/wp-content/uploads/2022/01/26/12c18e88-5482-4889-ab75-e48fa47872db.jpeg”, „/wp-content/uploads/2022/01/26/109decd9-127e-4f9b-bfe1-a21c606d5571.jpeg”, „/wp-content/uploads/2022/01/26/b874b05f-7eed-4e4d-8ca2-fcf833d95a03.jpeg”, „/wp-content/uploads/2022/01/26/216269fc-2df3-459c-bace-891bfe3f6ac6.jpeg”], „isStretched” => false}

Moduł tele sprawuje się przyzwoicie – przede wszystkim w dzień, ale i nocą możemy uchwycić ciekawy detal architektury. Pod warunkiem jedynie, że ten ostatni jest dobrze oświetlony –  siłą rzeczy wspomniany obiektyw jest ciemniejszy od reszty „szkiełek”, co widać nawet w słoneczny dzień, gdy sfotografujemy coś w przybliżeniu 10x i porównamy ze sceną 1x. Do dyspozycji w P50 Pro mamy standardowo kolejne stopnie przybliżenia: wide, 1x, 3,5x i 10x. Pośrednie stany, jak i powiększenie w zakresie 10-100x pojawiają się, gdy przytrzymamy pasek przybliżania palcem.

{„alt” => „”, „caption” => „”, „imageUrls” => [„/wp-content/uploads/2022/01/26/bb04498c-5402-41ce-877b-766286e1c0d0.jpeg”, „/wp-content/uploads/2022/01/26/86faf089-b45c-4cbb-9d7f-842ea49128db.jpeg”, „/wp-content/uploads/2022/01/26/aa4f2d44-05a8-46f7-948f-129f1826aa4e.jpeg”, „/wp-content/uploads/2022/01/26/b8685a39-8cc0-48c1-bf02-383a0259ed6d.jpeg”, „/wp-content/uploads/2022/01/26/5215eb7d-95a2-4a15-983e-7fa5e951ae54.jpeg”, „/wp-content/uploads/2022/01/26/66298920-c2bd-48f3-92db-47f3cbb72111.jpeg”], „isStretched” => false}

Również pozostałe funkcje wypadają dobrze: selfie jest w porządku nawet w umiarkowanym świetle, tryb monochromatyczny nie zawodzi. W warunkach ograniczonego oświetlenia z kolei telefon „widzi” więcej niż ludzkie oko. Robiąc jednak takie zdjęcia, przekonamy się o dwóch rzeczach: tryb normalny i nocny w istocie nie różnią się aż tak bardzo, ot, ten drugi jest bardziej nasycony, jeśli chodzi o barwy – to po pierwsze. Po drugie – fotografie poddawane są agresywnej obróbce, która „wyciąga” spłaszczone mrokiem detale ze zdjęcia i podbija kolorystykę. I tutaj, cóż, telefon czasem przesadza, szczególnie już, gdy światła jest naprawdę mało. Na spacerze z psem zrobiłem zdjęcie swojego cienia na trawie. Wyszło to… osobliwie. Podbite parametry obrazu sprawiły, że w tym ujęciu delikatne w istocie zacienienie zaczęło wyglądać nie tyle jak brak światła, co jak nieco surrealistyczna, zdecydowanie zbyt kontrastowa plama na jednolicie oświetlonej trawie, jakby źdźbła uschły pod wpływem działania kwasu lub ognia. Tego rodzaju obróbka – mniej lub bardziej intensywna – jest widoczna niemalże za każdym razem i dzieje się na naszych oczach, gdy wchodzimy po raz pierwszy w tryb podglądu dopiero co wykonanych fotografii. Nie jest to jednak duży problem, gdyż P50 Pro na ogół myli się rzadko.

W istocie irytowała mnie tylko jedna rzecz. Gdy spróbujemy zrobić zdjęcie z bardzo bliska, np. drobnego przedmiotu na stole lub jakiegoś interesującego detalu, zauważymy, że obraz przeskakuje – to telefon przełącza się pomiędzy kolejnymi obiektywami. Ta zmiana perspektywy jest bardzo nieprzyjemna, wygląda to jak rwanie obrazu, utrudniając celowanie, a i – gdy tylko fotografujemy w ciemniejszym miejscu – widać też ubytek fotonów. Jeśli jednak np. blat jest oświetlony, to zdjęcie już nie budzi zastrzeżeń, choć ponownie: obróbka daje o sobie znać i zrobione w serii fogotrafie potrafią się od siebie różnić. NIe zmienia to jednak faktu, że możemy „zatrudnić” P50 Pro do roli z grubsza odpowiadającej fotografii makro. Tyle że w moim odczuciu, ze względu na wspomniane przeskoki i zmianę perspektywy oraz ogniskowej, jest to trudniejsze niż w przypadku choćby Mate’a 40 Pro, gdzie zabawa tego rodzaju nie nastręczała żadnych problemów.

