[Retrohistorie Smugglera] Matka wszystkich dem. 90 minut, które zmieniło nasz świat
![[Retrohistorie Smugglera] Matka wszystkich dem. 90 minut, które zmieniło nasz świat](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2021/11/20/2bb567f3-dd2d-4b5b-b684-68d0fdb50a74.jpeg)
Mowa o konferencji post factum nazwanej po latach Matką Wszystkich Prezentacji („Mother of All demos”), czyli słynnym pokazie, który miał miejsce 9 grudnia 1968 w San Francisco. Na czym polega jego doniosłość? Wyobraźcie sobie, że Orville Wrightowi fundujecie w 1903 transatlantycki przelot Jumbo Jetem w pierwszej klasie, albo braciom Lumiere robicie pokaz Avatara w 3D w Imaksie. Tak mniej więcej czuli się wtedy informatycy zgromadzeni w sali konferencyjnej, wpatrzeni w ogromny ekran, na którym ujrzeli przyszłość technologii komputerowej i zupełnie nowe sposoby jej wykorzystania.
Bowiem to wtedy zaprezentowano po raz pierwszy m.in. mysz komputerową, którą mogliśmy sterować komputerem wyposażonym w graficzny system użytkownika, przetwarzanie tekstu w czasie rzeczywistym, współdzielenie dokumentów, telekonferencję, pocztę elektroniczną, hipertekst, ukochaną przez studentów i uczniów funkcję „copy & paste”, hipermedia… Te półtora godziny całkowicie zmieniło sposób w jaki ludzkość zaczęła wykorzystywać komputery, symbolicznie przeniosło je z zacisza akademickich sal i centrów obliczeniowych na nasze biurka. Odtąd komputer stał się… osobisty.
Jak możemy (lepiej) myśleć
Ale aby w pełni zrozumieć co i dlaczego tam wtedy zaszło, musimy cofnąć się aż do roku 1945 i bliżej przyjrzeć się człowiekowi o nazwisku Doug(las) Engelbart. Urodzony w 1925 od małego wykazywał zainteresowanie ówczesną „high-endową” technologią. Jego dziadek, pracownik elektrowni, zabierał go więc do pracy, pokazując jak działają turbiny i inne skomplikowane mechanizmy. A że ojciec prowadził zaś sklep z ówczesną elektroniką, czyli głównie odbiornikami radiowymi i częściami do nich, Doug był w siódmym niebie. W szkole średniej postanowił wstąpić do wojska, by w ten sposób mieć styczność z najbardziej zaawansowanym wtedy urządzeniem elektronicznym, czyli radarem. I dopiął swego, bo w 1945 został jego operatorem na jednym z amerykańskich okrętów wojennych. Nie zdążył jednak przetestować swych umiejętności w ogniu walki, bo gdy tylko wyruszył na swą pierwszą misję bojową… wojna się skończyła.
Portem docelowym jego statku była wyspa Leyte na Filipinach, gdzie cała załoga oddawała się z zapałem nicnierobieniu i świętowała zwycięstwo. Ale ileż można? Doug nudził się tam straszliwie. Większość czasu spędzał więc w lokalnej bibliotece Czerwonego Krzyża, czytając wszystko, co wpadło mu w ręce. W starym tygodniku Life trafił na artykuł Vannevara Busha zatytułowany „As We May Think”, poświęcony memeksowi. Była to wymyślona przez Busha hipotetyczna analogowa maszyna hipertekstowa (jej nazwa to skrócona fraza „memory extender”) pozwalająca gromadzić i przetwarzać informacje, w tym także je łączyć, tworząc między nimi powiązania, i śledzić je(**). Można by rzec, że było coś w rodzaju prekursora komputera osobistego. Koncepcja memeksa zauroczyła Engleberta i mocno zapadła mu w pamięć.
Tak wyglądał projekt memeksa w artykule Busha
Jak zapełnić 5 milionów minut?
