Rok przed filmem. Recenzja książki „Diuna. Książę Kaladanu”

Rok przed filmem. Recenzja książki „Diuna. Książę Kaladanu”
Co działo się na świecie rok przed przejęciem Arrakis przez Atrydów? Cóż, na pewno nie było spokojnie.

Syn Franka Herberta i Kevin Anderson ponownie sięgają do świata Diuny. Tym razem centralną postacią jest sam Leto Atryda, ojciec Paula, zaś akcja toczy się zaledwie rok przed przekazaniem Arrakis w ręce rodu Atrydów. Niewątpliwym plusem książki (która stanowi pierwszy tom trylogii, bo przecież to musi trwać), jest zarysowanie tła dla wydarzeń znanych z „Diuny. Z tego też powodu po pozycję tę mogą śmiało sięgnąć osoby, które nie znają jeszcze cyklu.

Herbert i Anderson wychodzą od mocnego wydarzenia – zamachu przeprowadzonego podczas hucznej imprezy zorganizowanej przez imperatora na Otorio. Książę Leto cudem wychodzi z tej kabały cało, by niedługo później odkryć na własnej planecie ponure skutki handlu narkotykiem produkowanym pod jego własnym nosem. Kiedy już wydaje się, że uda mu się zapanować nad sytuacją, humor psuje mu świadomość, że trzeba w końcu pomyśleć o żonie dla Paula. Wiele rzeczy naraz zwaliło się na biedną głowę księcia, ale spokojnie, nie będzie musiał kombinować sam. Pomogą mu znani wszystkim fanom uniwersum Jessica, Duncan Idaho, Thufir Hawat i Gurney Halleck.

W „Księciu…” wiele się dzieje, ale nie są to wydarzenia na miarę spisków i intryg z „Gry o tron”. Ciekawy jest wątek KHOAM, megakorporacji, która próbuje utrzymać status quo, mimo że znajduje się poza nawiasem arystokratycznych rodów Landsraadu. Dużą przyjemność sprawiło mi wczytywanie się w ruchy Bene Gesserit, czujących podskórnie zbliżający się przełom w ich knowaniach. Nie jest to jednak powieść porażająca swoim rozmachem. 

Nie ma w niej też ani grama filozoficznych rozważań czy prowadzonych na wielu poziomach rozmów. Mam wrażenie, że niektóre dialogi są za proste, a postacie trochę nazbyt chętnie mówią, co czują i myślą. Gdzie się podziali ci wytrawni dyplomaci i krasomówcy zdolni ukryć kłamstwo w prawdzie?

Jeśli chodzi o fabułę czy narrację, nie ma zaskoczenia, zwłaszcza dla osób, które znają inne książki  Briana Herberta i Andersona  – „Księciu Kaladanu” pod wieloma względami daleko do „Kronik Diuny”. Finezja języka literackiego, z której znany był Herbert senior, to coś, czego los poskąpił jego synowi. Najnowsza książka duetu jest natomiast przyzwoitym science fiction przybliżającym sylwetki postaci, które w skondensowanej pod względem wydarzeń „Diunie” nie miały czasu zabłysnąć. 

Jednak czy opisy Briana Herberta wnoszą aż tak wiele w porównaniu do szybkich, ale wyrazistych szkiców Herberta seniora? Baron Harkonnen pozostaje bezwzględnym zwyrolem rozsmakowanym w cierpieniu młodzików, Fenring jest tak samo inteligentny, a Shaddam – zaślepiony własną pozycją. Jessica i Paul są tak wyidealizowani, że aż mdli. „Księcia Kaladanu” czytałam raczej z obowiązku i tym chętniej wróciłam po nim do cyklu Franka Herberta.

[Block conversion error: rating]

3 odpowiedzi do “Rok przed filmem. Recenzja książki „Diuna. Książę Kaladanu””

  1. Diunę czytałem stosunkowo niedawno, jakoś dwa lata temu. I choć doceniam wykreowanie całego uniwersum, rozmach, całą tę historię, mitologię, ekologię i ogólną uniwersalność przekazu, to jednak nie byłem aż tak mocno zaangażowany w lekturę. Fajne, przeczytane, odhaczone – tyle. Wcześniej czytałem dwie części Hyperiona Dana Simmonsa i tu widzę przyczynę. Otóż dla mnie era książek z gatunku s-f dzieli się na przed- i pohyperionową 🙂 Dzieło Simmonsa to dla mnie niebywałe osiągnięcie i jedno z większych przeżyć jeśli chodzi o książki w ogóle.

  2. Będą doić tę krowę aż uschnie cała i padnie w trawę.

  3. Coz, po Franku Herbrcie przejac paleczke to ciezke zadanie. Niestety duet nie stanal na wysokosci zadania, a Brian notatki taty powinien oddac innemu autorowi (np. Sandersonowi) zamiast brac sie za pisanie kontynuacji i zakonczenia pierwszej serii. Pare ksiazek wyszlo mu przyzwoicie, ale mam wrazenie, ze to wypadek przy pracy.

    Diuna uksztaltowala moje podejscie do SF i bardzo sie ciesze, ze wryla sie glebiej niz Gwiezdne Wojny.

Dodaj komentarz