CZYTAJ DALEJ NA DRUGIEJ STRONIE.

Bez usług Google’a

To, że Huawei wciąż boryka się z sankcjami USA, wiedzą chyba wszyscy – mało kto jednak miał okazję w praktyce zobaczyć, jak fakt ten przekłada się na codzienność. Huawei P50 Pro jest telefonem pozbawionym usług Google’a – oznacza to przede wszystkim tyle, że nie znajdziemy tutaj ikonki Google Play. Miejsce sklepu amerykańskiego giganta zajęła macierzysta aplikacja producenta telefonu, AppGallery, i standardowo programy pobieramy właśnie przez nią. Siłą rzeczy jest to źródło ograniczone w porównaniu do powszechnego standardu i zarazem największego repozytorium aplikacji dla Androida.

Huawei jednak od jakiegoś czasu z tym faktem walczy – i to dwutorowo. W skali globalnej dba o to, żeby nie zabrakło najpopularniejszych na świecie programów, w skali lokalnej (a więc danego kraju) zapewnia obecność aplikacji najczęściej używanych na danym rynku. Skutek tych działań jest taki, że wiele z programów, z których korzystacie na co dzień, tam po prostu jest. Na liście obecności meldują się m.in. Allegro, BlusLive, InPost Mobile, Jakdojade, LidlPlus, aplikacje bankowe mBank, IKO czy choćby apka PGNiG do płacenia za gaz – by wymienić te, po które sięgam najczęściej.

Pod względem sprzętowym jest bardzo dobrze, ale usług Google’a może brakować – szczególnie graczom.

Z drugiej strony – w sklepie Huawei wielu aplikacji brakuje. Natywnie w AppGallery nie znajdziemy np. Facebooka, Messengera, Instagrama czy WhatsAppa. W praktyce nie jest to jednak duży problem. Huawei połączyło bowiem wyszukiwanie w swoim sklepie z wyszukiwarką Petal, która przekierowuje nas w odpowiednie miejsca, gdzie brakujące apki możemy pobrać. To przede wszystkim różnego rodzaju „magazyny” z plikami APK, skąd ściągamy, co nam trzeba, i instalujemy wybrany soft z poziomu przeglądarki – w ten sposób na telefon Huawei trafiły w moim przypadku brakujące komunikatory, których, jak się okazało, na co dzień używam w zatrważająco dużej liczbie. Do dyspozycji mamy również macierzyste witryny producentów – tak pobrałem apki Facebooka i Messengera. Niekiedy interesujące nas oprogramowanie działa w wersji webowych aplikacji PWA (w ten sposób możemy korzystać m.in. z Ubera), kiedy indziej zaś, jak np. w przypadku Google Maps, jesteśmy skazani na użytkowanie danego serwisu za pośrednictwem przeglądarki internetowej. Ogółem wiele braków da się, korzystając z wyżej wymienionych sposobów, nadrobić – ale nie wszystkie.

Na liście skazanych w świecie Huawei na zapomnienie są przede wszystkim programy Google’a. W sklepie z aplikacjami nie ma Gmaila, Google Pay, Google Authenticatora czy YouTube’a i wielu innych – a sporej części nawet nie zmusimy do działania po zainstalowaniu z innych źródeł, gdyż wymagają loginu Google’a w aplikacji, nie w witrynie. Obsługę kont mailowych giganta możemy zlecić natywnej aplikacji Huawei, dla Google Pay jest alternatywa w postaci apki Curve, która działa identycznie, Authenticatora znajdziemy z repozytoriach i bez problemu przeniesiemy wcześniej dodane tam konta kodem QR – jako jedna z nielicznych apek giganta działa bez problemu. Jeśli zaś chodzi o YouTube’a, to możemy go uruchomić w wersji PWA, następnie umieścić skrót do niego na ekranie, a potem zwyczajnie zalogować się swoim kontem Google’a i w ten sposób korzystać z serwisu. Jak widać, świat Huawei jest w przypadku niektórych programów wygodny, choć czasem zmusza do kombinowania, które pozwala uzupełnić luki „naokoło” lub poprzez alternatywny soft. Niekiedy jednak i to nie pomaga.