Po wyjściu do cywila Doug studiował na politechnice, i z tytułem inżyniera rozpoczął pracę w Centrum Badawczym imienia Josepha Amesa w Dolinie Krzemowej. (Po latach ta instytucja stała się częścią NASA). W tym czasie poznał swą żonę – a w dzień po tym jak się zaręczył przeżył coś w rodzaju egzystencjonalnego kryzysu. Dotarło do niego, że właśnie zrealizował wszystkie życiowe plany, jakie miał. (Zresztą uznał je za bardzo przyziemne). Jak wspomniał, nagle pojął, że ma przed sobą jeszcze jakieś pięć milionów minut życia – zupełnie bez celu. Poszukując sensu swej dalszej egzystencji ambitnie postanowił pomóc ludzkości w rozwiązaniu trapiących ją problemów, czyli braku żywności, ubóstwa, chorób itd. Ale im dłużej zagłębiał się w owe tematy, tym bardziej orientował się jak bardzo złożone i jak ogromną i wielotematyczną wiedzę trzeba zgromadzić, by móc np. stworzyć wydajniejsze gatunki zbóż.
I wtedy doznał olśnienia – zamiast samemu rozwiązywać wszelkie problemy świata, mógłby stworzyć coś na kształt owego memeksa, o którym kiedyś czytał. Czyli uniwersalne narzędzie pozwalające ludziom radzić sobie ze złożonością zagadnień, nad którymi pracują. Swą wizję zawarł w 1962 w obszernym tekście „Rozszerzanie ludzkiego intelektu: Ramy konceptualne”. Przedstawił tam wizję ludzkości wykorzystującej komputery jako „wzmacniacze zbiorowego intelektu”. Jako przykłady takich działań podał m.in. człowieka tworzącego ilustrowany tekst za pomocą komputera (DTP!) oraz architekta, który wykorzystuje komputer do projektowania budynku (CAD!), a także komputera, który zdalnie przeszukiwałby dostępne banki danych, aby w kilka godzin wyekstraktować z nich wszelkie potrzebne danemu człowiekowi informacje, co jemu zabrałoby miesiące, albo i lata.
Problem w tym, że w momencie gdy pisał te słowa, ówczesne komputery absolutnie się do tych celów nie nadawały. Bo były to stojące w rozmaitych instytutach ogromne szafy błyskające światełkami, do obsługi których należało być informatykiem, żmudnie programowane za pomocą kart czy taśm perforowanych. I do tego patrzono na nie tylko jak na rodzaj „superszybkich idiotów”, elektronicznych kalkulatorów mających wyręczać ludzi w wykonywaniu masy nużących obliczeń i nic więcej. Ot, wprowadza się np. milion rekordów bazy danych, a komputer je szybko sortuje wedle wprowadzonych w programie założeń. Engelbart postanowił to zmienić – tzn. zrobić z owego „kalkulatora” uniwersalne i proste w obsłudze narzędzie, którym będą mogli się posługiwać zwykli ludzie w codziennych sprawach.
I had a dream!
„Miałem przed oczami wizję – wspominał. – Siedzę przed dużym ekranem wypełnionym rozmaitymi symbolami i dzięki operowaniu nimi mogę sterować komputerem. Inni ludzie też mają swe ekrany i mogą się z sobą łączyć, by dzielić się wiedzą”. Czyli zamarzyły mu się łatwo dostępne dla każdego maszyny z graficznym interfejsem użytkownika, z którymi można by się w prosty i intuicyjny sposób komunikować w czasie rzeczywistym, połączone w sieć, dzięki czemu ludzie będą mogli wspólnie rozwiązywać dany problem, dzielić się informacjami itd. Jak na początek lat 60-tych, było to bardzo rewolucyjne podejście, daleko wybiegające w przyszłość.
Szczęśliwym dla niego trafem artykuł ów pojawił się w idealnym momencie, bo jedna z agencji rządowych (Information Processing Techniques Office) szukała właśnie obiecujących projektów, w które warto było zainwestować pieniądze podatników. I Engelbart dostał od niej sporą subwencję. (NASA też dorzuciła sporą „działkę”). Dzięki tym dotacjom naukowiec założył ARC (Augmentation Research Center) – ośrodek zajmujący się „rozszerzaniem” ludzkiej inteligencji poprzez interakcję z komputerem.
