Czas na świeżą krew w Resident Evil – Leon niedługo musi udać się na zasłużoną emeryturę

Czas na świeżą krew w Resident Evil – Leon niedługo musi udać się na zasłużoną emeryturę
Avatar photo
Tomasz "Ninho" Lubczyński-Wojtasz
Czekając na Resident Evil Requiem zdałem sobie sprawę, że zegar tyka nieubłaganie i główni bohaterowie serii prędzej czy później będą musieli przejść na emeryturę. I co wtedy?

Capcom od lat nie potrafi lub nie chce stworzyć nowej generacji postaci, z którymi moglibyśmy utożsamiać tę serię. Częściowo można to zrozumieć kwestiami marketingowymi – kultowi bohaterowie to rozpoznawalni i sprawdzeni bohaterowie. Niemniej docieramy powoli do momentu, w którym będziemy zmuszeni sterować osobami w wieku emerytalnym. Chris Redfield w tym roku kończy 52 lata, Jill Valentine 51, Leon S. Kennedy świętuje 48. urodziny, a najmłodsza Claire Redfield przeżywa 46. wiosnę. Jeśli mnie pamięć nie myli, to według kanonu tylko Jill – po tym, jak została wystawiona na działanie wirusa T – starzeje się wolniej niż przeciętni ludzie. 

Ageizmu naszego powszedniego

Nim pojawią się zarzuty o dyskryminację ze względu na wiek – sama metryka nie jest problemem. Trudno mi po prostu uwierzyć, że Capcom zdecyduje się na stonowanie superbohaterskich fizycznych możliwości takiego Leona. A supleksy, kopniaki z półobrotu i inne akrobacje będą wyglądały mocno groteskowo po spojrzeniu w akt urodzenia postaci, która ich dokonuje. Oczywiście przejmuję się na wyrost, bo zawsze możemy zdecydować się na zawieszenie niewiary, czyli zabieg tak niezbędny do bycia fanem Resident Evil. Poza tym wyżej wymienieni dostają drugie życie przy okazji remake’ów, a w dodatku do wieku emerytalnego brakuje im co najmniej dekady. Zwrócenie uwagi na nieustający upływ czasu to jednak tylko przyczynek do szerszego spojrzenia na ciągnący się latami problem związany z tworzeniem nowych twarzy serii. 

Resident Evil 9: Requiem

Ktoś mógłby stwierdzić, że przecież ostatnie dwie części wykreowały Ethana Wintersa. To prawda, ale po pierwsze i najważniejsze – <uwaga spoiler> facet już nie żyje. <koniec spoileru>. Po drugie, idąc w dosłowność, trudno wykreować na twarz serii postać, której – nomen omen – fizysu nigdy nie pokazano. A po trzecie, Ethan był bodaj najbardziej bezosobowym bohaterem w historii gier wideo. Capcom jego nijakość tłumaczył tym, że miał to być zwykły, szary everyman. Nie zmienia to faktu, że zainwestowano w tę postać kilka lat i dwie numerowane odsłony, nie wykreowano z niego nowego Leona czy Chrisa, a w końcu porzucono na rzecz innej protagonistki oraz historii w RE9. I machnąłbym na to pewnie ręką, gdyby nie fakt, że twórcy serii nie są w stanie do złotej czwórki – Jill, Claire, Chrisa, Leona – dokoptować nowego bohatera od ponad dwóch dekad.

Gdzie jest Carlos po wydarzeniach z Resident Evil 3: Nemesis? Co z Rebecą Chambers(*) i Billym Coenem z RE0? Dlaczego nigdy nie zdecydowano się na powrót któregoś z nich czy dorosłej już Ashley Graham albo Shevy Alomar? Wiem, że w RE6 jedną z bohaterek była Sherry Birkin, ale mówimy o części, w której i tak na sztandar wciśnięto Leona oraz Chrisa. Weteranów, którzy na walce z bioterroryzmem i kryjącą się za tą nazwą grozą, spędzili niemal tyle czasu, ile autor tego felietonu chodzi po Ziemi. I to kolejny problem, na który zwraca uwagę nawet sam Capcom.

Resident Evil 9: Requiem

Strach się bać

Właśnie tym twórcy pośrednio tłumaczą bowiem postawienie na niedoświadczoną w pracy terenowej i straumatyzowaną agentkę FBI, Grace Ashcroft. Dużo łatwiej sprzedać jej strach w obliczu zagrożenia, niż gwiazd serii, które śmierci w oczy zaglądały już wielokrotnie. A niepewność sterowanej postaci, jej przerażenie może udzielić się graczowi. W tym wypadku będziemy czuli, że Grace razem z nami boi się sprawdzić, jakie okropności kryje najbliższy zakręt. 

Dorzucenie tutaj Leona może być ciekawym kontrapunktem dla bezbronności bohaterki, bo on jakąkolwiek stresową sytuację zbyłby suchym żartem – w innym razie wypadłby nieautentycznie. Chyba jedynym sposobem, by wzbudzić strach w takim wyjadaczu, byłoby postawienie na szali czegoś, na czym bardzo mu zależy – np. rodziny. Problem w tym, że Capcom nigdy nie eksplorował przesadnie życia prywatnego swojej Drużyny A i według dostępnej wiedzy wszyscy jej członkowie są samotni i bezdzietni. A szkoda, może to byłby najprostszy sposób na kontynuowanie serii – nowe pokolenia Kennedych, Redfieldów i Valentine’ów. Póki co mamy stary-nowy duet. I okej.

(*) Tak, wiem, że pojawia się w dwóch filmach animowanych z serii.

Skomentuj