Problemy grających

Patrząc z punktu widzenia gracza, jest nawet gorzej. O ile aplikację Steama zainstalujemy bez problemu z repozytorium APK Pure, w czym pomoże system Petal (działa on wyśmienicie i podpowiada niemal bezbłędnie, skąd pobrać brakujące rzeczy), o tyle z wieloma grami mobilnymi może już być problem. Przyczyna tego jest prosta: bardzo dużo tytułów korzysta z usług związanych np. z niedostępną tu aplikacją Gry Google – i bez nich nie ruszą, nawet gdy pobierzemy je z alternatywnych źródeł. W ten sposób nie mogłem pograć w moje guilty pleasure w postaci Empires & Puzzles: Match-3 RPG. Obejść się smakiem trzeba również w przypadku tych tytułów, które wymagają logowania się kontem Google’a – dlatego, jeśli ktoś tylko wybrał ten sposób uwierzytelniania w Pokémon GO, to już się na smartfonie Huawei nie zaloguje. Niestety, z tego rodzaju brakami trzeba się pogodzić. Działają jednak, dla odmiany, wszystkie te gry, które możemy pobrać ze stron macierzystych ich producentów, a logujemy się do nich, np. korzystając z natywnych kont lub Facebooka – tutaj należy wymienić np. Call of Duty Mobile.

Jak widać, mimo starań Huawei ekosystem firmy wciąż jest ograniczony. To na pewno świetna alternatywa dla wszystkich tych, którzy mają dość Google’a i szukają odtrutki na wszechobecność amerykańskiego giganta. Pozostali – cóż, są skazani na to, co znajdą w AppGallery, lub na kombinowanie z pobieraniem softu z alternatywnych źródeł. Nie jest to takie trudne, jak mogłoby się wydawać – ale zmusza do dodatkowego wysiłku i mniej wprawni użytkownicy mogą sobie z tym nie poradzić. P50 Pro (i inne telefony Huawei) jest więc zabawką dla ludzi, którzy wiedzą, w co się pakują, i fakt ten nie będzie im przeszkadzał. Jeśli jednak ktoś nie ma pojęcia, z czym będzie się mierzyć, na pewno się zawiedzie.

Flagowiec z wybitymi zębami

Nie da się ukryć, że braki związane z nieobecnością Google’a wpływają na to, jak się z P50 Pro korzysta. To świetny model w warstwie sprzętowej, nawet pomimo nieobecności 5G. Ona wciąż nie ma jednak aż tak wielkiego znaczenia: zasięgi najnowszej sieci bezprzewodowej dalej są umiarkowane, a 4G tak czy inaczej starcza na co dzień i nie sprawia problemów niezależnie od zastosowania. Gorzej jest z warstwą programową. O ile najpotrzebniejsze rzeczy są, o tyle gdy zechcemy korzystać z aplikacji Google’a czy wielu gier mobilnych, możemy odkryć, że wszystkie wspomniane starania Huawei to jednak wciąż za mało, a szeroko pojmowany Zachód został przez amerykańską korporację zdominowany. Czy to dobrze, czy źle – odpowiedzcie sobie sami. Kupno P50 Pro sprawi, że przekonacie się o tym na własnej skórze. Ale równocześnie zyskacie telefon, który mimo wszystko zaskakuje możliwościami fotograficznymi i jest technologicznym cudeńkiem.

Ładowanie 66 W sprawi, że na kablu urządzenie będzie musiało „wisieć” niecałe pół godziny. Tak krótki czas uzupełniania energii przekłada się na fakt, że w praktyce żywotność akumulatora schodzi na drugi plan i staje się nieistotna. Przecież sprzęt można przywrócić do życia w paręnaście minut, co zaskakuje wygodą – do tego luksusu człowiek bardzo szybko przywyka. W pełni załadowany P50 Pro wytrzyma ok. półtora dnia typowego użytkowania na standardowych ustawieniach. W dłoni leży świetnie, wygląda bardzo dobrze, nie można się też przyczepić do jakości dźwięku stereo i funkcjonalności systemu operacyjnego. Słowem: udany telefon, tyle że nie dla wszystkich – i to nie tylko ze względu na zaporową, typową dla flagowców cenę.