Na początku była mysz
Pierwszym narzędziem jakie w nim opracowano była mysz komputerowa. Powstała, gdzieś w okolicach 1964 roku, w ramach prac nad metodą prostego i szybkiego komunikowania się z komputerem. Wcześniej przetestowano rozmaite metody (od pióra świetlnego, poprzez trackball, trackpad, joystick, a nawet wskaźnik umieszczony na hełmie(!) i urządzenie odsługiwane kolanami (!!)), sporządzając specjalne tabele z wadami i zaletami każdego z urządzeń. Przez długi czas faworytem zdawało się pióro świetlne. Ale z uwagi na to, że po dłuższym czasie uniesiona ręka z piórem po prostu się męczyła, wybrano bardziej ergonomiczne rozwiązanie, czyli właśnie mysz, której ideę Engelbart zaczerpnął z urządzenia zwanego planimetrem. (Ciekawostka – pierwotnie jej kabel znajdował się po jej przeciwnej stronie niż w obecnych gryzoniach).
Tak wyglądała pierwsza myszka na świecie, tzn. jej prototyp…
Kolejne lata poświęcono na stworzenie kolejnych innowacji – w tym grafiki bitplanowej (tzn. komputer mógł tworzyć na ekranie grafikę 2D, a nie tylko wyświetlać litery i cyfry), graficznego interfejsu użytkownika, wyświetlania wielu okien naraz, wysyłania e-maili, stworzenia hipertekstu, prowadzenia wideokonferencji, edycji tekstu na ekranie, WYSIWYG, udostępniania dokumentów w sieci, tworzenia blogów itd., itd. To wszystko, co wymyślili razem tworzyło system wspomagający ludzką inteligencję, zwany NLS (oNLine System), uruchamiany na mainframe’owym komputerze SDS940. W 1968 Engelbart wraz ze współpracownikami uznali, że mają już wystarczająco dużo „amunicji” by móc publicznie pochwalić się NLS-em.
„Mother of all demos”
„Podjęliśmy ogromne ryzyko – wspominał – gdy w marcu 1968 złożyliśmy wniosek o specjalną sesję na Jesiennej Konferencji Komputerowej ACM/IEEE-Computer Society Fall Joint Computer Conference w San Francisco w grudniu tego roku. To był czysty hazard, bo gdyby coś poszło nie tak, mogłoby to zagrozić dalszej egzystencji ARC. Ale z drugiej strony pomyśleliśmy, że jeśli po prostu zademonstrujemy co potrafi NLS, zamiast tylko o tym mówić, ludzie zrozumieją co jest naszym celem i po co to robimy”. Nogi się przed nim nieco ugięły, gdy dowiedział się, że ma zgodę na 90-minutową prezentację, a z uwagi na jej potencjalną doniosłość, organizatorzy konferencji wynajęli w tym celu salę na… 2000 ludzi.
W taki oto sposób reklamowano w 1968 ten pokaz.
Ekipa ARC poświęciła kilka miesięcy na przygotowania do pokazu, m.in. konstruując i montując w miejscu konferencji ogromny ekran, reflektory, dwie kamery telewizyjne oraz tworząc improwizowane łącze o szybkości 2400 baudów pomiędzy salą, gdzie Engelbart miał przemówić do ludzi i odległą o 50 km siedzibą ARC w Menlo Park, w której znajdował się komputer, na którym miano wykonać prezentację. (Dwa modemy obsługujące łącze musieli sobie sami zmajstrować).
Próby przed prezentacją, a dokładniej test ekranu na wynajętej sali.
Ekipa ARC w Menlo Park.
Ja wam teraz pokażę!
