„Duchy w Wenecji”. Poirot kontra zjawiska nadprzyrodzone [RECENZJA FILMU]
![„Duchy w Wenecji”. Poirot kontra zjawiska nadprzyrodzone [RECENZJA FILMU]](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2023/09/18/a5902a8d-c19e-406e-b055-68ad6c223624-1920x960.jpeg)
I w sumie szkoda, bo takie historie mają spory potencjał, czego dowodem chociażby gra ukraińskiego studia Frogwares – Sherlock Holmes: Przebudzenie. Z tych samych powodów równie duże nadzieje wiązałem z najnowszym filmem Kennetha Branagha.
Kto rusza talerzykiem?
Herkules Poirot ląduje na przedwczesnej emeryturze. Zaszył się w urokliwej Wenecji, nie przyjmuje żadnych spraw i wręcz stroni od ludzi, w czym pomaga mu eksgliniarz zatrudniony w charakterze osobistego ochroniarza. Usypiającą rutynę przerywa dawna przyjaciółka naszego detektywa, która prosi go o pomoc w zdemaskowaniu kobiety podającej się za medium. Trudno wyobrazić sobie lepszego kandydata do tej roboty, wszak Poirot nie wierzy w życie po życiu, a ludzie kontaktujący się ze zmarłymi to w jego ocenie zwykli hochsztaplerzy. I faktycznie dzięki swej przenikliwości prześwietla zgrabnie wyreżyserowaną maskaradę już w pierwszych minutach seansu spirytystycznego.

Tyle że niedługo później coś naprawdę zaczyna się dziać. Coś niewytłumaczalnego, czego rozum kurczowo trzymający się doczesności nie potrafi w rozsądny sposób wyjaśnić. Gdy na dodatek w drastycznych okolicznościach ginie pierwsza osoba, atmosfera się zagęszcza. Warto dodać, że cała historia rozgrywa się w popadającym w ruinę domostwie, które w przeszłości było świadkiem tragicznych wydarzeń, a teraz niespokojne duchy rzekomo cyklicznie tu wracają, nękając kolejnych lokatorów. Rzecz jasna Poirot nie daje temu wiary, ale kiedy zaczyna dostrzegać i słyszeć to, co jego zdaniem nie ma prawa istnieć, klarowny umysł detektywa zostaje poddany nielichej próbie.
Kto zabił?
Branagh nie pierwszy raz mocuje się z prozą Agathy Christie (nie tylko wyreżyserował dwa filmy o perypetiach słynnego detektywa, czyli „Morderstwo w Orient Expressie” (2017) i „Śmierć na Nilu” (2022), lecz także w nich zagrał). Tym razem wziął się za bary z „Wigilią Wszystkich Świętych”, ale wraz ze scenarzystą „delikatnie” zmasakrował materiał źródłowy. W fabule zrobiono gruntownie przemeblowanie, zmieniając szereg pomniejszych wątków, a nawet samo miejsce akcji (w oryginale historia rozgrywała się nieopodal Londynu). Nie zmienił się natomiast typowy dla powieści Christie motyw przewodni, w którym na dość niewielkiej przestrzeni zostaje zamknięta pewna grupa osób, a na liście podejrzanych o morderstwo lądują wszyscy zgromadzeni.

Dalej już standardowo i metodycznie: przesłuchiwanie każdego z osobna i szukanie luk w zeznaniach, badanie zwłok, oględziny miejsca zbrodni i analiza zebranych informacji. Przez większość seansu o naturze mordercy wiemy dokładnie tyle, ile twórcy chcą nam przekazać (czyli niewiele), niemniej wszystkie istotne tropy pojawiają się na ekranie choćby na krótką chwilę. W klasycznym dla brytyjskiej pisarki finale na oczach zebranych Poirot wyjaśnia, kto jest mordercą i jaki ów zabójca miał motyw, podając ze szczegółami kolejne kroki na drodze swej dedukcji. I oczywiście nie pudłuje.
Komu polecić?
Choć obraz wydaje się odrobinę ciekawszy od poprzednich ekranizacji popełnionych przez Branagha, mam z nim spory problem (z filmem, nie aktorem). Na każdą zaletę znajdzie się wada, nawet jeśli nie podobnego kalibru, to taka, która skutecznie psuła mi odbiór seansu. Z jednej strony widzimy oszczędną, ale stylową scenografię, z drugiej operator kamery zbyt często ukazuje ją z przedziwnych ujęć. Efekty dźwiękowe są tu niezwykle soczyste, ale muzyka na ich tle wypada płasko – jeśli już wybrzmiewa, miast podnosić ciśnienie, skutecznie usypia. Mamy wreszcie fantastyczną obsadę i przemyślaną intrygę, ale bez kilku drętwych dialogów i zbędnych scen film mógłby się spokojnie obejść.
Jest też nieoczywisty dla gatunku klimat romansujący z wątkami paranormalnymi, ale niszczą go niepotrzebne i oklepane jump scare’y serwowane w nadprogramowych ilościach. Serio, liczba niespodziewanych trzaśnięć drzwiami i nagle tłuczonej porcelany jest grubo przesadzona. Ostatecznie wyszedł solidny średniak nieźle sprawdzający się jako kryminał, ale z kinem grozy, które nieumiejętnie próbuje naśladować, niemający nic wspólnego. Wszelkie inspiracje gatunkiem horroru w najlepszym razie należy traktować jako wartość dodaną, w najgorszym – jako zbędny balast.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
-
Spin-off „Gry o tron” na pierwszym zwiastunie. Wielkimi krokami nadciąga „Rycerz...
-
Reboot „Z archiwum X” w drodze. Poznajcie następczynię Dany Scully
-
Co czeka Dextera Morgana? Stacja podjęła decyzję o przyszłości serialu „Dexter:...
-
To nie koniec Kanga Zdobywcy? Aktor nie wyklucza powrotu: „Multiwersum daje wiele...
Jedna odpowiedź do “„Duchy w Wenecji”. Poirot kontra zjawiska nadprzyrodzone [RECENZJA FILMU]”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Chciałem napisać, że chociaż sam lubię fantastykę, nie przepadam za pakowaniem elementów „nadprzyrodzonych” gdzie się da, nie patrząc, czy pasują… Ale potem przypomniałem sobie, że akurat sama pani Christie owe elementy lubiła. Jako dzieciak w szkolnej bibliotece natrafiłem na zbiór jej opowiadań zawierający same „opowieści niesamowite” czy też wprost horrory – nie pamiętam jego tytułu… niekoniecznie był to zbiór „Śmierć nadchodzi jesienią”, który też zawiera jej teksty z wątkami paranormalnymi, natomiast na pewno znajdowało się tam opowiadanie „Ogar śmierci”.