Cena: 5500 zł | Huawei

Parametry • System: Android 11, EMUI 12.0.1 • Procesor: Snapdragon 888 4G • Grafika: Adreno 660 • Ekran: OLED, 6,6’’, 2700 x 1228 120 Hz, dotyk 300 Hz • Pamięć: 8 GB RAM, 256 GB flash, karta Nano Memory do 256 GB • SIM: 2 x nano, standby, hybrydowy • Komunikacja: 4G, Wi-Fi 6, Bluetooth 5.2, NFC, IrDA • Akumulator: 4360 mAh, niewymienny • Aparat: tylny – główny 50 Mpix f/1.8 OIS, monochromatyczny 40 Mpix, f/1.6, ultraszeroki 13 Mpix f/2.2, tele 64 Mpix f/3.5, OIS, AF; przedni – 13 Mpix f/2.4, AF • Czujniki: akcelerometr, żyroskop, zbliżeniowy, kompas, barometr, magnetometr, podczerwieni, światła, natężenia dźwięku, czytnik linii papilarnych (w ekranie), GPS, AGPS, GLONASS, BEIDOU, BDS, QZSS, NavIC • Inne: IP68, głośniki stereo, ładowanie 66 W, ładowanie bezprzewodowe 50 W • Wymiary: 158,8 x 72,8 x 8,5 mm • Waga: 195 g

[Block conversion error: rating]

9 odpowiedzi do “Test Huawei P50 Pro – jak wygląda życie bez Google’a?”

  1. Czyli byłby świetną alternatywą dla Samsunga, o ile miałby usługi Google. Szkoda.

    • Grzegorz „Krigor” Karaś 27 stycznia 2022 o 08:42

      Dalej jest – tyle że dla ludzi, którzy mają alergię na Google’a. Osobiście znam nawet takich dwóch i dla nich odcięcie od amerykańskiego ekosystemu to zaleta.

  2. Headbangerr1983 26 stycznia 2022 o 22:24

    Matko kochana, co on ma z tyłu O.o Jako były Huawei’owiec, obecnie z czystym sumieniem polecam Samsunga 😉

    • Grzegorz „Krigor” Karaś 27 stycznia 2022 o 08:42

      Tak źle nie jest. W porównaniu do Mi 11 Ultra powiedziałbym nawet, że wyspy aparatu są bardzo smukłe ;).

  3. To parę sprostowań. Google Maps można zainstalować nawet z poziomu wyszukiwarki Petal. Do Youtube można wykorzystywać nieoficjalną aplikację Vanced, która dodatkowo nie wyświetla reklam i pozwala odtwarzać w tle (mam ją nawet na moim telefonie z Googlem). A większość gier można uruchomić wewnątrz narzędzia Gspace dostępnego w AppGallery, które „udaje” telefon z usługami Google i pozwala zalogować się na konto Google Play i pobierać gry (i jedynie niestety w wersji darmowej wyświetla reklamy).

    • Grzegorz „Krigor” Karaś 27 stycznia 2022 o 08:36

      Hej! U mnie plik z APK Pure się nie uruchamia, próbowałem. A dasz radę się zalogować? Logowanie działa mi w wersji www, a bez tego trudno mi używać Google Maps. Co do wymienionych narzędzi – nie znałem. Dzięki!

    • Logowanie nie działa w przypadku aplikacji, ale w wersji www zdaje się nie można nawigować – więc jedno uzupełnia drugie. Jeśli apk nie działa, możesz spróbować przegrać apkę phone clone’em.

    • Grzegorz „Krigor” Karaś 27 stycznia 2022 o 09:22

      Zainstalowałem wspomniany przez Ciebie Gspace. Ciekawa opcja, choć tak na pierwszy strzał nie widzę opcji wyciągania skrótów na pulpit, a operowanie w oknie wirtualizacji jest chyba też na dłuższą metę mniej wygodne. No i jednak zapłaciłbym za pełniaka, bo z tego co widzę, apka nie ma litości i serwuje również długaśne reklamy po 15 sekund co najmniej. Po pierwszym logowaniu zniknęła mi aplikacja sklepu Google Play, nie mam pojęcia czemu. No nic, powalczę wieczorem z tym, bo potencjał jakiś ewidentnie jest.

  4. Ja ze swojej strony polecam zainstalować dwie apki z repozytorium f-droid.org:
    Blokada 5- udaje VPN i świetnie blokuje większość reklam w aplikacjach (w przeglądarkach gorzej, ale od tego jest μblock origin)
    Aurora Store- pobiera apki bezpośrednio z Google Play
    Ewentualnie zamiast Blokady AdAway (kiedyś wymagał roota, obecnie nie), a zamiast n/w Vanced SkyTube

Dodaj komentarz