Słonecznym popołudniem 9 grudnia Engelbart, mający na głowie słuchawkę z mikrofonem, rozpoczął pokaz. Na zapełnionej po brzegi sali nie było przypadkowych ludzi z ulicy, siedziała tam sama śmietanka ówczesnej branży komputerowej i informatycznej oraz zaproszeni dziennikarze. Nic więc dziwnego, że Doug – jak przyznał – „denerwował się jak diabli”. Jego wyraźnie spięta twarz widoczna była na ekranie o rozmiarze 6.7 x 5,5 metra. Mrużył oczy, bo świecące mu twarz reflektory oślepiały go tak, że nie widział ludzi, do których mówi. „Gdybyście – rozpoczął stłumionym od nadmiaru emocji głosem, w efekcie brzmiącym tak jakby został wygenerowany przez HAL-a 9000 z „Odysei kosmicznej 2001” – mieli w biurze do dyspozycji komputer z monitorem, który by natychmiast reagował na każde działanie, które zechcecie wykonać, jak wielkie czerpalibyście z tego korzyści?”. Uśmiechnął się z wysiłkiem i obiecał, że zaraz pokaże coś, co będzie bardzo interesujące. Po czym zrobił pauzę i dodał ciszej „…tak myślę”.
Engelbart prezentuje dalekiego praprzodka Google Maps.
Dzięki drugiej kamerze na ekranie pojawiły się jego dłonie spoczywające na terminalu komputera, wyposażonego w trzyprzyciskową mysz i – poza standardową klawiaturą – „klawiaturę akordową”, zbliżoną do tej, którą do dziś wykorzystują stenotypiści. Na początku otworzył nowy dokument i kilkanaście razy pod rząd napisał słowo „word”. Po czym zademonstrował funkcję kasowania, kopiowania i wklejania bloku tekstu, a potem także przeciągania i upuszczania elementów widocznych na ekranie.
Gdy klepię ten tekst w Wordzie, machinalnie poprawiając literówki i wstawiając post factum przecinki, nawet nie próbuję zrozumieć jak bardzo to, co robię było niezwykłe w 1968.
Ale to była dopiero przygrywka. Chwilę później zaprezentował mapę pokazującą trasę wiodącą z jego domu do pracy, z zaplanowanymi postojami przy sklepie, aptece, bibliotece itd. Klikając w link „sklep” otworzył tym samym listę zakupów, które ma tam zrobić. Potem na ekranie pojawiła się twarz jednego z jego współpracowników, znajdującego się w Menlo Park. Wspólnie z em opisali zasadę działania myszy – była to pierwsza telekonferencja w historii. Zaprezentowano też jak dwóch userów siedzących przy swoich własnych terminalach mogło w tym samym czasie edytować ten sam dokument, a także pokazano jak działa poczta elektroniczna.
Los mu sprzyjał, bo choć tak wiele rzeczy mogło pójść źle, cały pokaz przebiegł bez najmniejszego problemu. Na 90 magicznych minut Doug zabrał audytorium w miejsce, gdzie dotąd nie dotarł żaden człowiek. Pokazał tym ludziom przyszłość. Odkrywał przed nimi nowe, wspaniałe światy. Nic więc dziwnego, że gdy prezentacja dobiegła końca, nagrodzono go huraganową owacją na stojąco, a co bardziej rozemocjonowani widzowie rzucili się ku scenie, niczym nastolatki na widok gwiazdy rocka.
Terminal komputera, widać też klawiaturę akordową (po lewej) i myszkę.
Bądźmy jak Engelbart
Engelbart miał rację – po pokazie ludzie zrozumieli, co on i jego ekipa stworzyli i jakie to ma konsekwencje. Już następnego dnia w gazecie San Francisco Chronicle zamieszczono entuzjastyczny artykuł „Fantastyczny świat komputera przyszłości”. Oczywiście, musiało upłynąć dobrych kilka lat, zanim zaprezentowane idee zostały przekute w konkrety. Ale już w 1973 powstał (stworzony zresztą przez dawnych współpracowników Douga) komputer osobisty Xerox Alto [patrz ramka], mający graficzny interfejs użytkownika, obsługiwany trójprzyciskową myszą, oferujący WYSIWYG i możliwość pracy w sieci. (To z niego „zrzynali” potem na potęgę i Jobs, i Gates).
Pierwszy na świecie współczesny komputer osobisty.
Doug dożył roku 2013, więc mógł zobaczyć jak wszystko, co pokazał w 1968 zostało nie tylko zrealizowane ale i całkowicie odarte z otoczki „niezwykłości”. Stało się to, o czym marzył Doug – komputer trafił pod strzechy i stał się przedłużeniem ręki zwykłego człowieka. Bo to co wtedy było czymś „futurystycznym”, niczym wzięte prosto z serialu Star Trek, po latach stało się już tylko zwykłymi narzędziami, jak nie przymierzając młotek, bez emocji używanymi przez zwykłych ludzi w ich codziennym życiu. Bo czy kogoś dzisiaj zdumiewa albo ekscytuje, że wskazuje kursorem myszy ikonę na ekranie, zrzuca pliki do chmury, klika w hipertekstowe odnośniki w Wikipedii, albo edytuje tekst w Wordzie, w drugim oknie mając otwarte GoogleMaps, gdzie ogląda sobie np. otoczenie hotelu, w którym zamierza spędzić wakacje? W 2019 żyjemy w rzeczywistości wykreowanej 51 lat wcześniej!
Douglas Engelbart około roku 2010.
A o Engelbarcie trzeba powiedzieć jedno – ten człowiek nie zmarnował swoich pięciu milionów minut. Bądźmy więc jak Doug, tylko bardziej. Bo dziś dzięki niemu dysponujemy wręcz nieziemską – z punktu widzenia ludzi z 1968 roku – mocą sprawczą. Dzięki niemu możemy tak wiele – i nie schrzańmy tego.
(*) Ale bądźmy sprawiedliwi – dziś nawet nie zdajemy sobie sprawy jak wiele rozmaitych technologii i urządzeń (np. bezprzewodowe wiertarki!) jest efektem prac badawczych przeprowadzonych w ramach księżycowej misji Apollo.
(**) W 2014 dwóch ludzi stworzyło działający model memeksa: https://www.youtube.com/watch?v=pW4SS_9nXyo
Czytaj dalej
13 odpowiedzi do “[Retrohistorie Smugglera] Matka wszystkich dem. 90 minut, które zmieniło nasz świat”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
przez 50 lat nic człowiek lepszego nie wymyslił wiec to musiało wyprzedzać jego czasy o min 100 lat
10/10
Dobry tekst, ale przepraszam, czepię się – 'półtora godziny’ boli mnie w oka.
@MantroX|Tak samo, jak mnie „nogi się PRZED nim ugięły”.
„Nogi się przed nim nieco ugięły” – jak już to pod nim. Co do ostatniego pytania – może mnie to specjalnie nie ekscytuje, ale zdumiewa jak najbardziej. Tak samo jak to, że wielotonowa kupa żelastwa może pływać lub latać. Nie ma znaczenia, że dla nas stało się to normalne. Wystarczy chwilę podumać nad tym – jak wiele osiągnął człowiek od początku swojego istnienia. Oczywiście powinno się zacząć zastanawiać ile ludzkość mogłaby osiągnąć, gdyby nie chciała się pozabijać, ale to już inna bajka.
Ops. Poprawimy to.
Jakbys nie zauwazyl, teraz redakcje PCF i CDA to w sumie jedna redakcja. a ze data akurat bardzo pasuje, to w czym problem, ze pojawil sie w PCF w druku i tu, w sieci?
Świetny artykuł!
Zacny artykuł :)| 9+ znak jakości
Bardzo dobry artykuł!
Zatem spoko 🙂
@alistair80 Niby wiele osiągnął, ale, powiedzmy, w skali Wszechświata, to trochę mało. Chodzi mi o podróże kosmiczne.
Bardzo fajny i ciekawy ar.t – również czytałem go pierwotnie w PCF i po wstępniaku już odgadłem kto jest jego autorem 😛